24. Niedziela zwykła (B)

publikacja 01.09.2015 09:38

Pięć homilii

Jezusowa i moja tożsamość

ks. Leszek Smoliński

W epoce badań, ankiet, plebiscytów popularności i sondaży łatwo możemy się przekonać, duże znaczenie w życiu ludzi odgrywa opinia. Można ją bardzo szybko zweryfikować na podstawie konkretnych słupków, wykresów i wyliczeń. Okazuje się, że pomimo błędu statystycznego, dane mogą okazać się jednak niewystarczające.

Jak przekazuje ewangelista św. Marek, Jezus „udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: Za kogo uważają Mnie ludzie?”. Dopiero Piotr wyznaje „Ty jesteś Mesjasz”. Apostołowie ku takiej wierze szli powoli. Był czas, gdy pytali: „Co to za człowiek, któremu nawet wicher i jezioro są posłuszne?”. Czas niepewności jednak minął. Do takiej wiary musieli dojrzewać. Do wiary, która nie jest ludzkim przeświadczeniem, ale darem łaski. W swoistym sondażu, który pojawia się w dzisiejszym fragmencie Ewangelii widzimy, że w życiu Jezusa zachodzą istotne zmiany. Dotychczas usiłował On ukryć swoją najgłębszą tożsamość mesjańską, choć nie zawsze Mu się to udawało. Teraz jednak następuje zmiana: Jezus mówi, kim jest naprawdę, ale jednocześnie bez ogródek mówi o swej męce i zmartwychwstaniu.

Żydzi tak naprawdę nie wiedzieli, kim jest Jezus i co o Nim sądzić. Król Herod – Ewangelia przedstawia go jako człowieka pełnego lęku, oskarżanego przez własne sumienie – w Jezusie widzi zamordowanego Jana. Inni uważali Jezusa za Eliasza lub któregoś z dawnych proroków. Jezus Chrystus, Mesjasz, wcielone Słowo Boga żywego, wymyka się jednak naszym domysłom i wyobrażeniom. Objawia nam pełnię miłości Ojca, którą inni – tacy jak Eliasz czy Jan Chrzciciel – przekazywali tylko cząstkowo. Jest światłem rozjaśniającym niepewność i mrok Starego Przymierza.

Nierzadko nasza sytuacja jest podobna do sytuacji uczniów. Jesteśmy z Panem, spotykamy się z Nim na modlitwie, staramy się żyć po chrześcijańsku. Jednak gdy pada zasadnicze i fundamentalne pytanie: „Za kogo uważasz Jezusa? Kim On dla Ciebie jest?”, często nie umiemy na nie odpowiedzieć. Dlaczego? Pytanie o tożsamość Chrystusa jest nierozłącznie związane z pytaniem o naszą własną tożsamość. Niejednokrotnie mamy problemy ze znalezieniem odpowiedzi na pytanie, kim jesteśmy. Im bliżej Jezusa jestem, im bardziej poznaję Jego osobę, tym bardziej zaczynam rozumieć siebie. Nie rozumiem siebie bez Chrystusa i nie rozumiem Jego, nie próbując odpowiedzieć na pytanie, kim jestem. To właśnie jest sztuka – odnaleźć swoją własną drogę do Chrystusa. Nasza odpowiedź na Chrystusowe pytanie nie ma być szybka, ale prawdziwa i ugruntowana.

Kim dla ciebie jest Jezus i Jego Ewangelia? Czy jesteś gotów przyjąć ją bez zastrzeżeń? Już prawie dwa tysiące lat staje Jezus ciągle pytając: „Kim ja jestem dla ciebie?” Nie zadowala Go cytowanie najbardziej uczonych odpowiedzi na Jego temat. Bo dla Jezusa liczy się nasza osobista odpowiedź. To pytanie wybija nas z bycia badaczem opinii publicznej. Musimy odpowiedzieć, sięgając do własnego serca. Dopiero wtedy staniemy się autentycznymi świadkami Jego miłości w świecie, umiejętnie łącząc wyznawaną wiarę z uczynkami.

Życie dla Życia

Piotr Blachowski

Żyjąc pośród ludzi nierzadko staramy się dostosować nasze czyny i słowa do prawideł, jakie obowiązują w danej grupie. Będąc indywidualistami, poniekąd godzimy się na grupową odpowiedzialność i grupowe myślenie. Czy tak powinno być?

