Niedziela Chrztu Pańskiego (B)

publikacja 03.01.2018 20:03

Siedem homilii

Przyjaźń z Bogiem przez chrzest

ks. Leszek Smoliński

Minęło już trochę czasu od chwili, gdy nasi rodzice zanieśli nas do kościoła, byśmy tam mogli otrzymać pierwszy z sakramentów rozpoczynający wspaniałą życiową przygodę przebywania w przyjaźni z Bogiem. Ponieważ jednak nie szanujemy tego, co przychodzi nam łatwo, bez wysiłku, dlatego jakże często nie doceniamy faktu, że zostaliśmy ochrzczeni. Jednak dla wielu rodziców chrzest przestaje być oczywistością, którą trzeba „załatwić” zaraz po narodzinach dziecka. Staje się raczej rytuałem, formalnością i z konieczności – w związku z takim sposobem myślenia – pewnym uproszczeniem. Z danych wynika, że coraz mniej Polaków decyduje się na chrzest swoich dzieci. Przez ostatnie piętnaście lat (1990 do 2014) liczba chrztów zmniejszyła się prawie o dwieście tysięcy.

Żeby zrozumieć wartość chrztu, trzeba na niego spojrzeć w duchu wiary. Dzięki przyjęciu tego sakramentu człowiek otrzymuje prawa, których realizacja daje mu optymalne możliwości wypełnienia woli Bożej w życiu, zdobycia nagrody wiecznej, a przede wszystkim zrealizowania swego powołania życiowego. Przez chrzest człowiek staje się bowiem dzieckiem Bożym i zyskuje udział we wszystkich darach Bożych. Ochrzczony podaje swoją dłoń Bogu, który prowadzi go w ciemnościach życia. Chrzest nie oznacza więc zasadniczo zmiany samego człowieka, jest to raczej nowa droga życia, droga przymierza, na której nie jest on zdany tylko na samego siebie, ale prowadzi go Jezus – nasza droga, prawda i życie.

W dzisiejszej Ewangelii mamy opisane trzy istotne dla nas fakty: pierwszy fakt to przedstawienie przez Jana Chrzciciela Chrystusa, jako Tego, który jest ważniejszy od niego i który będzie chrzcił Duchem Świętym; drugi fakt to objawienie się Boga w Trójcy Jedynego i niezapomniane słowa: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”; trzeci fakt: nad Jezusem ukazała się gołębica, która jest symbolem Ducha Świętego. Mamy więc trzy Osoby: głos Ojca z nieba, moc Ducha Świętego i Chrystusa przyjmującego chrzest. Chrzest w Jordanie jest więc czasem Bożego objawienia, które dokonuje się przez słowa i znaki. One faktycznie objawiały, kim jest Jezus.

Nas jednak ciągle intryguje inne jeszcze pytanie: dlaczego Chrystus chciał się ochrzcić? Przecież do Jana Chrzciciela przychodzili zasadniczo grzesznicy, których on, przez chrzest z wody, oczyszczał z grzechów. Dlaczego więc Chrystus przyjął chrzest, skoro był wolny od jakiegokolwiek grzechu? Czy naprawdę wolny? Przecież Jezus wziął na siebie świadomie i dobrowolnie grzechy wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli i żyć będą na ziemi. A to znaczy, że Zbawiciel stał się największym grzesznikiem. Tyle, że nie z powodu swoich win, lecz dlatego, że wziął na siebie nasze – nawet najcięższe – grzechy. Stał się naszym Odkupicielem, Wybawcą.

Jezu, który wziąłeś na siebie wszystkie słabości moje i całego świata, prowadź mnie drogą do dojrzałego przeżywania swojego życia. Spraw, bym stawał się świadomym chrześcijaninem, który ma oczy i uszy otwarte na głos i działanie Ducha Świętego.

Wezwani i wzywani

ks. Leszek Smoliński

Ewangelia Święta Chrztu Pańskiego opisuje trzy istotne dla nas fakty. Pierwszy z nich to przedstawienie przez Jana Chrzciciela Chrystusa jako Tego, który jest ważniejszy od niego i który będzie chrzcił Duchem Świętym. Drugi fakt to objawienie się Boga w Trójcy i niezapomniane słowa: „Tyś jest mój Syn umiłowany, w Tobie mam upodobanie”. Trzeci fakt obrazuje ukazanie się nad Jezusem gołębicy, która jest symbolem Ducha Świętego. Mamy więc trzy Osoby: głos Ojca z nieba, moc Ducha Świętego i Chrystusa przyjmującego chrzest.

