Zasłużyć na niebo?

Michał Kamiński

publikacja 28.11.2008 21:07

Nie możemy polegać jedynie na naszych czynach, na pobożnych praktykach, jednocześnie traktując Boga jako swoistego dżina, do którego zwracamy się tylko po to, aby spełnił nasze zachcianki. Bóg chce być w naszym życiu kimś więcej.

Dar nieba Andrzej Macura CC-SA 4.0 Dar nieba

Było postanowienie poprawy, była spowiedź, a tu znowu grzech. Drugi, trzeci kolejny. Znowu nawrócenie, znowu spowiedź, znowu postanowienie poprawy. I znowu grzech. Kolejny. Być może kiedyś pojawiła się refleksja „Boże, ja pójdę do spowiedzi, na Mszę, złożę ofiarę, tylko przebacz mi grzechy”. Doświadczenie grzechu jest codziennością dla każdego człowieka. Stoi on w pewnej sprzeczności z pragnieniem człowieka, aby być blisko Boga. Kiedy uświadamiamy sobie własny grzech, związaną z tym naszą osobistą tragedię odwrócenia się od Boga, możemy wpaść w dziwny stan przerażenia: „co muszę zrobić, aby mimo grzechu osiągnąć zbawienie?”. Ile Mszy, ile spowiedzi, ile jałmużny wystarczy, aby udobruchać Boga? Czy nie jest to również i nasze doświadczenie? Czy nie chcemy sobie wypracować zbawienia, czy nie chcemy, aby nasze uczynki były swoistą „zapłatą” za zbawienie?

Identyczne tendencje były obecne w Kościele od samego początku. Pierwsi chrześcijanie, wywodzący się z judaizmu, uważali, że człowiek może się zbawić jedynie przez wypełnianie nakazów Prawa. Do dziś niewiele się zmieniło. Wciąż możemy usłyszeć, że dobry uczynek wymazuje zły uczynek, że trzeba czynić dobrze, aby zasłużyć na niebo etc. A jednak w takim myśleniu tkwi coś niebezpiecznego i z gruntu fałszywego. Mianowicie przekonanie, że człowiek może się sam zbawić. Nawet jeśli poprzez wykonywanie określonych praktyk, to jednak samo ich wykonanie da nam wstęp do nieba. Nic bardziej mylnego.

Św. Paweł pisał „Wszyscy bowiem zgrzeszyli, i nie ma w nich chwały Bożej, a dostępują usprawiedliwienia darmo, z Jego łaski, przez odkupienie które jest w Chrystusie Jezusie” (Rz 3, 23-24). Zbawienie jest nam dane za darmo. Bóg, w nieskończonej głębi swojej miłości do nas, oferuje nam odpuszczenie wszystkich grzechów, daje nam możliwość, abyśmy znów stali się sprawiedliwi przed Jego obliczem. I nie żąda niczego w zamian. Chce tylko, abyśmy ten Jego dar przyjęli. Człowiek może dać Bogu pozytywną odpowiedź poprzez wiarę. „Sądzimy bowiem, że człowiek osiaga usprawiedliwienie przez wiarę” (Rz 3, 28). Jednak ten akt wiary nie może być aktem biernym – musi za sobą pociagnąć właściwe konsekwencje.

„Jeżeli więc ustami swoimi wyznasz, że JEZUS JEST PANEM, i w sercu swoim uwierzysz, że Bóg Go wskrzesił z martwych – osiągniesz zbawienie. Bo sercem przyjęta wiara prowadzi do usprawiedliwienia, a wyznawanie jej ustami – do zbawienia” (Rz 10, 9-10).Wiara ma być przyjęta sercem. Bóg chce, abyśmy mu zaufali, abyśmy wszelką naszą nadzieję pokładali właśnie w Nim. A jednocześnie głosili Jego miłość do ludzi wszystkim narodom. Ufność w Boże miłosierdzie więcej znaczy niż ofiary i pobożne uczynki.

