19. Niedziela zwykła (B)

publikacja 14.07.2015 21:33

Sześć homilii

Chleb żywy

ks. Leszek Smoliński

Pan Jezus mówi w dzisiejszej Ewangelii: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. Obrazem Kościoła są pielgrzymi, których tylu w tych dniach zmierza do Pani Jasnogórskiej. Dzięki pątnikom uświadamiamy sobie, że wszyscy jesteśmy ludem pielgrzymującym, że tu na ziemi jesteśmy przechodniami. Tym, co stanowi wspólny mianownik Kościoła pielgrzymującego, jest niewątpliwie Eucharystia. Gdyby pielgrzymi nie uczestniczyli w codziennej Eucharystii, byliby tylko turystami. Gdyby chrześcijanie przestali spożywać „chleb żywy”, to by zapomnieli, że są w drodze do nieba i staliby się turystami doczesności.

Istotą sakramentu Eucharystii jest zjednoczenie się z Bogiem i to Trójjedynym. Dobrze rozumiał to św. Jan Paweł II każdy dzień, pielgrzymkę czy uroczystości koncentrował i prowadził do Ofiary Eucharystycznej, która jest szczytem życia wiary. I nie ma w tym nic dziwnego, że chce się iść i brać z tego stołu Dar, który mnie przerasta; iść jak najczęściej. Ojciec Leon Knabit zauważa: „Przystępując regularnie do Komunii, można popaść w rutynę. Ale czy nie jest prawdą, iż ten, kto się systematycznie odżywia, jest w lepszej kondycji od tego, kto sięga po pokarm sporadycznie?”. Oprócz tego, bardzo fizycznego, argumentu istnieje o wiele ważniejszy. Znajdujemy go w ewangelii Jana: „Wytrwajcie we Mnie, a Ja będę trwał w was”.

Jak zatem winna być nasza postawa? Spróbujmy spojrzeć na jedno z świadectw z książki pt.: „Dlaczego chodzę..., Dlaczego nie chodzę... do Kościoła?”: „Podobno człowieka od małpy odróżnia poczucie odpowiedzialności. Dzisiaj już nie wiem, kiedy w ramach tej odpowiedzialności poczułem, że powinienem podziękować Komuś, chociaż jednogodzinnym uczestnictwem w niedzielnej Mszy świętej za otrzymaną cotygodniową porcję 168 godzin podarowanych mi przez Kogoś. (...) odpowiadając na tę ankietę, szukając powodów chodzenia do kościoła, czuję się, jakby mi kazano znaleźć powód do oddychania... Czy ktoś potrafiłby opisać, dlaczego oddycha?

Jeśli zapraszają mnie na ślub, to idę. A tu, w kościele czeka na mnie coś więcej niż para młoda i zastawione stoły... czeka Ktoś. Ilu rezygnuje z pójścia na ślub lub wesele? Na pewno nie 80 % zaproszonych. A tylu mniej więcej nie chodzi do Kościoła w dużych miastach.

[…] Zdarza się też ktoś taki, który „wierzy”, ale nie ma czasu iść do kościoła? A ma czas zjeść obiad? Ma! Coś podobnego odkryłem, gdy usprawiedliwiałem się z braku czasu na modlitwy poranne. Ustaliłem sam sobie, że mogę zjeść śniadanie dopiero po odmówieniu tych modlitw – i raptem okazało się, ze czas się znalazł. Nie sądzę, żeby się dało rozpowszechnić w Polsce „technikę” niejedzenia niedzielnego obiadu, jeśli nie było się przedtem na niedzielnej Mszy świętej...”.

„Chrystus Pan karmi nas swoim świętym Ciałem”, które umacnia nas na drogach naszego ziemskiego życia. Natomiast wspólnota, którą tworzymy z Jezusem, pozwala nam już tu na ziemi odczuwać przedsmak nieba. Skoro karmimy się chlebem z nieba, sami mamy otwierać oczy, by widzieć, gdzie i jak możemy być potrzebni.

Wędrówki nasze codzienne

Piotr Blachowski

Tak sobie maszerujemy przez całe nasze życie, raz z górki, raz pod górę, mając nadzieję, że „jakoś to będzie”. Uzbrojeni w ufność, że droga pozostała nam do przebycia, będzie do pokonania w sposób łagodny i bezpieczny. Podobnie jest z drogą przez nasze życie chrześcijańskie, ale tutaj jest nam łatwiej, jeśli idziemy z wiarą, śladami Pana naszego, Jezusa Chrystusa.