Warto postawić sobie w tym miejscu pytanie: dlaczego Chrystus chciał się ochrzcić? Przecież do Jana Chrzciciela przychodzili grzesznicy, których on, przez chrzest z wody, oczyszczał z grzechów. Dlaczego więc Chrystus przyjął chrzest, skoro był wolny od jakiegokolwiek grzechu? Czy naprawdę wolny? Przecież Jezus wziął na siebie świadomie i dobrowolnie grzechy wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek żyli i żyć będą na ziemi. A to znaczy, że Zbawiciel stał się największym grzesznikiem. Tyle że nie z powodu swoich win, lecz dlatego, że wziął na siebie nasze - nawet najcięższe - grzechy. Stał się naszym Odkupicielem, Wybawcą.

Minęło już trochę czasu od chwili, gdy nasi rodzice zanieśli nas do kościoła, byśmy tam mogli otrzymać pierwszy z sakramentów, rozpoczynając w ten sposób wspaniałą życiową przygodę przyjaźni z Bogiem. W tajemnicy chrztu Bóg Trójjedynej miłości uczynił nas swoimi dziećmi, jak również dał nam wskazówkę do bycia nimi na zawsze. Dzięki przyjęciu tego sakramentu ochrzczony otrzymał także wezwanie, którego realizacja daje mu optymalne możliwości wypełnienia woli Bożej w życiu, zdobycia nagrody wiecznej, a przede wszystkim zrealizowania swego powołania życiowego przez stanie się sobą.

Chrzest przenosi człowieka i jego życie w inny wymiar - w rzeczywistość duchową. A więc człowiek ochrzczony podlega cierpieniom, trudnościom, kłopotom i tak jak wszyscy musi umrzeć, ale jego życie ma już inny sens. Jego cierpienia są dopełnieniem zbawczych cierpień Jezusa. Każdorazowe trudności to okazja, aby pomocy szukać u Boga i całkowicie zdać się na Jego wolę. Śmierć to jedynie przejście do szczęśliwej wieczności. Podstawowy obowiązek człowieka ochrzczonego to zaakceptowanie tej nowej sytuacji, a to już jest kwestia wiary. Pomocą i wzorem jest sam Chrystus, który przyjął chrzest z rąk Jana. Chociaż w czasie chrztu zstąpił na Niego Duch Święty, chociaż został nazwany umiłowanym Synem, to przecież Jego droga wiodła na krzyż. Dziś warto zapytać siebie: co znaczy, że jestem człowiekiem ochrzczonym? Jakie są owoce chrztu w moim myśleniu, postępowaniu, w życiu rodzinnym, w mojej pracy? Czy pamiętam o otrzymanym na chrzcie wezwaniu do świętości?

Jezu, który wziąłeś na siebie wszystkie słabości moje i całego świata, prowadź mnie drogą do dojrzałego przeżywania swojego życia. Spraw, bym stawał się świadomym chrześcijaninem, który ma oczy i uszy otwarte na głos i działanie Ducha Świętego.

Być w łączności

Piotr Blachowski

Wychowanie w wierze sprawia, iż człowiek dorastając rośnie w wierze. Ma to wpływ na jego psychikę, decyzje, wybory oraz zapewnia, iż będzie on członkiem Kościoła Katolickiego.

Gdybyśmy zostawili człowiekowi wolną wolę w podejmowaniu decyzji, którą wiarę przyjąć, którą religię wybrać, czy w ogóle wierzyć, wyznawców Kościoła Katolickiego byłoby znacznie, znacznie mniej. Mniej nawet niż obecnie wiernych na mszach coniedzielnych, ponieważ spora część osób chodzi z obawy przed grzechem ciężkim, co w przypadku śmierci groziłoby mękami wiecznymi w piekle, ew. cierpieniem w czyśćcu.

Chrzest oznacza dla nas początek nowego życia z Bogiem i dla Boga i otwiera drogę do nieba. Jest darem, trwałą łaską, która powinna się w nas wciąż rozwijać w miłości i dobru, abyśmy zostali przyjęci przez Boga. Woda jest symbolem życia, które daje wiara w Chrystusa, oraz symbolem czystości, jaką przez tę wiarę otrzymujemy.

