16. Niedziela zwykła (B)

publikacja 14.07.2015 21:28

Sześć homilii

Czas wypoczynku

ks. Leszek Smoliński

W życiu ludzkim i w przyrodzie występują ustawiczne zmiany, których człowiek nie może nie uwzględniać. Jest czas trudu i odprężenia, czas pracy i odpoczynku. Bóg nakazuje zarówno pracę, jak i odpoczynek. Przeplatanie się jednego i drugiego, odnalezienie i zachowanie właściwych proporcji między nimi stanowi warunek pełnego bycia i rozwoju człowieka. Dlatego Jezus dobry pasterz powiedział do apostołów w dzisiejszej Ewangelii: „Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. Wezwanie uczniów na „pustynię”, „osobno” oznacza nie tylko zachętę do odpoczynku fizycznego, regeneracji sił, ale również stanowi wezwanie do modlitwy, refleksji i dialogu z Jezusem.

Od-począć” – napisał kiedyś Norwid – to znaczy „począć na nowo”. Odpoczynek po pracy jest okazją do regeneracji sił, ale też do „zatrzymania się” i spojrzenia na swą pracę z pewnego dystansu, w celu właściwej jej oceny. Jest potrzebny, by móc cieszyć się tym, co się osiągnęło i kim się jest. Wreszcie, chroni przed typowym dla współczesnej cywilizacji niebezpieczeństwem ubóstwiania pracy i jej efektów, przed traktowaniem jej jako celu, przed zatraceniem się w niej z powodu chorych ambicji, przed ucieczką w zbytni aktywizm.

Jest anegdota o pewnym bardzo ważnym człowieku, który wędrował z jednego bankietu na drugi, zaliczając w ten sposób, z poczucia obowiązku, kilka imprez w ciągu wieczoru. Pewnego dnia zauważono go siedzącego w kącie salonu ze wzrokiem utkwionym w trzymany w ręku kalendarzyk. Ktoś go zagadnął: „Sprawdza pan, dokąd pan teraz musi iść?”. „Nie – brzmiała odpowiedź. – Sprawdzam, gdzie ja właściwie jestem”.

Już dawno minął czas niemego kina. Obrazy na ekranie świata przesuwają się coraz szybciej. Jeśli człowiek nie chce wypaść z tego filmu akcji, do którego zaangażowano go w charakterze statysty, musi, jak wszyscy, gnać do przodu. Nieustannie popędzany, przepychany z jednego miejsca na drugie przez dzwonki u drzwi, stacjonarny i komórkowy telefon, pocztę tradycyjną i elektroniczną, wpisane do kalendarza terminy, pędzi do przodu. Byle zdążyć na czas, byle podołać. Dokąd gna? Tego nikt nie wie.

Jeśli nie chcemy się dać „poszatkować” i nie stracić zbyt wiele przez nasze zabieganie, potrzebujemy refleksji nad tym, co naprawdę ważne, a co tylko pilne, czemu w ogóle nie warto poświęcać nawet chwili. Pomocą w przemyśleniach może służyć historyjka o spotkaniu bogatego potentata morskiego z prostym rybakiem. Pewnego dnia bogacz przechadzał się około południa brzegiem morza i zobaczył, że prosty rybak siedzi sobie spokojnie obok swojej starej łódki i pali fajkę. Bogacz zapytał, czemu nie pracuje. Ten odrzekł, że zrobił już to, co miał na dziś zrobić. Bogacz zaczął mu mówić, że w takim razie powinien pracować nadal, a za dodatkowe pieniądze kupić sobie lepszą łódź, potem zatrudnić ludzi i wreszcie stać się bogatym przemysłowcem. Rybak słuchał i spytał, co byłoby później. Na to bogacz rzekł, że wówczas mógłby solidnie i zasłużenie odpocząć. A rybak na to: „A ty myślisz, że co ja w tej chwili robię?”.

