Listy bł. Pier Giorgia

publikacja 08.12.2006 21:50

W tym kłębowisku wątpliwości Wiara, jaką na chrzcie otrzymałem, szepcze do mnie spokojnym głosem: "Własnymi siłami niczego nie dokonasz, ale jeśli Bóg będzie ośrodkiem każdego twego działania, to wytrwasz i dojdziesz do celu".

Listy bł. Pier Giorgia

 


DO ANTONIA VILLANIEGO Berlin, 17 marca 1921

Kochany Villani, dopiero dziś poznałem doktora Sonnenscheina, miłego księdza, który mówi dosyć dobrze po włosku i zajmuje się również Włochami mieszkającymi w Berlinie. Pytałem o katolicki ruch studencki i dowiedziałem się, że jakaś jedna dziesiąta część studentów berlińskich jest naszego wyznania. Działalność dr Sonnenscheina, która od 15 lat miała na celu przygotowanie młodzieży studenckiej do życia w społeczeństwie, dziś - z powodu nędzy, jaka się przejawiła w tej warstwie społecznej - musiała się skupić raczej na udzielaniu pomocy i szukaniu dla młodych pracy, aby mogli sprostać drożyźnie żywności. Organizacja ta dokładnie odpowiada naszej, jest niezależna od innych organizacji katolickich; istnieją jednak koła, w których się spotykamy, studenci uniwersyteccy z robotnikami. Dr Sonnenschein będzie uprzejmie mnie zapraszał na zebrania owych kół mieszanych, zdołam więc poznać oba te środowiska. Napisz mi szybko, jakie odniosłeś wrażenia ze zjazdu młodzieży emiliańskiej w Rzymie; chcę też wiedzieć, co się dzieje w naszym Kole. Czy już coś zrobiliście w sprawie samopomocy koleżeńskiej? Pozdrawiam wszystkich przyjaciół, ciebie ściskam serdecznie - Pier Giorgio.

 

 

 

 

 

 


DO GIAN MARIA BERTINIEGO Berlin, 14 grudnia 1922

Kochany Bertini, z dnia na dzień oczekuję wieści od ciebie, przede wszystkim wiadomości o Kole, ale ty teraz jesteś zajęty wieloma innymi sprawami i nie myślisz o przyjaciołach, którzy są daleko od ciebie, i nigdy nie piszesz do nich. Od czterech czy pięciu dni leżę w łóżku z lekką grypą, dziś mam już mniej niż 37 stopni temperatury, ciągle między 36,2 a 36,5; mam więc nadzieję, że jutro już wstanę i na koniec tygodnia będę zupełnie zdrowy. Kilka dni temu miałem pojechać do Gdańska, chciałem zwiedzić to miasto, ale przeszkodziła temu choroba. Jutro powinien bym jechać do Polski, ale zamiast tego muszę się zadowolić wyprawieniem tam mojej siostry i ciotki. Potem sam się tam udam, mniej będzie do zrobienia nudnych wizyt. Gdy tylko wydobrzeję, zapuszczę się aż do Katowic, gdzie mam odwiedzić kopalnie węgla, potem zaś wrócę do Berlina, gdzie przeżyję Boże Narodzenie z moimi najbliższymi i z przyjaciółmi niemieckimi, a potem znowu wyruszę w podróż, aby pozdrowić wszystkich moich przyjaciół rozrzuconych po różnych częściach Niemiec. Napisz mi choć parę słów o inauguracji obu Kół i o życiu Koła. Słyszałem, że ty chcesz się wycofać z polityki - ta postawa, kochany Berti, przynosi ci wielką ujmę w tej dobie, gdy nie ma ludzi usposobionych do tego, by dźwigać wielki ciężar kierowania Kołem. A przecież sam się przekonałeś, iż Bóg wspomaga tych, co pracują dla Jego dobra. A więc odwagi! - zgódź się na to, żeby być po raz drugi prezesem. I zapytaj Severiego, czy dostał mój ostatni list i powiedz mu, że domagam się jeszcze wyjaśnienia pewnych kropeczek i półsłówek w jego ostatnim liście, inaczej będę na niego obrażony. Pozdrawiam wszystkich przyjaciół, ciebie najserdeczniej pozdrawiam J.C. - Fra Girolamo.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


