8. Niedziela zwykła B

publikacja 28.02.2003 07:30

Trzy homilie

Między starym a nowym


ks. Antoni Dunajski

Kłopoty wynikające z konieczności łączenia tego, co nowe, z tym, co stare, zdają się mieć charakter ponadczasowy. Młodzi mają pretensje do „wapniaków”, że ich nie rozumieją. Starsi nie mogą wybaczyć „żółtodziobom” braku szacunku dla siwych włosów i dorobku poprzednich pokoleń. Ktoś zapytał nawet złośliwie: - Jak to jest, że coraz lepsi rodzice mają coraz gorsze dzieci?

Jednocześnie jedni bez drugich obejść się nie mogą. Młodzi podpatrują starszych, aby osiągnąć mądrość. Starsi podpatrują dzieci, aby osiągnąć szczęście. I tak być powinno. Dramat zaczyna się dopiero wtedy, gdy dziecko zapomni, że jest dzieckiem, a babcia, że jest babcią. Kilkunastoletni mądrala i pozujący na młodzieniaszka staruszek prezentują się równie groteskowo i równie wiele popełniają błędów. Każdy w tej materii powinien zostać sobą. Renesans był piękny jako renesans, barok był piękny jako barok. I pewnie jednego nie byłoby bez drugiego, ale przypadkowe mieszanie tych stylów nie wyszło sztuce na dobre.

Wydaje się, że to właśnie stanowi istotę problemu, o którym mówi Ewangelia. Faryzeusze (starotestamentowi mędrcy) mieli pretensje do (nowotestamentowych) uczniów Jezusa, że nie poszczą tak jak się od dawna pościło. Podejrzewali pewnie, że nie poszczą w ogóle (podejrzewa się zawsze na wyrost). Było pewnie tak, że pościli inaczej i pewnie w innym czasie (gdy na przykład trzeba było wypędzać niezwykle oporne złe duchy). Z całą jednak pewnością pościli z innych motywów: nie tylko po to, by być „prawnie” w porządku i by się ludziom podobać, lecz po to, by się wewnętrznie umocnić i przysposobić do wyrzeczeń towarzyszących pracy apostolskiej. I w jednym, i w drugim wypadku motywacja była religijna, ale Chrystus daje wyraźnie do zrozumienia, że - przy całym szacunku dla religii starotestamentalnej i starego prawa - Jego Ewangelia także w tym zakresie przynosi jakąś istotną nowość. Nie da się więc wlać „młodego wina (...) do starych bukłaków”, tak jak się nie przyszywa „łaty z surowego sukna do starego ubrania”.

Słowa Chrystusa należy tu zinterpretować w szerszym kontekście całego Jego nauczania. Pan Jezus nigdy nie miał do Izraelitów pretensji o to, że są wierni swojej dawnej tradycji religijnej. Gdyby byli do końca wierni zawartemu pod Synajem Przymierzu, nie byłoby czego krytykować. Raziła natomiast Chrystusa deformacja tej religii, dokonana przez nadgorliwych (albo źle gorliwych) faryzeuszów. A więc to wszystko, co do tej prastarej tradycji religijnej (jako swoistą w danym momencie „nowość”) wprowadzili ludzie i co bardzo szybko „zwapniało”, zestarzało się, tak że religia, która miała ludziom pomóc iść do nieba, sama stała się ciężarem nie do udźwignięcia. Problem ten widzieli już prorocy. Gdy przez usta Ozeasza Bóg wyraża pragnienie, aby jego „niewierna oblubienica” (Izrael) powróciła do „dni swej młodości” i związała się z swym Bogiem na nowo „przez sprawiedliwość i prawo, przez miłość i miłosierdzie”, to ma na myśli odnowę religijną, realizującą się przez nawiązanie do tradycji najstarszej, najbardziej czystej. Także na polu doświadczeń religijnych sprawdza się więc zasada, podpatrzona przez Wiliama S. Maugharna: „Każde pokolenie śmieje się z ojców, wyśmiewa dziadków i podziwia pradziadków”.

List poznania i miłości


ks. Wacław Depo

Żyjąc u progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa, wierzymy, że w ciągu tych dziejów decydujące znaczenie mają trzy wydarzenia: stworzenie świata i człowieka, wcielenie Syna Bożego oraz Jego krzyż i zmartwychwstanie. Wszystkie mają charakter niepowtarzalny i stwarzają absolutnie nową sytuację człowieka i świata, rozpoczynając coś bezwzględnie Innego...