Dzisiejsze czytania pokazują nam, jak żyć i jak zachowywać się wobec innych, jak odpowiadać na ataki, jakie zająć stanowisko – jeśli Bóg nas wspomaga. Tylko czy warto odpowiadać na zaczepki, ataki, na nieżyczliwości? Przecież to, co nas wspomaga i prowadzi, to pewne i jasne, ale poza prowadzeniem i wspomaganiem oczekuje od nas posłuszeństwa i jednoznacznej postawy. ”Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.” (Iz 50,7). Tak więc wmacnia nas wobec ataków tych, dla których najważniejsze są sprawy przyziemne i dobra doczesne, ale równocześnie oczekuje czegoś więcej, oczekuje dobrego przykładu dla tych, którzy jeszcze nie wierzą: „Jaki z tego pożytek, bracia moi, skoro ktoś będzie utrzymywał, że wierzy, a nie będzie spełniał uczynków? Czy [sama] wiara zdoła go zbawić?” (Jk 2, 14). Wiara... A jaka jest nasza wiara? Głęboka,  szczera i pociągająca bliźnich ku Bogu czy niedzielna, świąteczna (od święta do święta), taka tylko na pokaz? I o tym Apostoł też mówi „Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków.” (Jk 2,18).

Z kart Ewangelii poznajemy życie Jezusa, to w jaki traktował ludzi, którzy się z Nim spotykali. W ciągu krótkich trzech lat dzielił On swoje życie z Uczniami. Wiedział co robi, bowiem poznawał ich, odpowiadał na ich pytania, rozwiązywał ich wątpliwości, uczył ich modlitwy. Jego bezpośredniość i bliskość, delikatność i miłość dotykała nie tylko uczniów, ale także, celnika, chorych i zdrowych, wszystkich których spotykał. Chciał dać poznać ludziom Boży sens ich codziennego życia. Wszystkie ziemskie drogi mogą być dla nas okazją do spotkania z Chrystusem. Zwraca się On do nas przez codzienne wydarzenia naszego życia, poprzez cierpienia i radości osób, z którymi żyjemy, przez ludzkie zainteresowania, przez problemy życia rodzinnego. Powinniśmy kochać świat, pracę i wszystkie ludzkie rzeczy. Każde ludzkie życie jest niepowtarzalne, jest owocem konkretnego powołania. Chrystus chciał, aby dzięki Jego miłości do ludzi wszyscy poznali miłość Boga do człowieka. Trzeba nam odnajdywać Chrystusa pośród codziennych zajęć odczuwając radość przyjaźni z innymi ludźmi i przezwyciężając własne egoistyczne zapędy.

Ale najlepszą odpowiedź na nasze dylematy zrodzone nie tylko przez dzisiejsze czytania słyszymy z ust naszego Pana, Jezusa Chrystusa: "Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je.” (Mk 8,35). Nic dodać, nic ująć, chyba tylko wypowiedzieć za tymi słowami prośbę: Boże, wesprzyj słabość wiary mojej. 

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o umocnienie naszej wiary tak, byśmy stali się godnymi świadkami Pana naszego. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Bóg tak umiłował świat


ks. Roman Kempny

„Uwielbiamy Cię Chryste i błogosławimy Ciebie, bo przez Krzyż Twój święty, świat odkupiłeś” (śpiew przed Ewangelią).

Wierzymy, że Jezus Chrystus, jedyny Syn Boży, z miłości przyjął cierpienie i śmierć dla naszego zbawienia. Dlatego w wyznaniu wiary głosimy: „Ukrzyżowany również za nas”. Apostoł Jan mówi o miłości, która doprowadziła Jezusa do śmierci za nas: „Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał...” (J 3,15). Kiedy Jezus umywał nogi swoim apostołom, prosił ich aby poszli jego śladem: „Przykazanie nowe daję wam, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie” (J 13,34). Potem dodał: „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13).

Nasze Odkupienie zawdzięczamy krzyżowi Chrystusa. On przyjął śmierć, aby wyzwolić nas od grzechu i napełnić życiem Bożym. Dzielił wszystkie nasze cierpienia, duchowe i cielesne, napełniając pokojem tych wszystkich, którzy cierpią. Oto dlaczego jedyną naszą chlubą przed światem jest krzyż naszego odkupienia. Cierpienie Chrystusa jest chwałą jego ucznia, jak mówi św. Paweł: „Co do mnie, nie daj Boże, bym się miał chlubić z czego innego, jak tylko z krzyża Pana naszego Jezusa Chrystusa (Ga 6,14). Tę tajemnicę cierpienia i odkupieńczej śmierci Chrystusa wspominamy przemierzając drogę krzyżową i rozważając bolesne tajemnice różańca. W krzyżu jest zbawienie, życie i zwycięstwo nad złem. Śmierć Jezusa rozpoczyna nowe przymierze, wieczne przymierze pomiędzy Bogiem a ludźmi. Dzięki niemu możemy tworzyć jedno i cieszyć się Pokojem Bożym (por. J 14,27).

