Adwent z cnotami - Cnotliwemu życie smakuje

publikacja 27.11.2005 07:15

Sensem Adwentu jest oczekiwanie na Zbawiciela. Pobożne, radosne i, dodajmy, konkretne. Nie chodzi o czekanie z założonymi rękami.

ks. Mirosław Mróz ks. Mirosław Mróz

Nadzieja nie oznacza bierności, ale nakazuje zabrać się do roboty, aby dobrze przygotować się na spotkanie. Nadzieja to droga, którą idę do celu, konsekwentnie, krok po kroku, dzień po dniu.

„Gość” proponuje, by przewodniczkami w Adwencie stały się cztery cnoty, które nazwano kardynalnymi. Już greccy filozofowie, a potem i chrześcijanie uznali je za klucz do dobrego życia. Słowo „cnota” utraciło dziś swój blask i wartość. A szkoda, bo cnoty to stary i sprawdzony pomysł na mądre życie. Dobry człowiek to nie ten, kto raz uczynił rzecz dobrą i słuszną, ale ma w zwyczaju czynić dobre rzeczy. Cnota jest właśnie świętym nawykiem czynienia rzeczy dobrych. To świętość w codzienności i powszedniości.

Przez kolejne adwentowe niedziele będziemy przypominali jedną z cnót, czyli w kolejności: roztropność, umiarkowanie, sprawiedliwość i męstwo. Nie bójmy się cnót! One, jak mądre druhny weselne, pokazują drogę na spotkanie z Oblubieńcem. Warto dać się im prowadzić…

Cnotliwemu życie smakuje


O cnocie bez ironii z księdzem Mirosławem Mrozem rozmawiaks. Tomasz Jaklewicz

Ks. Tomasz Jaklewicz: Księże Profesorze, czy warto jeszcze dzisiaj mówić o cnotach?

Ks. Mirosław Mróz: – W niektórych środowiskach słowo „cnota” brzmi nieelegancko i budzi uśmiech na twarzy. Stara nauka o cnotach została już w znacznym stopniu zapomniana lub odstawiona do lamusa. Słowa z czasem tracą swą moc oddziaływania. Szczególnie podatne na dewaluację są te odnoszące się do spraw wielkich i doniosłych. Mimo to niełatwo usunąć z języka pewne fundamentalne wyrażenia. Z taką trudnością niewątpliwie mamy do czynienia w wypadku terminu „cnota”. Proponuję zachować ostrożność w używaniu wielkich słów, zachęcam jednak do odkrywania pierwotnego i prawdziwego znaczenia cnót. W kulturze Zachodu wszędzie tam, gdzie mówiono o człowieku, który zrealizował swoje człowieczeństwo, znaleźć można pojęcie cnoty brzmiące wartościowo i dobitnie. Jestem przekonany, że chrześcijańskie rozumienie cnót ukazuje ideał życia aktualny także w naszych czasach. Celem nie jest ratowanie pojęć czy teorii, ale ratowanie człowieka, tak by nie rozminął się z prawdziwym życiem.

– Ale sami etycy i moraliści mówią dziś rzadko o cnotach. Księża też unikają tego słowa.

– Niektórzy etycy przestali posługiwać się pojęciem cnoty. Zastąpili je pojęciami: obowiązek, sumienie, prawo, zaś w tradycji kojarzonej z liberalizmem – wolność i wartość. W dość modnej dziś socjologii moralności zamiast o cnocie mówi się wyłącznie o postawach lub psychospołecznych predyspozycjach. Etyka współczesna zapomina często o swoim podstawowym zadaniu: „pomóc żyć mądrze”. W latach 70. ubiegłego wieku niektórzy filozofowie z krajów anglosaskich szukali lekarstwa na obecny kryzys etyki. Postanowili powrócić do klasycznej greckiej nauki o cnotach. Wywołało to spore poruszenie w środowisku nie tylko akademickim. Pociągnęli oni za sobą także teologów – zarówno katolickich, jak również protestanckich, mobilizując do odkrywania zapomnianych tradycji. Obecnie słowo „cnota” znowu zaczyna brzmieć dostojnie, chociaż do pełnej jego rehabilitacji jeszcze daleko.

– Czym jest cnota?

– Człowiek dokonując wyborów, kształtuje siebie. Staje się kimś. Czyniąc zło, nabiera wprawy w złym, czyli łatwiej przychodzi mu czynić zło. I odwrotnie, czyniąc dobro, nabiera wprawy w dobrym, czyli łatwiej przychodzi mu czynić dobro. Na przykład kiedy kłamiesz, stajesz się kłamcą; mówiąc prawdę, stajesz się prawdomówny. Oczywiście nie od razu, ale krok po kroku. To pierwsze jest wadą, to drugie cnotą. Cnota jest więc rodzajem dobrej sprawności, dobrym używaniem wolnej woli. Cnota nie jest tylko nawykiem powstałym przez powtarzanie czynów, na zasadzie psychicznego mechanizmu. Jest osobistą zdolnością do działania, owocem całego ciągu czynów wartościowych, możnością wzrastania i doskonalenia. Różne uwarunkowania historyczne spowodowały, że cnota w naszym stuleciu stała się synonimem bierności, słabości czy ucieczki od świata. A przecież słowo „cnota”, gr. arete, łac. virtus, pochodzi od siły (vis). Św. Tomasz z Akwinu cnotę rozumie jako wyraz największej mocy ludzkiego ducha. Istotą cnoty nie jest heroiczny wysiłek pokonywania siebie, ale podążanie za dobrem. Cnoty udoskonalają wolność człowieka. Człowiek na ogół wie, co jest dobre, ale wybiera łatwiejsze zło. Cnota mobilizuje go do wybierania dobra, do znajdywania najlepszych wariantów – takich, w których chodzi o największe dobro.
– Należy mówić o cnotach (liczba mnoga) czy raczej o cnocie?

