25. Niedziela zwykła (B)

publikacja 01.09.2015 09:39

Sześć homilii

Stać się jak dziecko

ks. Leszek Smoliński

Kiedy Chrystus mówi Apostołom o czekającej Go męce, oni spierają się, który z nich jest ważniejszy. Pycha czyni z człowieka istotę bardzo słabą, egocentryczną, szukającą wygody, uciekającą od trudu i cierpienia. Jezus uczy, że prawdziwa wielkość człowieka polega na służbie, na oddaniu siebie Bogu. Aby otrzymać tę „mądrość zstępującą z góry”, trzeba trwać na modlitwie i stać się jak dziecko.

W sakramencie chrztu doznaliśmy tak radykalnej przemiany, tak ścisłego zjednoczenia z Bogiem, że staliśmy się Jego dziećmi. Być dzieckiem Bożym, znaczy uczestniczyć w nadprzyrodzony sposób w życiu Trójcy Świętej. Nikt przy pomocy swoich naturalnych sił nie potrafi przemienić siebie w dziecko Boże. Dokonuje tego tylko Duch Święty. Przekształceni przez Ducha Świętego w dzieci Boże powinniśmy przyjąć wobec Ojca niebieskiego dziecięcą postawę zaufania Mu, posłuszeństwa Jego woli, pokornego uznania swojej niewystarczalności. Powinniśmy także rozmawiać z Nim jak najczęściej i spotykać się w sakramentach. Jeśli Boga uznamy za jedynego Ojca, ludzi powinniśmy uznać za braci i nie wywyższać się ponad nikogo, nikim nie pogardzać ani nikogo nie poniżać.

Co innego widać w postawie infantylnej niedojrzałości. Na zewnątrz przesadnie miła, łagodna, kryje w głębi dużo lęku, agresji i egocentryzmu, co ostatecznie budzi niepokój i agresję u osób najbliższych. Trudność z zakorzenieniem w chwili obecnej, każe szukać w przeszłości albo w marzeniach obiecuje lepszą przyszłość. Ten brak przejrzystości ujawnia się także w życiu duchowym. Pewien mężczyzna zwierzał się: „Często myślę o Bogu, ale mało z Nim rozmawiam”. Niepewność swojej wartości wiąże się z niepewnością do prawa bycia przed Bogiem „tu i teraz”. Ukrywane uczucia, takie jak lęk, agresja, żal dosięgają także Boga. Powoduje to jeszcze większe poczucie winy i myślenie typu: „Stanę przed Bogiem wtedy, gdy będę dobrym człowiekiem –  wtedy spojrzę Mu w oczy”. Oczywiste jest, że człowiek, który czeka, aż będzie bez skazy i grzechu, aby stanąć przez Bogiem, nigdy przed Nim nie stanie. U podstaw życia duchowego jest zapewnienie Boga: „Ty jesteś moim dzieckiem umiłowanym, w tobie mam upodobanie, jesteś wartościowy w moich oczach”.

Postawa dziecięctwa Bożego charakteryzuje się pragnieniem i umiejętnością budowania więzi – tworzenia wspólnoty. Dotyczy to relacji z człowiekiem, ale nade wszystko relacji z Bogiem.

„Dziecięctwo nie kojarzy się z wiekiem. Można mieć lat pięćdziesiąt i osiemdziesiąt – i stale być dzieckiem. (…) Prawdziwe dziecko to ktoś, kto niezależnie od wieku jest świeży, nie zmanierowany, nie wykrzywiony przez życie. Zachował świeżość spojrzenia dziecka, które nie nauczyło się kłamać, wciąż wierzy w dobro i miłość” (J. Twardowski, Budzić nadzieję, W-wa 2005, s. 68).

Z ufnością dziecka prośmy słowami modlitwy św. Edyty Stein: „Bez zastrzeżeń i bez trosk, składam mój dzień w Twoją dłoń. Bądź moim Dzisiaj, bądź moim wiernym Jutrem, bądź moim Wczoraj, które przebyłam. Nie pytaj mnie o drogi, me tęsknoty, jam jest kamieniem w mozaice Twej. Ty złożysz mnie po prawej stronie, ja wtulę się w Twe dłonie”.

