4. Niedziela Wielkiego Postu (B)

publikacja 12.03.2021 21:16

Siedem homilii

Wytrwałość Boga

Ks. Leszek Smoliński

Św. Jan Ewangelista naucza, iż wielu ludzi zbliżało się do Jezusa widząc znaki, jakie On czynił. Wśród nich jest także Nikodem, członek Wysokiej Rady, człowiek uczony, o szerokich horyzontach, który w swoim myśleniu nie zamyka się szczelnie, jak czynią to faryzeusze. Udaje się on w nocy do Mistrza. Rozmowa toczy się w Jerozolimie, w bliżej nieokreślonym domu. Noc staje się symbolem – ewangelista chce opowiedzieć o ciemności niewiary, wciąż tkwiącej w sercu Nikodema, o jego lęku przed dokonaniem odważnego wyboru wobec ludu i pewnej potrzebie intymności, niezbędnej dla stawiających pierwsze kroki w kierunku światła. Doświadczając własnej niezdolności do zrozumienia nowego życia wskazanego przez Jezusa, Nikodem może swobodnie otworzyć się na dar, który pochodzi z góry.

Ewangelia IV niedzieli Wielkiego Postu przedstawia część rozmowy Jezusa z Nikodemem. Tematem podstawowym jest zbawienie, które pochodzi z wywyższenia Jezusa, czyli z Jego krzyża. To podstawowe wydarzenie dla wiary, konieczne do życia wiecznego. Św. Jan widzi właśnie w tajemnicy krzyża moment prawdziwej chwały Jezusa, chwały miłości, która całkowicie objawi się w męce i śmierci. Paradoksalnie, w ten sposób krzyż – znak niepowodzenia, śmierci i potępienia – staje się znakiem odkupienia, życia i zwycięstwa. Dzięki wierze można stać się uczestnikiem zbawienia. Benedykt XVI naucza: „Bóg nie dominuje, ale kocha bez miary. Swojej wszechmocy nie wyraża w karaniu, ale w miłosierdziu i przebaczeniu. Zrozumienie tego wszystkiego oznacza wejście w tajemnicę zbawienia” (Homilia, 4.11.2010).

2. Nawet pośród wewnętrznych ciemności Bóg zaprasza nas na drogę wiary. Jest to przestrzeń tych obszarów życia, które zostały szczerze oddane Bogu, ale jednocześnie są naznaczone ludzkimi słabościami i trudnościami. To zaproszenie na drogę wiary jest potwierdzeniem pierwszeństwa miłości Boga. Człowiek osądza sam siebie w tej mierze, w jakiej odrzuca propozycję miłości Boga. Bóg chce zbawienia każdego człowieka, nie zaś potępienia. „Są ludzie – często my także – którzy nie mogą żyć w świetle, ponieważ są przyzwyczajeni do ciemności. Światło ich oślepia, nie widzą. I my także jesteśmy w tym stanie, kiedy grzeszymy: nie możemy znieść światła. Wygodniej jest nam żyć w ciemności. (…) Ale najgorsze jest to, że (…) oczy duszy tak przyzwyczajają się do życia w ciemności, że ignorują, Czym jest światło” (Franciszek, Homilia, 22.04.2020).

Spotkanie Jezusa z Nikodemem jest wezwaniem, aby przywódca faryzeuszów zbliżył się do światła. Dzięki spotkaniu z Panem w czasie swojej wewnętrznej nocy przyjął dar Bożej miłości. „W centrum znajduje się nie prawo i oparta na nim sprawiedliwość, ale miłość Boga, która umie czytać w sercu każdego człowieka, aby zrozumieć jego najbardziej ukryte pragnienia i która musi mieć pierwszeństwo nad wszystkim” (MeM 1). Bóg kocha każdego człowieka i zbawia go łaską, która powinna się przekształcić w aktywne życie, pełnienie dobrych czynów. Kiedy bardziej niż nadzieja i ewangeliczna kreatywność przeważają w nas pesymizm i brak wiary w owocność podejmowanych działań, czyż nie oznacza to, że „wszystko staje się niejasne, nie można odróżnić dobra od zła, drogi prowadzącej do celu od drogi, na której błądzimy bez kierunku” (LF 3).

