Szkoła wolontariatu

publikacja 15.12.2007 18:08

W tym tygodniu zaprosiliśmy do współpracy wolontariuszy z Warszawskiego Hospicjum Społecznego. Postawiliśmy im kilka pytań. Jak dojrzewaliście do wolontariatu? Jakie cechy charakteru trzeba było rozwinąć, by w sposób odpowiedzialny wypełniać powierzone zadania? O tym będą pisać.

Szkoła wolontariatu

Niedziela


Agnieszka (w hospicjum od 2005 r.)

Zostałam wolontariuszem, bo jestem z natury społecznikiem. Lubię się udzielać, psychologicznie rzecz ujmując ;-) jestem typem „dawcy” - większą radość czerpię z dawania niż z brania. Pracując jako wolontariusz w hospicjum, stawiam sobie pewne cele, np. chcę spełnić marzenie chorej osoby, która pragnie odejść z tego świata w domu, w otoczeniu najbliższych. Jeśli uda mi się zapewnić jej bezpieczeństwo i pomóc zrealizować to marzenie, traktuję to jako sukces. Niezwykłe jest też to, że czasem rodzina zmarłego pacjenta po kilku miesiącach od jego śmierci odzywa się z podziękowaniami…

Często pojawiają się dylematy, trudności w wyborze między jakimś wewnętrznym zobowiązaniem, poczuciem odpowiedzialności a ochotą na odpoczynek lub chęcią poświęcenia czasu rodzinie.

Jakiś czas temu zostałam zatrudniona w hospicjum jako lekarz, ale nadal praca bardzo przeplata się u mnie z wolontariatem. Ten wolontariat to ta część pracy, która wykracza poza zakres obowiązków lekarza: to długie rozmowy z pacjentami, dodatkowe, wcale „niemedyczne” odwiedziny, to zorganizowanie wizyty księdza, zwrócenie uwagi na coś, co można jeszcze załatwić, by poprawić samopoczucie chorego.

Również teraz, gdy jestem pracownikiem hospicjum, swojej pracy nie traktuję wyłącznie jako „wypełniania obowiązków”, nie pracuję „od - do”. Dla mnie ta praca to dawanie komuś samego siebie - a taki jest chyba sens wolontariatu.


Lekcja do odrobienia:

1. Zastanowię się, co robię, gdy pojawiają się dylematy, trudności w wyborze między poczuciem odpowiedzialności a ochotą na odpoczynek. Co wybieram najczęściej?

2. Postaram się znaleźć w tym tygodniu przynajmniej godzinę i poświęcić ją bezinteresownie bliźniemu.










Poniedziałek


Sławka (wolontariuszka w hospicjum od 1990 roku)

O hospicjum dowiedziałam się z telewizji. W jednym z programów ksiądz - duszpasterz hospicjum - zachęcał, by przyłączyć się do zespołu ludzi, pomagających nieuleczalnie chorym. Jako była harcerka zawsze miałam społeczne zacięcie, więc idea opieki hospicyjnej bardzo do mnie trafiała.

To był dla mnie trudny okres w życiu: właśnie przeszłam na emeryturę, niedawno zmarł mój mąż, a dzieci wyjechały za granicę. Zostałam zupełnie sama. Znajomi, słysząc o moich planach, dołączenia do grona hospicjantów, próbowali odwieźć mnie od tego pomysłu, usilnie przekonując, że to zły moment, że to nie dla mnie… Ale ja się uparłam!

Wtedy to przyszłam na pierwsze organizacyjne spotkanie hospicjum i …zostałam do dziś. Trudno uwierzyć, ale to już 17 lat!

Początki nie były łatwe: bez przygotowania, bez przeszkolenia zostałam od razu rzucona na głęboką wodę. Na szczęście z pomocą przyszli mi inni wolontariusze, dzieląc się ze mną swoją wiedzą i doświadczeniem. Przez lata pracy bywały różne chwile, nieraz miałam serdecznie dość i obiecywałam sobie, że kończę z tym…. po czym zgłaszał się nowy pacjent, a ja oczywiście biegłam do niego!