Wartość człowieczeństwa

Piotr Blachowski

Mamy z sobą problem. Problem egzystencjalny, życiowy. Tak do końca sami nie orientujemy się w tych grach. Kto, z kim, dla kogo, w jaki sposób, dlaczego. Te trudne pytania krążą wokół nas i nas dotyczą. Bowiem w zwykłej rzeczywistości, nie tej uświęconej Bogiem i Eucharystią, ale tej codziennej, spotykamy się z terminami służby, pomocy, pracy dla kogoś, dla pewnej sprawy, dla instytucji, mimo iż znamy formułę służby poprzez modlitwę, poprzez zawierzenie Bogu, poprzez działania dla tych, którzy służby potrzebują, łakną, którym jest ona potrzebna.

Ludzie ustanowili wiele różnych godności, według których oceniają wartość człowieka. W świecie funkcjonuje także głęboko zakorzeniona inna mentalność – mentalność ateistyczna,  \tak zwana Świecka Teologia Życia. To ona często nas prowadzi na manowce religijne i oddala od Kościoła.  

I o tym dzisiaj nas poucza Słowo Boże. W księgach Mądrości czytamy o tych, którzy nie potrafią zrozumieć słów sprawiedliwego, wręcz nie trawią utyskiwania na ich obrzędy, na sposób postępowania w życiu codziennym, a również na sposób przestrzegania prawa. Przecież „niewygodnych” trzeba się pozbyć, aby żyć spokojnie. I tak jest do dzisiaj: nieraz można doświadczyć przykrości za słowa prawdy, za przypomnienie o wierze, o kościele, o Bogu. Niektórzy słowa te uznają za atak na ich wolność i wtrącanie się w ich życie osobiste. A przecież jesteśmy – wszyscy zgromadzeni w kościele Chrystusowym – zobowiązani do wspólnego działania, do napominania się wzajemnie. Ale aby być wspólnotą, trzeba coś razem zrobić. Rozpoznać Mądrość, która dokładnie określa, jakie powinno być nasze życie. Święty Jakub wyraźnie nam o tym przypomina w swoim liście, mówiąc „Mądrość zaś [zstępująca] z góry jest przede wszystkim czysta, dalej, skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy.” (Jk 3, 17). W dalszej części listu wyjaśnia nam prostą zależność, „Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie, starając się jedynie o zaspokojenie swych żądz.” (Jk 4,3).

Czyli mamy być użyteczni dla siebie, ale również dla innych. To czysty wolontariat, służba pojmowana po Bożemu. Prawda jest taka, że nie chodzi o zmianę naszego życia i naszych obowiązków, lecz o przebudowę naszej mentalności, a również o nasze życie duchowe, równie ważne, czy nawet ważniejsze, bo po życiu doczesnym czeka nas życie wieczne.

Wychodzi na to, że jednak to życie uświęcone, poprzez modlitwę, służbę i Eucharystię pozwala nam dojść do naszego celu, bo „kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał."(Mk 9,35). To właśnie sedno naszego egzystencjalnego problemu i w tym miejscu otrzymujemy odpowiedź na pytania zadane na wstępie: kto – my, z kim – z Bogiem, dla kogo – dla Boga, w jaki sposób – przez modlitwę, dlaczego – by dojść do Królestwa Niebieskiego.

PANIE JEZU CHRYSTE, szczególnym budowaniem Królestwa Bożego przez każdego z nas jest obrona życia ludzkiego i troska o godność człowieka. Naucz nas odkrywać wartość życia każdego człowieka od poczęcia do naturalnej śmierci. JEZU ZMIŁUJ SIĘ NAD NAMI.