Prośmy słowami hymnu Symeona Nowego Teologa (949-1022), chrześcijańskiego mnicha i poety z terenu Bizancjum:

„Ujawnij się i pokaż mi siebie.
Okaż swoje miłosierdzie,
Pokaż swoją miłość do ludzi.
Otwórz mi drzwi do Sali weselnej.
Nie zamykaj przede mną drzwi swojego światłą, mój Chryste!” (Hymn 53).

Przyjąć łaskę Bożą

ks. Leszek Smoliński

Liturgia czwartej niedzieli Wielkiego Postu, zwanej Niedzielą Radości, przypomina nam o tym, że konieczne jest ciągłe odnawianie spojrzenia na wszystko, co nas otacza, i na nas samych. Post, który przeżywamy na progu wiosny, skłania nas do zastanowienia się nad sposobem patrzenia. Możemy koncentrować się na błocie wiosennych roztopów i narzekać na chłodne poranki, ale możemy też cieszyć się pąkami na drzewach i pierwszymi kwiatami oraz dziękować Bogu za ciepłe promienie słońca. Kiedy patrzymy na samych siebie, możemy dostrzegać przede wszystkim swoje ułomności i grzechy i załamywać się pod ich ciężarem, ale warto też zwracać uwagę na małe sukcesy odniesione w codziennym życiu i dziękować Bogu za każdy dobro, które mogliśmy wykonać. Trzeba się uczyć patrzeć dalej, a nie tylko koncentrować się na chwili obecnej. Nasza teraźniejszość musi być ciągle zanurzana w przyszłości: aby dobrze żyć dzisiaj, muszę pamiętać o celu, do którego zdążam.

Pan Jezus w nocnej rozmowie z uczonym Nikodemem tłumaczył mu, jak należy odczytywać znaki, które Bóg zostawia na drodze człowieka. I jak wiele zależy od właściwego odczytywania tych znaków każdego dnia. Przypomniał mu wydarzenie z czasów wędrówki narodu wybranego przez pustynię, kiedy to Bóg dopuścił na Izraelitów plagę jadowitych węży, ale równocześnie nakazał Mojżeszowi postawić wysoki pal i umieścić na nim podobiznę węża. Dla ocalenia od śmierci wystarczyło, aby ukąszony spojrzał z wiarą na węża. Chodziło nie tyle o prosty gest zwrócenia się do węża, ale o dostrzeżenie oczyma wiary mocy Bożej płynącej z wypełnienia tego łatwego nakazu. Ilu Izraelitów z tego skorzystało, nie wiemy. Autor biblijny mówi jednak, że wielu zmarło. Przez to przypomnienie Jezus przygotował Nikodema do odczytania ważniejszego znaku: wywyższenia Syna Człowieczego na drzewie krzyża. Ten znak jest konieczny, aby każdy miał życie wieczne. Możemy sądzić, że Nikodem zrozumiał naukę Jezusa, ponieważ widzimy go na Golgocie, gdy uczestniczy w pogrzebie Zbawiciela. Nie przeraził go krzyż, bo zrozumiał jego sens.

Jezus daje nam potrzebne światło do lepszego widzenia otaczającej nas rzeczywistości, ale jednocześnie z żalem dodaje, że człowiek często „nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby nie potępiono jego uczynków” (J 3,20). Niektórzy ludzie wolą trwać w ciemności, bo opowiadają się po stronie zła. Nie chcą światła, ponieważ boją się zobaczyć prawdziwy obraz własnego życia. Jak często znajdujemy się w sytuacji Izraelitów na pustyni skażonych jadem zła. Mamy postawiony przed sobą znak uzdrowienia, ale brak nam dobrej woli, aby na niego spojrzeć.

Kościół zaprasza nas w dzisiejszą niedzielę do radości, której źródłem jest Bóg i Jego wierna miłość. Uczy jednocześnie, że powinniśmy postarać się spojrzeć na siebie w świetle Bożej prawdy i zobaczyć sakramentalny znak Bożego przebaczenia, aby przyjąć łaskę, której Bóg pragnie nam udzielać, gdyż On nie męczy się nigdy hojnością wobec nas, która jest źródłem duchowej radości.