Właściwy Pasterz

Piotr Blachowski

Pasterz, odpowiedzialny jest za powierzone mu owce, za ich zdrowie, pastwiska, dba o swoje stado, o swoje podopieczne. Walczy ze złymi siłami, zwierzętami, czy ludźmi, którzy mogliby zagrozić trzodzie – stadu. Ważnym jest by dobry pasterz znał wszystkie swoje podopieczne, mógł im zagwarantować bezpieczeństwo i spokojne życie.

W dzisiejszym Słowie Bożym słyszymy o pasterzach opisywanych w księdze Jeremiasza. Pan ostrzega wszystkich tych, którzy źle podejmują swoje obowiązki względem stada, jednocześnie zapowiadając, jakie to zadania mają przewodnicy ludu: "Biada pasterzom, którzy prowadzą do zguby i rozpraszają owce mojego pastwiska – wyrocznia Pana. Dlatego to mówi Pan, Bóg Izraela, o pasterzach, którzy mają paść mój naród” (Jr 23 ,1-2). Jest to oczywisty przekaz, wskazujący nam Kapłanów, jako tych, którzy nas prowadzą do Boga, którzy nas pouczają, którzy nas otaczają opieką duchową, służą radą i miłością.

Czy jesteśmy w stanie odczytać zapowiedzi, skierowane do nas? Bo w dalszym ciągu czytań słyszymy zapowiedź „Ustanowię zaś nad nimi pasterzy, by je paśli; i nie będą się już więcej lękać ani trwożyć, ani trzeba będzie szukać którejkolwiek.” (Jr 32,4). A więc są słowa skierowane nie tylko do pasterzy, naszych przewodników, ale i do nas, abyśmy byli silni wiarą, abyśmy mieli opiekę duchową, aby nas właściwi ludzie prowadzili drogą ku Bogu, ku wieczności. Dobrze, że w dzisiejszych czytaniach słyszymy o pasterzach, bo zdawać sobie musimy sprawę z tego, że przewodników nam potrzeba i – aby nam przewodzili – powinniśmy ich szanować i słuchać. I Pasterz i Przewodnik, są określani jako nasi mentorzy, Ci którzy nami kierują, podpowiadają, odpowiadają za nas duchowo, In Persona Christi.

Pierwszym Pasterzem i zarazem Kapłanem był Jezus Chrystus. To On nadal nas prowadzi i naucza o wierze, o Bogu Ojcu, o naszej przyszłości, bo „przyszedłszy zwiastował pokój wam, którzyście daleko, i pokój tym, którzy blisko, bo przez Niego jedni i drudzy w jednym Duchu mamy przystęp do Ojca.” (Ef 2,17-18). W XXI wieku, odmiennie jak za czasów Chrystusowych, mamy tę sposobność by bardziej dbać o naszych Pasterzy, jak oni dbają o nas, wsłuchujmy się w słowa podczas Liturgii Słowa, Homilii, listów Pasterskich.

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o dobrych Pasterzy naszej owczarni, uproś dla nich Łaskę Ducha Świętego, by mogli nas nieustannie prowadzić ścieżkami wiary, nadziei i miłości. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Zagrożenia

 

Ks. Jan Słomka

W Ewangeliach wielokrotnie czytamy o tym, że ludzie szukali Jezusa, że nie dawali Mu spokoju, chcieli Go zatrzymać. Różne były ich motywy. Najczęściej działo się tak po cudownych uzdrowieniach albo po rozmnożeniu chleba. Wtedy nawet chcieli Go obwołać królem. To jest zrozumiałe: przecież i w naszych modlitwach prośby o zdrowie i pomyślność zajmują wiele miejsca. Jednak czasem było inaczej. Oto Jezus i uczniowie byli zmęczeni, chcieli odpocząć, ale gdy ich łódź dobiła do brzegu w miejscu, które miało być ustronne, zobaczyli wielki tłum. Tym razem ludzie nie oczekiwali na cudowne uzdrowienia, ani nie spodziewali się kolejnego rozmnożenia chleba. Oni szukali Jezusa ze względu na Jego nauczanie. Gdy Jezus ich zobaczył, zdjęła Go wielka litość, bo byli jak owce nie mające pasterza.