W szkole Jezusa


ks. Tomasz Horak

Mądrość zstępująca z góry jest przede wszystkim czysta, dalej skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. Tak pisze o mądrości Apostoł Jakub. Jest to charakterystyka niezwykle ciepła, nasycona dobrocią. Czy jednak wszyscy gotowi są zgodzić się z nią? Czy nie można na mądrość patrzeć inaczej? Można. Otwieram słownik wyrazów bliskoznacznych. 42 odpowiedniki słowa „mądry”, zestawione w dziewięć grup. Dla ilustracji przepisuję niektóre: ostrożny, rozważny, pomysłowy, przebiegły, chytry, cwany, rozumny, rzeczowy, pojętny, wykształcony. Jak różne, aż do granic przeciwności znaczenia! Słownik odnotowuje nasz sposób mówienia i myślenia - tak zróżnicowany w odniesieniu do mądrości.

Miara mądrości, jaką nakreślił św. Jakub, nie jest miarą, która byłaby popularna i powszechnie uznawana. Podobna refleksja nasuwa się po lekturze pierwszego czytania. Zaczerpnięte zostało z Księgi Mądrości. Właśnie Mądrości. I cóż tam czytamy? O zasadzce na człowieka sprawiedliwego, który zginie i przepadnie, bo mądrzy tego świata (pomysłowi, chytrzy, cwani, przebiegli, ostrożni... - to ze słownika) zasadzkę nań przygotowali. Czy zatem apostolska nauka o mądrości nie jest wyzwaniem dla nas?
Naszym problemem jest nie tylko przebiegła i chytra mądrość ludzi złych i przewrotnych. Nasz problem to także głupota. Niekoniecznie głupota wynikająca z niedostatków wiedzy czy braku orientacji w jakichś sprawach. Nazwałbym to głupotą pychy. Ilustracją - bolesną, ale i pouczającą - jest postawa Apostołów, jaką odnotował dziś św. Marek. Powiada, że posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. Jezus mówi o krzyżowej śmierci, zapowiada zmartwychwstanie, a oni zajęci są słowną przepychanką, który ważniejszy. Wyrośli później z tego, ale dobrze, że zapisano to ku naszej przestrodze. Jezus wprost nazywa głupotę złem i zestawia z takimi grzechami: złe myśli, nierząd, kradzieże, zabójstwa, cudzołóstwa, chciwość, przewrotność, podstęp, wyuzdanie, zazdrość, obelgi, pycha (Mk 7,21n). Potrzebna więc nam mądrość - ale nie ta chytra, pyszna i przebiegła, lecz skłonna do zgody, ustępliwa, posłuszna, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, wolna od względów ludzkich i obłudy. Jak ku niej w życiu iść?

Ktoś zapyta inaczej: po co iść ku takiej nieżyciowej mądrości? Odpowiedź, którą przeczuwamy, jest odpowiedzią chrześcijanina: Przecież taki właśnie był Jezus! Opis mądrości z listu św. Jakuba jest równocześnie opisem osoby Jezusa. Ewangelista dołączył jeszcze jeden znamienny rys mądrości Jezusa: prostotę, dziecięcą prostotę Bożego Syna jako człowieka. Dlatego wziął On dziecko, postawił przed nimi i objąwszy je ramionami wypowiedział ważkie słowa swej mądrości: Chcę być wśród was jak dziecko - niewinne, szczere, ufne. Nie jest łatwa taka mądrość Jezusa - zaprowadziła Go przecież na krzyż. Ale sięgnęła dalej: Syn Człowieczy (tak Jezus mówi o sobie) będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity po trzech dniach zmartwychwstanie. Przysłowie powiada, że mądry ten, kto cieszy się ostatni. Radość zmartwychwstania jest radością nie tylko ostateczną, ale radością na zawsze. Warto uczyć się mądrości w szkole Jezusa.