Jak to jest?

Piotr Blachowski

„Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę.” Czy do naszej świadomości dociera głęboki sens tego zdania? Co zrobić, by je właściwie zrozumieć? Wystarczy zastanowić się nad słowami Jezusa, zgłębić treści Jego nauczania. Jego droga przez 33-letnie życie, droga nauki, wiary, miłości i nadziei, przerodziła się w drogę szykan, złości, pogardy i złorzeczenia przez tych, którym ta nauka nie odpowiadała. Cóż by się stało, gdyby się nie spełniło to, co było zapowiadane od wieków?

A jednak stało się i było naprawdę. Zapowiadane od wieków Zbawienie zeszło do nas i z nami zostało, bo tak nas Bóg umiłował. W dzisiejszych czytaniach pojawia się bardzo ważne, a jednocześnie tak trudne dla nas słowo: MIŁOSIERDZIE. Kryje się w każdym tekście dzisiejszej Liturgii Słowa, czy to w słowach skierowanych do żyjących w czasach grubo przed Chrystusem, czy do żyjących w czasach Chrystusa, czy wreszcie do nas, słuchających tego Słowa.

Miłosierdzie – Caritas, czyli czyn, którego nierzadko się wstydzimy, obojętnie, czy dając, czy otrzymując. Dlaczego? Bo dając musimy skierować wzrok na tego, którego nie chcielibyśmy widzieć i zauważać, zaś otrzymując, nie mamy pomysłu na rewanż i czujemy się upokorzeni. Ale w tym wypadku nie powinniśmy mieć takich odczuć, bo przecież jakże można się wstydzić Tego, który jest samym Miłosierdziem? Sam Bóg niejednokrotnie nazywa się Miłosierdziem. Widząc co czynią mieszkańcy Judy, „Pan, Bóg ich ojców, bez wytchnienia wysyłał do nich swoich posłańców, albowiem litował się nad swym ludem i nad swym mieszkaniem.” (2 Krn 36, 15), a tym samym dawał im Nadzieję i okazywał Miłosierdzie.

Aby zrozumieć i przyjąć dary dawane nam przez Boga, powinniśmy pamiętać, Komu to zawdzięczamy. Kto dla nas poświęcił się, dając Samego Siebie, abyśmy mogli cieszyć się ze swego życia, nie tylko tego dzisiejszego w poczekalni ziemskiej, lecz również z życia przyszłego – wiecznego: „Łaską bowiem jesteście zbawieni przez wiarę. A to pochodzi nie od was, lecz jest darem Boga.” (Ef 2, 8). Ten dar Boży ciągle jest dla nas dostępny, ciągle jest nam oferowany, my tylko musimy przyjąć go i w nim podążać drogą wskazaną przez Pana.

Pamiętajmy, że Bóg nam wskazuje drogę i prawdę, tę jedyną prawdę, a „kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki są dokonane w Bogu” (J 3, 21). Chciałbym móc powiedzieć, że spełniam wymagania prawdy, ale kto z nas może to powiedzieć? Natomiast każdy z nas może uznać to za cel, do którego będzie nieustannie dążył.

Panie, pomóż nam dostrzec Twoje Miłosierdzie i pomóż nam okazywać innym nasze miłosierdzie, abyśmy z łaską Ducha Świętego umieli zrozumieć, jak mamy kroczyć drogą Chrystusa.

Radość w cieniu Golgoty

 

Ks. Marek Łuczak

Radość jest uczuciem, które trudno zrozumieć w okresie Wielkiego Postu. Cała liturgia koncentruje się wokół tematyki pasyjnej. W tych dniach uczestniczymy w nabożeństwach Gorzkich Żali i Drogi Krzyżowej, a także wysłuchujemy kazań pasyjnych. Nawet kolor liturgicznych szat wprowadza nas w zadumę i prowokuje refleksję nad życiem i śmiercią.

W „Tryptyku rzymskim” Jana Pawła II można spotkać refleksję nad nieuchronnością ludzkiego losu. Wypowiada ją człowiek, który obiema nogami mocno stoi w drugiej połowie swojego życia. Chce on wykrzyczeć całemu światu, że przemijanie ma sens. Taką frazę powtarza trzykrotnie, jakby głosił nadzieję wbrew nadziei. Jakby chciał w sobie przekrzyczeć inny, przeciwny głos.

