Papież zna wszystkie zwrotki

Barbara Gruszka-Zych

publikacja 23.12.2002 21:20

Rzymskie Wigilie

W słoneczny, rzymski dzień niejeden turysta może pomylić grudzień z naszym chłodnym latem. Odpoczywający na schodach Bazyliki św. Piotra wystawiają twarze do słońca, a rozgrzane stopy oziębiają na marmurowych płytach. Zawieszone nad ulicami i placami palmy rysują zieloną mozaikę na błękitnym, włoskim niebie. Ale z początkiem Adwentu na Placu św. Piotra, przy obelisku, pojawia się potężna konstrukcja. Znak, że idzie kalendarzowa zima, a z nią święta Bożego Narodzenia. Od początku pontyfikatu Jana Pawła II uświetniane szopką wysokości dwupiętrowego domu i kilkumetrową choinką, stojącymi przed Bazyliką. Polacy czują się tu jak u siebie. Włosi, przyzwyczajani przez 24 lata, też nie wyobrażają już sobie innych świąt w Watykanie.

Do czasów Papieża Polaka bożonarodzeniowy Plac św. Piotra pozostawał pusty. Popularne tu były jedynie małe szopki składane w domach przez rodziny. Tę tradycję wprowadził św. Franciszek, patron Włoch. Takie maleńkie, niekiedy wręcz filigranowe, stajenki betlejemskie można kupić na straganach Piazza Navona podczas Befana, czyli świątecznego jarmarku. Rodzice z dziećmi wybierają ich „wyposażenie” (mniejsze od zapałki) - zapasy żywności, żłóbek, sianko i mieszkańców - oprócz figurek Maryi, Józefa i Dzieciątka, ruchome kucharki wałkujące ciasto, młynarzy mielących ziarna, skubiące trawę owieczki. Jak opowiada ks. prał. Stefan Wylężek, szef polskiej Fundacji Jana Pawła II, na prowincji każda rodzina stara się mieć co roku nową szopkę. W Ceneselli, w diecezji Adria-Rovigo koło Ferrary, gdzie spędza święta, mieszkańcy stają do konkursu na najpiękniejszą stajenkę.

- Ale olbrzymia stajnia przed Bazyliką św. Piotra to polskie novum - mówi o. Konrad Hejmo, dyrektor „Corda Cordi” Duszpasterskiego Ośrodka dla Pielgrzymów Polskich w Rzymie. - To ogromna mobilizacja pracowników watykańskich, bo konstrukcję trzeba przygotowywać prawie cztery tygodnie.
Powstała niepisana międzynarodowa tradycja przysyłania choinek do Watykanu. Poszczególne kraje, w tym roku Chorwacja, ofiarują swoje drzewka na Plac św. Piotra. Przyjeżdżają z nimi prezydenci bądź premierzy, którzy uroczyście przekazują choinkę Ojcu Świętemu. W ostatnich latach przyjmuje ich na Placu kard. Edmund Szoka, zarządca gubernatoratu watykańskiego. Papież błogosławi z okna, a później zaprasza ich do siebie. Przez kilka lat zapalał choinkę, pozostając w pokojach na górze. Ostatnio oświetlają ją stojący na Placu.

We Włoszech popularne jest powiedzenie: „Boże Narodzenie spędzaj ze swoimi, a Wielkanoc z kimkolwiek chcesz”. Mimo podkreślanej rodzinności świąt, nie ma tu tradycji wieczerzy wigilijnej. Ks. Wylężek w dwutysięcznej parafii w Ceneselli tego dnia zjada, jak wszyscy Włosi, zwyczajną kolację. O 24.00 spotyka się z wiernymi na Mszy św., a potem w sali parafialnej składają sobie życzenia. W Watykanie 24 grudnia to uroczysty wstęp do świąt. Jan Paweł II zwykle siada do wigilii o godz. 18.00. W roku jubileuszowym ten stały rytm świętowania skrócono, ze względu na nadmiar jego zajęć. Teraz wszystko wraca do normy.

Duszpasterz polskich pielgrzymów, o. Hejmo, który nieraz uczestniczył w papieskiej wigilijnej kolacji, wspomina, że rozpoczynają ją krótkie życzenia Ojca Świętego dla zebranych. Potem jest czas na wspólną modlitwę i posiłek. Dwanaście tradycyjnych dań polskiej kuchni przygotowuje siedem sióstr sercanek. Podają je na stół ustrojony zapalonymi świecami na adwentowych wieńcach. Kiedy się go rozsunie, może przy nim zasiąść dwadzieścia jeden osób. Taka też jest liczba uczestników wieczerzy. Trudno zdobyć obrus na tak duży blat. Ale co roku przywozi go w darze ks. Mirosław Drozdek z sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej w Zakopanem. Górale szyją go prawie z jednego kawałka materiału, dosztukowując tam, gdzie ściegi ukryją dekoracje. Te dwadzieścia osób, wyznaczonych przez obwód stołu, to przede wszystkim Polacy. Jak mówi o. Hejmo - polscy pracownicy różnych dykasterii watykańskich, sekretariatu stanu, uniwersytetu. Zawsze zapraszany jest mieszkający w Watykanie kard. Andrzej Descur. Ostatnio bp Stanisław Ryłko z Krakowa. A także inni krakowscy przyjaciele, dawni koledzy profesorowie i studenci. Tradycyjnie już - ks. prof. Tadeusz Styczeń. Po kolacji przychodzi czas na kolędowanie. Zależnie od nastroju, śpiewanie zaczyna Papież, siostry albo ks. Tadeusz Styczeń.

