publikacja 15.12.2006 22:32
Pierwsza błogosławiona para małżeńska
Niedziela 21 października 2001 r. z pewnością będzie dniem niesłychanie istotnym, może nawet przełomowym, dla współczesnej duchowości chrześcijańskiej. Tego dnia Jan Paweł II beatyfikował pierwszą w historii Kościoła parę małżeńską — Marię i Alojzego Beltrame Quattrocchi.
W poprzednią niedzielę, 14 października, obchodziliśmy w Kościele w Polsce Dzień Papieski. Jego hasłem było określenie posługi Jana Pawła II jako „pontyfikatu przełomów”. Ledwo zaczęliśmy analizować przełomy, jakie dał nam i zadał Papież Polak, a tu już mamy następny. Przez dwa tysiące lat chrześcijaństwa nie zdarzyło się, by na ołtarze wyniesiono wspólnie obydwoje małżonków.
Teoretycznie wszystko jasne
Dwa tysiąclecia musiały upłynąć od wesela w Kanie Galilejskiej, by namiestnik Chrystusowy mógł ogłosić, że dwoje chrześcijan przez małżeństwo doszło do świętości.
W Kościele katolickim małżeństwo jest od wieków uznawane za jeden z sakramentów, czyli szczególnie uprzywilejowanych dróg otrzymywania łaski Bożej, a rodzina nazywana jest „domowym Kościołem”. Teoretycznie zatem wszystko było jasne. Jednak w gronie osób oficjalnie uznanych dotychczas przez Kościół za święte i błogosławione trudno znaleźć małżonków.
Jeśli już ktoś wyniesiony na ołtarze żył w małżeństwie, to zazwyczaj „zasłużył” na świętość raczej przez to, że po śmierci współmałżonka wstąpił do klasztoru. Z wielkim wysiłkiem można znaleźć pary, w których obydwoje małżonkowie czczeni są jako święci. Były to albo koronowane głowy z czasów średniowiecza (np. małżeństwo cesarza niemieckiego św. Henryka II i św. Kunegundy — X/XI w. oraz bł. Gizeli i króla Węgier, św. Stefana) albo osoby z jeszcze bardziej odległych okresów historycznych (Maryja i Józef czy bliscy współpracownicy św. Pawła, Akwila i Pryscylla).
Pan Bóg „konkurentem”?
W drugim tysiącleciu dominował właściwie niepodzielnie model świętości indywidualnej. Wśród osób wyniesionych na ołtarze przeważali mężczyźni i kobiety „w pełni oddający się Bogu” — księża, zakonnicy i zakonnice. Pozwoliłem sobie wziąć powyższe określenie w cudzysłów nie po to, by od niego się dystansować. Jestem pełen najwyższego uznania dla heroiczności cnót, bezmiaru miłości i prawdziwej świętości wielu ascetów czy mistyków.
Słowa wzięte w cudzysłów pozwalają jednak dostrzec główną przeszkodę, jaka stała na drodze ku beatyfikacji par małżeńskich (pomijam względy praktyczne związane z organizacją i prowadzeniem procesów kanonizacyjnych). Było nią szeroko rozpowszechnione w Kościele przekonanie, że małżonkowie nie są w stanie oddać Panu Bogu wszystkiego, nie mogą Mu się powierzyć w pełni. Pan Bóg był w tej wizji „konkurentem” współmałżonka. Czas poświęcany małżonkowi i rodzinie stawał się czasem bezużytecznym z punktu widzenia świętości — nie był bowiem poświęcony Bogu. W szczególny sposób dotyczyło to czasu spędzanego na współżyciu seksualnym. Sferę tę tradycyjnie uważano za podejrzaną lub wręcz nieczystą. A wzajemne oddanie w małżeństwie ma przecież zawsze także wymiar erotyczny.