Człowiek potrzebuje nie tylko zdrowia i pożywienia, mieszkania i ubrania. Tak samo jak tamci mieszkańcy Galilei, potrzebujemy Dobrej Nowiny, która byłaby dla nas przewodnikiem. Potrzebujemy Jezusa, aby był naszym Pasterzem. Bez Niego gubimy się w życiu, tracimy orientację. A więc czytamy Ewangelię, wsłuchujemy się w nauczanie Kościoła, aby tam odnaleźć słowa pasterskie.

Ale czasem dzieje się z nami coś dziwnego. Oto mając w ręku Ewangelię i nauczanie Kościoła, zaczynamy czytać je jakby na opak. Nie potrafimy dostrzec i przyjąć wielu treści tam zawartych i jednocześnie wyczytujemy z Ewangelii i nauczania Kościoła treści, których tam nie ma. Znakomitym przykładem takiego opacznego rozumienia Dobrej Nowiny jest słowo „zagrożenia”. Słowo to nie jest żadną istotną kategorią biblijną ani teologiczną. W Biblii Tysiąclecia nie pojawia się ani raz. Ale kiedy zapytać katolików w Polsce o jakiekolwiek zagadnienie, słowo to pojawia się jako pierwsze: jest podstawowym pojęciem używanym przez nas do opisu aktualnej rzeczywistości. Gdy mówimy o sytuacji rodziny: współczesna rodzina jest coraz bardziej zagrożona…; gdy mówimy o tożsamości: zagrożenia dla naszej tożsamości narodowej i religijnej są coraz większe. I tak dalej.

Kiedy około dziesięciu lat temu przygotowywałem się do spotkania w duszpasterstwie akademickim na temat ówczesnej nowości - Internetu - zastanawiałem się: ciekawe, jakie będzie pierwsze pytanie? Oczywiście pierwsze pytanie brzmiało: jakie zagrożenia niesie ze sobą rozwój Internetu? Pytanie o możliwości, nadzieje wiązane z rozwojem Internetu, o to, czy oni mogą coś sami w tej dziedzinie zrobić, wydawało się dla moich młodych rozmówców zupełnie nieistotne. Pierwsze, co im się nasuwało, to było pytanie o zagrożenia.

Bardzo często na pytanie o papieskie diagnozy współczesnej rzeczywistości pada odpowiedź: Papież wskazuje na zagrożenia. Dokumenty Drugiego Soboru Watykańskiego, tak pełne nadziei i docenienia tego, co dobre we współczesności, potrafimy odczytywać jako potępienie współczesności i demaskowanie kolejnych zagrożeń. Gaudium et spes zaczyna się od słów: „Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych…”, a my nie zauważamy pierwszych dwóch słów, które zresztą stały się tytułem konstytucji, i koncentrujemy się na drugiej części zdania: „smutek i trwoga ludzi współczesnych…”.

Czyżbyśmy my, katolicy, stali się etatowymi Kasandrami i za swą specjalność uznali demaskowanie zagrożeń? Wydaje się, że doszliśmy do wniosku: Niech inni mają swoje nadzieje i marzenia. Niech inni dostrzegają to, co piękne i dobre dookoła nas. My nie jesteśmy tacy naiwni. Naszą rolą na świecie jest nieustanne ogłaszanie zagrożeń, jakie wiążą się ze wszystkim. I do tego wydaje nam się, że właśnie w ten sposób jesteśmy najbardziej wierni Ewangelii. Co się z nami stało? A przecież tłumy szły za Jezusem nie dlatego, że wskazywał na zagrożenia, ale dlatego, że dawał nadzieję. Jezus jest Dobrym Pasterzem, który prowadzi nas nie poprzez nieustanne ostrzeganie przed zagrożeniami, ale ukazując dobroć Boga i wskazując drogę do Domu Ojca.
 