- Ojciec Święty jest rozmiłowany w tekstach i melodiach kolęd i pieśni wielkopostnych - mówi
o. Hejmo. - Siostry nieraz słyszą, jak śpiewa je sam w pokoju. Jan Paweł II jest najwytrwalszym kolędnikiem. Zna prawie wszystkie zwrotki. Kiedy inni w blasku świec nie mogą odczytać z kantyczek, brakujących w pamięci linijek, śpiewa sam. A wszystko kończy kolędą „Oj maluśki, maluśki”, której „dorabia” własne, ostatnie zwrotki, odnoszące się do zebranych albo do jakiejś aktualnej sytuacji. Goście w napięciu czekają na tę papieską improwizację, ciekawi, jakim żartem tym razem ich zaskoczy. Dla ludzi z innych kręgów kulturowych polskie dzielenie się opłatkiem, palenie świec adwentowych nie jest całkiem zrozumiałe.

- Kiedy drugim sekretarzem pomocniczym był bp Emery Kabongo z Konga, to na takich uroczystościach siedział jak na tureckim kazaniu - wspomina o. Hejmo. - Jan Paweł II śmiejąc się, nazywał go „męczennikiem kolacji”.

Jak twierdzą osoby zaproszone na wigilię z Papieżem, jest to prawdziwe misterium. Czas radości, humoru, ale i głębokich przeżyć religijnych. Spotkanie z Namiestnikiem św. Piotra. Godzinę przed północą Ojciec Święty musi być już wolny, gdyż przygotowuje się do sprawowania Mszy św.
Do tradycyjnie polskiej wigilii zasiadają też rodacy we wszystkich centrach polskich na terenie Rzymu. W nowym ośrodku „Corda Cordis” przy via Vincenzo Monti, uroczystą wieczerzę i świąteczny obiad przeżywają wspólnie pielgrzymi polscy z całego świata, w tym roku liczna grupa z USA.
W Centralnym Ośrodku Duszpasterstwa Emigracji, blisko Largo Argentino, o 22.00 rozpoczyna się skromny posiłek.

- Oprócz księży, pracowników duszpasterstwa, zapraszamy samotnych Polaków mieszkających w Rzymie - mówi duszpasterz polskiej emigracji abp Szczepan Wesoły. - Przychodzą ci, którzy nie wyjechali na święta do kraju, bo pracują w charakterze opiekunów starszych i chorych, albo po prostu nie chcą wydawać pieniędzy na przejazd, bo oszczędzają. Zjawia się też grupa mieszkających tu na stałe rodaków. Wszyscy biorą udział w Pasterce w polskim kościele pw. św. Stanisława.

W odległym o prawie 15 km od Watykanu Domu Polskim przy via Cassia, położonym w malowniczym, palmowym ogrodzie, do świąt zaczynają się przygotowywać przez odmawianie nowenny. W połowie grudnia przyjeżdżają tu górale, którzy wyruszyli z Zakopanego w uroczystość Niepokalanego Poczęcia z dwiema dwumetrowymi choinkami, które ozdobią apartamenty Papieża.

- W tym roku święta spędzi u nas sto osób - opowiada dyrektor Domu ks. prał. Mieczysław Niepsuj. - Do wieczerzy zasiądą pielgrzymi z Litwy, Polski, Niemiec, Stanów Zjednoczonych. W wigilię, o godz. 18.00, śpiewamy ostatnią nowennę w kaplicy, a potem przechodzimy do jadalni, żeby połamać się opłatkiem. Czasem, gdy gości jest dużo, spotykamy się w kilku jadalniach i składanie życzeń trwa dłużej.

We Włoszech nie ma tradycji jedzenia karpia, ale specjalnie dla Domu Polskiego dostawca przywiezie ponad 20 kg tych ryb. Większość pielgrzymów chce zdążyć na Pasterkę w Bazylice św. Piotra, dlatego wychodzą na podmiejską kolejkę już o 20.00, żeby zająć wcześniej odpowiednie miejsca. Pozostali, a więc pracownicy Domu - osiem sióstr sercanek, panie z Instytutu Prymasowskiego, świeccy, a także mieszkający w okolicy Polacy, podczas Pasterki zapełniają „domową” kaplicę do ostatniego miejsca. Ks. Niepsuj jest duszpasterzem licznej, choć stale zmieniającej się rzeszy wiernych. W roku jubileuszowym przebywało tu 10 tys. pielgrzymów. W zwykłych latach - 7-8 tys.

- Centralnym momentem Bożego Narodzenia jest błogosławieństwo Urbi et Orbi, dlatego, kto może, udaje się na Plac św. Piotra, zostaje tylko obsługa Domu - mówi jego dyrektor.

Na Awentynie, przy wczesnochrześcijańskiej Bazylice Santa Sabina, w Kurii Generalnej Dominikanów mieszkają także polscy zakonnicy. Przy drodze pachnące gaje pomarańczowe z zapalonymi żarówkami owoców. O. Wojciech Morawski pokazuje widoczne przez klasztorne okno drzewko pomarańczowe, według tradycji sprowadzone do Rzymu przez św. Dominika. Wyższe od innych, obsypane dorodnymi owocami.

- Właśnie w grudniu dojrzewają tu pomarańcze - mówi o. Morawski.

Jeszcze przed kilku laty ozdobą polskich świątecznych stołów były te pomarańczowe cytrusy. Dzieciom nieodłącznie kojarzyły się ze świętami i choinką. Polscy zakonnicy mogą zrywać je sami prosto z drzewa. I przez cały rok mają święto.