Liturgia Słowa wyraźnie mówi, czym dla Jezusa jest i czym dla nas ma być chrzest. Począwszy od cytatu z Księgi Izajasza: "Ja, Pan, powołałem Cię słusznie, ująłem Cię za rękę i ukształtowałem, ustanowiłem Cię przymierzem dla ludzi, światłością dla narodów, abyś otworzył oczy niewidomym, ażebyś z zamknięcia wypuścił jeńców, z więzienia tych, co mieszkają w ciemności.” (Iz 42,6-7). W podtekście można wyczytać, jak mamy się zachowywać, jak mamy postępować, by chronić i szanować to, co dzięki Chrystusowi otrzymaliśmy, czyli podwaliny naszego obecnego i przyszłego życia, życia zgodnego z planem Bożym, życia w wierze, nadziei  i miłości, które z kolei są podstawami naszego życia tego i wiecznego, a zarazem prowadzą nas ścieżkami Pana.

Uzdrowieni z choroby grzechu pierworodnego, by już nie być pod władzą szatana, mamy prawo i obowiązek uświadamiać innym, czym jest wiara w Boga, wiara w wieczność. Bowiem „Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie.” (Dz 10,34 – 35). I jeszcze coś, nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, iż jesteśmy dziećmi, synami i córkami oczekiwanymi przez kogoś. To oczekiwanie dotyczy nie tylko naszych rodziców, ale przede wszystkim Boga, który kochając nas, nie pragnąc naszego zła, lecz świetlanej przyszłości, daje nam możliwość korzystania z sakramentów, będących podwalinami wiecznego życia i chwały obcowania z Bogiem po naszym przejściu do lepszego, wiecznego życia.

Pokazujmy zatem naszą wiarę na co dzień, stosujmy ją, bądźmy z nią zaprzyjaźnieni, niech to będzie nasza codzienność. My, chrześcijanie, jesteśmy przez chrzest członkami Kościoła Chrystusowego. To nas zobowiązuje do ewangelizacji, do modlitwy, do miłości, więc sprostajmy wyzwaniu, pokazujmy innym, że nie wstydzimy się wiary. Edukujmy siebie i innych, bo przed nami wspólny cel: przez wiarę kroczyć drogą świętości do Boga. Nasza wiara to nasza kultura, Kultura duchowa – chrześcijańska, począwszy od naszego zachowania się wobec wiary, wobec naszych braci i sióstr w wierze, poprzez pokazywanie naszej kultury codziennej, aż do kultury przez duże K, czyli szerzenia kultury wiary, kultury religii, kultury modlitwy, wreszcie kultury ewangelizacyjnej.

JEZU CHRYSTE, pozwól nam zrozumieć, co dla nas oznacza znamię Chrztu Świętego, czyniące nas dziećmi Ojca i prowadzące według Bożych planów do DOMU OJCA.

Razem z Jezusem ochrzczeni

 

ks. Tomasz Horak

W Janie, synu Zachariasza, dojrzewało posłannictwo. Musiał iść i mówić. W końcu nadszedł oczekiwany dzień. Wśród proszących o obmycie wodą oczyszczenia był ON. Nie wyróżniał się niczym zewnętrznym - ni odzieniem, ni wyglądem, nawet nie słowami, bo milczał. Nieznajomy, a przecież znany od zawsze. Wielu ludzi obmytych wtedy wodą Jordanu poszło przed siebie, jakby nie wydarzyło się nic wielkiego. Kiedy po wielu miesiącach dotarła do nich wieść o pełnym mocy Rabbim z Nazaretu, dziwili się. Jezus nad Jordanem, rozpoznany jedynie przez Jana, stał się później wyzwaniem dla rodaków. Nie mogli sobie poradzić z wyzwaniem, które ich przerosło. Ukrzyżowali zatem Tego, którego tajemnicy nie potrafili pojąć. A On stał się wtedy jeszcze większym wyzwaniem. Nie tylko dla nich. Już dwa tysiące lat osoba Jezusa i Jego nauka są wyzwaniem.

Jakoś niewielu jest wobec Niego obojętnych. Co najwyżej silą się na obojętność. Będąc wśród ludzi, wiem, że sama moja obecność niejednego prowokuje. Moja? Nie. Obecność księdza, zakonnicy, papieża w telewizji przywołują niematerialną obecność Jezusa. I to On prowokuje. Gdyby chodziło tylko o historyczne ustalenia, gdyby chodziło o humanitaryzm Ewangelii, gdyby chodziło o założyciela wielkiej religii... Dobrze wiemy, że chodzi o coś więcej. Jezus - człowiek jest równocześnie Synem Bożym - twierdzą chrześcijanie. Jeśli Syn Boży stał się człowiekiem, to wielka godność człowieka jest niepojęta. Każdego człowieka. To zobowiązuje. Z jednej strony do wielkiego szacunku wobec każdej ludzkiej osoby. Z drugiej zaś strony taka wielkość człowieczeństwa domaga się poszanowania zasad moralnych, które bywają niewygodne. Prorok Izajasz woła w imieniu Boga: Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana! Ci, którzy nie chcą o tym słyszeć, nie potrafią przejść obojętnie obok Jezusa.

