Cud Bożego Narodzenia

Andrzej Macura

publikacja 23.12.2002 21:05

Dlaczego co roku obchodzimy Boże Narodzenie i śpiewamy, że „Bóg się rodzi”, skoro Bóg - jak podpowiada nam intuicja - nie może się urodzić, skoro nie powinien mieć ani początku, ani końca?

Obchodzenie świąt Bożego Narodzenia dotyka dwóch ważnych prawd wiary. Przede wszystkim nauki o Trójcy Świętej, a dokładniej o dwóch Jej Osobach: Ojcu i Synu. Po wtóre, nawiązuje do tego, co nazywa się chrystologią, a co mniej uczenie można by nazwać odpowiedzią na pytanie: kim jest Jezus?





Pismo Święte każe traktować Jezusa jako Boga. Wiele tekstów tak Go przedstawia: Jezus odpuszcza grzechy paralitykowi (może to robić tylko Bóg - Mk 2,1-10), autorytatywnie interpretuje Boże przykazania (Mt 5,21-48), potrafi uciszyć burzę na jeziorze (Mk 4,35-41) i wypędzić z opętanego złe duchy (Mk 5,1-20). Te i inne czyny Jezusa powodują, że wielu zaczyna się zastanawiać, „kim właściwie On jest” (Mk 4,41). To pytanie musieli sobie zadawać przede wszystkim uczniowie Jezusa. Trudno prześledzić ewolucję ich poglądów, wiemy jednak, iż w końcu doszli do przekonania, że Jezus jest Bogiem.

Wyraz tej wierze daje między innymi św. Jan w Prologu swojej Ewangelii. Nazywając Jezusa Słowem, pisze: „Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga i Bogiem było Słowo” (J 1,1). Potwierdzając tę zaskakującą dla wielu myśl, wyjaśnia w wierszu 3.: „Wszystko przez Nie (Słowo) się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”. To Bóg stworzył świat. Jan pisze jednak, że świat stał się przez Jezusa! Wraca do tej myśli, pięknie pisząc: „Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli” (J 1,10-11). Jezus jest więc Bogiem! Wszelkie próby opacznej interpretacji swoich słów przecina Jan, mówiąc: „Boga nikt nigdy nie widział, Ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J 1,18). Wyraźnie Jezus jest tu nazwany Jednorodzonym Bogiem, różnym od tego, o którym pouczył.

Mając przed oczyma te i inne teksty Pisma Świętego, chrześcijanie z pokorą uznali, że Jezus jest równy Bogu Ojcu. Zapewne niejednemu nie chciało się to zmieścić w głowie, być może niejeden był tym zgorszony, ale taka była prawda. Jezus siebie uważał za Boga i taką wiarę przekazali Apostołowie.

Kilkaset lat później Kościół uroczyście wyznał wiarę w bóstwo Chrystusa słowami: „I (wierzę) w Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, który z Ojca jest zrodzony przed wszystkimi wiekami. Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego. Zrodzony, a nie stworzony, współistotny Ojcu (...)”. Aby podkreślić równość w godności, czci i chwale Ojca i Syna, posłużono się terminami „jednorodzony”, „zrodzony z Ojca”, „współistotny Ojcu”, „zrodzony, a nie stworzony”. Gdyby Syn był stworzony, byłby kimś mniejszym niż Stwórca. Termin „zrodzony” podkreśla równość w istocie. „Bóg z Boga, Światłość ze Światłości, Bóg prawdziwy z Boga prawdziwego”. Jeśli zrodzony - to znaczy, że ma taką samą naturę jak Ten, który zrodził, czyli jest Mu równy.

