Bóg z życiu młodych - świadectwa

publikacja 08.12.2006 22:06

Ten nowy wzrok, który dostałem, nie gaśnie. Bóg dał mi inne spojrzenie na otaczających mnie ludzi. Pozwala mi widzieć ich jako często zagubionych we własnej wyobraźni i własnym świecie. Ta świadomość nie pozwala mi nimi pogardzać, co było codziennością.

Bóg z życiu młodych - świadectwa



„Nowy wzrok”

Świadomie odwlekałem napisanie świadectwa o tym, jakie zmiany zachodzą w moim życiu, po tym jak postanowiłem rozpoznawać, przyjmować i wierzyć Słowu Boga, które On kieruje do mnie nieustannie. Odwlekałem, bo nie mogłem uwierzyć, że zmiany mogą być trwałe, a mówienie, że Bóg jest wierny raz danemu słowu, jest po prostu prawdą.
Długo nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moje życie budowane było na bezkrytycznym odwzorowywaniu zachowań rodziców i doświadczeń ludzi uznanych przeze mnie za ważnych. Obserwując ich życie, swoje wypełniłem brakiem akceptacji i rozumienia tego, że inni mają prawo do odmiennej oceny rzeczy, zdarzeń i ludzi. Takie postępowanie nieuchronnie zmierzało do katastrofy: rozwód i całkowita niemoc w nawiązaniu jakiegokolwiek kontaktu z (dorosłym już) dzieckiem stała się faktem. Byłem bankrutem.
Poszukiwanie pomocy u mądrych tego świata nie dawało oczekiwanych rezultatów.
Istniejącą sytuacją byłem tak zmęczony, że pozostało mi tylko jedno – zawyć do Boga o pomoc. Oczywiście, nie szczędziłem Mu gorzkich wymówek. Ale Pan Bóg wiedział, co robi. Zmęczył mnie tak, bym nie miał siły dalej wierzgać, bym pomału przyjmował to, co mi oferował.
Dostrzegalne zmiany pojawiły się, gdy odkryłem, że Słowo, którym Bóg nasycał mnie, przychodziło również poprzez tygodnie Rekolekcji Ignacjańskich. Pan nie pozostawił żadnych wątpliwości – zawsze byłem i jestem Jego ukochanym dzieckiem. Wypełnił także moje serce przekonaniem, że Jemu na mnie bardzo zależy. Tak, właśnie tak: Bogu – na mnie!!!
To był bodziec, aby zdecydować się na rezygnację z podtrzymywania w sobie wrogości do ludzi. Podjęcie i przeprowadzenie procesu przebaczenia sobie, ludziom i Bogu zajęło mi cztery miesiące i było bardzo bolesne. W tym czasie przebrnąłem przez całe swoje życie (oczywiście, na ile pamięć pozwoliła) niemal fakt po fakcie, oddając to wszystko Jezusowi z błaganiem o uleczenie. Ta modlitwa okazała się zbawienna. Odtąd wiem, że zdrowieję. Ale były też fakty, które mimo prośby uzdrawiane nie były. Nie wiedziałem, co jest. Aż po wielu prośbach zobaczyłem, że dotyczyło to miejsc, w których nie doszedłem do „dna”, tzn. miejsc, w których żyła jeszcze moja własna koncepcja na uzdrowienie, gdzie zagradzałem Jezusowi drogę do mnie. I w tym był problem.
Posłuszeństwo Bogu – On sam pokazał mi, że jest ono możliwe do przyjęcia nawet przez takiego egocentryka jak ja. Uczył mnie tego poprzez osoby kolejnych kierowników duchowych, jakich dostawałem. Prowadzony poprzez nich, ale nigdy nie przynaglany, zawsze doświadczałem wspaniałych rekolekcyjnych owoców, gdy tylko byłem Bogu posłuszny.
Żywa pamięć tych faktów jest dla mnie teraz jasnym światłem danym mi na moją historię i drogę życia, która jest przede mną. To światło sprawia, że jakość relacji z druga osobą jest znacznie ważniejsza niż jakakolwiek czynność do wykonania.
Ale to jeszcze nie wszystko. Ten nowy wzrok, który dostałem, nie gaśnie. Bóg dał mi inne spojrzenie na otaczających mnie ludzi. Pozwala mi widzieć ich jako często zagubionych we własnej wyobraźni i własnym świecie. Ta świadomość nie pozwala mi nimi pogardzać, co było codziennością. Dostrzeżenie darów, jakie ON we mnie umieścił, zmienia mnie w człowieka, który niespodziewanie dla samego siebie zaczyna kochać.
Podczas sesji najwspanialszymi darami dla mnie byli ludzie w grupie. Od nich czerpałem, ile „wlazło”, ale starałem się także dać siebie, tak jak potrafiłem, aby stać się także darem dla nich.
I to poczucie, że wypełniania się we mnie treść przykazania: „Będziesz miłował... ”, staje się we mnie faktem, prawdą i treścią mojego życia. I to nie ustaje. I ufam, że nie ustanie. Oczywiście, że dzień po dniu przychodzą nowe sytuacje, nierzadko trudne. Wiem, że upadam, ale mogę bardzo szybko wstać, i wiem, że Jezus jest moim Panem.