Księgi Bożego Objawienia rozświetlają nieco te tajemnice, ukazując miłosną i zbawczą wolę Boga. Już sam „początek” stworzenia (Rdz 2,4b-6) nie jest ślepym przypadkiem, czy - jak nieraz mówimy - „dziełem z niczego”, lecz jest pierwszym znakiem - „listem” wolnej i twórczej miłości Boga Stwórcy.

Zapis ten podkreśla fundamentalną więź pomiędzy Bogiem a człowiekiem, który jest nie tylko „koroną” stworzeń, lecz „obrazem Boga” i adresatem Jego miłości. Bóg Stwórca „rozpisał” człowiekowi wielostopniowy scenariusz życia, a w nim nie tylko zaistnienie materialne (bycie cząstką natury), ale i duchowe - moralne (bycie „obrazem Boga”), a wreszcie istnienie eschatyczne (bycie z Nim na zawsze). Wyrazem tej więzi człowieka z Bogiem było zachowanie woli Boga, objawionej przez zakaz spożywania z „drzewa wiadomości dobra i zła”.

Człowiek jednak wybrał życie wbrew Bogu i poza Bogiem, niszcząc tę „pierwszą redakcję” wspólnego listu stworzenia. Za Katechizmem Kościoła Katolickiego przypomnijmy ważną prawdę, że „prawo naturalne i moralne wpisane przez Boga w serce każdego człowieka - mówiące o drogach i zasadach postępowania - jest ojcowskim pouczeniem i przedstawia pedagogię Bożą prowadzącą do szczęścia. Gdy jednak ludzie nie odczytali w sercach tych praw, Pan Bóg »ogniem Ducha« wypisał Dziesięć Słów na kamiennych tablicach (por. Wj 20,1-17). To Prawo zapisane w Starym Testamencie miało na celu: ukazać powszechność i piękno prawa naturalnego oraz uświadomić, że człowiek sam z siebie, o własnych siłach, nie jest zdolny do wypełnienia wszystkich przepisów i litery Prawa” (KKK 1950-1956). Dlatego zarówno Prawo, jak i całe Objawienie Starego Przymierza były „wołaniem o Ducha Bożego”, o „serce żywe”, poznające Boga przez miłość i radość, a nie tylko przez „literę Prawa”, formy postu, czy lęk przed utratą zbawienia.

W sercu tej rzeczywistości osobowej znajduje się Osoba Syna Bożego, Jezusa Chrystusa, który jest najpełniejszą Odpowiedzią Boga na wszelkie pytania o sens życia i Wiecznym Listem Ojca posłanym do każdego człowieka. Tylko On mógł o sobie powiedzieć: „Ja Jestem drogą, prawdą i życiem” (J 14,6). Odważył się przypomnieć, za cenę własnego życia, że wszyscy ludzie mają swój początek w Bogu, w Nim żyją, poruszają się i w Nim odnajdują szyfr i sens własnego życia. Dlatego Jezus jest Emmanuelem, to znaczy „Bogiem z nami”, w nas i dla nas (por. Mt l,23). Nie możemy więc zapominać, że przyjmując Syna Bożego jako drogę i sens naszego życia, posługujemy się językiem o podwójnych znaczeniach. Nie mówimy językiem materialnym, literalnym czy technicznym. Dlatego nie ma sprzeczności owych wymiarów języka ani kolizji między życiem doczesnym a światem religii.

Prawdziwe i bezgrzeszne miłowanie drugiego człowieka nie zasłania Boga. Wręcz przeciwnie - taka miłość odsłania oblicze Boga w nas i jest wyraźnym znakiem pokładania ufności w Bogu”, (por. 2 Kor 3,4nn).