DO MARCO BELTRAMA Pollone, 23 października 1924

Kochany, to już ostatni list przed porzuceniem przez ciebie stanu cywilnego. Nie wypowiadam żadnego życzenia, lecz niechże tobą kieruje Opatrzność według Swoich Planów. Dnia dwudziestego siódmego powędruję do Oropy i u stóp Czarnej Madonny będę się modlił w twojej intencji, chociaż niewiele znaczą moje modlitwy, a ledwo przybędę do Turynu, poślę ci pamiątkę, która, jak ufamy, zawsze powinna łączyć Terror więzią niematerialną: jest to różaniec z nasion z ogrodu, a dołożę do niego medalik Madonny Loretańskiej, aby cię chroniła Najświętsza Dziewica, gdy będziesz przebiegał "przestronne królestwo wiatrów". W tym roku także dla mnie wybiła godzina, a więc żegnajcie, wycieczki górskie i w ogóle listitywa C.T. Obliczyłem, że jeśli chcę zdobyć dyplom w marcu, powinienem uczyć się zażarcie od rana do wieczora, także we wszystkie święta, a jeśli odłożę to do lipca, to mogę sobie pozwolić tylko na jedną albo dwie niedziele wolne. Trzeba mi jednak się spieszyć, bo lata lecą jak na skrzydłach, a muszę jeszcze odbyć służbę dla Ojczyzny, lecz potem, kiedy już wrócę do domu będzie przykro, będzie się żałowało życia studenckiego, chociaż teraz z taką tęsknotą oczekuję jego końca. Ale człowiek jest istotą, której nigdy nie można zadowolić, więc to nie dziwi. Jeśli Tina odpowie, a ty będziesz miał trochę czasu, zrobisz mi prawdziwą przysługę, jeśli mię o tym powiadomisz. Severi opowie ci o Clementinie. Jakże to dziwne! Ja już nic nie rozumiem. Wyrazy uszanowania dla twoich bliskich, dla ciebie tysiąc terrorystycznych wystrzałów z armaty. Bum! Bum! Bum! Pier Giorgio.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 


DO IZYDORA BONINIEGO Turyn, 15 stycznia 1925

Kochany, powinienem bym z pismem zaczekać na list od Ciebie, ale skoro nastał Rok Święty i Namiestnik Chrystusowy otworzył Wrota Sprawiedliwości, wrota, w których wszyscy mamy umocnić się w Łasce, aby dostąpić Nagrody Wiecznej, niegodne byłoby chowanie urazy. Wręczam Ci więc gałązkę oliwną, symbol tego Pokoju, którego trwale szukam. Ach, Izydorze drogi, z każdym mijającym dniem coraz bardziej się przekonuję, jak okropny jest Świat, ile w nim jest nędzy i jak ciężko cierpią dobrzy ludzie, podczas gdy my, których Bóg obdarzył wieloma łaskami, niestety, źle na nie odpowiedzieliśmy. Straszna to prawda, pęka mi od niej głowa, gdy siedzę nad książkami. Ciągle zadaję sobie pytanie: czy będę nadal starał się o to, aby kroczyć dobrą drogą? Czy dane mi będzie wytrwać aż do końca? W tym kłębowisku wątpliwości Wiara, jaką na chrzcie otrzymałem, szepcze do mnie spokojnym głosem: "Własnymi siłami niczego nie dokonasz, ale jeśli Bóg będzie ośrodkiem każdego twego działania, to wytrwasz i dojdziesz do celu". Pragnąłbym sprostać temu wezwaniu, przyjmując jako dewizę słowa św. Augustyna: " Panie, niespokojne jest serce nasze, dopóki w Tobie nie spocznie". Ponieważ ziemskie przywiązania jedno za drugim, zadają ból naszemu sercu poprzez oddalenie od tych, których kochamy, chciałbym żebyśmy zawarli przymierze nie znające granic ani w przestrzeni, ani w czasie: zjednoczenie w modlitwie. Wczoraj zgłosiłem się na egzamin do Galassiniego, ale profesor kazał mi się wycofać, bo nie umiałem rysować; twój brat uzyskał 95 punktów na 100. Fotografie, jakie robiłem, świetnie się udały i zaraz ci je przyślę, a ty zechciej przesłać fotografie robione twoim aparatem. Jak ci się wiedzie w życiu? Moje życie, jak chyba zrozumiałeś czytając początek tego listu, przechodzi teraz przez najostrzejszy może okres ciężkiego kryzysu i właśnie w tym momencie moja siostra odjeżdża daleko, więc tylko mnie przypadnie obowiązek, żeby wprowadzić do domu wesołość: muszę w sobie tłumić ponury nastrój, narzucony przez te rozliczne przeciwności, jakie mnie osaczają. Kiedy wreszcie przyjedziesz do miasta, gdzieśmy przeżyli tyle chwil pięknych i radosnych, jakie może już nigdy nie zaświtają, owych chwil, gdy nie mieliśmy żadnych zmartwień i śmialiśmy się beztrosko? Niestety, do mnie one już nie powrócą! Na zewnątrz będę oczywiście zawsze radosny, także po to, aby naszym kolegom mającym inne poglądy okazać, że być katolikiem to znaczy żyć w radości. W głębi duszy jednak, ilekroć zostanę sam, nie będę się wypierał smutku. Pisz do mnie, jeśli masz choć trochę czasu. Wiesz przecież, nie muszę ci o tym mówić, jaką przyjemnością są dla mnie listy od ciebie. Ukłony dla twoich bliskich, których jeszcze nie znam, dla ciebie, najlepsze pozdrowienia w J. C. - Pier Giorgio.