6. Niedziela Wielkanocna B

publikacja 04.05.2015 22:10

Sześć homilii

Przykazanie miłości

ks. Leszek Smoliński

Od dzieciństwa uczymy się znaczeń różnych słów. Jedne z nich są łatwe do przyswojenia i wyjaśnienia, przy innych napotykamy na trudności. Tak się dzieje m. in. ze słowem „miłość”, które odgrywa w naszym życiu szczególną rolę. Kard. Martini w zwraca się jednej ze swoich książek do dziewczynki o imieniu Sara: „Ty nie masz problemu, aby powiedzieć: kocham cię! I wyciągasz ramiona, aby pokazać jak wielka jest twoja miłość. Ale wystarczy, byś osiągnęła piętnaście lat i tego gestu już nie zobaczymy. Jaka szkoda!”. Pewne cechy miłości jak spontaniczność, wolność od lęku, charakterystyczne dla okresu dzieciństwa, niestety tracimy z biegiem lat, i trzeba je na nowo zdobywać.

Wielu sądzi, że miłość to przede wszystkim sfera uczuć. Tymczasem istotą miłości jest dawanie dobra drugiemu człowiekowi. A to może czynić każdy. Tak na przykład wielu ludzi deklarujących się jako niewierzący działa w organizacjach charytatywnych – czasami na bardzo szeroką skalę. A w dzisiejszej Ewangelii Jezus mówi: „To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali”. W ten sposób ukazuje, że wiara w jedynego prawdziwego Boga działa przez jasne świadectwo miłości bliźniego. Jezus pokazuje tę miłość w kolejnych godzinach, kiedy podda się męce i śmierci na krzyżu. Prawdziwa miłość nie jest więc zwykłą ludzką życzliwością czy filantropią. Prowadzi do utraty życia, okazuje dobro nawet nieprzyjaciołom. Jezus myje nogi także Judaszowi. Jezus umiera na krzyżu za grzeszników, czyli za nieprzyjaciół Boga. Tylko taka miłość jest nieśmiertelna. Jakby na przekór temu, co śpiewała przed laty Anna Jantar, że „nic nie może przecież wiecznie trwać”.

Jak mówił Jean Vanier, organizator wspólnot „Arka” dla niepełnosprawnych intelektualnie, „miłość nie polega na dokonywaniu rzeczy nadzwyczajnych i bohaterskich, ale na spełnianiu rzeczy zwykłych z czułością”. I warto w tym miejscu spojrzeć na świat, w którym żyję. Na ile jest w nim obecna miłość? Na ile potrafię inspirować innych do miłości i sam się nią dzielić? Jaka jest nasza miłość w odniesieniu do bliźniego, którego spotykamy codziennie? Wspomnijmy starszych i schorowanych rodziców, którzy dzisiaj potrzebują naszej wyjątkowej opieki; naszych kolegów z pracy, którzy czasem utrudniają nam życie; tych, którzy w wielu sprawach wyrażają odmienną od naszej opinię. Czy ich naprawdę kochamy? Każdy z nas ma o czym i o kim myśleć, a sięgając do przeszłości, dojdzie do wniosku, że w wielu przypadkach nie zdał egzaminu z miłości. Pozostaje, jak mówi ks. Jan Twardowski, „Żal, że się za mało kochało / że się myślało o sobie / że się już nie zdążyło / że było za późno / (…) wszystko już potem za mało / choćby się łzy wypłakało / nagie niepewne”.

Człowiek bez miłości jest jak wyjałowiona ziemia, która nie jest w stanie rodzić żadnych owoców. Panie, dopomagaj nam dostrzegać konkretne potrzeby bliźnich i spraw, abyśmy przez miłość do nich otwierali nasze serca i umysły na tę Miłość, którą Ty nam proponujesz i która jedynie może zaspokoić nasze pragnienie pokoju i szczęścia.

Con amore

Piotr Blachowski

Pięknie się wpisuje VI Niedziela Wielkanocna w okres kalendarzowy. Nie tylko dlatego, że maj to najpiękniejszy czas w przyrodzie. Cała przyroda budzi się do życia. Na świecie panuje miłość. Wiosna wyzwala w nas radość życia, stajemy się bardziej otwarci na dobro i z większą dobrocią patrzymy na siebie nawzajem. Radość życia i miłość do drugiego człowieka to pozytywne doznania.