Znowu wróciliśmy myślą i sercem nad Jordan. Aby jeszcze raz usłyszeć napomnienia Jana, aby zamyślić się nad proszącym o chrzest Jezusem. Uwierzyliśmy - Jezusowi i w Jezusa. Zarówno sama wiara, jak i pójście za Jezusem drogą Ewangelii wymagają ciągłych powrotów, nieustannego ponawiania decyzji.

Chrześcijanin każdego dnia musi wracać do źródła i początku - do sakramentalnej łaski chrztu, którą został obdarowany. Temu darowi i temu zobowiązaniu trzeba dochować wierności. Wiarę trzeba ożywiać. Wierność zasadom Ewangelii - umacniać. Tylko wtedy i tylko z Jezusem można zwyciężyć zło otaczające nas zewsząd. Zwycięstwem, które zwyciężyło świat, jest nasza wiara. A kto zwycięża świat, jeśli nie ten, kto wierzy, że Jezus jest Synem Bożym? - pisze Apostoł Jan.

Kończy się czas Bożego Narodzenia. Kończy się czas zamyślenia nad tajemnicą Wcielenia Bożego Syna. Czas życia toczy się jednak dalej. Prorok Izajasz woła: Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko! A jest blisko, bardzo blisko, skoro nie tylko narodził się jako człowiek, ale stanął pośród gromady grzeszników nad Jordanem, aby być jednym z nich. Nie przez grzech - bo zła nie popełnił. Ale przez zwycięstwo nad grzechem. Nadzieja tego zwycięstwa jest siłą i radością chrześcijan. Sam Jezus jest naszą radością i siłą.
 

 

Upodobniony do Chrystusa

 

ks. Roman Kempny

List apostolski «Tertio millennio adveniente», prosty w stylu, a w treści profetyczny, nakreśla jasno drogę, którą ma kroczyć Kościół przełomu tysiącleci. Jan Paweł II proponuje między innymi, byśmy ponownie odkryli sakrament chrztu jako fundament życia chrześcijańskiego, zgodnie ze słowami Apostoła: „Wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa” (Ga 3,27).

O prawdzie chrztu mówił Jan Paweł II już w czasie pierwszej pielgrzymki do Ojczyzny: „Przed ponad tysiącem lat wody chrztu obmyły plemiona Słowian na polskiej ziemi... W piastowskich grodach dokonało się owo historyczne przeniesienie Ducha Świętego na polskie ziemie, a zarazem zapalenie znicza Ewangelii na ziemi naszych praojców” (Jan Paweł II, Gniezno 1979).

Rozważam te słowa w Niedzielę Chrztu Pańskiego. Słowa Ewangelii przypominają, że Jezus przyjmując chrzest, przyjmuje na siebie misję Cierpiącego Sługi. Pozwala zaliczyć siebie do grzeszników, staje się Barankiem Bożym, który gładzi grzechy świata. Każdy ochrzczony, przez sakrament chrztu, zostaje upodobniony do Chrystusa, zanurzony w Jego śmierć i obdarzony łaską Dziecka Bożego. Został wezwany, by na wzór Chrystusa służyć braciom.

Od tamtej chwili zostaliśmy w sposób szczególny wprowadzeni w zasięg działania Zmartwychwstałego, Jego zbawczej Miłości, Przebaczenia, Pokoju, Nadziei, Prawdy.

„Miłość Boża rozlana jest w naszych sercach przez dar Ducha Świętego, który został nam dany” (Rz 5,5). Odtąd w Chrystusie mamy śmiały przystęp do Boga. Nadeszła godzina oddawania czci Bogu w Duchu i prawdzie... Odtąd w każdym z nas w jakiejś mierze ma się objawić Bóg. Jego zbawcza moc i miłość. „Bo całe stworzenie z upragnieniem oczekuje objawienia się synów Bożych, ...a Duch Boży przychodzi z pomocą naszej ludzkiej słabości” (Rz 8,19.26). Odtąd „już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20) „i nikt już nie żyje dla siebie... W życiu i śmierci należymy do Pana” (Rz 14,7n).