Jednakże droga Pańska, wymaga nauki, wymaga samozaparcia i jedności. Nauka płynąca od Ojca, ale jedność i samozaparcie nasze, własne, jak mówi Chrystus „Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie.” (J 6,45). Ale aby przyjść i nauczyć się tego, czego oczekuje od nas Ojciec Niebieski, wykazywać powinniśmy chęć wysłuchania tekstów, a w dzisiejszych czytaniach nie słyszymy słów mówiących bezpośrednio o nauce, lecz z poszczególnych tekstów można wywnioskować, o jaką naukę tu chodzi. W pierwszym czytaniu jest mowa o proroku Eliaszu, który ma zmierzać do Bożej góry Horeb. Jaka nauka stąd płynie? Nauka o cierpliwości, wytrwałości, o mocy Bożego chleba, dzięki któremu Eliasz przez 40 dni mógł wędrować bez potrzeby posilania się.

W Liście do Efezjan słyszymy pouczenie, jak postępować wobec drugich, by być rzeczywiście Dzieckiem Bożym, na którym to Duch Święty złożył swoją pieczęć, by nasze słowa, gesty i czyny były miłe Bogu: „Bądźcie dla siebie nawzajem dobrzy i miłosierni! Przebaczajcie sobie, tak jak i Bóg wam przebaczył w Chrystusie.” (Ef 4,32).  Zaś w Ewangelii sam Jezus Chrystus poucza nas, jaką drogę mamy wybrać, jaką drogą kroczyć i jakim chlebem posilać się, by mieć siły na dotarcie do tej właściwej i ostatecznej drogi: „To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata.” (J 6,50-51).

Słyszymy o różnych drogach, które jednakże prowadzić nas mają do jedynego, wspólnego celu, do świętości i wspólnoty z Bogiem, wspólnoty z Kościołem. Dbajmy o Kościół, o wspólnotę, w której Chleb Eucharystyczny jest naszym właściwym pożywieniem, wskazującym nam drogę życia.

Panie, daj nam spożywać jak najczęściej Chleb Eucharystyczny, abyśmy dzięki Jego Mocy mogli podążać drogą, którą nam wskazujesz, i abyśmy mogli przyprowadzać do Ciebie innych. Przez Chrystusa, w Chrystusie, z Chrystusem.

Aby przemieniać świat

 

ks. Tomasz Horak

O. Ludwik, benedyktyn, jechał do Frankfurtu. Pasażerowie autokaru musieli oglądać jakiś film. Nie mieli wyboru. Obraz był prymitywny: gruboskórna erotyka, nagie ciała bez duszy, bezmyślna przemoc. Ktoś bezskutecznie prosił o zmianę kasety. Nagle rozległ się głośny krzyk. Wołało dziecko. Głos był zdecydowany, wprost rozkazujący. Tylko jedno słowo: Nie! Czyjaś ręka wyłączyła odtwarzacz. Nikt się nie sprzeciwił. Wołała jedenastoletnia Agnieszka. Drżała na całym ciele, w zaciśniętej kurczowo rączce trzymała różaniec. O. Ludwik podszedł do niej. Powiedziała: „Byłam dziś u spowiedzi, przyjęłam Komunię świętą. Teraz się modlę, bo jestem tutaj sama i boję się. Ale to było gorsze niż wypadek”.

Zakonnik przysiadł się do dziecka, powiedział: „Módlmy się razem...”. Zauważ: czego nie osiągnęli inni, osiągnęła Agnieszka. Powiesz: To była prośba dziecka, a więc szczególna prośba. Tak, ale to dziecko czerpało siłę z modlitwy i z sakramentów. W jednym krótkim „nie!” skoncentrowała się cała energia spływająca od Boga. Bez tej energii, którą wierzący nazywają łaską, człowiek jest słaby i bezradny. Dokładnie tak jak prorok Eliasz z pierwszego czytania. Jeden prorok, jeden słaby człowiek przeciw całemu światu! Sprzeciwił się nie raz, nie dwa. Ale w końcu siły ludzkiego ducha wyczerpały się. Jednak Eliasz nie jest sam. Oto anioł, trącając go, powiedział mu: Wstań i jedz, bo przed tobą długa droga! Droga wiodąca ku przemienianiu twojego świata. I poszedł Eliasz tą drogą.

