23. Niedziela zwykła (B)

publikacja 01.09.2015 09:36

Pięć homilii

Pokonać głuchotę

ks. Leszek Smoliński

Ewangelia w sposób bardzo zwięzły określa życie i posłannictwo Jezusa z Nazaretu: „Dobrze uczynił wszystkim...”. Ten boski Nauczyciel był całkowicie inny niż uczeni w Piśmie czy faryzeusze nauczał z mocą, której nie sposób było się oprzeć. Odwoływał się do powszechnie znanych świętych tekstów. Chętnie posługiwał się też obrazami wziętymi z przyrody, pracy na roli, sięgał do doświadczeń pasterzy, rybaków, bliskie Mu były troski gospodyni domowej. To pewnie z tego powodu przychodzili do Jezusa głównie ci, których dotykały różne niepowodzenia, garnęły się do Niego zarówno dzieci, jak i grzesznicy. Pan Jezus potrafił przywrócić wiarę w siebie, Jego słowa budziły nadzieję na lepsze jutro. Sposób, w jakim mówił o Bogu, odsłaniał Jego Oblicze pełne miłosierdzia i tkliwości.

W dzisiejszej Ewangelii słyszeliśmy, że „Przyprowadzili Mu [Jezusowi] głuchoniemego i poprosili Go, żeby położył na niego rękę”. W zasadzie nie bardzo chyba wiedzieli, o co trzeba prosić. Ale w tej usilnej, choć nieporadnej prośbie kryła się wielka wiara. Była to wiara nieokreślona i nieuczona. Mieszkańcy Dekapolu byli poganami. Nie znali Boga objawionego w Starym Testamencie, a przynajmniej nie oddawali Mu oficjalnej czci. A więc i o Mesjaszu mogli mieć co najwyżej tylko mgliste pojęcie. Wezwanie do otwarcia można interpretować szerzej jako apel do mieszkańców regionu, aby przyjęli Chrystusa i Jego nauczanie. Mimo wszystko Jezus był mieszkańcom Dekapolu na swój sposób bardzo bliski. I dlatego Mu ufali, wiedzieli, że można Mu przedstawić swoją prośbę.

Obecność ludzi niepełnosprawnych wśród zdrowych i silnych jest żywą mową Boga o wielkości naturalnych darów, jakie posiadamy. Człowiek z białą laską w ręku mówi o wartości zdrowych oczu, niemowa – o cenie daru języka, siedzący na inwalidzkim wózku – o wolności ukrytej w zdrowych nogach, upośledzony umysłowo – o darze rozumu. Bezpośredni kontakt z tymi ludźmi wzywa do dziękczynienia za dary, jakie posiadamy. Nie nasza to bowiem zasługa, że cieszymy się pełnią sił. Inni, bez własnej winy borykają się z kalectwem. Wielki kompozytor Ludwig van Beethoven właśnie, gdy ogłuchł, skomponował swoje najpiękniejsze utwory, jak choćby „Hymn do radości”. W królestwie Bożym nie ma ludzi niepotrzebnych i drugiej kategorii.

Nie trzeba koniecznie doświadczyć głuchoty fizycznej, żeby odkryć inny świat. Można stać się głuchym z wyboru, głuchym selektywnie. Głuchota selektywna polega na wybieraniu tego, co chcemy słyszeć, oraz tego, czego nie chcemy usłyszeć. Tak działo się w młodości św. Augustyna, biskupa Hippony, który był wszechstronnie utalentowany, a jednocześnie zagubił się w poszukiwaniu sensu życia, uwikłał się w heretyckie poglądy i nieuporządkowany sposób życia. Po swoim nawróceniu zapisał w „Wyznaniach”: „Przemówiłeś, zawołałeś i pokonałeś moją głuchotę. Zajaśniałeś, Twoje światło usunęło moją ślepotę. Zapachniałeś wokoło, poczułem i chłonę Ciebie. Raz zakosztowałem, a oto łaknę i pragnę; dotknąłeś, a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju”.

Otwarcie

Piotr Blachowski

Być otwartym, znaczy być pozytywnie nastawionym na nowości, na dobroć, ale także na słowa które do nas docierają. Czytając Pismo Święte napotykamy niejednokrotnie na pojęcia i zwroty dla nas niezrozumiałe, obce. A więc tutaj też potrzebne jest nam otwarcie na Słowa Boże, na wszystko co tyczy wiary, Słów Bożych – Jezusa Chrystusa.  Podstawą w tym wypadku jest zrozumienie tego co nam przekazuje Pismo Święte, a przede wszystkim, co przekazuje nam w Piśmie Bóg.