Tylko Jezus Chrystus, w swej naturze ludzkiej i Boskiej, mógł doprowadzić ludzi do Boga, naszego Stwórcy. Nie ma innego pośrednika między Bogiem a ludźmi, „człowiek Chrystus Jezus, który wydał siebie samego na okup za wszystkich” (1 Tm 2, 5-6). Droga, jaką wybrał, aby pojednać nas z Bogiem, ukazuje niegodziwość grzechu: niewinny został wydany nikczemności ludzi, a oni zadali mu okrutną śmierć (por. 2 Kor 5,21). Odwaga, o jakiej zaświadczyła ta śmierć, jest przykładem posłuszeństwa, pokory, cierpliwości, miłości i przebaczenia, którego potrzebujemy, aby upodobnić się do Boga Ojca, którego słońce wschodzi nad dobrymi i nad złymi (por. Mt 5,48).

Potrzeba więc „nowego narodzenia” każdego ochrzczonego, aby w naszym życiu osobistym i społecznym nie dać się zwyciężać złu, ale próbować zło dobrem zwyciężać (por. Rz 12,21). On nas uczy takiej postawy, w modlitwie za swoich oprawców: „Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą co czynią” (Łk 23,34). Nieustannie przemawia do nas życie Chrystusa, Jego człowieczeństwo, Jego wierność prawdzie, Jego miłość wszystkich ogarniająca, Jego śmierć na Krzyżu.

Wobec Prawdy o Krzyżu i Odkupieniu nowej mocy nabiera prośba Jana Pawła II wypowiedziana w roku 1997 pod Giewontem: „Umiłowani Bracia i Siostry, nie wstydźcie się tego krzyża. Starajcie się na co dzień podejmować krzyż i odpowiadać na miłość Chrystusa. Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to, że krzyż powrócił do szkół urzędów publicznych i szpitali. Niech on tam pozostanie. Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz”.

Powtarzamy więc za Apostołem: „Postanowiłem (...) nie znać niczego więcej, jak tylko Chrystusa, i to ukrzyżowanego” (1 Kor 2, 2).

Pokusa małych serc


Augustyn Pelanowski OSPPE

Uczniowie zwracali się do Jezusa często po imieniu, niekiedy nazywali go Rabbim. Nikomu nie nakazywał siebie tytułować. Zdumiewająca jest ta bezpośredniość w relacjach z ludźmi. My też często zwracamy się do Niego po imieniu. Nie wiem, czy którakolwiek głowa państwa albo ktoś z autorytetów naukowych, politycznych czy religijnych pozwoliłby sobie na coś takiego.

Pytanie Jezusa, za kogo uważają Go ludzie, możemy również skierować do siebie samych. To, co naprawdę o Nim myślimy, jest istotne dla naszego życia, dla naszych wyborów, dla naszego zbawienia. Większość z nas nawet nie jest świadoma, że nosi w sobie wykrzywione wyobrażenie o Bogu. Iluż ludzi podejrzewa Boga o złośliwość czy obojętność, albo o to, że jest wymagającym perfekcjonistą, nadprzyrodzonym księgowym, surowym tyranem, jowialnym staruszkiem lub chłodnym, zdystansowanym mózgowcem? Iluż ludzi obwinia Boga o wszystkie swoje niepowodzenia, o to, że nie zapewnia im raju na ziemi? Wielu z nas kształtuje sobie wyobrażenie Boga, przerzucając na Niego obraz rodzonego ojca lub matki. Inni są zdani na medialne bzdury i sensacje typu „Kod Leonarda da Vinci” czy „Ewangelia Judasza”.

A jaka jest prawda o Jezusie Chrystusie, uczłowieczonym Bogu? Tylko On sam może powiedzieć o sobie, kim jest. Dlatego sprowokował uczniów do odpowiedzi, stając przed nimi jak odpowiedź. Dziwi nas zapewne, że Jezus surowo zakazał uczniom rozpowiadać o tym, że jest Mesjaszem. Nie jest to jedynie efekt pokory, ale także obawy, aby nie być fałszywie zrozumianym, gdyż Izrael oczekiwał Mesjasza politycznego. Zbyt wcześnie odsłonięta prawda bywa gorsza niekiedy niż wierutne kłamstwo.
Warto zwrócić uwagę na wymagania, jakie stawiał sobie Jezus, i propozycję, którą przedłożył uczniom. O sobie mówi, że MUSI wiele cierpieć, natomiast uczniom mówi, że JEŚLI CHCĄ, mogą każdego dnia podejmować swój krzyż. Nie jest to więc Bóg, który stawia człowiekowi wymagania nie do wykonania, lecz Bóg, który sobie samemu nakłada jarzmo podjęcia odpowiedzialności za grzechy wszystkich ludzi. Natomiast nam proponuje z ogromną wolnością podjęcie odpowiedzialności jedynie za własne życie w taki sposób, by idąc Jego śladami, pozyskać życie wieczne.