Samochód bez paliwa, odkurzacz bez prądu, żaglowiec bez wiatru są martwe. Istnieją, lecz funkcjonować nie mogą. Człowiek bez duchowej energii, którą zwiemy łaską, istnieje. Ale ten człowiek nie może nic uczynić. Nie może uczynić niczego jako istota, której czyny powinny być skierowane ku wieczności. Tę energię czerpiemy z bogactwa naszego Zbawiciela Jezusa. On jest nam potrzebny jak codzienny chleb. Dlatego zdziałał ów cud z chlebem, o którym opowiada Ewangelista. Ale z tym chlebem, który zwiemy Komunią świętą, jest inaczej niż z benzyną, elektrycznością czy wiatrem. Łaska nie jest automatycznie działającą energią. Najpierw trzeba uwierzyć: Zaprawdę powiadam wam: Kto we mnie wierzy, ma życie wieczne.

Agnieszka potrzebowała podwójnej siły: by odważyć się krzyknąć „nie” oraz by zmusić innych. I tę siłę znalazła. Świat zawsze potrzebował ludzi, którzy będą oddziaływali na innych Bożą mocą. Jest Unia Europejska, jest ONZ i wiele innych organizacji międzynarodowych. Czy one mogą odnowić i uratować świat? Aczkolwiek są bardzo potrzebne, przecież nie wystarczą. Na naszych oczach rozgrywa się dramat bezradności polityków. Na naszych oczach państwo polskie brnie w ślepą uliczkę moralnego rozkładu. Ludzkie siły tego nie przemogą. Ratunek dla świata, odnowa Europy, odrodzenie Polski są niemożliwe bez zastępów ludzi, którzy dzięki wierze czerpać będą siłę od Boga. Swego czasu Europa miała swojego św. Benedykta, swojego św. Franciszka. I właśnie oni, wraz ze swymi towarzyszami, uratowali ówczesny świat. Tylko święci, tylko zjednoczeni z Bogiem będą w stanie ocalić nasz świat. Jeśli będzie więcej takich Agnieszek, które odważą się przynajmniej na jedno „nie!”, będziemy uratowani.
 

 

Być chlebem jak On

 

ks. Antoni Dunajski

Chleb – „owoc ziemi oraz pracy rąk ludzkich”– w naszym kręgu kulturowym traktowany był zawsze jako niezbędny warunek życia i przeżycia. Zdobywany „w pocie czoła”, kojarzył się zwykle raczej z ludzkim wysiłkiem niż z darem niebios. A jednak życie nauczyło nas, że modlitwa o „chleb nasz powszedni” ma swój głęboki sens: przypomina, że nawet w czysto biologicznym wymiarze życia jesteśmy zależni od Boga i Jego łaskawości.

Doświadczyli tego Izraelici idący czterdzieści lat przez pustynię, a potem prorok Eliasz, który mocą pożywienia wskazanego przez anioła Pana „szedł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, aż do Bożej góry Horeb”. Nie był to jeszcze chleb na życie wieczne. Wszyscy oni poumierali, ale doświadczyli rzeczy bardzo ważnej: że tych, których Bóg prowadzi, tych On sam w drodze żywi. Do osiągnięcia celów mieszczących się w ziemskim horyzoncie wystarczy manna z nieba, podpłomyk, dzban wody lub chleb nasz powszedni. Jednakże żaden z tych Bożych darów nie jest jeszcze pokarmem na „życie wieczne”.

Na przestrzeni całej historii zbawienia Bóg gotował ludziom wiele niespodzianek. Czy jednak mógł ktoś przypuszczać, że On sam weźmie na siebie rolę Mesjasza i w swojej miłości do człowieka On sam stanie się jego pokarmem. „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata”– mówi Chrystus. Co to oznacza?

Już Ojcowie Kościoła zauważyli, że przyjmując normalne pożywienie sprawiamy, że powoli przekształca się ono w nasze ciało, staje się naszym ciałem. Gdy jednak przyjmujemy ciało Chrystusa, rzecz ma się odwrotnie: to my przekształcamy się albo lepiej – wtapiamy się w ciało Chrystusa, stajemy się do Niego podobni, stajemy się bardziej Chrystusowi. W tym sensie przyjmowanie Ciała Pańskiego, czyli nasz możliwie pełny udział w Eucharystii, najskuteczniej wprowadza nas w zbawczą rzeczywistość Kościoła.