Już w księdze największego starotestamentowego Proroka czytamy: „«Odwagi! Nie bójcie się! Oto wasz Bóg, oto - pomsta; przychodzi Boża odpłata; On sam przychodzi, by zbawić was». Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą.” (Iz 35, 4-5). A więc otwarcie nasze na Pismo i zawarte w nim Słowo, wymaga tez odwagi na przyjęcie tych słów. Takim otwarciem na Słowa Jezusa wykazywała się pierwsza Matka Boża. Otrzymała Ona w owej chwale łaskę zrozumienia i otwarcia w chwili poczęcia i porodzenia Syna Bożego – Jezusa Chrystusa. Naszym problemem jest byśmy stali się zdolni do dostrzeżenia tej właściwej chwili, a to wymaga przygotowania się do niej w sposób właściwy, godny i rzeczowy. Ważnym jest też, by w modlitwie prosić o Łaskę, która pozwala nam trwać w wierze, przy Maryi, oczekując – jak ona – przyjścia naszego Pana.

Święty Jakub podpowiada nam jak się usposobić do przyjęcia w swoim sercu Jezusa, jak przygotować się do spotkania się z nim, jak być otwartym: „Posłuchajcie, bracia moi umiłowani! Czy Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują?” (Jk 2,5). Nasze otwarcie się na Boga, wypraszać możemy o łaskę przez wstawiennictwo naszej Matki Maryi, która nas, swoje dzieci, otula płaszczem miłości, obrony i opieki.

A co nam mówi sam Jezus Chrystus? Przypowieść Ewangeliczna mówi o uzdrowieniu głuchego. Ale to tylko dla nas symbol, bowiem wielu z nas staje się głuchymi na wezwania i słowa wypowiadane do nas przez Boga. Jezus zaś daje nam jedną, jedyną radę wypowiadając tylko dwa słowa: Otwórz się! (Mk 7,34d) I to tylko tyle i aż tyle. Jeśli się otworzymy słowa zawarte w Piśmie Świętym, to wtedy będziemy otwarci na Boga i Jego Miłość.

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o dar otwarcia się na słowa i czyny Twego Syna, abyśmy zrozumieli, jak kroczyć po drogach wiary, nadziei i miłości, jak podążać do Boga. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Effatha, to znaczy otwórz się


Tomasz Dostatni OP

„Odwagi! Nie bójcie się!... On sam przychodzi, by was zbawić”. „Nie lękajcie się”– te słowa wielokrotnie w czasie swojego pontyfikatu wypowiada Papież Jan Paweł II. Słowa te mają przypominać, że w naszym codziennym chrześcijańskim trudzie życia nie mamy zasklepiać się w sobie, w swoich partykularnych problemach, ale stale wychodzić do świata, do drugiego człowieka, który nieustannie potrzebuje prawdy, że On przyszedł, „by nas zbawić”. Lęk w jakiejkolwiek postaci, przed czymkolwiek, czy przed kimkolwiek, zawsze jest niedobrym doradcą. I na pewno na strachu nie można budować swojego życia. Owo „Nie lękajcie się” to przede wszystkim powiew nadziei. Człowiek, który doświadcza w swoim życiu mocy i obecności Boga samego, nie ma się czego bać, a zarazem jest zaproszony, staje się uczestnikiem największych Tajemnic naszej wiary. Spotkanie, które nie tylko zapowiada przyszłe spotkanie „twarzą w twarz”, ale już teraz pozwala mu żyć jako dziecku Bożemu. Przyjście Pana Chwały prorok Izajasz zapowiada w jednej z najpiękniejszych wizji Starego Testamentu: „Wtedy przejrzą oczy niewidomych i uszy głuchych się otworzą. Wtedy chromy jak jeleń wyskoczy i język niemych wesoło krzyknie. Bo trysną zdroje wód na pustyni i strumienie na stepie: spieczona ziemia zmieni się w staw, spragniony kraj w krynicę wód”.