 

 

 

 

Posprzeczali się między sobą


ks. Tadeusz Czakański

Jesienne popołudnie. Słońce jeszcze przygrzewa, ale podmuchy wiatru wskazują, że lato już minęło. Spacer o tej porze w podmiejskiej dzielnicy nastraja refleksyjnie. Na ulicach spokój, większość ludzi jeszcze w pracy. Można spotkać jedynie emeryta albo grupki dzieci wracających ze szkoły. Kilkoro dzieci zatrzymuje się przy jednej z posesji. Mają po dziewięć, może dziesięć lat. Dwóch chłopców przeskakuje przez płot. Parę sekund później jeden z nich stoi już na pierwszym konarze dorodnej jabłoni. Kilka ruchów ręką i jabłka lecą na ziemię. Gorączkowe zbieranie i za chwilę obaj są już z powrotem na chodniku. Ale natychmiast wybucha kłótnia: okazało się, że za mało jest owoców do podziału. Podchodzę, bo sumienie mówi, że nie można przejść obojętnie. Zdziwienie – nikt nawet nie próbuje uciekać, raczej są zaciekawieni, czego też mogę od nich chcieć.

– Czemu rwiecie jabłka w cudzym ogrodzie? – pytam.
– Bo nam smakują – pada odpowiedź. „Nawet logiczne” – myślę sobie.
– Czemu jednak nie zapytacie najpierw, czy wolno ?
– Ale my nie wiemy, czyja to jabłoń.
– Jak to czyja? Właściciela.
– Ale my go nie znamy. Nie wiemy, czyje to jabłka.
– A wolno to tak brać cudze rzeczy? Przecież to kradzież!
– Tak, ale on nie zna jeszcze przykazań – chłopcy wskazują na tego, który był na gałęzi.
– A wy znacie?
– My tak, bo już jesteśmy po pierwszej Komunii.
– To czemuście nie powiedzieli swemu koledze?
– Specjalnie. Myśmy go wybrali, żeby szedł na jabłka.
– A czemu się teraz kłócicie?
– Bo się nie chce z nami podzielić.

Czy ja jeszcze rozmawiam z dziećmi ? A może to po prostu zabawa „w dorosłych”? Dlaczego dzieci czasem zachowują się jak dorośli, a dorośli jak dzieci? Dlaczego ten świat przypomina pole walki, a nie ogród, w którym każdy wzrasta na swoim miejscu? Może zbyt często kłócimy się między sobą, zamiast rozmawiać z Bogiem?

„Gdzie zazdrość i żądza sporu, tam też bezład i wszelki występek... Skąd się biorą wojny i skąd kłótnie między wami? Nie skądinąd, tylko z waszych żądz, które walczą w członkach waszych... Prowadzicie walki i kłótnie, a nic nie posiadacie, gdyż się nie modlicie. Modlicie się, a nie otrzymujecie, bo się źle modlicie”.

Dzisiejszy człowiek czasem nawet nie wie, kogo prosić, ani też kto jest Panem „ogrodu”, w którym mieszka. Niewielu też traktuje modlitwę jako rozmowę i rozeznanie woli Ojca, który jest w niebie. Ileż pytań, ile wątpliwości, ile trudnych decyzji niesie ze sobą obecny czas wyborów. Czy tym trudnym poszukiwaniom towarzyszy zawsze modlitwa?

Problem władzy, o którą ludzie tego świata tak często się kłócą, pojawia się w dzisiejszej Ewangelii: „Jeśli kto chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich”. Jezus odrzuca wszelki rodzaj kierowania i rządzenia oparty na panowaniu, ambicji i wyzysku. Gdy Jego uczniowie posprzeczali się w drodze między sobą o to, kto z nich jest największy, nie upomniał ich od razu. Uczynił to w domu. Ta rozmowa stała się prawdziwą modlitwą, a serca uczniów napełniły się ponownie pokojem i przywrócona im została postawa dziecka.