Ten właśnie Kościół odsłania nam tajemnicę miłości Boga do człowieka i przedstawia nam Chrystusa jako wzór do naśladowania: „Bądźcie naśladowcami Boga jako dzieci umiłowane i postępujcie drogą miłości, bo i Chrystus Was umiłował i samego siebie wydał za nas w ofierze”– przypomina św. Paweł. Każdy, kto te słowa potraktował na serio i starał się je zrealizować w życiu, wkraczał na drogę świętości. Dobitnie (w słowie i w życiu) wyraził to św. brat Albert Chmielowski: „Patrzę na Jezusa w Jego Eucharystii. Czy Jego miłość obmyśliła coś jeszcze piękniejszego? Skoro jest Chlebem i my bądźmy chlebem. Skąpy jest ten, kto nie jest jak On. Dawajmy siebie samych”.

Nie wolno nam zapominać o przestrodze Chrystusa: „Jeżeli nie będziecie spożywać ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie” (J 6,53). Chodzi tu oczywiście o nadprzyrodzony wymiar życia, o „życie wieczne” w łasce uświęcającej. Doświadczenie religijne wielu chrześcijan potwierdza, że gdy przez dłuższy czas zaniedbujemy przystępowanie do Komunii Świętej, to życie Boże faktycznie w nas zamiera: zaczyna się chrześcijańska wegetacja. Niby żyjemy, ale życie to nie przynosi zbawiennych owoców. Ogarnia nas zniechęcenie. Może więc i do nas zostało skierowane to wezwanie: „Wstań, jedz, bo przed tobą długa droga!”.

 

Pokarm ze światła

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Dlaczego Syn Boży pragnął pozostać pośród nas w postaci skromnego chleba? Ponieważ człowiek najbardziej pragnie wypełnienia i zaspokojenia swojego wnętrza. Nie chodzi tu bynajmniej o zwykły głód żołądka, lecz o głód ducha ludzkiego, o łaknienie życia. Głód ciała jest zaledwie skromną materialną manifestacją potrzeby ducha, której nie da się oszukać żadnym ezoterycznym hamburgerem lub sztuczkami wygenerowanymi w studiach filmowych. Tak jak nie da się ciągle oszukiwać głodu ciała, tak tym bardziej nie można oszukać głodu ducha. Chleb eucharystyczny to co prawda niepozorny materialnie pokarm, ale za to niosący w sobie duchowe nasycenie!

Eliasz pod krzakiem janowca leży w rozpaczy, zniechęcony do życia. To metafizyczny portret człowieka umierającego z głodu serca. Rozczarowany z powodu bezbożności świata i własnej nędzy woła do nieba. Prawdziwi prorocy ożywiają się w chwili śmiertelnego zagrożenia. Nie możemy żyć bez Boga, nie możemy umrzeć, gdy jesteśmy z Bogiem. Nie możemy być skonsumowani przez śmierć, gdy konsumujemy eucharystyczny pokarm. Ale to właśnie najbardziej rozpaczliwe chwile życia uświadamiają nam, jak bardzo potrzeba wypełnić się Bogiem. Eliasz wstaje spod janowca, jak spod krzyża, wstaje ze snu, który jest mglistym symbolem samej śmierci, a jego powstanie to projekt zmartwychwstania każdego z nas. Wierzący Bogu nie przegrywają, tylko dłużej czekają na zwycięstwo. To czekanie niecierpliwi nazywają klęską, ale Pan wskrzesza nawet umarłych (2 Kor 1,9). Nie wstałby Eliasz, gdyby nie trącenie anioła i pokarm zaproponowany przez niego. Tym aniołem zdaje się być typicznie sam Syn Boży, który wielu z nas obudził z koszmaru grzechu, ukazując sens życia i dając siłę do powtórnego istnienia dzięki Eucharystii. Jego słowa uderzały nowym sensem i wiarą, jak trącenie Anioła, budząc z bezsensu i zwątpienia. Wydaje się, że to tylko chleb i woda, a właściwie podpłomyk i woda: chleb wypieczony w płomieniach ognia i woda wydobyta z głębin studni, ale czy tylko? Woda i Ogień: symbole przedludzkiej siły stwórczej Boga, paliwo istnienia! Nie miejmy jednak na myśli żywiołów, lecz żarliwą miłość Boga, która jest jak ogień i miłosierdzie, którym Bóg, jak wodą, wypełnia wysuszone i najgłębsze studnie sumienia.