„Niech wiara wasza... nie ma względu na osoby” –święty Paweł na początku istnienia Kościoła wypowiedział tę myśl jako przestrogę, ale równocześnie ukazał drogę maluczkich, ubogich jako drogę Kościoła. Dwa tysiące lat później w pierwszej swojej encyklice Jan PawełII napisał, że to „człowiek jest drogą Kościoła”. Biblijna idea „reszty Izraela”, ubogich, którzy w swoim sercu przechowują pozostawioną tajemnicę Przymierza, przez dwa tysiące lat chrześcijaństwa nie tylko kazała pamiętać o potrzebujących i biednych, ale przede wszystkim wytyczała drogę Kościoła, która prowadzi przez serce człowieka. Człowiek ubogi to ten, któremu brakuje środków do życia, ale to również ten, który jest całkowicie otwarty na działanie i obecność Boga. Takim ludziom Jezus powierza Dobrą Nowinę.

Te dwa znaczenia biblijnego ubóstwa się stale dopełniają. „Czyż Bóg nie wybrał ubogich tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa przyobiecanego tym, którzy Go miłują?”

„Effatha to znaczy ‘otwórz się’”. Jezus uzdrawiający w Ewangelii chorych, słabych, również grzesznych jest naszą nadzieją, naszym dzisiaj uzdrowieniem. On ustanawiając sakramenty pozostawił w nich ową uzdrawiającą moc. Sakramenty są dla nas pokarmem na drodze naszego życia. One są pokarmem pielgrzyma. Każdy potrzebuje uzdrowienia w najgłębszym tego słowa znaczeniu.

Nosimy w sobie rany, które sami sobie zadaliśmy, albo które ktoś nam zadał. Rany te potrzebują lekarza. Mówimy od wieków, powtarzając za Ojcami Kościoła, że gdzie jest sakrament, tam jest Chrystus. Uzdrawiająca moc jakiegokolwiek sakramentu zawsze na nowy sposób otwiera na działanie Boga i na Jego obecność. Owo „Effatha” dokonuje się w każdym sakramencie i usposabia do trwania w bliskości z Bogiem.

Zatrzaśnięte drzwi


Augustyn Pelanowski OSPPE

To straszna męczarnia być skazanym jedynie na obserwowanie świata. To boli – nie móc nic powiedzieć ani usłyszeć, jak głuchoniemy z Ewangelii św. Marka. Interesujące, że Jezus, zanim dotknął jego języka i uszu, spojrzał w niebo. Jakby spojrzenie ku niebu było początkiem otworzenia się tego człowieka na świat słów. Może w spojrzeniach głuchoniemego brakowało właśnie spoglądania ku niebu?

Nic nie słyszymy i nic tak naprawdę nie wypowiedzieliśmy, dopóki nie usłyszmy słów Jezusa. Dopiero gdy mowa Boga dociera do nas, nasza mowa nabiera wydźwięku, sensu, znaczenia. Zdarza się, wcale nierzadko, że do człowieka nic nie dociera, a jego słowa są bez wyrazu, choć dobrze słyszy i nie ma problemów z wymową. To jakaś choroba – ten szczególny rodzaj zamknięcia w sobie, zabarykadowania się w swym wnętrzu, wyizolowania się i wycofania z wszelkich relacji międzyludzkich.

Co poprzedza takie zamknięcie? Na pewno bolesne przeżycie swej otwartości, poczucie zdrady, wykorzystania, manipulacji, upokorzenia, zmiażdżenia godności. Gdy doznajemy takich doświadczeń, możemy nie utracić słuchu ani zdolności mówienia, ale nic do nas nie dociera i uparcie milczymy, ukrywając się w sobie. Nie ufamy już nikomu i szepczemy swemu sercu: „Już na nikogo się nie otworzę!”. To może być niezwykle dręczącym uwięzieniem siebie. Lęk, poczucie winy, poczucie zaniżenia swej wartości, izolacja, zamknięcie w sobie, samoukaranie, zanikanie istnienia stają się krętymi schodami w obronnej wieży. Nie patrzymy wtedy w niebo, lecz ciągle w dół. Nikt nie może nam nic wytłumaczyć, bo nikomu nie wierzymy. Nic nikomu nie mówimy, bo nie wierzymy, że to cokolwiek zmieni.