Tak, życie nasze nabrało nowej perspektywy, nowego wymiaru. Każde nasze działanie ma wymiar zbawczy... Chwile modlitwy i pokornej, służebnej pomocy bliźniemu... Nasze cierpienie i radość, uczciwa, twórcza praca, i chwile wypoczynku; życie we wspólnocie małżeńskiej i troska o dom, życie duchem rad ewangelicznych we wspólnocie zakonnej i moja kapłańska posługa; odruch serca wobec biedy bliźniego i zmaganie się o uczciwość i sprawiedliwość w życiu społecznym; nawet grzech i włożony wysiłek, by z niego powstać; a także chwila mojej śmierci...

Tak wszczepiony w Chrystusa, jestem żywą cząstką wspólnoty Kościoła. A wyposażony w różnorakie dary przyczyniam się do Jego wzrostu i rozwoju. Człowiek żyjący obok, jest odtąd moim bratem, siostrą. Ta przedziwna jedność to też dar tego sakramentu.

Kiedyś przy górskim źródle spotkałem napis „Proste jest moje zadanie - dawanie, tylko dawanie”. To jest i moje zadanie jako ucznia Chrystusa.

 

Rzemyk u sandała

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Mimo wyrzeczeń, postów, modlitw i płonącej miłości do Boga Jan Chrzciciel doskonale wiedział, że jego wysiłek nie daje mu żadnych szans, żeby rozwiązać choć najmniejszy rzemyk u sandałów Chrystusa. Rzemyk to drobiazg, ale jest cennym symbolem.

Potomstwo Ewy miało swoją stopą zmiażdżyć głowę węża. Jezus zdeptał głowę szatana na Golgocie (czaszka), ale również w czasie swojego chrztu, depcząc nagą stopą dno wijącego się jak ślad węża Jordanu. Stanął w tłumie najpokorniej i najciszej, bo zawsze był pokornego i cichego serca, i gdy przyszła na Niego kolej, nagimi stopami zdeptał dno. Stanął na dnie rzeki, niżej niż Chrzciciel, niżej od najniższego z ludzi. Dokonało się tu oczyszczenie całego rodzaju ludzkiego z tego wszystkiego, co może wypalić w nas nie tylko piętno winy, ale doszczętnie spalić nas na popiół piekielnej rozpaczy. Ten ogień piekła trzeba było zagasić. Chrzest jest zagaszeniem ognistych płomieni, jakie rozpalają się w nas kuszącymi jęzorami. Obmycie ciała Jezusa jest obmyciem całego Kościoła, który jest przecież mistycznym Ciałem Chrystusa.

A wszystko rozpętało się od tego zaplątanego rzemyka. Rozwiązać rzemyk – to zapewne czynność kojarząca się również z rozplątywaniem jakichś węzłów. Można rozwiązać rzemyk, ale też problem, zagadkę, tajemnicę albo więzy krępujące nogi czy ręce więźnia. Jan nie czuł się na siłach, aby rozwiązać nawet najmniejszy z tysięcy węzłów gordyjskich, w jakie zaplątała się cała ludzkość. Kołtun grzechu zacisnął się bowiem nieludzko i tylko ktoś ponadludzki mógł sobie z tym poradzić. Jezus rozwiązał wszelkie węzły i więzy, rozwiązał wszystko to, co nas krępuje, zniewala, ogranicza, czyni niewolnikami. „Czyż nie jest raczej ten post, który wybieram: rozerwać kajdany zła, rozwiązać więzy niewoli, wypuścić wolno uciśnionych i wszelkie jarzmo połamać” (Iz 58,6). Nie ma takiego związania, którego by miłość Jezusa nie rozplątała mocą rozkazującego słowa. Gdy pojawił się w okolicach Dekapolu, przyprowadzono mu głuchoniemego, któremu jednym słowem Effatha rozwiązał więzy języka i uwolnił słuch (por. Mk 7,35). Dał też ludziom moc do rozwiązywania wszelkich więzów na ziemi w mocy swego imienia. Powiedział do Piotra, że cokolwiek rozwiąże na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (por. Mt 16,19).