Dziecko, jeśli nie straciło jeszcze niewinności wieku, modli się całym sobą. Jego spontaniczną i naturalną czynnością jest patrzenie, podziwianie, kontemplowanie. Dopiero w późniejszym wieku pojawia się zamęt, pożądliwość i zazdrość – chęć panowania. Ludzie stopniowo opuszczają drogę modlitwy, a wchodzą na drogę kłótni i walki. Cywilizacja, w której człowiek się nie modli, jest cywilizacją egoizmu i panowania człowieka nad człowiekiem.

Jan XXIII powiedział kiedyś, że człowiek jest wielkim wtedy, kiedy klęka do modlitwy. Czy stać nas dzisiaj na taką wielkość?

Lek na zgorzknienie


Augustyn Pelanowski OSPPE

Uniżenie to doskonałość, którą Jezus nieustannie stawiał przed oczami uczniów, jak to dziecko z dzisiejszej Ewangelii. Pokora nie jest poniżaniem siebie, które jest powodowane pogardą do siebie lub niezadowoleniem z tego, że się nie jest takim, jakim by się chciało być. To byłaby pycha. Pokora to takie uniżanie siebie, które ukazuje prawdę o nas. To zgoda na swoją prawdziwą małość. Rodrycjusz napisał, że tak jak woda w górach spływa do dolin i nie zatrzymuje się na szczytach, podobnie łaska od Boga spływa do tych, co są najniżej, i nie zatrzymuje się na tych, którzy nad innymi się wynoszą.

Ludzie pokorni są podobni do aniołów, bo w niczym nie szukają siebie. Tak jakby ich nie było i jakby nie mieli własnych pragnień, lecz ciągle pytają, czego pragnie Bóg i w jaki sposób uszczęśliwić Boga. Są jak lustra, które nie mają własnego obrazu, lecz odbijają w sobie tego, który przed nimi stanie. Większość Ojców Kościoła wyrażała przekonanie, że Bóg stworzył aniołów przed całym stworzeniem materialnym. Święta Hildegarda z Bingen widziała aniołów jako pierwociny stworzenia. Przedstawiała ich jako uformowane światłem, lustrzane postacie, które Boskie światło odbijają dla ludzi, a ludzi przedstawiają Bogu jakby w odbiciu lustra. Przybliżają człowieka Bogu i Boga przybliżają człowiekowi, sami pozostając prawie niewidoczni. Dlatego w Biblii często, gdy jakiś bohater rozmawia z aniołem, raz jest mowa, że mówi z Bogiem, a raz, że rozmawia z aniołem, jakby anioł tylko przez chwilę był widoczny, a całym sobą przyzbliżał Boga człowiekowi. I taki jest również człowiek pokorny. Jest tak uniżony, że nie widać jego samego, lecz wszyscy, którzy na niego patrzą, dostrzegają tylko Boga, a gdy on się modli, to Bóg w nim widzi osoby, za które on błaga! Aniołowie nie modlą się za samych siebie i ci, którzy są jak aniołowie, nie modlą się za samych siebie. To nie znaczy, że modlitwa za siebie jest zła, ale wskazuje, że ktoś nie jest jeszcze tak uniżony, lecz jest w nim jakaś wyniosłość, która potrzebuje oczyszczenia. Bóg nie wybrał na górę objawienia Mount Everestu, tylko niski pagórek Synaju. Najbardziej niebezpieczne dla uniżenia są te cnoty, które sobie przypisujemy. W „Ścieżce sprawiedliwego” rabina Luzzatto czytamy, że cnoty mogą nas oszukiwać, gdyż przez nie widzimy się wyżej postawionymi od innych, a przecież żadna z nich nie jest nasza własnością, lecz darem Boga.

Łaciński tekst, podając słowa Jezusa o tym, by być ostatnim, używa słowa novissimus, które owszem, znaczy ostatni, ale też najmłodszy, świeży, najnowszy. Bo w byciu ostatnim jest pewien sekret. Ten, kto stara się być ostatnim i ustawia się w cieniu innych, przestaje być starym człowiekiem, człowiekiem grzechu, staje się kimś nowym, świeżym, kimś wiecznie młodym! To dziecko, postawione przez Jezusa w centrum uwagi uczniów, było najmłodsze, albo właściwie ciągle młode, nigdy nie stare. Pokora człowieka czyni młodym, świeżym, nie zgorzkniałym i zgrzybiałym.