Ten Bóg, współistotny Ojcu, w pewnym momencie historii, dla zbawienia człowieka, stał się człowiekiem. Nie udawał człowieka. Stał się człowiekiem. „On to dla nas, ludzi, i dla naszego zbawienia zstąpił z nieba i za sprawą Ducha Świętego przyjął ciało z Maryi Dziewicy, i stał się człowiekiem”. W chwili wcielenia dwie natury, Boska i ludzka, połączyły się w jednej Osobie Jezusa Chrystusa, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Nie przestając być w pełni Bogiem, Syn Boży stał się w pełni człowiekiem. Dlatego możemy dziś powiedzieć: Bóg płakał, Bóg ssał pierś swojej mamy, Bóg pracował, Bóg cierpiał, Bóg umarł na krzyżu. Nie możemy natomiast powiedzieć, że np. bóstwo Jezusa cierpiało. Bóg nie może cierpieć. Cierpiało człowieczeństwo. A że chodzi o jedną osobę Boga-człowieka, możemy powiedzieć: Bóg cierpiał. Dlatego możemy też mówić o narodzeniu się Boga. Nie Boskiej natury Jezusa, bo ta istnieje odwiecznie, lecz Jego natury ludzkiej. A że chodzi o jedną osobę Boga-człowieka, możemy śpiewać o wydarzeniu sprzed dwóch tysięcy lat: „Bóg się rodzi”. Brzmi to tak, jakby powiedzieć: Ma granice nieskończony, wzgardzony - okryty chwałą, śmiertelny król nad wiekami”. To zobaczyliśmy w betlejemskiej stajni. Bóg stał się człowiekiem.

Dobrze tę prawdę ujmują słowa kolędy: „Witaj dwakroć narodzony: raz z Ojca przed wieków wiekiem, a teraz z Matki człowiekiem”. Obchodząc święta Bożego Narodzenia, wspominamy więc fakt, że Jednorodzony Syn Boży, współistotny Ojcu, stał się człowiekiem. Stał się jednym z nas, byśmy - przez Jego śmierć i zmartwychwstanie - stali się dziećmi Bożymi. Zapewne mógł nas zbawić, nie stając się człowiekiem. Wybrał jednak tę drogę. Dla nas nie jest to bez znaczenia. Bóg uczył się mówić, potem pracował własnymi rękami i bywał na weselach. A w końcu zabili Go, jak przestępcę, powiesiwszy na krzyżu. Bóg na pewno rozumie zwyczajne, ludzkie sprawy. Nie gardzi naszą nauką, pracą, zabawą, śmiechem, zachwytem zamyśleniem i płaczem...

Dla dociekliwych:
Wiarę w bóstwo Chrystusa wyznaje także św. Paweł, pisząc o Jego wcieleniu w Liście do Filipian: „On, istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać Sługi, stawszy się podobnym do ludzi” (Flp 2,6–7). Jezus, Syn Boży - równy Ojcu - uniża siebie i staje się człowiekiem. Czy przestał być przez to Bogiem? Odpowiedź wydaje się zbyteczna.

W Ewangeliach synoptycznych (czyli Mateusza, Marka, Łukasza) znajdujemy także relację o tym, że Jezus sam siebie uważa za Boga. Ma to miejsce w kluczowym momencie Jego życia, podczas przesłuchania przed Wysoką Radą. Pytającym Go o to, czy jest Mesjaszem, mówi: „Odtąd Syn Człowieczy (tak Jezus często określa siebie) siedzieć będzie po prawej ręce Wszechmocy Bożej”. Po prawej ręce króla zasiadał syn - następca tronu. Słuchacze zrozumieli, co powiedział: „Zawołali wszyscy: »Więc Ty jesteś Synem Bożym?«. Odpowiedział: »Tak. Jestem nim«”. Tytuł Syna Bożego przysługiwał m.in. pobożnemu Izraelicie. Nie byłoby w stwierdzeniu Jezusa nic nadzwyczajnego, a jednak kontekst Jego wypowiedzi - owo zasiadanie po prawicy Boga - sprawił, że tytuł Syna Bożego w uszach przesłuchujących Go nabrał znaczenia dosłownego. Taka też była intencja Jezusa. I za to, za bluźnierstwo, za podawanie się za Bożego Syna - czy się to komuś podoba, czy nie - Jezus został skazany na śmierć (Łk 22,66-71).