Tekst odwołuje się także do cudu z manną, który zdarzył się na pustyni w czasie wędrówki Izraela z Egiptu. Według komentatorów żydowskich, Bóg dał swojemu ludowi chleb ze swego Światła (por. Ps. 78). Manna miała być zmaterializowanym w pokarm światłem, substancją, która dawała życie aniołom, kroplami świetlistej mocy emanującej z miłości Boga. Świat istnieje dzięki światłu, które swymi kroplami karmią wszystkie dzieci Boga jak manną. Księga Wyjścia opisując cud z manną, opowiada, że spadła ona jak krople rosy, jak deszcz, ukrywając w sobie tajemniczy, świetlisty pokarm. Podobnie jak Bóg daje życie swym aniołom, „karmiąc” ich swoim światłem, tak Syn Boży karmi nas swoim Ciałem, dając nam światło na życie. Odżywiamy się światłem Boga jak chlebem!

 

Manna Eucharystii czy mięso Egiptu?

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Eucharystia skrywa w sobie potęgę zdolną pokonać śmierć. Jezus mówi o tym wyraźnie: kto spożywa ten Chleb, nie umrze. Ten Chleb jest ciałem Chrystusa, a to jest przeniknięte życiem wiecznym! Była to absolutna nowość, wręcz skandaliczna. Dlatego szemrali. Aby nieuchwytne dla naszych zmysłów życie wieczne mogło stać się postrzegane w naszym świecie, Bóg stał się cielesnym człowiekiem. Ażeby nikt nie miał wątpliwości, że ma w swoim wnętrzu to życie wieczne, stał się dającym fizycznie spożyć chlebem. Im bardziej jednak Bóg podejmował próby zbliżenia się do człowieka, tym bardziej wydawało się to dla ludzi niemożliwe. Szemrali na pustyni, szemrali rozmawiając z Jezusem, szemrali w XVI wieku i szemrają dziś we wszystkich nadąsanych koteriach racjonalizmu.

Izrael wędrował przez 40 lat po pustyni i żywił się tylko manną, ale w końcu i z tego był niezadowolony. „I zaczęli mówić przeciw Bogu i Mojżeszowi: Czemu wyprowadziliście nas z Egiptu, byśmy tu na pustyni pomarli? Nie ma chleba ani wody, a uprzykrzył się nam już ten pokarm MIZERNY?” (Lb 21,5). Gdzie indziej napisane jest jeszcze dosadniej: „Tłum pospolitego ludu, który był wśród nich, ogarnęła ŻĄDZA. Izraelici również zaczęli płakać, mówiąc: Któż nam da mięsa, abyśmy jedli? Wspominamy ryby, któreśmy darmo jedli w Egipcie, ogórki, melony, pory, cebulę i czosnek. Tymczasem tu giniemy, pozbawieni tego wszystkiego. Oczy nasze nie widzą nic poza manną” (Lb 11,4–6).

Ktoś zaprosił mnie kiedyś na dobry obiad. Na stole były między innymi mięso, ogórki, pory, cebula, zabrakło tylko melonów. Smaczny pokarm wywołał wcale niesmaczne biblijne skojarzenia. Przypominałem sobie tęsknotę Izraela, która przerodziła się w chaotyczną żądzę. Izraelici nazwali mannę pokarmem mizernym. Hebrajski użył tu słowa QELOQEL, które oznacza coś nieznacznego, zlekceważonego, a nawet przeklętego. Pokarm przeklęty i wzgardzony! Wzgardzona Hostia! Dlaczego? W drugim tekście jest mowa o żądzy mięsa. Tak, wzgarda Eucharystii jest zawsze podyktowana żądzą ciała, żądzą mięsa, podobnie jak Eucharystia sprawia, że gardzimy żądzą, gardzimy grzechem. Eucharystyczna obecność Chrystusa daje możliwość nie tylko spożywania życia wiecznego, ale też adorowania Boga, a to wyzwala. „Adoracja Jedynego Boga wyzwala człowieka z zamknięcia się w sobie, z niewoli grzechu i bałwochwalstwa świata” (Katechizm).

Wielu z nas manna eucharystyczna nie wystarcza, tęsknimy za mięsem Egiptu. Pragniemy zabawy, zapachu restauracji i tytoniu, potoków alkoholu, podniecającej muzyki, pragniemy wolności od starania się o prawdziwą miłość Boga, kłębowiska szeleszczących pieniędzy, przeprowadzania własnej woli, kolorowych filmów akcji i paprykowych chipsów. Wszystkiego tego bardziej niż Jezusa.