Wśród świętych naszego Kościoła można znaleźć żony czy matki, najczęściej próżno jednak szukać w uzasadnieniu ich oddania Bogu informacji, że prowadziły wraz z mężem święte życie małżeńskie. Czasem zasłużyły się przez to, że z heroiczną cierpliwością znosiły „wybryki” swoich mężów. Zdarzali się także żonaci mężczyźni — np. liczni kanonizowani średniowieczni królowie i książęta, a także niektórzy męczennicy. W ich przypadku jednak to z pewnością nie małżeństwo było tytułem do kanonizacji. W gronie bardziej współczesnych świętych byli już tylko samotni świeccy mężczyźni, jak beatyfikowany przez Pawła VI w 1975 r. profesor medycyny Józef Moscati (1880—1927) czy dobrze znany w Polsce Piotr Jerzy Frassati (1901—1925).
Niezwykle symboliczny jest także wybór dnia, w którym obchodzone będzie liturgiczne wspomnienie błogosławionych małżonków. W przypadku świętych „indywidualnych” zazwyczaj wybiera się dzień ich śmierci — jak się zwykło mówić w Kościele: „dzień ich narodzin dla nieba”. Zastanawiałem się, jaki dzień zostanie wybrany w przypadku pary małżeńskiej. Jan Paweł II ogłosił, że będzie to 25 listopada. Piękniej nie można! To rocznica zawarcia przez Marię i Alojzego sakramentu małżeństwa (w 1905 roku w rzymskiej Bazylice Matki Bożej Większej). Skoro ich drogą do świętości był sakrament małżeństwa, to ich „narodziny dla nieba” nastąpiły wówczas, gdy otrzymali tę łaskę sakramentalną i zaczęli nią żyć.
Jeśli ośmielam się mówić o przełomowym znaczeniu tej beatyfikacji, to dlatego, że — jak sądzę — opatrznościowo miała ona miejsce: w pierwszym roku nowego stulecia i tysiąclecia; podczas zgromadzenia biskupów z całego świata, którzy obradują nad tym, jak kierować Kościołem w XXI wieku; w czasach, gdy ludzie często całkowicie odrzucają małżeństwo lub sprowadzają je do przejściowego kontraktu opartego na zasadzie przyjemności, a na miejsce tradycyjnej rodziny próbują podstawiać jej rozmaite nieudolne namiastki.
Kościół ma dzisiaj wielkie kłopoty ze skutecznym głoszeniem nauki o małżeństwie i rodzinie. Myślę, że nie ma bardziej przekonującej argumentacji za chrześcijańską wizją małżeństwa i rodziny niż wyraźne ukazywanie ludzi, najlepiej współczesnych, którzy w małżeństwie i rodzinie byli szczęśliwi. Do tego stopnia szczęśliwi, że aż święci! Trzeba — tak jak Jan Paweł II w homilii podczas Mszy beatyfikacyjnej 21 października — wskazywać, że „błogosławieni małżonkowie przeżyli zwyczajne życie w sposób nadzwyczajny”. Potrafili w swoim codziennym, zwykłym życiu tak związać się z Bogiem, że wszystko, co czynili, było ku Jego chwale; potrafili tak się wzajemnie kochać, że w ich małżeństwie i rodzinie był stale obecny Bóg, który jest Miłością, który jest Źródłem wszelkiej miłości, który towarzyszył im swoją sakramentalną łaską.
Kto następny?
Przemawiając podczas Synodu Biskupów, wyraziłem nadzieję, że Maria i Alojzy Beltrame Quattrocchi będą pierwszą, ale nie ostatnią parą małżeńską wyniesioną na ołtarze. Wiadomo, że w watykańskiej Kongregacji Spraw Kanonizacyjnych znajdują się już wnioski dotyczące innych par małżeńskich. Jestem przekonany, że i w naszej ojczyźnie żyło (i żyje) wiele małżeństw, które dzięki współpracy z Bożą łaską zasługują na miano świętych.
Każda z następnych błogosławionych par małżeńskich na pewno będzie inna, będzie na swój sposób niepowtarzalna — tak jak miłość jest niepowtarzalna. Wiele może też być modeli małżeńskiej duchowości. Przyznaję, że obecnie liczę zwłaszcza na to, że wśród następnych beatyfikowanych par znajdzie się taka, którą będzie można naśladować nie tylko jako małżonków i rodziców, ale również jako przykładnych teściów i dziadków.
Autor jest redaktorem naczelnym miesięcznika „Więź”. W październiku 2001 r. był audytorem Synodu Biskupów w Rzymie.