 

Druga homilia na następnej stronie

Religia otwarcia i radości

 

Tomasz Dostatni OP

„Biada pasterzom”. Pasterze w dzisiejszym fragmencie z księgi proroka Jeremiasza to przede wszystkim władcy Izraela. Ci, którzy prowadzą naród, „odrośl Dawida”. Przestroga i pouczenie Boga Jahwe jest jednoznaczne: „Biada pasterzom, którzy prowadzą do zguby i rozpraszają owce mojego pastwiska”, i na innym miejscu: „Wy rozproszyliście moją trzodę, rozpędziliście i nie troszczycie się o nią...”. Ta przestroga jest uniwersalna i dotyczy wszystkich, którzy sprawują władzę, a zarazem jest wołaniem Boga, który cierpi, kiedy dzieje się krzywda. Ta przestroga dotyczy nie tylko sprawujących władzę świecką, ona dotyczy duchownych, księży i biskupów również. Jest przypomnieniem, że stały rachunek sumienia i żywa rozmowa z Bogiem to fundamenty sprawowania władzy przez chrześcijan oraz w sprawach religijnych przez duchownych. Biblijny król Salomon prosił Boga o dar mądrości, aby umiał sprawiedliwie sądzić lud i rozróżniać dobro od zła. Rachunek sumienia, żywa modlitwa i prośba o dar mądrości – to nieodzowne składniki służby braciom, czy tej świeckiej, czy tej duchowej.

„On, który obie części ludzkości uczynił jednością, bo zburzył rozdzierający je mur – wrogość”. Jakże stale aktualne są te słowa świętego Pawła. Minęło dwa tysiące lat od ich wypowiedzenia i ciągle musimy pokonywać różne mury i zapory, które sami sobie wybudowaliśmy. Jakże trudno w tym miejscu nie zacytować słów Jana Pawła II wypowiedzianych w Gnieźnie w roku 1997: „Czyż nie można powiedzieć, że po upadku jednego muru, tego widzialnego, jeszcze bardziej odsłonił się inny mur, niewidzialny, który nadal dzieli nasz kontynent – mur, który przebiega przez ludzkie serca? Jest on zbudowany z lęku i agresji, z braku zrozumienia dla ludzi o innym pochodzeniu, kolorze skóry, przekonaniach religijnych, z egoizmu politycznego i gospodarczego oraz z osłabienia wrażliwości na wartość życia ludzkiego i godność każdego człowieka”. Wezwanie do stałego przekraczania samych siebie. Kiedyś nazywało się to pracą nad sobą. Wezwanie do przekraczania wszelkich lęków, barier i oporów wewnętrznych, aby we wszystkim był Chrystus na pierwszym miejscu, i Ewangelia. Tak w życiu osobistym, jak i społecznym. „Przemieniajcie myślenie wasze...”– mówi gdzie indziej (Rz 12,12) święty Paweł. Chrześcijaństwo jest religią otwarcia, nie zasklepienia, religią radości, nie ponuractwa, jest wychodzeniem stale na spotkanie z przychodzącym do nas na różny sposób Chrystusem.

„Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco”. W tych słowach wypowiedzianych przez Jezusa do apostołów nie chodzi o wyjazd na wakacje. Przypominają nam one o potrzebie pogłębionego życia duchowego. Pustynia, miejsce osobne, to szczególna przestrzeń spotkania z Bogiem. To miejsce walki o Boga w sobie. Taką pustynię musimy zorganizować sobie sami, abyśmy się nie zagubili. Szczególnie my, żyjący w dużych, ruchliwych miastach, my, którzy zabiegani – często nie zauważamy żyjących z nami, obok nas naszych najbliższych. Zabieganie i hałas jest tak naprawdę często tylko pretekstem, aby pod tą powierzchnią ukryć swoje zagubienie, samotność i wszystkie obawy i lęki. Jest tarczą ochronną, którą musimy rozbić, choć ten proces jest na pewno bolesny i niełatwy. Pustynia w ewangelicznym znaczeniu tego słowa tak naprawdę jest darem, którego wartości często nie dostrzegamy albo dostrzegamy za późno.