Ten sam Papież zwrócił się kiedyś do ludzi w podeszłym wieku i w specjalnym liście apostolskim wyraził podobną nadzieję i wielki pokój. Te uczucia towarzyszą mu, kiedy do głowy przychodzi myśl o chwili, w której - jak napisał - Bóg powoła go z życia do życia.

Ten paradoks jest możliwy dzięki wierze. W jej świetle Jan Paweł II patrzy na śmierć i przemijanie. Dla każdego z nas ta sama radość może być w zasięgu ręki, jeśli także znajdziemy w sobie wiarę, by więcej rozumieć z naszego życia.

Przeżywamy dziś kolejną „niedzielę radości”. Obchodzimy ją w okresie Wielkiego Postu. Z jednej strony towarzyszy nam wesołkowatość współczesnego świata, z drugiej strony - odczuwamy obowiązek świadczenia o innej radości.

W wielu zakątkach świata trudno jest ludziom rozpocząć dzień bez połknięcia najróżniejszych środków farmakologicznych. Ich uśmiech okupiony jest wysoką ceną leków antydepresyjnych albo zwykłych używek.

Z drugiej strony spotykamy także innych ludzi. W ich oczach wyraźna jest tajemnicza iskra. Niektórzy są zdolni do uśmiechu bez pomocy środków odurzających.

Przeżywając „niedzielę radości” u progu Męki Pańskiej dotykamy prawdziwej tajemnicy. Nic z chrześcijaństwa nie przemienia rzeczywistości, tak jak życiodajna nadzieja. Ona usensownia wszystko, włącznie z cierpieniem i przemijaniem.

Nadzieja ta ma wielką siłę przekonywania, bo w Chrystusie może się spełnić. Jednak dojrzały chrześcijanin nie może się ograniczyć jedynie do biernego oczekiwania.

Okres paschalny jest czasem przemiany. Jak Żydzi opuścili swe domostwa w ziemi obiecanej, by osiągnąć szczęście i wolność, tak każdy z nas stoi przed tym samym wyzwaniem. Chrystus pokazał drogę, wychodząc ze śmierci do życia. Podobnie my opuszczamy grób grzechów i złych przyzwyczajeń, by osiągnąć nową wolność. Dzięki niej jesteśmy obdarzeni niezbywalną godnością. Ona także zobowiązuje nas do szacunku wobec siebie i innych.

Radość, jaką przeżywamy po chrześcijańsku, nie jest podobna do wesołkowatości świata. Czasami towarzyszy jej smutek. Cierpiętnictwem byłoby przeżywać radość z powodu smutku. Chrześcijanie przeżywają ją mimo smutku.

Ewangelia jest Dobrą Nowiną o zbawieniu. Z jej treści nie da się wymazać tych rozdziałów, które mówią o Męce Pana. Śmierć jest wkomponowana w nasze życie, należy do niego.

Tylko człowiek o niewzruszonej wierze potrafi stawić jej czoła. Ludzie niewierzący milkną wobec tematu śmierci i przemijania. Przechodzą obok niego ze spuszczoną głową. My nie tylko wierzymy, ale nade wszystko mamy nadzieję. Ona w serca zaszczepia radość, której nic nie może zmącić. Nawet jeśli towarzyszy jej smutek, pozostaje wielka i niezachwiana.

 

Zgubić i odnaleźć sumienie

 

ks. Tomasz Horak

Mały Witek okłamał mamę. I mama uwierzyła – błysk radości dziecinnej wygranej. Po kilku dniach mama nocą słyszy płacz malca. „Wituś, co się stało?” Najpierw szloch, potem skulenie się pod kołderkę, a potem pełne rozpaczy wyznanie: „Mamo, ja cię wtedy okłamałem...”

Głośna była przed laty sprawa rabunkowego morderstwa. Niewykryty sprawca. Po iluś latach zgłosił się sam. Wyrok zapadł najwyższy: kara śmierci. „Czy nie żałujesz, że się przyznałeś?” – pyta kapelan. „Nie. Ksiądz nie wie, jaka to straszna rzecz: wyrzuty sumienia”.

