publikacja 30.11.2006 21:59
W naszej szkole nie ma klas. Nie ma listy obecności. Nie ma ocen. Jest tylko Nauczyciel Dobry, który serdecznym gestem zaprasza wszystkich chętnych. Razem z Wami chce szukać odpowiedzi na najważniejsze pytanie: "Co mam zrobić.....?"
Henryk Przondziono /Foto Gość
Opowiadanie
„Było to w małej, zapadłej wiosce górskiej, zawieszonej pod wielką, granitową skałą, na której, dzięki kaprysowi natury, wyrzeźbiona była jak gdyby olbrzymia postać ludzka. Ogromna twarz dominowała nad całą okolicą, nie tylko dzięki swym rozmiarom, ale także wyrazowi pełnemu mocy i dostojeństwa. Pod nią maleńka wioseczka wydawała się latawcem albo gniazdem górskiego sokoła. Ludzie w wiosce wierzyli, że pewnego dnia odwiedzi ich siedzibę człowiek, którego twarz i postać będą zupełnie podobne do owej olbrzymiej rzeźby skalnej, a "będzie to człowiek wielkich cnót, który się stanie ich dobroczyńcą”. O tym oczekiwanym przez wszystkich bohaterze snuli długie opowieści podczas zimowych wieczorów, pouczając dzieci, odświeżając wspomnienia starców, podtrzymując nadzieję chorych i słabych.
Żył w owej wiosce mały chłopiec, który także słuchał tych historii. Wywierały one na nim wielkie wrażenie, nie przestawał o nich rozmyślać i przy każdej okazji wpatrywał się uparcie w skalną postać. Często siadał na przyzbie swej chaty z palcem w buzi i spoglądał ku olbrzymowi, przerywał swoje dziecinne zabawy, aby na niego po patrzeć. Stale miał w pamięci cudowne, związane ze skalną rzeźbą przepowiednie. Jakież to skarby przyniesie obiecany bohater? Chłopiec tak się przywiązał do niego i tak był w niego zapatrzony, że jego rysy upodobniły się do kamiennej twarzy. Minęło dzieciństwo... Aż pewnego dnia, przechodząc przez wiejski rynek spostrzegł, że jego sąsiedzi i przyjaciele patrzą na niego ze zdumieniem, poznając, że oto w nim właśnie spełniła się stara legenda, którą podawano sobie z pokolenia na pokolenie".
Zadania:
Tekst opowiadania pochodzi z książki: A. Bloom, Odwaga modlitwy, Poznań 1987, s. 47-48.
Opowiadanie
Medytując w swej grocie w Himalajach, Guru otworzył oczy i ujrzał niespodziewanego gościa siedzącego tuż przed nim — był to opat słynnego klasztoru.
„Czego szukasz?", spytał Guru.
Opat rozpoczął szczegółową, smutną opowieść. Kiedyś jego klasztor był znany w całym zachodnim świecie; jego cele były wypełnione młodymi kandydatami i świątynia rozbrzmiewała śpiewem mnichów. Teraz ludzie już więcej nie tłoczą się, aby zaspokoić swe duchowe potrzeby, młodzi kandydaci nie zgłaszają się, świątynia jest cicha. Pozostała tylko grupka mnichów, a ci wykonują swe obowią¬zki z ciężkim sercem.
Oto, co opat chciał wiedzieć: „Czy to z powodu jakichś naszych grzechów, klasztor tak bardzo podupadł?"
„Tak", odparł Guru. „Z powodu grzechu niewiedzy". „Na czym on polega?"
„Jeden z was jest Mesjaszem w przebraniu, a wy o tym nie wiecie". To powiedziawszy, Guru zamknął oczy i powtórnie zagłębił się w medytacji.
Podczas trudnej podróży powrotnej, serce opata biło szybko na myśl o tym, iż Mesjasz, sam Mesjasz wrócił na ziemię i był tam, w jego klasztorze. Jak to się stało, że Go nie rozpoznali. Który z nich to może być? Brat kucharz? Brat zakrystian? Brat skarbnik? Brat przeor? Nie, to nie on, niestety, jest zbyt niedoskonały.
Ale przecież Guru powiedział, że Mesjasz jest w przebraniu. Czy te niedoskonałości nie są tym właśnie przebraniem? Gdy o tym myślę, każdy w klasztorze ma jakieś wady. I jeden z nich ma być Mesjaszem?
Po powrocie do klasztoru, zebrał mnichów i powiedział im co odkrył. Patrzyli jeden na drugiego z niedowierzaniem. Mesjasz? Tutaj? To niewiarygodne. Ale ma tu być w przebraniu. Więc, całkiem możliwe. A gdyby tak był On tym, a tym? Albo tym, o tam? Albo...
Jedno było pewne, jeśli Mesjasz był wśród nich w przebraniu, było mało prawdopodobne, aby mogli Go rozpoznać. Zaczęli więc traktować siebie nawzajem z szacunkiem i względami. „Nigdy nie wiadomo", mówili przestając z sobą, „może to właśnie ten."
W rezultacie atmosfera w klasztorze zaczęła tryskać radością. Wkrótce tuziny kandydatów szukały przyjęcia do zakonu — i znowu świątynia rozbrzmiewała świętym i radosnym śpiewem mnichów, rozgrzanych duchem Miłości.
Co za pożytek z oczu, gdy serce jest ślepe?.
Zadania
Opowiadanie
Pewien więzień przez długie lata żył w całkowitym odosobnieniu. Nikogo nie widywał ani nie słyszał ludzkiego głosu, a posiłki podawano mu przez otwór w ścianie.
Kiedyś do celi przyszła mrówka. Więzień z zafascynowaniem przyglądał się, jak pełzła dookoła pomieszczenia. Potem podniósł ją na dłoni, aby się jej lepiej przyjrzeć, dał jej ziarenko lub dwa, a w nocy trzymał ją pod swoją filiżanką zrobioną z puszki.
Pewnego dnia nagle uderzyło go, że trzeba było aż dziesięciu długich lat całkowitego odosobnienia, aby otworzyły mu się oczy na urok zwykłej mrówki.
Zadania