Umiłowany apostoł Chrystusa, ten, któremu Jezus na krzyżu kazał opiekować się Maryją – Jan, w swoim liście oraz w Ewangelii uzmysławia nam istotę miłości: „miłość jest z Boga, a każdy, kto miłuje, narodził się z Boga i zna Boga.” (1 J 4,7). Przecież to oczywiste, „że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że On sam nas umiłował i posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy.” (1 J 4,10). Mamy kroczyć drogą wskazywaną nam przez Boga, a słowa św. Jana traktować powinniśmy nie tylko jako klucz  do wejścia w życie wieczne, lecz także jako klucz do życia doczesnego, życia w zgodzie i harmonii.

Jezus mówi: „Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem”. Z tej bezgranicznej miłości oddaje za nas życie swoje, nam daje życie wieczne, pragnie dla nas radości, nazywa nas przyjaciółmi swymi. To On nas wybrał, każdego z nas, ale wielu nie akceptuje tego wyboru. Człowiek, który go zaakceptuje, wybiera Jezusa. A wybrać Jezusa, to zawrzeć z Nim przyjaźń, to słuchać tego, co mówi, to wypełniać Jego przykazania, bo tylko w ten sposób można okazać Mu swoją miłość. On sam nam tłumaczy, jak mamy postępować i kim jesteśmy: „Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni pan jego, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego.” (J 15, 15). Te bardzo ważne słowa zapadają nam w serce, bowiem dając nam MIŁOŚĆ, Chrystus jednocześnie wyzwala nas.

A po co to nam? Co nam z tego przyjdzie? To wyjaśnić mogą tylko słowa Jezusa Chrystusa: „Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby wszystko dał wam Ojciec, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.” (J 15,16-17). Jakie to proste i oczywiste, zrozumiałe i jednoznaczne! Nie możemy zapomnieć, że miłość, jakiej uczy nas Jezus, znosi różnice, pokonuje odległości, wyklucza egoizm, niezgodę, niezdrową rywalizację. Tylko Bóg jest źródłem prawdziwej miłości, prawdziwej wiary i prawdziwego życia.

Jezusie, Twoje Serce to gorejące ognisko miłości, zmiłuj się nad nami. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Wytrwajcie w miłości mojej

 

ks. Antoni Dunajski

Przypomnijmy sobie z czasów szkolnych proste doświadczenie. Na stole rozrzucone, oddzielone od siebie o ułamki milimetrów gwoździe. Wiadomo, że oddziałuje na nie siła grawitacji, i z natury rzeczy wszystkie one wzajemnie się przyciągają. Nie przysuwają się jednak do siebie, nawet nie drgną, bo silniejsza od grawitacji jest tu - stawiająca opór - siła tarcia.

Wystarczy jednak przybliżyć na odpowiednią odległość elektromagnes, a gwoździe nie tylko podskakują do niego, ale zaczynają przyciągać się wzajemnie, „lepiąc się” jeden do drugiego, tak że z łatwością można je zebrać w jeden kłębek. Nie tracą swojego ciężaru, ale nie spadają, bo przyciągająca siła elektromagnesu jest znacznie silniejsza niż siły tarcia płaszczyzny stołu i ciążenia w kierunku ziemskiego globu. Pod wpływem elektromagnesu gwoździe nie tylko są przyciągane, ale również uzyskują zdolność przyciągania innych gwoździ. Wystarczy jednak wyłączyć prąd i wszystko znowu się rozpadnie.

Bardzo podobne zjawisko można zauważyć w świecie ludzkich doświadczeń. Człowiek został stworzony jako zdolny do miłości, i to „ciążenie” ku innym ludziom zaznacza się już w sferze natury. Teoretycznie więc z miłością nie powinniśmy mieć większych problemów. A jednak je mamy. Siła „tarcia” spowodowana grzechem pierworodnym jest tak wielka, że bardzo często zwycięża w nas egoizm i zamiast zbliżać, oddalamy się od siebie. Nawet jeśli kogoś pokochamy, trudno nam w tej miłości wytrwać. Dotyczy to również naszej relacji do Pana Boga. Cała historia biblijna jest smutną ilustracją tego dramatu. Sytuacja byłaby bez wyjścia, gdyby przestał nas kochać Bóg.

Na szczęście Bóg, który „jest miłością”, nigdy kochać nie przestaje. „W tym przejawia się miłość, że nie my umiłowaliśmy Boga, ale że on sam nas umiłował”. Z elektromagnetyczną siłą swojej miłości w Jezusie Chrystusie zbliżył się do ludzi tak bardzo, że nie tylko przyciąga nas nieustannie do siebie, ale również uzdalnia do miłości braterskiej. To właśnie miał na myśli św. Jan, zachęcając adresatów swojego listu: „Miłujmy się wzajemnie, ponieważ miłość jest z Boga”.