Duma upokarza


Augustyn Pelanowski OSPPE

Ubóstwo jest prawdą o każdym z nas, ale tylko najodważniejsi zdobywają się je zamanifestować bez rozpaczy, lecz z radością. Czym jest uniżenie siebie? Odkryciem, że nigdy nie było się tym, za kogo się uchodziło. Im radykalniej ktoś zabiega o swój prestiż, tym potężniejszy tworzy się w nim lęk przed zdemaskowaniem. A lęk domaga się obrony, zaś najlepszą obroną jest atak. Oto geneza wszelkich wojen. Najtrudniej przyjąć prawdę, która zdziera maski i odsłania nędzę. Pierwszym krokiem ku zalecanemu przez Chrystusa uniżeniu jest uznanie w sobie wad, a nie cnót; przyznanie się do tego, na co nas nie stać, a nie wmawianie sobie tego, na co nas stać. Być ostatnim i to jeszcze ostatnim dzieciakiem nie jest łatwo. Czy zniósłbyś ironiczną uwagę kogoś, kto niezbyt darzy cię sympatią, gdyby w oczy powiedział o tobie: dzieciak!? Gdybyś to zniósł i w twoim wnętrzu nie obudziłaby się nawet iskra oburzenia, oznaczałoby to, że jesteś uczniem Chrystusa.

Gdy byłem bardzo młodym kapłanem, pewna zakonnica właśnie tak mi powiedziała, patrząc w oczy: dzieciak! Przeżyłem to słowo jak termometr włożony dziecku pod pachę, gdy gorączkuje. Gorączka dumy była jednak zbyt wysoka i wybuchłem oburzeniem. A oburzenie, nawet usprawiedliwione, jest odruchem duszy zbyt podejrzanym, aby ksiądz mógł mu ulegać – napisał Bernanos. Nie potrafiłem znieść takiego uniżającego mnie programu, który zapewne sam Jezus wymyślił, by mnie uzdolnić do bycia Jego uczniem. Moja duma mnie upokarza i zawstydza. Czuję się taki mały, gdy wychodzi na jaw, jak kurczowo trzymam się wielkości. Jak śmiesznie wygląda dziecko, które przebiera się w marynarkę ojca, wkłada jego ogromne buty, w których wygląda jak w płetwach, i zakłada jego kapelusz trzymający się jedynie na uszach. Nikt z nas nie jest dojrzały, każdy jest dzieciakiem. Schylam ze wstydem głowę, gdy łapię się na pragnieniu patrzenia na innych z góry.

Jezus nigdy nie stał się człowiekiem z przeszłości i Jego propozycje świeżo wybrzmiewają w pamięci, jakby się je słyszało kilka godzin wcześniej wprost z Jego ust. Czytając Ewangelię, niekiedy mam wrażenie, że nie ja ją czytam, tylko ona mnie. Odczytuje we mnie na głos wszystko to, co boję się powiedzieć szeptem nawet sam do siebie. Milczę, choć widzę wewnętrznie, jak Jezus wydobywa ze mnie dzieciaka i zachęca mnie, bym go przyjął; bym przy-jął moją niedojrzałość z miłością, bez wymagań, bez roszczeń, bez buntu, bez nienawiści. Ostatecznie Jezus zaczął w ten sam sposób: najpierw był dzieckiem.
O wiele trudniej być Bogu człowiekiem, niż dorosłemu człowiekowi uznać w sobie dziecięcą niedojrzałość, której ambitnie zaprzecza we wszelkich okazjach do wyniesienia się ponad innymi. A przecież tuż za zgodą na swą niedojrzałość i małość czeka na nas pokój uśmierzający wszelkie spory, a nawet wojny, jak brzoskwiniowy ogród za ceglanym murem.