Wraz z Jezusowym narodzeniem rozwiązało się wszystko, co dotychczas ludzkość więziło. Nie będzie chyba wielkim nadużyciem interpretacyjnym, jeśli zrozumiemy następujące słowa Biblii: „Nadszedł dla Maryi czas rozwiązania. Porodziła swego pierworodnego Syna” (Łk 2,6–7) jako pewną przenośnię. Niech nie będzie to jedynie przypadkiem, że narodziny Jezusa oddano słowem „rozwiązanie”, bo rzeczywiście Jezus przyniósł uwolnienie dla całej ludzkości. Greckie słowo, tłumaczone jako „rozwiązanie” (lyo), ma również znaczenie „zniszczyć”, i Jan Ewangelista celnie wymierzył swoje słowa w dzieło diabła: „Kto grzeszy, jest dzieckiem diabła, ponieważ diabeł trwa w grzechu od początku. Syn Boży objawił się po to, aby zniszczyć dzieła diabła” (1 J 3,8).

 

Bóg ma w nas upodobanie

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg ofiarowuje człowiekowi upodobanie w chwili, gdy wyłaniamy się z dna, a więc jesteśmy pozbawieni wszelkich zasług
W chwili, gdy wychodził z wody, otworzyło się niebo i rozległ się głos Ojca wyznającego swe ojcostwo i umiłowanie Syna. Umiłowanie przepełnione upodobaniem. Upodobanie to istotne przeżycie, którego oczekujemy najpierw od rodziców. Od Boga można je otrzymać już we chrzcie, zanim zdamy sobie sprawę z jego wagi albo zaczniemy się o nie świadomie starać. Bóg ofiarowuje człowiekowi upodobanie w chwili, gdy wyłaniamy się z dna, a więc jesteśmy pozbawieni wszelkich zasług. Daje swoją miłość, bo bez niej nie można żyć. Niedotykane niemowlęta umierają; pomijane dzieci latami walczą o to, by być zauważone; niekochane i odrzucane, odrzucają i dręczą się nienawiścią do siebie; a te, w których rodzic nie ma upodobania, cierpią niewymownie, nie wierząc we własną wartość. Każde dziecko wzrasta zdrowo, gdy otrzymuje od ojca akceptację i upodobanie. Bez spojrzeń miłości, bez wyrazów upodobania, bez dotyku, pieszczot, słów pochwały, zauważenia, wsparcia, inicjacji wprowadzającej w życie, rozmów i bliskości, a nawet skarcenia, dzieci więdną jak kwiaty pozbawione wody i słońca.

Na parapecie w glinianej doniczce wzrastała zielona trzcina. Pozostawiłem ją, zapominając powierzyć komuś, gdy wyjeżdżałem na wakacje. Gdy wróciłem, ujrzałem zwiędnięte i zeschłe liście. Umarła. Elementarny wyraz troski, podlewanie wodą, nawet dla tak prymitywnego istnienia, jest konieczne. Przyglądam się dziecku w kościele, którego rodzice trzymają na rękach z troską, prosząc o chrzest drżącym głosem. A ja, kapłan z dzbankiem wody, jak ktoś, kto podlewa w oknie kwiaty, rozlewam łaskę, aż spływa ona na posadzkę. Wiele łask marnujemy, zanim dorośniemy. Cóż można dostrzec w źrenicach rodziców? Upodobanie, czyli zachwyt z powodu istnienia dziecka. Chrzest jest też aluzją, dzięki której uświadamiam sobie upodobanie Boga, które utrwaliło się w sakramencie. Jego Syn wyszedł z wody i właśnie wtedy niebo ujawniło upodobanie Ojca. Każdy, kto przyjmuje chrzest, zostaje wprowadzony w ten strumień upodobania Boga Ojca.

Czy tego potrzebujemy? Czy lubisz, gdy ktoś cię podziwia, wyraża zachwyt twoim pięknem, pochwala twoją inteligencję, zauważa efekty twej pracy lub nauki? Poznałem kogoś, kto będąc dzieckiem, specjalnie spadał z łóżka, by poczuć ciepłe dłonie ojca podnoszące go z podłogi. Znałem też chłopca, który uciekał z domu, bo był to jedyny sposób, by ojciec się nim zainteresował. Ktoś inny próbował popełnić samobójstwo, aby zobaczyć troskę na obliczu ojca. Potrzebujemy upodobania kogokolwiek, ale nade wszystko Boga Ojca. Pamiętamy, jak Jezus rozradowany w Duchu powiedział do uczniów, że Ojciec ma upodobanie nie w mądrych i roztropnych, ale w prostaczkach, a właściwie w niedojrzałych dzieciach. Gdzie indziej powiedział, aby mała trzódka się nie lękała, bo upodobaniem Boga jest jej dać królestwo!