 

Litości!

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Jan Paweł II powiedział kiedyś, że ka- płan nie ma wakacji. Czy można mieć urlop od ratowania ludzkich dusz? Od pustki, spustoszenia, zagubienia, lęku, bezsensu życia, rozpaczy, oczekiwania nieszczęścia i wreszcie samopotępiania się?... Od tego wszystkiego ratuje człowieka pasterz serc, Jezus Chrystus.

Jezus lituje się. Jego spojrzenie jest przede wszystkim pełne miłosierdzia dla człowieka. Ciężko mi się czyta słowa Jeremiasza zapowiadające sąd nad pasterzami, którzy rozpraszają trzodę oraz prowadzą do zguby. Dla swej samotności rozpędzają tych, którzy szukają Bożego zmiłowania. Widzę wtedy wiele moich win popełnionych w przeszłości. Co bowiem może uratować zagubionych ludzi, spustoszonych w sercu, odpędzanych i niepotrzebnych nikomu? Pasterzowanie, obecność i obdarowywanie miłością Boga. Sycenie się Jego słowami, potwierdzanie przebaczaniem win, leczenie ran modlitwą.

Z drugiej strony cóż bardziej jest poszukiwane na tym świecie, jeśli nie miłosierdzie Boga? Tysiące ludzi zapewne obserwowało łódź Jezusa i Apostołów, a potem zebrało się na brzegu, przy którym łódź się zatrzymała. W tej migracji tak wyraźnie dostrzegamy to, co w sobie ukrywamy: potrzebę miłosierdzia nad nami. Jezus zlitował się! Może nawet to, że na świecie jest tak wiele zła, świadczy o miłosierdziu Boga? On nie chce od razu okazywać swej sprawiedliwości. Jest cierpliwy i oczekujący! Zawsze mnie to jednak głęboko poruszało, gdy czytałem fragment o tym, że Jezus, przyglądając się tym ludziom, nie zdobył się na podziw, na radość, na żadne inne uczucie, tylko na litość. Jak ci ludzie musieli wyglądać, skoro tylko litość wzbudzali w Jezusie?

Jak wyglądają dzisiaj ludzie, gdy na nich patrzy Jezus? Bóg obdarza najpierw tym, czego człowiekowi najbardziej brakuje. Obdarza miłosierdziem i litością, gdy los jest niemiłosierny i bezlitosny, i gdy sami dla siebie takimi jesteśmy. Pomyśl więc, czy nie jesteś dla siebie zbyt okrutny, zbyt wymagający, zbyt niemiłosierny, przesadnie sprawiedliwy? Nie bądź przesadnie sprawiedliwy i nie uważaj się za zbyt mądrego! Dlaczego miałbyś sobie sam zgotować zgubę? (Koh 7,16). Przesadnie sprawiedliwy, to znaczy okrutnie bezwzględny. Najbardziej jesteśmy godni politowania wtedy, gdy stajemy się bezlitośni dla siebie. Ukrywa się w tym zapewne pokusa wszechmocy, uzurpująca sobie władzę, by totalnie kontrolować swoje życie, zamiast je powierzać Bogu. Chcemy sami o sobie decydować i mieć nad sobą i innymi kontrolę. Odrzucamy w ten sposób odpowiedzialność za słabości i upadki, objawiając złość i gniew na siebie. Myślimy też o sobie źle i uczymy się tylko zło w sobie dostrzegać, za wszystko się obwiniając. Taka postawa rodzi nienawiść do siebie i w sumie jest pychą, która nie może się pogodzić z tym, że człowiek jest słaby. Zbyt krytycznie i zbyt bezwzględnie się oceniamy, bo mamy zbyt wyidealizowany obraz siebie. Dążymy do wydumanych ideałów, zapominając, że bez Boga nic nie możemy uczynić nawet dla siebie, nie mówiąc już o innych. Kiedy jesteśmy zbyt przywiązani do swego ideału, nienawidzimy prawdy i skrzętnie ją skrywamy, zdradzając się tylko ciągłym niezadowoleniem z siebie. Nie ma nic tak budzącego politowanie jak ludzka duma. Jak wyglądam ja i ty, gdy na nas patrzy Jezus?