Patrzę na nasz świat, patrzę na odradzającą się Polskę i... i nasuwa się myśl, że są jednak ludzie, którzy chyba wyrzutów sumienia nie mają. Może i nie mają, nie wiem. Ale jeśli nawet, to albo jest to do czasu; albo... nie odważyłbym się wtedy nazwać ich ludźmi. Tak, nie odważyłbym się – bo istota bez sumienia to ktoś, kto zatracił jedną z najgłębszych możliwości człowieka: zdolność moralnego osądu samego siebie.

Problem istniał zawsze. Czytamy dziś proroka Izajasza – jakby nie było ponad 700 lat przed Chrystusem. A prorok powiada: „Wszyscy naczelnicy Judy, kapłani i lud mnożyli nieprawości...” A gdy wczytać się w biblijne i inne świadectwa tamtych czasów, mój Boże!, i wtedy nie brakowało ludzi bez sumienia. Wpadły mi kiedyś w ręce wspomnienia proboszcza z okolic Nysy sprzed lat 300. Okazuje się, że i wtedy problem był nabrzmiały. Chciałoby się w komentarzu do tego powtórzyć słowa Jezusa z dzisiejszej Ewangelii: „Ludzie bardziej umiłowali ciemność, aniżeli światło, bo złe były ich uczynki. Każdy, kto dopuszcza się nieprawości, nienawidzi światła...” I, widać, owa nienawiść może być tak nienawistna, że jest w stanie zagłuszyć wyrzuty sumienia, choć „ksiądz nie wie, jaka to straszna rzecz: wyrzuty sumienia”.

A Bóg „bogaty w miłosierdzie... umiłował nas, i to nas, umarłych na skutek występków!” – woła Apostoł. Jednym z owoców miłości Boga ku nam jest drzemiące w człowieku sumienie. Powtórzę: Może i niektórzy ludzie sumienia nie mają. Ale jeśli by nawet nie mieli to jest to do czasu. Zbyt głęboko prawo moralne zapisane zostało w ludzkich sercach, by mogło obumrzeć bez reszty. A Bóg potrafi ożywić nawet tę resztkę.

Prawo moralne – czy to Dekalog, czy Ewangelia – nie zniewala człowieka. Prawo moralne daje szansę wolności: bo „nie ten jest wolny, kto może robić co chce, ale ten, który może chcieć co powinien” – powiada poeta (M.S.Hermaszewski). Bo istnieje moralna powinność – chcemy czy nie chcemy. Jej istnienie jest jedną z warstw człowieczeństwa. Zwierciadlanym odbiciem owej moralnej powinności jest sumienie, zdolność osądu swoich własnych czynów, słów, myśli, zaniedbań.

Wspomniałem małego Witka, wspomniałem skazanego na śmierć rabusia. Dramat jednego i drugiego – dramat w różnej skali – polegał na tym, że sumienie „odezwało się” za późno. Sumienie bowiem zostało dane człowiekowi nie tylko po to, by być wyrzutem. Przede wszystkim po to, by człowieka prowadzić, uprzedzając swym osądem wszelkie podejmowane przez niego działanie. Chciałoby się w tym miejscu powtórzyć słowa Apostoła: „A to pochodzi nie od was, lecz jest to dar Boga”. Bez wątpienia właśnie sumienie należy do tych najcenniejszych darów Boga dla nas. I dlatego tak bardzo trzeba się o nie troszczyć. Zarówno, by osąd sumienia był wierny prawu moralnemu tak Dekalogu jak i Ewangelii. A także, byśmy potrafili usłuchać własnego sumienia zawsze, i w sprawach drobnych, i w sprawach wielkich, i sprawach trudnych.