Warto również nie stracić z oczu perspektywy tego, że Jezus dokonał już dzieła zbawienia. Święty Paweł bardzo często odwołuje się do śmierci i zmartwychwstania Jezusa, które to są skutecznym narzędziem zbawienia. Nasze zbawienie już się dokonało, zostaliśmy przez Niego wyswobodzeni ku wolności. Nie jesteśmy już niewolnikami grzechu, wolnymi ludźmi, którzy mogą żyć w przyjaźni z Bogiem. Jest to możliwe jedynie dzięki Chrystusowi, Który usprawiedliwił nas przed Ojcem. Jak pisał św. Paweł: „Obecne moje życie jest życiem wiary w Syna Bożego, który umiłował mnie i samego siebie wydał za mnie”. My już jesteśmy zbawieni, a jest to fakt, który powinien wciąż nadawać nowy sens naszemu życiu.
 

Skoro dzięki Chrystusowi staliśmy się dziećmi światłości i dziedzicami Boga, to powinniśmy odrzucić to, co nie przystoi tej godności. Wszelki grzech, każde złe postępowanie, są zaprzeczeniem naszego nowego życia jako ludzi sprawiedliwych. Dlatego właśnie nasze uczynki powinny być dobre – właśnie jako skutek zbawienia, zgodnie z tym, co pisał autor listu św. Jakuba: „Tak też i wiara, jeśli nie byłaby połączona z uczynkami, martwa jest sama w sobie”. Wiara musi przejawiać się w uczynkach. A więc nie tylko przyjęta sercem i głoszona ustami, ale właśnie realizująca się w konkretnych czynach.

W tym właśnie kontekście nawoływał Paweł: „Czy więc przez wiarę obalamy Prawo? Żadną miarą! Tylko Prawo właściwie ustawiamy”. My, chrześcijanie, również nie odrzucamy uczynków. Nie możemy zanegować spowiedzi czy Eucharystii, nie odrzucamy konieczności czynienia dobra. Wszak sam Jezus mówił, że czyniący dobro pójdą do zbawienia, a nieczyniący dobra zostaną skazani na potępienie. Ale musimy ustawić rolę naszych uczynków we właściwej perspektywie. Nie możemy polegać jedynie na naszych czynach, na pobożnych praktykach, jednocześnie traktując Boga jako swoistego dżina, do którego zwracamy się tylko po to, aby spełnił nasze zachcianki. Bóg chce być w naszym życiu kimś więcej. I nie dla swojej chwały, ale dla naszego dobra, gdyż tylko On jest w stanie dać nam najwyższe dobro – zbawienie.

Adwent jest nie tylko czasem przygotowania do kolejnych Świąt Bożego Narodzenia. Jest to również czas, w którym szczególnie powinniśmy sobie uświadomić konieczność naszego przygotowania do kolejnego przyjścia Jezusa – do Paruzji. I nie możemy utracić tej perspektywy, że pierwsze przyjście Jezusa przyniosło nam zbawienie. Jest to szczególny czas, w którym możemy odbudować swoją relację z Bogiem, aby uczynić Go faktycznym Panem całego swojego życia, aby w Nim położyć całą naszą ufność. Nie bądźmy w naszej wierze jak Zosia-Samosia, która wszystko chciałaby zrobić sama, odrzucając każdą możliwość pomocy, ale zaprośmy Go do każdej dziedziny naszego życia. W liturgii pierwszej niedzieli Adwentu słyszymy zapewnienie, które koryntianom dał św. Paweł: „On też będzie umacniał was aż do końca, abyście byli bez zarzutu w dzień Pana naszego Jezusa Chrystusa” (1 Kor 1, 8). Umocnieni łaską naszego Boga, możemy wytrwać w dobru, i wołać za św. Janem; Marana Tha – przyjdź Panie Jezu!