Świadectwa małżeństw

publikacja 16.12.2006 19:59

...nasze małżeństwo nie jest przypadkiem, że nasze dobro jest Czyimś szczególnym celem, że dla realizacji tego celu możemy zawsze liczyć na Czyjąś pomoc ...

Świadectwa małżeństw

„Pamiętając o wzajemnym ślubowaniu”

Nie wiemy, czy w naszym małżeństwie było aż tak źle, byśmy myśleli o rozwodzie. Na pewno jednak zwykłe okoliczności codziennego życia: bieganie, stresy, brak czasu na rozmowę, lansowanie takich, a nie innych postaw życiowych w prasie, radiu i telewizji – wszystko to skutecznie wpływało na trudności w akceptacji, brak zrozumienia we wzajemnych oczekiwaniach, rosnącą obojętność (także zgorzknienie, nieprzebaczanie itp. itd.). Zaczęło się pojawiać wiele tematów z gatunku „nie chcesz zginąć – nie ruszaj”. Z dnia na dzień (mimo zewnętrznych pozorów) coraz więcej było chwil zaangażowania w wiele spraw (nawet z zakresu opieki nad naszymi dziećmi), które dawały nam „komfort”... braku czasu na poważną rozmowę i zastanowienie się nad wieloma sprawami.
Pamiętając o naszym wzajemnym ślubowaniu, nie chcieliśmy jednak dopuszczać rozwiązań proponowanych nam przez tzw. współczesny świat (może jesteśmy za bardzo zacofani?). Nie byliśmy w stanie zrozumieć, jaki sens dla życia małżeńskiego i rodzinnego ma tzw. daleko idąca wolność, która dotyczy między innymi swobodnego kształtowania własnej kariery zawodowej, sposobów spędzania czasu, wydawania pieniędzy, a nawet, o dziwo, zasad wyboru tzw. przelotnych partnerów życiowych (przede wszystkim seksualnych). My to rozwiązanie z góry odrzuciliśmy.
Jednak mając problem, a nie widząc możliwości zadowalającego nas wyjścia z kryzysu, musieliśmy uczynić krok na nieznanym gruncie i pojechaliśmy na sesję KANA.
Naraz dotknęła nas cisza i spokój; naraz znaleźliśmy się razem, w wymiarze czasu (nareszcie bez pośpiechu) i przestrzeni, które były nasycone bożym zatroskaniem o nasze dobro. Nareszcie mogliśmy doświadczyć wzajemnego poznawania swoich uczuć, oczekiwań, odkrywania samych siebie. Może to dziwne, kiedy żyje się z kimś 11 lat pod jednym dachem. Pocieszające jest to, że podobne wrażenia mieli też małżonkowie z o wiele większym stażem małżeńskim. Nie wchodząc w szczegóły, musimy przyznać, że jedno okazało się najważniejsze: to, że nasze małżeństwo nie jest przypadkiem, że nasze dobro jest Czyimś szczególnym celem, że dla realizacji tego celu możemy zawsze liczyć na Czyjąś pomoc i że nasz ślub nie był kresem i spełnieniem naszych oczekiwań, lecz rozpoczął nowy etap naszego życia, w którym najlepsze ciągle jest przed nami. Ale aby tego doświadczyć, konieczny jest stały wysiłek, który codziennie wnosi wiele ciepła i nowych wspaniałych wrażeń w każdą dziedzinę związku (włączając w to chwile bardzo intymne).

Beata i Adam


„Nasze dzieci powiedziały, że wróciliśmy odmienieni”

Bardzo nie chciałem jechać na te rekolekcje. Myślałem sobie: po co nam to? Będzie jakieś pranie mózgów… Żona jednak bardzo nalegała, więc się w końcu zgodziłem. Nie żałuję! Przez te dwie doby poznaliśmy się lepiej niż przez 20 lat naszego dotychczasowego małżeństwa. Rozpoznaliśmy w sobie cechy, które się do tej pory nie ujawniały, zrozumieliśmy się lepiej, mogliśmy spokojnie wysłuchać. Stworzona atmosfera pozwoliła nam porozmawiać o sprawach, których dotąd nie poruszaliśmy. Nasze dzieci powiedziały, że wróciliśmy odmienieni. To będzie miało bardzo dobry wpływ na więź z nimi.

---





„Wierność miłości”

Po pięciu latach naszego małżeństwa powiedziałam moim przyjaciołom, że zwątpiłam w miłość. Oni zaproponowali nam wyjazd na Spotkania Małżeńskie. To było w roku 1985. Zaczęła się wtedy dla nas trudna szkoła miłości, zaufania Bogu, że On czyni rzeczy dobre. Potem byliśmy jeszcze drugi i trzeci raz na rekolekcjach podstawowych Spotkań Małżeńskich, byliśmy też na rekolekcjach pogłębiających. W miarę możliwości – przy czwórce dzieci – chodziliśmy na spotkania porekolekcyjne. Najtrudniejsze momenty były wtedy, kiedy traciliśmy nadzieję, że potrafimy sobie poradzić z trudnościami. Przychodziło zwątpienie i padało pytanie: Czy to ma sens? Czasami dzieci nam mówiły: „dajcie sobie spokój, nie jesteście dobrym małżeństwem”. Niektórzy inni ludzie też mówili: „a po co tyle trudu, wyrzeczeń – to męka. Jaki to ma sens? Powinniście się rozejść”. Może to akuratnie nie ma „sensu”, ale jest w tym tajemnica cierpienia. Kiedy to przyjęliśmy, w naszym domu coraz częściej pojawiała się radość i zadowolenie. Wierność i wytrwanie ma swoje owoce. Tu chodzi o wierność miłości i wytrwanie w dobru.

---



„Uczymy się skromności. Uczymy się żyć razem”

Byliśmy parą egoistów skoncentrowanych na sobie i na swojej pracy. Nie byliśmy gotowi ani na tworzenie związku, ani na zakładanie rodziny. A potem było klasycznie: dziecko, ślub cywilny i kłótnie o każdej porze doby. Wynajęliśmy mieszkanie i próbowaliśmy stworzyć w nim DOM.
A Pan Bóg? Był cały czas obecny, ale my nie potrafiliśmy zaprosić go do współtworzenia naszej rodziny. Żyliśmy w grzechu i płaciliśmy za to. Teraz wiemy, że dzieła Boże idą powoli i że to Pan Bóg wybiera czas i miejsce, ale człowiek musi się otworzyć na działanie boże i stanąć w prawdzie.
Wreszcie Bóg doprowadził nas do grupy Odnowy w Duchu Świętym „Światło”, a na Kursie Filip oddaliśmy swoje życie i naszą rodzinę Panu Jezusowi. Półtora miesiąca później wzięliśmy ślub w Kościele.
Uczymy się wspólnej modlitwy.
Uczymy się Bogu zawierzać naszą codzienność.

Jagoda i Janek