Nie jestem Pawłem...

Piotr Blachowski

publikacja 06.12.2008 00:26

Czymże moje świadectwo może być szczególnym wobec życia z Chrystusem, przy Chrystusie i w Chrystusie? To, co działo się w moim życiu, tak naprawdę było tylko trampoliną, mostem do życia obecnego.

Nie jestem Pawłem...

Faktem jest, że nasze życie to droga, która ma nas doprowadzić do świętości, do wiecznego szczęścia obcowania z Panem, ale czeka nas na niej wiele przeszkód, pułapek, zapadni, a jednocześnie wiele doświadczeń – różnych, pozytywnych i negatywnych – mimo wszystko prowadzących nas do Niego.

Jako dziecko działałem w kółku małych form teatralnych, śpiewałem w zespołach muzycznych, byłem ministrantem i młodzieżowym lektorem i kantorem. Chodziłem na pielgrzymki do Częstochowy, uczestniczyłem aktywnie w zespole, który śpiewał na mszach młodzieżowych. Potem zaczęła się gonitwa za utrzymaniem rodziny i przyszły doświadczenia ważniejsze, bardziej bolesne, wręcz dotkliwe. Praca fizyczna, kontakty osobiste z ludźmi różnego pokroju kształtowały moją duszę, doświadczały ją, a jednocześnie formowały ku dalszej drodze. Awanse w poszczególnych zakładach pracy były przyznawane nie na podstawie wykształcenia, lecz umiejętności, komunikatywności, kontaktów międzyludzkich. Wprawdzie piąłem się po szczeblach kariery, ale moja wiara zaczynała się przesuwać na coraz dalszy plan.

Nic nie wskazywało na to, że coś w moim życiu może się zmienić, a jednak człowiek nie może niczego być pewien. Ważny wyjazd służbowy, okazał się końcem pewnego etapu w moim życiu Ciężki wypadek spowodował, że zacząłem patrzeć na życie z innej perspektywy. Suma tych wszystkich doświadczeń sprawiła, że ponownie odczułem bliskość Boga.

Z chwilą zejścia z wózka inwalidzkiego zacząłem się przymierzać do powrotu do lektorowania i służby kościelnej, służby Bogu. Zacząłem myśleć o posługach liturgicznych, ale 6 lat temu było to tylko w sferze marzeń, poza tym nie zawsze czułem się godnym tej służby. Ale zdarzył się, w moim przekonaniu, cud: dostałem propozycję zostania szafarzem nadzwyczajnym. Ja, który kiedyś byłem od Boga dalej niż bliżej, mam teraz Go podawać innym, chorym? Z drugiej strony, podczas mojej choroby przychodzili do mnie szafarze, przynosząc Chrystusa, więc miałbym okazję zrewanżować się nie ludziom, ale Bogu. W rocznicę śmierci naszego nieodżałowanego Papieża Jana Pawła II, 2 kwietnia 2006 roku, odbyło się nadanie przez Arcybiskupa Damiana Zimonia uprawnień nadzwyczajnego szafarza Komunii Świętej prawie 90 mężczyznom, w tej grupie byłem i ja.




Posługa Szafarza Nadzwyczajnego Komunii Świętej daje mi wiele przeżyć duchowych, emocjonalnych. Fakt, że od pewnego czasu mogę Jezusa trzymać i podawać innym, jest dla mnie wielkim zaszczytem i radością. Posługuję od 2 kwietnia 2006 roku, pamiętnego dnia. A ile w tym czasie się wydarzyło. Miałem zaszczyt komunikować podczas Mszy Świętej, którą celebrował Ojciec Święty Benedykt XVI, komunikowałem w Piekarach Śląskich. Przebywając w szpitalach również komunikowałem, a nawet prowadziłem Różaniec na prośbę miejscowego Proboszcza. W sumie, dzięki posłudze jestem obecny w 6 parafiach, w 3 diecezjach i chcę być zawsze z Chrystusem. To wszystko, co życie mi przynosi, prowadzi mnie drogą Chrystusową – i z tym mi dobrze, wręcz wspaniale. Powolutku dochodzę do przekonania, że to jest moja dalsza droga. I każdy może sobie myśleć, co chce, ale ja to odczuwam jako powołanie. To otrzeźwienie, jak u Świętego Pawła, przywróciło mnie do społeczności kościoła.

Moje życie to amplituda, raz jestem u szczytu, za chwilę jestem poniżej poziomu morza, nie mam prostej linii życia. Czasami odczuwam, że Bóg bawi się ze mną w ciuciubabkę, doświadczając mnie chorobami, wypadkami, wręcz powołując mnie na sąd, by za chwilę dać mi kopniaka, popychając do następnej posługi; i tak w kółko Macieju, a im więcej pochłania mnie działalność dla Boga, tym więcej łaknę nowych wyzwań, nowych „kopniaków”, bo to one mnie pobudzają do działań dla Boga i z Bogiem. To jak prądy w rzece: im głębiej płyniesz, tym bardziej wciąga cię prąd, tym bardziej zespalasz się z rzeką. W tym jednak wypadku chcesz tego, więcej, szukasz tych prądów, by one cię chwytały i wciągały w wir, ale wir życia z Bogiem i dla Boga.

Teraz już wiem, że trzy sprawy mocno mnie będą trzymały przy życiu: miłość do Boga i rodziny, wiara i moja poezja.