Co wtedy pozostaje? Spotkanie z Jezusem. Modlitwa, w której poprosimy Go o przebaczenie tym, którzy nas boleśnie doświadczyli. Jezus kładł ogromny nacisk na przebaczenie tym, którzy nas krzywdzili, nie tylko ze względu na to, że zamykamy im drogę do nieba, ale też dlatego, że sobie samym zamykamy niebo. Jezus więc spojrzał w niebo, by pokazać i nam, że trzeba zmienić opcję spoglądania przed siebie i na siebie. Spojrzał w niebo, jakby chciał powiedzieć: „Nie patrz w dół!”. Jest jeszcze Ktoś, kto panuje nad naszą egzystencją i jej historią, dlatego nigdy nie można myśleć, że całe zło, jakie przeżyliśmy, pozostanie tylko naszym milczącym bólem, o którym nie jesteśmy w stanie nikomu opowiedzieć. Jest Bóg, który słyszy niewypowiedziane skargi i mówi do nas, mimo że już nie chcemy niczego słuchać. Nieprzypadkowo Jezus odciągnął głuchoniemego od tłumu. Często zamknięcie w sobie jest efektem ludzkich opinii, ich osądów i posądzeń, wyroków i złości. Pomyśl o swoim zamknięciu, czy czasem nie jest efektem czyichś kłamstw, którym dałeś wiarę.

Jak mści się Bóg?


Augustyn Pelanowski OSPPE

Czytając zapowiedź Izajasza o zbliżaniu się pomsty Boga, można się przerazić. Czyżby Bóg był mściwy? W pewnym sensie tak, ponieważ Jego nieugięta wola uwolnienia i uzdrowienia człowieka porównywalna jest z siłą zemsty. Bóg mści się na grzechu, na każdej krzywdzie uczynionej człowiekowi, na niesprawiedliwości, wybierając najuboższych z tego świata na bogatych w wierze oraz na dziedziców królestwa. Na dowód tego liturgia słowa przypomina wydarzenie z okolic Dekapolu. Wyobrażam sobie, że ktoś tak cierpiący może skrywać pretensje do Boga. Kiedy spotyka nas choroba, krzywda czy niesprawiedliwość losu, skłonni jesteśmy oskarżać Boga o złośliwość albo podejrzewać Go o mściwość. Nie podejrzewaj Go o to, spodziewaj się raczej, że uczyni wszystko, by cię z tego uwolnić. Czyż nie tak właśnie zachował się wobec głuchoniemego?

Może i ty oczekujesz tego wołania: EFFATHA? Nieszczęście zamknęło cię w sobie samym i już nic do ciebie nie dociera, ani nikogo już o pomoc nie prosisz, zupełnie jak ten głuchoniemy. Nie będąc rozumianym, człowiek czuje się nie tylko śmieszny, ale zablokowany, zamknięty jak dom, który grozi zawaleniem. Najbardziej osamotnieni jesteśmy w tłumie. Pozwól Jezusowi odprowadzić się daleko od tłumów, w bardziej osobistą relację, gdzie już będziesz sam na sam z Nim. Jezus uzdrawia głuchoniemego na osobności, w klimacie bardzo osobistego spotkania.

Dopiero wtedy, gdy głuchoniemy odszedł od tłumu, palce Syna Bożego dotknęły uszu skrzywdzonego, a jego ślina znalazła się na jego języku. Boże słowo potrafi dotknąć niczym palce Boga. Pierwsze słowa pism świętych zostały pierwotnie wyryte na kamiennych tablicach przez palce Boga. Palce Jezusa symbolizują więc dotykanie Bożym słowem. Ktoś, kto czyta Biblię tak, że pozwala się dotknąć jej słowami, nie jest już głuchy. A ślina? Ślina pozwala przełknąć suchy lub twardy pokarm, ułatwia trawienie, umożliwia smak. Chyba tylko modlitwa da się porównać ze śliną: dzięki niej potrafisz przegryźć i przełknąć oraz zasymilować najbardziej trudne wydarzenia, jakie cię spotykają. Ślina pozwala odczuć smak pokarmu, modlitwa pozwala zaznać smaków wydarzeń.

Kiedy nie słuchamy słowa Bożego i nie modlimy się, jest tylko kwestią czasu, kiedy ból i cierpienie uczynią z nas głuchych i niemych pesymistów. Czy dociera do ciebie słowo Boga, choćby odczytane na niedzielnej Eucharystii? Czy twoje modlitwy są nie tylko dźwiękami, ale każde ich słowo wyraża ciebie samego? Istnieje ścisły związek pomiędzy byciem głuchym na słowo Boga i byciem niemym w modlitwie. Ktoś, kto nie wie, co mówi do Boga, gdy się modli, zapewne nie będzie też wiedział, co Bóg do niego mówi, gdy czyta Biblię lub jej słucha.