Sumienie wymaga ciągłej korekty, jak zresztą całe życie człowieka takiej korekty nieustannie wymaga. Jezus zaczął głoszenie Ewangelii właśnie od wezwania do takiej korekty. Wołał: „Nawracajcie się!” (Mk 1,15). Nie tylko zaczął – to wezwanie wplecione jest w wiele miejsc Ewangelii. Kościół, wierny Jezusowi, nieustannie ponawia to wołanie. Zwłaszcza czas Wielkiego Postu jest temu przeznaczony. W parafiach organizuje się rekolekcje, które dając materiał do przemyśleń, pomagają w „doregulowaniu” naszych sumień. Z drugiej strony rekolekcje to czas modlitwy o wewnętrzną siłę, by do owych „regulacji” dostosować swoją codzienność. Nieodłącznym elementem rekolekcji jest sakrament pokuty. Wyznanie grzechów jest efektem oceny i osądu samego siebie. A prośba o przebaczenie płynie ze świadomości, że naruszenie powinności moralnej jest naruszeniem więzi z Bogiem. Wszystko razem zaś jest wyznaniem słabości człowieka, który tylko dzięki mocy łaski Bożej potrafi być wierny dobru.

Jezus patrząc na świat, w którym ludzie gubią sumienia, ostrzega i mówi o potępieniu. Ale i nadzieję daje, mówiąc: „Tak Bóg umiłował świat, że dał swego Syna Jednorodzonego, aby każdy kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”.

 

Wahadełko nad kotletem

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Wszyscy na- czelnicy Judy, kapłani i lud mnożyli nieprawości, naśladując wszelkie obrzydliwości narodów pogańskich. – Słyszymy tysiące razy, że na Zachodzie coś już dawno zaistniało, dlatego najwyższy czas, by i Polacy poszli tymi samymi śladami. Tak się argumentuje związki homoseksualne, aborcję, eutanazję, polityczne i ekonomiczne mody. Jerozolima spłonęła, ponieważ nikomu serce nie płonęło już miłością do Boga przy czytaniu świętych wierszy Tory.

Historia wraca. Dziś ludzie zamiast szkaplerza noszą amulety, zamiast klęczeć przy konfesjonale, leżą na kozetkach psychoanalityków lub chodzą do wróżki. Dzieci zamiast medalików z aniołami noszą w kieszeniach pokemony. Młodzież rozczytuje się w „Kodzie Leonarda da Vinci”, który szatkuje jej inteligencję skuteczniej niż nóż pekińską kapustę. Plakaty zapraszają na medytacje transcendentalne, które za jedyne 50 złotych obiecują przeniesienie w inny wymiar. Dlaczego tak się dzieje? Harald Baer stwierdza: „Eksplozja okultyzmu jest zjawiskiem protestu przeciw skostniałemu chrześcijaństwu”. Fascynacje okultyzmem to przejaw niewystarczalności elementu mistycznego w Kościele, a także pewnej ignorancji. Znachorstwo, wróżbiarstwo, jasnowidztwo, medytacje wschodnie i wiele innych alternatywnych bezdroży duchowych wpycha człowieka w ewolucyjny regres. Oczywiście dla pełniejszego obrazu potrzeba jeszcze alternatywnej medycyny, homeopatii, uzdrowienia magią, odrobinę spirytyzmu, hipnozy, bioenergoterapii, radiestezji, tajemniczych transów. Może jeszcze wahadełko nad kotletem sprawdzające, czy jest duchowo pozytywny, i jeszcze kilka akupunkturowych szpilek srebrnych w czubek zadartego nosa. Co jest efektem takich poszukiwań? Niewyjaśnione depresje, nieobliczalne zachowania, niekontrolowane pożądanie, seksualne deformacje, złość nie do powstrzymania, obsesyjne myśli i uczucia, nieustanny strach, niepokój, nerwowość lub neurotyczne zachowanie, myśli samobójcze, obojętność dla spraw duchowych, bluźniercze myśli przeciwko Bogu, wstręt do sakramentów, powtarzające się niepowodzenia. Nie każda duchowość jest od Ducha Świętego, istnieją również duchy ciemniejsze niż noc i wprowadzające człowieka w coś gorszego niż zwykła ciemnota. „Magia jest mocą bezbronnych” – wyjaśnia Hubert Kohle. Czy można się dziwić, że w Polsce mamy dwa razy więcej egzorcystów niż dziesięć lat temu? Czy można się dziwić, że są przeciążeni i oblężeni przez przerażonych penitentów?