Interesująca jest próba Piotra, by złagodzić obraz Mesjasza. Piotr wyraźnie chce wierzyć w Chrystusa, który jest tylko dobry i tylko mądry. Pragnie wymazać z obrazu Chrystusa wszelkie bolesne sty- gmaty. Chce wierzyć w Chrystusa bez krzyża. To wielka pokusa naszych małych serc: znać Boga, ale nie dostrzegać w Nim prawdy o cierpieniu, jakie wziął na siebie za nasze nieprawości. Pomyśl, czy nie jest to Twoja pokusa? Czy lubisz chodzić na Drogę Krzyżową? Czy nie unikasz tych fragmentów Biblii, które mówią o cierpieniu Jezusa spowodowanym grzechem świata? Czy masz odwagę uświadomić sobie, że również Twoje grzechy zaprowadziły Go na śmierć?

Bóg nadstawia za mnie pierś


Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg całą pomstę zła tego świata przyjął na siebie w swoim Synu. Myślę o Nim jak o wojowniku, który nadstawia swoją pierś na ciosy wroga, by w ten sposób zasłonić swoich przyjaciół. Jezus Chrystus jest wybawcą, czyli tym, który wybawia od wszelkich nieszczęść, a nade wszystko od śmierci. Jest tylko jeden najskuteczniejszy sposób wybawienia od zła: skierować je na siebie samego. Dlatego strofuje Piotra słowami: „zejdź mi z oczu, szatanie”. Gdyby Chrystus uratował siebie przed krzyżem, to kto na nim by zawisł? Piotr, ja, ty? Każdy z nas! Gdyby Chrystus nie przyjął przekleństw na siebie, każdy z nas pędziłby przeklęty żywot do końca swoich dni i poza nimi, przez wieczność.

Rozważając pragnienie Jezusa przyjęcia odrzucenia i ukrzyżowania, uświadamiam sobie z wdzięcznością położenie, w którym się znalazłem dzięki Niemu: jestem zbawiony nie tylko od śmierci czy potępienia, ale nawet od tysięcy katastrof, jakie niechybnie by mnie spotkały w życiu, gdybym nie żył życiem Jezusa. Żyję schowany za plecami Boga, który swoją pierś, a nawet serce nadstawił na to wszystko, co mogło mnie spotkać w przeszłości i w przyszłości. Jak wielu nieszczęść uniknąłem? Wiem na pewno, że trzy razy śmierci z niezrozumiałych dla mnie do końca powodów, które nie mieszczą się w pojęciu „przypadek”, a nawet słowo „cud” jest jak but o za małym rozmiarze. Życie jest polem bitwy, na którym ciosy padają nieustannie z każdej strony. W każdej chwili może dopaść mnie lub ciebie ból lub śmierć, ale idziemy osłonięci plecami Boga. Pragnę jeszcze bardziej wtulić się w Niego, usłyszeć bicie Jego serca, otoczyć ramionami Jego ciało, przylgnąć nierozerwalnie na zawsze i iść dalej, aż wyprowadzi mnie poza obszar bitwy, w jaką przeobraził się ten świat.

Największą iluzją jest racjonalne przekonanie, że można się obywać bez Boga na tym świecie. A jeszcze większą jest ta, gdy ktoś myśli, że nie potrzebuje Boga do obrony przed samym sobą. Przecież jesteśmy wrogami dla samych siebie bardziej niż dla innych. Ileż w nas kotłuje się pogardy, agresji, wstrętu, nienawiści, która wybucha z byle powodu! Ileż w nas niechęci do własnej przyszłości, ile ironii do własnych możliwości! Ile niewiary w zdolności i zawsze ten niepokój o to, że jesteśmy w czymkolwiek gorsi od innych, nawet gdy wyraźnie triumfujemy. Nie znosimy siebie, uznając siebie za najpodlejszych i przewrotnych, chciwych i zepsutych. Krzyżujemy siebie każdego dnia, a jeszcze bardziej w bezsenną noc, gdy pod zamkniętymi powiekami przesuwają się nam nieudane chwile, w których nie byliśmy tacy, jakimi chcieliśmy być. Te wszystkie potknięcia, niezgrabności, kłamstwa, głupstwa czy chamstwo. Nie trzeba być złoczyńcą, by wisieć na krzyżu. Wystarczy być tylko niezgrabnym człowiekiem, by nieludzko siebie nienawidzić. Kto nas obroni przed nami samymi? Tylko On jeden.