Najtrudniej kochać tym, którzy sami nigdy nie byli kochani. Osobiste dramaty ludzi różnych czasów i pokoleń polegają na tym, że nie dowierzali oni i nie dowierzają, jak bardzo kocha ich Bóg. A jeśli nawet dowierzają, to nie bardzo wiedzą, na czym ta miłość polega, co stanowi jej istotę. Podejrzewamy, że Bóg kocha tak jak my, tylko bardziej. Miłość w wydaniu ludzkim, która jest zawsze niedoskonała, zbyt często staje się dla nas podstawą do refleksji na temat miłości w ogóle, także miłości Bożej. I na tym polega nasz błąd.

Miłość w wydaniu ludzkim jest zawsze - w większym lub mniejszym stopniu - nacechowana piętnem interesowności. Kochamy „ze względu na...”. Tymczasem Bóg kocha „pomimo że...”. Człowiek kocha zwykle „dla siebie” i wybiórczo: kochając kogoś bardziej, innych kocha mniej. Bóg, nawet gdy kogoś kocha bardziej (na przykład swojego Syna), to kocha Go dla innych, dla nas: „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu”. Posłał - znaczy dał, ofiarował. Miłość w wydaniu ludzkim bywa często nietrwała, przelotna. A przecież - jak pisał Mauriac - „kto przestał kochać, znaczy, że nie kochał wcale”. Bóg kocha w sposób nieodwołalny, jest w miłości wytrwały.

To dlatego Chrystus mówi: „Wytrwajcie w miłości mojej”. Miłujcie się tak „jak Mnie umiłował Ojciec” i tak jak „Ja was umiłowałem”. Jeżeli nie będziecie wiedzieć, jak kocha Bóg, i jeśli sami tej miłości nie doświadczycie, nigdy nie będziecie zdolni do prawdziwej miłości.

 

Nazwałem was przyjaciółmi

 

ks. Antoni Dunajski

W znanej baśni Saint–Exupery’ego «Mały Książę» główny bohater, poszukując przyjaciół, spotyka lisa. Dowiaduje się od niego, że prawdziwa przyjaźń wymaga „oswojenia”, a „oswoić”, to znaczy „stworzyć więzy”. W naszym popularnym rozumieniu oswojenie polega na jakimś przyzwyczajeniu się do siebie. W praktyce prowadzi to do spowszednienia wzajemnych międzyosobowych relacji tak dalece, że im bardziej ludzie się ze sobą „oswoją”, tym mniejszą zwracają na siebie uwagę. Może dlatego ewangeliczne przesłanie Chrystusa: „nazwałem was przyjaciółmi” nie robi już na nas większego wrażenia i powtarzamy je tak, jak zwyczajny slogan. A przecież jest to istotny element, a zarazem praktyczna konsekwencja Radosnej Nowiny, że „Bóg jest miłością”, a każda prawdziwa miłość „jest z Boga” (1 J 4,7-8), w Nim ma swoje źródło.

Święty Jan Apostoł pisze wprost, iż „W tym objawiła się miłość Boga ku nam, że zesłał Syna swego Jednorodzonego na świat, abyśmy życie mieli dzięki Niemu” (1 J 4,9). Dzięki tej miłości zostaliśmy „przyjaciółmi” Chrystusa, zostaliśmy przez Niego „oswojeni”. Ale nie w tym znaczeniu, że Chrystus się do nas przyzwyczaił, i myśmy się już zdążyli przyzwyczaić do Chrystusa i Jego Kościoła. To „oswojenie” ma swój znacznie głębszy wymiar. Chrystus „oswoił” nas w ten sposób, że każdego z nas z osobna uczynił „swoim”, kimś jedynym i niepowtarzalnym, kimś specjalnie „wybranym”.

Do Małego Księcia lis mówi: „jeżeli mnie oswoisz, będziemy się nawzajem potrzebować. Będziesz dla mnie jedyny na świecie. I ja będę dla ciebie jedyny na świecie”. Zauważmy, że właśnie coś takiego stało się w dniu naszego chrztu. Zostaliśmy przez Chrystusa „oswojeni”. To do każdego z nas z osobna odnoszą się słowa Chrystusa: „Nie wyście mnie wybrali, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili i by owoc wasz trwał”. My także, choć w naszym imieniu uczynili to za nas rodzice i chrzestni, uznaliśmy wówczas Chrystusa „swoim” Panem i Zbawicielem z własnego wyboru, a potem rok za rokiem doświadczaliśmy, że właśnie w Nim „mamy Przyjaciela, który bardzo kocha”– jak śpiewa młodzież w popularnej religijnej piosence.