Andrzej z Warszawy






„Praca, która staje się szczęściem”

Gdy usłyszeliśmy o inicjatywie Kana dla narzeczonych, bardzo się ucieszyliśmy, bo wiedzieliśmy, że czas tygodniowych rekolekcji poświęconych przygotowaniu się do udzielenia sobie sakramentu małżeństwa może być dla nas ważnym i procentującym na przyszłość doświadczeniem. I nie zawiedliśmy się: rekolekcje były dla nas wspaniałym czasem doświadczania dobroci Pana Boga (który dał nam siebie nawzajem!), czasem poznawania siebie w klimacie modlitwy i szczerego dzielenia się, czasem dialogu, dzięki któremu mogliśmy jeszcze bardziej zbliżyć się do siebie.
Sprzyjała temu przede wszystkim formuła zajęć warsztatowych (np. w formie pisania do siebie listów na określone tematy – wiadomo, że słowo pisane wymaga bardziej przemyślanego wyrazu…) oraz modlitwa indywidualna i w parze. Również ciekawym doświadczeniem były rozmowy z innymi narzeczonymi, dzielenie się radościami, ale także trudnościami i dylematami. Ceniliśmy sobie również sposób prowadzenia rekolekcji przez parę małżonków, którzy w pewnym sensie byli żywym przykładem tego, co nauczali i o czym mówili.
Szczególnym owocem tych rekolekcji było zawiązanie czegoś w rodzaju niepisanego „przymierza modlitwy”, czyli wspólnego postanowienia, aby każdego dnia razem stawać przed Panem Bogiem w prośbie, dziękczynieniu i uwielbieniu. Widzimy z naszej – choć jeszcze krótkiej (półtorarocznej), ale dobrze ugruntowanej – perspektywy, jak ważne jest dla całokształtu naszego życia to właśnie zakorzenienie we wspólnej modlitwie. To w pewien sposób nadaje klimat naszemu związkowi i pozwala nieustannie pośród prozy życia odnawiać przymierze miłości. A jest ona jak ziemia uprawna, o którą nieustannie trzeba zabiegać… Kana dla narzeczonych była w tym wypadku dla nas niezłą zaprawą, „zakasaniem rękawów” do pracy, która staje się szczęściem.