W perspektywie miłości drogi Chrystusa i człowieka schodzą się w jeden cel, w jeden sens. Podobnie łączą się ze sobą miłość do Boga i miłość ku człowiekowi. Jeśli jest miłość prawdziwa, nie może być kolizji między miłością doczesną a miłością religijną. Wszystko, co w świecie doczesnym jest prawdziwe, dobre, piękne, wolne i twórcze - poddane jest światłu i mocy Ducha Boga żywego, który we wnętrzu ludzkich serc „pisze” nasze indywidualne historie, wiążąc nas z Chrystusem. On uczy nas w sposób niepowtarzalny tajemnicy miłości Boga i sam jest również naszym „listem miłości” zaadresowanym do Ojca przedwiecznego. Przez więź z Chrystusem każdy z nas staje się listem od Boga, czytanym i znanym przez ludzi. A przez swoje życie stajemy się „listem pisanym sercem” pełnym zawierzenia Bogu, z twarzą zwróconą ku Chrystusowi i Jego Kościołowi na świadectwo światu.

Miłosny list Boga


Augustyn Pelanowski OSPPE

Czy chodzi o wypełnienie zasad, czy o miłość między tobą a Jezusem? Jeśli Go kochasz, stajesz się Mu wierniejszy, niż wymagają przykazania. Jeśli tylko zachowujesz przykazania, to może się okazać, że Bóg jest ci bardziej obojętny niż mrukliwy przechodzień na ulicy, z którym się mijasz, idąc właśnie do kościoła.

Bóg nie tylko nas kocha, ale też bardzo zależy Mu na naszej miłości do Niego. By wydobyć kilka słów tęsknoty za Nim z twojego wnętrza, jest gotowy uczynić z twojego życia pustynię, spustoszyć ci wszystko, jak ktoś zazdrosny i nieustępliwy. Nawiedzają cię wtedy doświadczenia, po których czujesz, że już nie da się żyć tylko na planie zewnętrznym, w pozorach i mirażach, jakie oferuje świat, w którym grasz podrzędną rolę w serialu nazywanym zbyt dumnie życiem. Pojawiają się najpierw pustka i post uczuć. Tracisz orientację, jak po zgaszeniu światła w pomieszczeniu, w którym dotychczas wszystko było określone i konkretne. Wtedy, na takiej pustyni, porzucasz swoich idoli. To nie musi być twoja wina, że nie da się już żyć „na parterze” świata i czujesz się porywany na jakieś piętro, z którego balkonu wszystko wydaje się nieważne i nieosiągalne.

Na duchowej pustyni milczenia Bóg uwalnia od innych ludzi. Od ich wymagań i roszczeń. Od ich pretensji i zaborczości, rozkazów i manipulacji. Od ich paragrafów i zakazów. A tobie może się to wszystko wydawać stratą czegoś, co dotychczas nazywałeś miłością. Ale może to były smycze i kajdany! Wyprowadzi cię więc na pustynię, by ucałować twoje serce. Uniemożliwi ci spokojne życie, byś umierał z miłości do Niego. Tak czynił z Abramem, całym Izraelem, Eliaszem, tysiącami eremitów i setkami świętych oraz wszystkimi, którzy stracili wszystko i nagle odkryli Jego w swej pustce. Czynił to, by palcem delikatnej miłości tak dotykać skamieniałych tablic serc, by stały się listem żywym, pełnym zwierzeń i szeptów nieba, zdolnych poruszyć nawet po tysiącach lat. Czy widzisz w Biblii coś więcej niż litery? Czy widzisz Ducha Świętego, który napisał do ciebie list liczący 73 księgi? Czy ktoś kiedykolwiek napisał do ciebie tak długi list?

Jezus i Paweł głosili Ewangelię, która nie była i nie jest jedynie jakimś pomysłem religijnym dla ludzkości. Tu chodziło o ogłoszenie słów, które ukrywają w sobie Boskie zakochanie w człowieku, w tobie! Chrześcijaństwo w swej najprawdziwszej wersji jest wiernym umiłowaniem Boga, wobec którego wierność jedynie literowym prawom wydaje się niestosowną niewiernością. Post samotności wcale nie musi być karą. Może być czymś więcej niż nagrodą, bo może się okazać, że tylko dlatego nie udało ci się ułożyć życia, gdyż niezauważalnie udało się tobie dostać do Jego Serca. Jezus nazywa się panem młodym. To nazewnictwo wprost z kobierca ślubnego. Dlaczego Bóg ośmiela się ogłaszać małżonkiem? Jaka jest Jego miłość, skoro traktuje nas z taką miłością jak narzeczony w przeddzień ślubu?