W naszych czysto ludzkich relacjach takie „oswojenie” się z jedną osobą utrudnia oswajanie się z innymi osobami. Bóg takich kłopotów nie ma. „Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, który się Go boi i postępuje sprawiedliwie” (Dz 10,13), kto jest gotów uznać w Nim „swojego” Boga. Dlatego w czasach apostolskich uznano, że nie ma przeszkód, aby chrzcić także pogan, skoro również na nich został wylany „Dar Ducha Świętego”. Kochając kogoś w sposób szczególny, „po imieniu”, jako kogoś jedynego na świecie, Bóg nie musi innych kochać mniej. Wręcz przeciwnie. Tych „innych” Bóg kocha właśnie dla nas, abyśmy my się wzajemnie miłowali.

Przedstawiając mi drugiego człowieka jako kogoś umiłowanego przez Boga, jako Swojego brata lub siostrę, Chrystus każe mi patrzeć na „innych” w kategoriach bardzo rodzinnych. W Kościele Jezusa Chrystusa ci inni, to po prostu moi krewni, których „oswoił” Bóg. Z tego wypływa również zobowiązanie, abyśmy ewangelizując, głosząc innym Chrystusa, przedstawiali Go jako „swojego” Boga, jako swojego Zbawcę i swojego Przyjaciela, jako Tego, którego miłości i mocy doświadczyliśmy osobiście.

 

Miłość wymaga

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłość potrzebuje ciągłego podtrzymywania, rozwijania, starania, aby nie rozwiała się jak dym, nie skończyła się jak sen, nie odleciała jak przestraszony ptak, nie zwiędła jak niepodlewana roślina. Potrzebuje uderzania Słowami Biblii jak dłutem w skałę serca, by je kruszyć, czyli czynić sercem skruszonym. Miłość Boga zdobywa się wytrwale każdego dnia, wpisując we własną duszę naukę Jezusa. To mozolne żłobienie serca, pełne wysiłku, walki, wyczuwalnego oporu egoizmu, ciągłego poprawiania detali.

Miłość ta jest po to, aby radość człowieka była pełna. Jezusowi chodzi bowiem o szczęście człowieka, i według Niego nic tak nie uszczęśliwia jak troska o miłowanie Boga. Jeśli człowiek lekceważy wpisywanie Jego nauki w tablicę serca – twardszą niż kamień – jego wnętrze pozostaje nienasycone i niespokojne. Ostatnia, 613. micwa (nakaz) Starego Przymierza nakazywała Żydowi napisać własnoręcznie, litera po literze, zwój Tory dla siebie. Natchnione słowa miały być w ten sposób osobiście nie tyle przepisane na pergaminie, co wpisane w duszę człowieka. Jezus chce jeszcze więcej od swoich uczniów. Pragnie nieustannego wysiłku nie tylko w rozmyślaniu nad Jego nauką, ale przede wszystkim nieustannego wysiłku w miłosnym poznawaniu wszystkiego, co On im objawił.

Zakochani posługują się często poezją, bo nie znajdują słów, by wyrazić uczucie codziennymi sformułowaniami. Cytują Eliota albo Rilkego, ponieważ miłość potrzebuje szczególnego języka, który porusza nie tylko uczucia, ale też popycha do niezwykłych wyczynów. Każde ludzkie słowo wydaje się mizernym opakowaniem dla wyrażenia nawet zwykłego zakochania. Jakich słów potrzeba, by wyrazić miłość Boga do człowieka albo człowieka do Boga? Tu trzeba czegoś więcej niż poezji. Dlatego Jezus używa takich słów, jak przykazanie, nakaz, rozkaz, nauka, praeceptum! Mimo tak mocnych słów, ta miłość nie ma nic z elementów kontroli.