Dziś uważam, że było to bardzo dobre posunięcie i jedna z najmądrzejszych decyzji w moim życiu. Mówi się, że to wolontariusz tyle daje pacjentowi, ale prawdą jest, że wolontariusz również bardzo dużo otrzymuje. Mnie praca w hospicjum dawała ogromne poczucie sensu życia, szczególnie w tych trudnych chwilach osobistych. Miałam zajęcie, które mnie motywowało, by trzymać się, by być w dobrej kondycji.

Nie żałuję ani pięciu minut, które poświęciłam chorym.


Lekcja do odrobienia:

Dodatkowe lekcje, studia, praca, śmierć męża, kryzys, trudny czas w moim życiu - tyle usprawiedliwień. Przyszedł moment, gdy trzeba zdecydowanie powiedzieć sobie, że każdy czas będzie trudny. I że każdy czas jest dobry, by rzucić się na głęboką wodę.




Wtorek


Małgosia - Dlaczego zostałam wolontariuszem?

10 lat pracowałam jako położna w szpitalu, czasami asystując przy największym cudzie, jakim są narodziny każdego człowieka.

W międzyczasie skończyłam studia i zmieniłam zawód. Nie pracując już jako położna, obiecywałam sobie, że zostanę wolontariuszem w hospicjum, by w ten sposób wykorzystać wiedzę i umiejętności, jakie zdobyłam, pracując w szpitalu.

Jak to w życiu bywa, zawsze nie ten czas, nie ten moment, ciągle w biegu, zajęta własnymi sprawami.

Przyszedł jednak taki dzień kiedy musiałam zastanowić się nad życiem i niestety śmiercią. Zmarł ktoś bliski, nagle i niespodziewanie. Okazało się, że już nic nie można powiedzieć, niczego wyjaśnić. To wydarzenie zmusiło mnie do określenia swojego stosunku do śmierci.

Najpierw był brak zgody a potem powolna akceptacja i wreszcie zrozumienie, że śmierć jest częścią życia. Każdego z nas czeka i każdy musi przez nią przejść. Bo dla osoby wierzącej śmierć to tylko brama do życia wiecznego. Kiedyś asystowałam przy porodach, teraz będąc wolontariuszem w hospicjum mogę towarzyszyć tym którzy odchodzą, choć przecież tak naprawdę rodzą się do nowego życia.

Mało mówi się o ludziach chorych, cierpiących, leżących często długie tygodnie w domu. O ich rodzinach, które chcąc zapewnić bliskim jak najlepszą opiekę, borykają się z dużymi problemami organizacyjnymi i materialnymi. A przecież są i nie zawsze mają odwagę poprosić o pomoc.

Nigdy nie umiałam usiedzieć w miejscu, zawsze byłam osobą aktywną, tylko teraz tą aktywność skierowałam na zewnątrz. Do ludzi którzy potrzebują pomocy, wsparcia a czasem towarzystwa w milczeniu.

Lekcja do odrobienia:

1. Zaangażowanie wymaga "określenia swojego stosunku do śmierci". Jeśli tajemnica śmierci do tej pory była przeze mnie spychana do podświadomości, zmierzę się z nią podczas adoracji Najświętszego Sakramentu.

2. Modlitwa do Ducha Świętego o odwagę.






Środa


Kasia (W hospicjum od 10 lat)

Aby być wolontariuszem, trzeba lubić ludzi, trzeba być ich ciekawym. Zostałam wolontariuszką, bo lubię ludzi i lubię im pomagać, bo czerpię z tego naprawdę dużą satysfakcję. Praca w hospicjum to dla mnie ważna część mojego życia, mojego „ja”. To coś, co autentycznie daje mi poczucie sensu.

Aby być wolontariuszem trzeba lubić ludzi - lubić z nimi przebywać, słuchać ich, niekoniecznie siląc się na dawanie rad czy odwdzięczanie się własną opowieścią. Będąc wolontariuszką, nauczyłam się, że choremu dużą ulgę przynosi już sam fakt, że darzymy go sympatią, że chcemy do niego biec i przy nim być.

Aby być wolontariuszem trzeba lubić ludzi - by chciało nam się wziąć chorego za rękę, bo może dawno nikt, prócz dającej zastrzyk pielęgniarki, go nie dotykał. By wpaść na pomysł, że może trzeba przestawić wazon na stole, bo zasłania leżącemu choremu widok na resztę pokoju. By chciało nam się pomyśleć, co by tu można było zrobić, by sprawić podopiecznemu radość…


Lekcja do odrobienia:

1. Wysłuchać bliźniego bez silenia się na dawanie rad czy odwdzięczanie własną opowieścią.
2. Bezinteresownie sprawić radość przypadkowo napotkanemu człowiekowi.