Ula i Wojtek




„Mogłam swoją wiarę wyśpiewać i wytańczyć”

Na weekend młodych do Wspólnoty Chemin Neuf trafiłam, szukając trochę swojego miejsca w Kościele. Po właśnie przeżytych Światowych Dniach Młodzieży w Rzymie, gdzie mogłam swoją wiarę dosłownie wyśpiewać i wytańczyć, trudno było mi się odnaleźć w niezbyt dynamicznej rzeczywistości życia parafialnego.
Tym, co mnie najbardziej dotknęło w tym i w następnych weekendach, była prosta radość z tego, że Chrystus naprawdę przyniósł mi wolność. W czasie weekendów nie tylko nauczania mówiły o Bogu, ale także świadectwa – zarówno usłyszane historie spotkania z Panem, ale także, a może przede wszystkim, świadectwa tych, którzy są w posłudze weekendu. Ludzie, którzy zupełnie bezinteresownie, tylko ze względu na Chrystusa, decydowali się na spędzenie weekendu, gotując obiad dla stu osób, a w dodatku byli z tego powodu szczęśliwi, naprawdę robili na mnie wrażenie.
Poprzez weekendy poznałam wspólnotę Chemin Neuf. Nie wiedziałam wcześniej, że w ogóle istnieją takie wspólnoty, w których obok siebie żyją kapłani, siostry konsekrowane, małżeństwa i rodziny. Był to dla mnie znak nadziei, że także będąc osobą aktywnie zawodowo, będąc mężatką i matką, można być radykalnym w pójściu za Chrystusem.
Asia






„Bóg chce żebym żył”

Dwa lata temu zacząłem oddalać się od Bóg. Gdyby nie pomoc ludzi z Oazy, pewnie bym się załamał. Próbowałem popełnić samobójstwo, ale moja siostra mnie uratowała. Wtedy zacząłem wierzyć w to, że Bóg jednak chce, żebym był. To oddalanie się od Boga było częściowo powodowane tym, że ojciec pije, nie lubi mnie, wręcz tępi, awanturuje się. Na oazie uwierzyłem w to, że Jezus jest moim Panem i Zbawicielem. Zdecydowałem się na przyjęcie Go i chcę kroczyć ścieżkami Chrystusa. Rozmowa z innymi ludźmi umocniła mnie w postanowieniu, żeby wrócić do wspólnoty, wrócić do Boga. Widocznie Bóg naprawdę tego chciał. Nie wiem, czy mój ojciec się kiedyś zmieni, bardzo tego pragnę. (...) Kiedy nachodzą mnie myśli, żeby odebrać sobie życie, przypominam sobie, że Bóg chce, żebym żył.

Sylwek




„Balsam od Pana Boga”

Kiedy przyjeżdżałem na I stopień SKB w sierpniu, zastanawiałem się, po co to wszystko? Dlaczego mam wyjeżdżać z domu, zostawiać rodzinę, przyjaciół zabawy? Po co rezygnować z przyjemności? Czy z powodu czterech dni rekolekcji? Jednak coś mnie popychało do oderwania się od życia codziennego, to pragnienie było silniejsze ode mnie samego. Przekonałem się, że było warto. Ta cisza, to było TO. Tylko Bóg i ja. Rekolekcje te działają jak balsam, zasklepiają rany, tworzą bardzo mocne więzi miedzy tobą a Jezusem.
Po I stopniu chciałem tylko jednego – jechać na II stopień Szkoły Kontaktu z Bogiem. Podstawą dnia codziennego stała się modlitwa, Eucharystia. Potem udałem się do Ciężkowic na II stopień SKB. Dzięki tym spotkaniom patrzę na świat oczami wiary, we wszystkim poszukuje Boga, a jednocześnie przybliżam się do drugiego człowieka. Rekolekcje zrobiły ze mnie człowieka przemienionego przez Chrystusa. Nauczyłem się kochać bliźniego takiego, jakim jest, z jego wadami i niedociągnięciami. Zrozumiałem cel mojego życia i teraz jestem spokojny o jutro, bo wiem, że Pan o wszystko się zatroszczy – Spraw Panie, aby wszystkie moje zamiary decyzje i czyny były ku Twojej Chwale.
Kamil