Wielu ludzi użala się na obojętność kogoś, kogo kochają. Ale nie każdy potrzebuje takiej miłości, jaką my ofiarujemy. Często miłość, którą obdarzamy kogoś, wcale nie jest miłością, tylko wymuszaniem czy też podejrzliwym sprawdzaniem drugiej osoby. Jezus wiedział, jakiej miłości potrzebują uczniowie i taką miłość im ofiarował. Wiedział też, jaką miłością pragną oni kochać i do takiej ich pobudzał. Erich Fromm porównał ofiarowywanie miłości do zapewnienia roślinie wilgoci. Moją miłość przejawiam w tym, że zapewniam roślinie taką wilgotność, jaka jest jej potrzebna. Nie mogę zakładać, że wszystkie rośliny potrzebują takiej samej wilgotności, bo mogę uszkodzić lub zniszczyć wiele z nich. Nie wystarczy chcieć dobrze. Trzeba jeszcze poznać, wiedzieć, czego oczekuje kochana osoba. Nasze wyobrażenia o miłości są nie tylko zdeformowane, ale czasem nawet krzywdzące dla innych. Jeśli nie pozbędziemy się osobistych wyobrażeń o miłości, możemy mieć problem z uciekaniem od nas ludzi. Jeśli nie wiem, jakiej miłości oczekuje ode mnie Bóg, mogę też się z Nim rozminąć.

 

Wszystko w zamian za niewiele

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg wyszukuje choć jednego dobrego słowa, jednej szlachetnej myśli, by mieć we mnie jakby szczelinę, przez którą wedrze się z miłością, która jest Jego Duchem.
Duch Święty, Duch miłości zstąpił wcześniej na Korneliusza i jego bliskich, zanim Piotr zupełnie przekonał się co do sensowności ogłoszenia Ewangelii Jezusa tym ludziom. Życie duchowe istnieje tylko dzięki Duchowi Świętemu, który zalewa jak powódź serce człowieka umiłowaniem. Musi się znaleźć w nas choćby jedna szczelina, by tak się stało! Gdy choć jedna cecha, jedno poruszenie w naszym wnętrzu zaistnieje, miłość wdziera się i skłania do miłowania innych. Bóg daje mi się w całkowitym zaufaniu do mnie, mimo tego, iż sam sobie nie potrafię jeszcze zaufać. Jezus ofiaruje swoim uczniom miłość, jakiej sam doświadcza od Ojca.

Czy nie jest to zatrważająco zdumiewające? Miłość Boga niczego nie tai, niczego nie skrywa, nie daje się w części albo tylko w jednym aspekcie, jednak potrzebuje choćby jednego poruszenia mojego serca, by wedrzeć się z niepowstrzymaną potęgą. Jezus powiedział: oznajmiłem wam WSZYSTKO, to znaczy, że niczego przed nimi nie zataił, zupełnie się odkrył! Miłość, którą otrzymaliśmy od Jezusa, nie może pozostać zatamowana w nas samych, stać się naszą prywatną sprawą, lecz domaga się wylania choćby na kogoś tak odległego jak Korneliusz dla Piotra! Skoro zostało się ukochanym, trzeba się wzajemnie miłować. Ale cóż takiego uczyniłem, że Bóg mnie całkowicie pokochał? Bóg tak bardzo chce ukochać wszystkich ludzi, że wystarcza mu jeden sprawiedliwy, by obdarować wszystkich swym umiłowaniem. Bóg wyszukuje choć jednego dobrego słowa albo jednej szlachetnej myśli, albo jednego sprawiedliwego gestu, by mieć we mnie jakby szczelinę, przez którą wedrze się z miłością, która jest Jego Duchem. W górskiej tamie wystarczy jedno pęknięcie, by żywioł wodny wylał się z siłą powodzi na obszary poza nią!

W Pieśni nad pieśniami (4,9) zapisano, że Oblubieniec zakochał się w Oblubienicy z powodu jednego spojrzenia jej oczu i jednego paciorka na jej naszyjniku. W oryginale Pieśni nad pieśniami w tym miejscu użyto słowa ANAK, które tłumaczy się zwykle jako ‘maleńki paciorek z naszyjnika’. Ale słowo znaczy również OLBRZYM albo GIGANT! Być może jeden najmniejszy, ale szczery jak złoto pacierz ma siłę zrobić na Bogu gigantyczne wrażenie, stać się olbrzymim powodem do wylania na nas Jego miłości. Bóg uwielbia się nami oczarowywać i wyszukuje w nas choćby jednego powodu do miłości. Byleby tylko w nas istniał choćby jeden powód, by tę miłość Jemu umożliwić. Jechiel Heller zapisał to w taki sposób: „Potrafisz mnie oczarować nawet jednym sprawiedliwym, przyciągasz mnie do siebie, gdy zachowujesz choćby jedno przykazanie”. Wystarczył jeden sprawiedliwy: Jezus Chrystus, by Bóg oczarował się całą ludzkością i wystarczy, że zachowujemy jedno przykazanie miłości, by otworzyły się niebiańskie zawory miłości Boga, rozlewając się na obszary ludzkiego istnienia.