Czwartek


Magda

O pracy w hospicjum myślałam już w liceum, a do Warszawskiego Hospicjum Społecznego zgłosiłam się na początku II roku studiów. Zanim zdecydowałam się zostać wolontariuszką, próbowałam zajrzeć w siebie, w swoje myśli, marzenia. Chciałam dowiedzieć się, czego chcę a czego nie. Zadawałam sobie pytanie, co zamierzam zrobić ze swoim życiem: czy naprawdę zamierzam przeżyć je bez wysiłku, powierzchownie, myśląc tylko o swoich sprawach, czy może chcę zgłębić się w nie ?Często myśląc o istocie ludzkiego życia, zastanawiałam się, czym jest śmierć i umieranie, jaki sens ma cierpienie, ból, samotność...

Nie można pojąć życia bez śmierci...Nie można odrzucać śmierci, jakby ona nas nie dotyczyła...Tak jak nie można zrozumieć świata i człowieka bez Boga...

Dlaczego hospicjum?
,,Być to być dla kogoś
a dzięki niemu dla siebie
Nie mogę się obejść bez innego człowieka
Bez niego nie mogę się ziścić
Winienem odnaleźć siebie w innym
A jego odnaleźć w sobie" (M.Bachtin)

Gdybym miała wymienić predyspozycje, którymi powinien się odznaczać wolontariusz, zwłaszcza w pracy z umierającymi wymieniłabym przede wszystkim empatię, dojrzałość, odpowiedzialność, bezinteresowność... Czy ja jestem taka? Uczę się się przez cały czas... Uczę się przede wszystkim człowieka, jego słabości i siły... I nie myśleć tylko o sobie; jak wyzbywać się egoizmu.... Każde spotkanie z pacjentem i jego rodziną uczy mnie pokory, uświadamia moją małość... Wolontariusz to przede wszystkim zwykły człowiek, który styka się ze swoimi codziennymi problemami, wątpliwościami, dylematami. Nieraz zadaję sobie pytanie, czy moją obecnością choć trochę pomagam... Praca w hospicjum nauczyła mnie, ze nie słowa są najważniejsze...to „bycie” przy kimś i milczenie, które wyraża wszystko, są największym darem... Bo żadne słowa nie wyrażą uczuć, myśli... Dotyk czyjejś dłoni, bliskość, uśmiech i zwierciadło duszy oczy... Na początku mojej pracy miałam wiele wątpliwości, czy sobie poradzę, co ja tak naprawdę powinnam mówić a co nie... żeby czasem nie strzelić jakieś „gafy”, żeby nikogo nie urazić...

Po prostu być i nie udawać, i nie silić się na jakieś słowo, nie bać się chwili ciszy, powiedzenia „nie wiem”.

Jestem tylko słabym człowiekiem i wiem, ze gdyby nie wsparcie w modlitwie i wierze nie dałabym rady... Czasem, gdy czuję , że jest mi ciężko po prostu mówię: „Panie, Ty wszystko wiesz - wiesz, że to nie o mnie chodzi, pomóż mi być całą sobą przy tym, który mnie potrzebuje, daj mi siłę przezwyciężyć samą siebie”.

Praca w hospicjum nauczyła mnie dokonywać właściwych wyborów i decyzji...Choć czasem po ludzku dopada mnie zmęczenie, zły humor i brak czasu...nie mam wątpliwości, co jest najważniejsze... Z tą siłą, która daje mi praca w hospicjum łatwiej sobie radzę z codziennymi problemami na uczelni, w pracy, w rodzinie, bo przecież ,,kto wie, czy życie nie jest umieraniem, a to, co ludzie nazywają śmiercią, czyż nie jest życiem?”

Najważniejsze, to wiedzieć, co jest dla mnie najistotniejsze...


Lekcja do odrobienia:

1. Próba odpowiedzi na pytanie, czy wiem już czego w życiu chcę, a czego nie chcę.
2. Spotkanie z człowiekiem słabym, chorym, zagubionym: po prostu być i nie udawać, i nie silić się na jakieś słowo, nie bać się chwili ciszy, powiedzenia „nie wiem”.