Nikodem przyszedł w nocy i rozmawiał w ciemnościach z Jezusem. On był w ciemnościach. Właściwie to ciemności zmusiły go do poszukiwania Jezusa. To, co przymusza nas do nawrócenia, to zniewolenie ciemnością, widoczne działanie sił mroku. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła. Wielu ludzi powraca do Boga dopiero wtedy, gdy bezbożność doprowadza ich do takiej męki, że życie staje się dla nich nie do wytrzymania. Jak z tego wyjść? Pierwsza rzecz – to powrócić do Jezusa Chrystusa, choćby w ciemnościach nocy!

 

Cała prawda

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Babilończycy zburzyli Przybytek Pana, a Żydów uprowadzili w niewolę. Po kilkudziesięciu latach Cyrus pozwolił im nie tylko wrócić, ale i odbudować świątynię. Budujemy swoje życie, ale w końcu ono zapadnie się w śmierć, jednak Chrystus przez wielką swą miłość, przywróci nas do życia na wyżynach niebieskich. Ten piękny tekst z listów Pawłowych dotyczy najistotniejszej z tajemnic chrześcijaństwa: ZBAWIENIA, które jest łaską Boga dla człowieka. Jesteśmy zbawieni łaską. Nie zbawiamy się sami, lecz jesteśmy zbawiani. Nie jest to efekt naszych wysiłków, lecz efekt Bożego ograniczenia swej sprawiedliwości, na korzyść nieograniczonego miłosierdzia.
Każdy człowiek potrzebuje zbawienia. Czy życie nie pokazuje nam codziennie, iż każdego dotyka cierpienie, choroby, nieszczęścia, wreszcie śmierć? Za tym wszystkim ukrywa się władza skutków grzechu oraz sił wrogich człowiekowi, czyli podszeptów szatana, który ma wpływ na nasze życie – wpływ najfatalniejszy. Celem złego ducha jest doprowadzenie człowieka do wieczystego cyklu nieszczęść i autodestrukcji. Bóg nie chce, aby udręki ciągnęły się za ludźmi przez wieczność. Bóg nie chce, abyśmy przez grzechy doprowadzili do takiej nienawiści do siebie samych, by nie móc przyjąć siebie w obliczu ostatecznej Prawdy. Wobec Boga Prawdy nikt nie będzie mógł się ostać, nie będąc prawdziwy!
Jak trudno było Nikodemowi stanąć w świetle! Nawet jego rozmowa odbyła się nocą. Śmierć będzie początkiem odsłonięcia się całej prawdy o nas samych. Nie tej prawdy, którą budujemy na własnych przekonaniach o sobie, lecz prawdy, którą widzi w nas Bóg. Jest gigantyczna różnica między tym, co sami o sobie myślimy, a tym, co naprawdę sobą reprezentujemy. Śmierć będzie trudnym momentem wstrząsającego zdemaskowania. Nikt by tego nie wytrzymał, więc Bóg nas zbawia, usprawiedliwia, przebacza już teraz. Z dnia na dzień, a może częściej z nocy na noc, pozbawiani jesteśmy złudzeń o sobie i całym losie. Spowiadamy się, czyli bierzemy odpowiedzialność za nasze mroczne czyny, jednocześnie stając się coraz bardziej sobą. Pierwszą stroną zbawienia jest usprawiedliwienie z grzechów. Druga strona zbawienia jest o wiele wspanialsza: życie wieczne w nieutracalnym szczęściu. Światło słów Boga nie tylko odsłania mroki naszego sumienia, ale też odsłania nam prawdę o miłości Boga, Jego obietnicach i wreszcie szczęście życia w Nim. Nikt jednak nie zobaczy szczęścia nieba, kto ukrywa przed sobą samym nieszczęście grzechu. Im głębiej stajemy się uczciwi w wyznawaniu grzechów, tym bardziej zostajemy wyniesieni na wyżyny niebieskie. Wywyższenie Syna Człowieczego dokonało się w tym momencie, w którym uniżył się aż do całkowitego obnażenia, gdy już żadna szata nie skrywała jego Ciała. Kwiat staje się owocem, gdy odpada z niego ostatni zwiędnięty płatek.