– Św. Tomasz nigdy nie mówi o cnocie, tylko zawsze o cnotach: De virtutibus. A jednak mojej książce o etyce Akwinaty dałem tytuł: „Człowiek w dynamizmie cnoty” (l. pojedyncza!). Czy to pomyłka? Nie. Do zdobycia cnót potrzebne jest naśladowanie jakiegoś wzoru. Św. Tomasz akcentuje, że dla chrześcijanina to Chrystus, i tylko On jest sprawnością ku dobru. On jest „jedyną cnotą” dla chrześcijanina. On bowiem był „prawdziwym człowiekiem”, wzorem najpiękniejszego człowieczeństwa, wzorem każdej ludzkiej cnoty. On jest zarazem siłą, łaską dla nas, byśmy stawali się ludźmi takimi jak On. Życie cnotliwe nie jest więc regulowane w swej istocie przez przykazania czy przez dokumenty prawne, czy też idee przewodnie lub instytucje, lecz przez stosunek do osoby Jezusa Chrystusa. Życie chrześcijanina regulowane jest jedynie stopniem zjednoczenia z Chrystusem, gdyż to ono umożliwia człowiekowi stanie się „nowym człowiekiem”.

– Św. Tomasz z Akwinu opisuje działanie cnót tak, jakby opisywał działanie komputera…

– Człowiek jest jeszcze bardziej skomplikowany niż komputer (uśmiech). Mądrość św. Tomasza polega między innymi na tym, że wprowadza ład w myśleniu, rozróżnia i porządkuje. Tymi swoimi nieco „komputerowymi” podziałami przypomina, że ani duchowość, ani moralność człowieka nie jest jakąś mglistą, subiektywną rzeczywistością, o której można dowolnie bredzić w myśl hasła „mnie się wydaje”. Cnoty możemy rozróżniać na różne sposoby. Cnoty tzw. teologalne (wiara, nadzieja i miłość) są ukierunkowane bezpośrednio na Boga, cnoty tzw. kardynalne (roztropność, męstwo, umiarkowanie, sprawiedliwość) porządkują bardziej nasze doczesne sprawy, wokół tych czterech można grupować kolejne cnoty moralne. Ten podział przypomina Katechizm Kościoła Katolickiego. Ważny jest też inny podział, na tzw. cnoty wlane i cnoty nabyte. Te pierwsze są dziełem łaski Bożej, te drugie ludzkiego działania. Oczywiście tego nie można pojmować jakoś mechanicznie. To rozróżnienie przypomina, że każda z cnót jest sumą działania łaski Boga i wolności człowieka. Już św. Ambroży zauważył, iż poszczególne cnoty są powiązane niczym ogniwa łańcucha, posiadając jedną, posiadamy także drugą. Podkreślał on, że sprawności moralne tworzą „żywy organizm i są ze sobą tak zespolone jak serce, mózg i płuca w ciele żywego człowieka”. Koordynację cnót w porządku doczesnym zapewnia roztropność, zaś więzią wszystkich cnót jest miłość. To ona stanowi jakby krew, która karmi pozostałe organy i uzdalnia je do dawania owocu. Bez miłości pozostałe cnoty stają się jałowe i marnieją. Cała ludzka moralność ma charakter pewnego ciągu, kontynuacji. Cnota staje się więc zadaniem na całe życie.

– Pamiętam, jak drużynowa rozszyfrowywała harcerski skrót ONC – „Ojczyzna, nauka, cnota”. Przy tym ostatnim miała problem, zrobiła się czerwona ze wstydu…

– Cnotę rozumie się często jako czystość seksualną czy dziewictwo. To jest straszne zawężenie. Pojęcie cnoty powinno się raczej łączyć z mądrością życia. Człowiek mądry to ten, kto potrafi uporządkować swoje sprawy według sprawności cnót. Jest w nim stałość, jest przewidywalny w czynieniu dobra, wiadomo, czego sięmożna po nim spodziewać. Umie swoje życie zwrócić ku Temu, kto jest jego Stwórcą i Odkupicielem. Łacińskie słowo „mądrość” – sapientia wywodzi się od sapere – smakować. Człowiek mądry potrafi smakować swoje życie, nie pozostawia go w przeciętności, nie jest minimalistą. Mądrość życia to pójście za skłonnością ku dobru, do maksimum swoich możliwości. Oczywiście nie chodzi tutaj o zdobywanie kolejnych certyfikatów, zaliczanie kursów, dopisywanie osiągnięć w swoim CV. Ten wyścig szczurów, do którego rodzice szykują dzieci już w przedszkolu, odbywa się nieraz kosztem życia moralnego, kosztem ducha. Duchowa strona człowieka jest często redukowana do psychologii lub nawet do działania genów czy popędów. To w gruncie rzeczy ucieczka od odpowiedzialnego bycia człowiekiem. Wiara chrześcijańska jest zgodna z klasyczną myślą grecką: moje cnoty i moje wady rozstrzygają o jakości mojego człowieczeństwa. Człowiek cnotliwy chce zawsze pójść dalej i wyżej, głębiej i szerzej. Chce żyć pełnią życia. Życie mu smakuje po prostu.

Ks. dr hab.Mirosław Mróz specjalizuje się w teologii moralnej. Jest profesorem na UMK w Toruniu i wykładowcą w seminarium duchownym. Zajmuje się m.in. aretologią, czyli nauką o cnotach.