Piatek


Donata (wolontariuszka od 2006 roku)

Gdy byłam mała lubiłam bawić się w lekarza. Leczyłam koleżanki i lalki. Gdzieś w głębi duszy pragnęłam pomagać osobom chorym. Fascynowały mnie reportaże z Afryki, w których pełni poświecenia misjonarze opiekowali się cierpiącymi. Wtedy powiedziałam sobie, ze jak skończę 18 lat to też będę pomagała potrzebującym. I tak się stało. Od roku jestem wolontariuszką Warszawskiego Hospicjum Społecznego.

Przez ten krótki okres czasu wiele się nauczyłam. Zaczęłam cieszyć się drobiazgami, na które wcześniej nie zwracałam uwagi. Wizyty u chorych sprawiają mi ogromną satysfakcję. Tam czas płynie dużo wolniej. Nie ma pośpiechu, a na pierwszym planie pojawiają się wartości, o których bardzo często zapomina się w codziennym życiu. Dopiero patrząc jak troskliwie rodziny opiekują się chorymi, dostrzegłam jak głęboka może być miłość. Zobaczyłam jak ważna jest bliskość drugiej osoby i wspólna rozmowa. Z nią ból, strach i cierpienie stają się łagodniejsze.

Jestem pewna, że dzięki pracy w hospicjum zdobędę wiele cennych doświadczeń, które zaowocują w przyszłości.

Darek

Spotykam się z chorymi w różnym wieku, są to osoby starsze ode mnie, z większym bagażem doświadczeń i z innego pokolenia. Rozmawiam z nimi o tym co je interesuje, opowiadam też o sobie, poruszam wspólne i "własne" tematy. Słuchanie chorego wnosi nowe perspektywy, obce dla młodego wieku, niesie ze sobą wiedzę o świecie i życiu.

Czasem, jednak, zdarza się różnica poglądów i tutaj muszę wykazać się cierpliwością wiedząc, że w danej sytuacji moje korygowanie poglądów wprowadzi więcej zamieszania i niechęci niż pożytku.

Przychodzę żeby towarzyszyć i akceptować a nie zmieniać chorego, który potrzebuje niejednokrotnie powiernika, osoby której może powiedzieć więcej niż ukochanej żonie, którą chroni przed swoim cierpieniem.

Dlatego cierpliwie słucham, żeby w odpowiednim momencie "usłyszeć" i pomóc choremu samym faktem że ktoś go wysłuchał.

Lekcja do odrobienia:

Słuchaj z pokorą, otwartością i akceptacją. Zastanów się czy twoje słowa nie ranią i nie oddalają od drugiego człowieka.





Sobota


Darek (wolontariusz w hospicjum od 2005 r.)

Rozwijając miłość bliźniego wychodzę ze wszystkimi umiejętnościami poza więzy rodzinne do osób które chcą mnie przyjąć. W zamian dostaję radość, wdzięczność, mam poczucie spełnienia, którego, początkowo nieświadomie, pragnąłem siedząc nad podręcznikami do ekonomii.

Dojrzewanie do pracy w hospicjum wymaga czasu a przegląd swoich umiejętności jest pierwszym krokiem do wybrania właściwej formy wolontariatu. Następnie należy zmierzyć się z obawami i ograniczeniami. W przypadku pracy hospicyjnej proces ten trwał prawie 2 lata i zakończył się przystąpieniem do szkolenia na wolontariusza hospicyjnego. Szkolenie bardzo przybliżyło charakter pracy z chorym i wymagało kolejnych przemyśleń i oceny swoich możliwości. Miałem wiele okazji żeby się poddać i nadal je mam, bo towarzyszenie w cierpieniu nie zawsze jest proste. Jednak wyznaję zasadę: Jeżeli mogę zrobić coś dobrego, Bóg jest ze mną, potrzebujący czeka na mnie, a jakbym się poddał, przysporzyłbym smutku nie tylko sobie.


Lekcja do odrobienia:

Podejmuj wyzwania i pamiętaj, że wszystkie siły dobra są z tobą.

Uwaga: W czasie dojrzewania do pracy w hospicjum, autor podjął wolontariat w domu dziecka i nie tracił czasu.