 

Chwila prawdziwej rozkoszy

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Doprawdy człowiekowi potrzebny jest nie tylko sen albo praca, ale też odpoczynek. Odejście od zaangażowania fizycznego lub intelektualnego i oddalenie się w strefę duchową. Bóg nakazał człowiekowi szabat, a Jezus mówi do apostołów, aby poszli samotnie i osobno na pustkowie dla odpoczynku. Mylilibyśmy się jednak, gdybyśmy sobie pomyśleli, że wysłał ich na urlop. Na pustyni dokonuje się co prawda kuszenie, ale też objawienie Boga. Pustynia to przestrzeń zbliżenia duchowego do Boga, a także zbliżenie do siebie samego – myślenia nie tyle O SOBIE co raczej NAD SOBĄ. Zbliżenie się do Boga i do siebie niezwykle przydaje się w budowaniu relacji z innymi. Ludzie powierzchowni i bezmyślni to ci, którzy nigdy nie poświęcają czasu na duchową pustynię.

Ci, którzy są nieustannie pośród ludzi, są wobec nich najbardziej odlegli. Tylko taki człowiek stwarza głębokie więzi z innymi, który potrafi nabrać co jakiś czas dystansu do innych i zbliżyć się do Boga oraz siebie. Większość ludzi nie potrafi się jednak zatrzymać, pędząc w galopie na ślepo przed siebie. Zatrzymać się to narazić się na ujawnienie pytania o cel życia, sens wysiłku, ocenę moralną czynów, to dostrzeżenie sprzeczności i wątpliwości, jakie się w nas kotłują. Ucieczka od siebie na dłuższą metę nikomu się nie uda. W końcu nadaktywnego człowieka dopadną nierozwiązane problemy i może się okazać, że już nie da się niczego pogodzić, zintegrować, zrozumieć. Nałogowiec aktywizmu w końcu się wypali i pozostaną w jego wnętrzu jedynie zgliszcza, dające o sobie znać w postaci bezsenności, rozdrażnienia, emocjonalnego chaosu, skłonności do zapadania na choroby różnego typu.

Przykazanie szabatu było poprzedzone słowem PAMIĘTAJ. Czy to przypadek? Szabat miał być uświęceniem Boga, ale też pozwalał odzyskiwać własną pamięć. Wielkim kalectwem jest utrata pamięci, gdyż pamięć to osobista historia tworzącą indywidualną tożsamość. Żyć bez pamięci to stracić poczucie sensu, wegetować w chaosie bez świadomości, a ostatecznie doprowadzić się do rozpaczy. Izajasz skojarzył szabat z rozkoszą: „Jeśli nazwiesz szabat rozkoszą, a święty dzień Pana – czcigodnym, jeśli go uszanujesz przez unikanie podróży, tak by nie przeprowadzać swej woli ani nie omawiać spraw swoich, wtedy znajdziesz twą rozkosz w Panu. Ja cię powiodę w triumfie przez wyżyny kraju” (Iz 58,13–14). Któż nie chciałby zażywać rozkoszy, która nie niesie ze sobą ryzyka skalania? Któż z nas nie chciałby być szczęśliwy? Wystarczy tylko odpocząć w Bogu, wycofać się na chwilę ze wszystkiego i wszelkie troski powierzyć Jemu. Jezus sam zajął się nauczaniem ludzi, gdy odesłał uczniów na pustkowie. Bóg potrafi przejąć nasze problemy i świetnie sobie z tym radzi, lepiej niż my! Dlaczego więc ludzie w większości unikają szczęścia, które jest odpoczywaniem w Bogu?