1. Niedziela Adwentu (C)

publikacja 24.11.2015 12:12

Cztery homilie

Oczekiwanie na powtórne przyjście Pana

ks. Leszek Smoliński

W nasze ziemskie życie jest wpisane „oczekiwanie”. Ciągle na kogoś albo na coś czekamy. Oczekiwanie dotyczy również naszej kondycji duchowej. Jest to postawa wyjątkowo aktualna w Adwencie, który przygotowuje nas na przyjście Pana w łaskach Świąt Jego Narodzenia oraz na Jego powtórne przyjście przy końcu czasów. Ten sam Pan, który narodził się w Betlejem, „powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych”, jak wyznajemy w Credo. A wtedy „triumf Boga nad buntem zła przyjmie formę Sądu Ostatecznego, po ostatnim wstrząsie kosmicznym tego świata, który przemija” (KKK 677).

Ewangelista Łukasz przywołuje zapowiedź Jezusa, że pośród wielu przerażających znaków, które się pojawią, jeden przyćmi je wszystkie: objawienie się Jego jako Pana chwały. „Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłoku z wielką mocą i chwałą”. Dla uczniów Jezusa nie będzie to dzień lęku, ale ufności. Aby przyjąć postawę ufności w dniu ostatecznym wymaga to przygotowania i przemiany naszego życia. Dlatego w Adwencie musimy wcielić w życie zalecenie samego Jezusa: „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe […] Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym”.

Przyjście Boga do nas jest wielkim wydarzeniem. Dlatego samo oczekiwanie na Pana zakłada naszą gotowość na spotkanie z Nim. Temu ma służyć nasza czujność i prośba słowami Psalmisty: „Daj mi poznać, Twoje drogi, Panie, naucz mnie chodzić Twoimi ścieżkami”. Wszystko po to, żebyśmy stawali się „coraz doskonalszymi” na przyjście Pana, odnieśli zwycięstwo nad sobą oraz uporządkowali swoje życie. Na co według wskazówek Jezusa musimy zwrócić uwagę? Chodzi o czujność i rozwój modlitwy, abyśmy wskutek nieumiarkowania nie ulegli ociężałości serca, swoistej znieczulicy na sprawy Boże, a zatrzymali się jedynie na troskach doczesnych.

Patrzymy każdego dnia na niepewne ludzkie oczekiwania: żeby przedłużyć umowę o pracę, spotkać się z najbliższymi, doświadczyć zrozumienia czy otrzymać godziwą zapłatę za swój wysiłek. Uświadamiamy sobie również, że jako chrześcijanie przesuwamy się w kolejce do spotkania z zapowiadanym przez proroków Oblubieńcem. I niecierpliwie oczekujemy, mając świadomość, że Jezus chce się z nami spotkać, a dla każdego z nas ma dobrą wiadomość. Potrzeba nam więc autentyczności i głębi w tym spotkaniu, a nie drogi na skróty. Rozpoczynając nowy rok kościelny i liturgiczny, bądźmy w szczególny sposób świadkami konkretnych gestów miłosierdzia wobec bliźnich. Podejmijmy pracę nad budzeniem czujności serca, porządkowaniem swoich pragnień, złych przyzwyczajeń czy przewrotnych myśli, nad eliminowaniem zaniedbań. Niech pomocą w otwarciu na kolejne łaski, jakie Bóg przygotował dla nas, staną się: medytacja tekstów biblijnych, poranne roraty, adwentowe ćwiczenia duchowe i dobrze przygotowana spowiedź.

Jak śpiewają „Siewcy Lednicy”:
Nasze oczekiwanie na Ciebie Panie nie ustanie.
Usłysz nasze wołanie. Idziemy Tobie na spotkanie.
I tęsknie prosimy z ufnością: Przyjdź, Panie Jezu!

Z wiarą oczekujmy miłości

Piotr Blachowski

Adwent głosi nadzieję i napełnia ufnością, że powróci Ten, który już raz do nas przyszedł. Ale potrzebna jest nasza czujność w modlitwie, czujność ożywiona miłością do Boga i bliźniego. 

Całe nasze życie jest bardziej lub mniej świadomym oczekiwaniem na przyjście Pana, a więc nieustannym Adwentem. Jednak oczekiwanie to nabiera szczególnego charakteru w czasie najbliższych czterech tygodni. Postarajmy się przeżyć ten czas tak, byśmy już tutaj –  poprzez Sakramenty i Eucharystię, poprzez miłość okazywaną bliźnim i przez nich odwzajemnianą – mogli zakosztować cząstki nieba.

Prorok Jeremiasz mówi do nas: „Oto nadchodzą dni – wyrocznia Pana – kiedy wypełnię pomyślną zapowiedź, jaką obwieściłem.” (Jr 33, 14), wyraźnie zaznaczając, że słowa te wypowiada Bóg, którego imię brzmi "Pan naszą sprawiedliwością" (Jr 33, 16b). Żyjąc tu i teraz doskonale wiemy, co w życiu potocznym oznacza słowo „sprawiedliwość”, ale poza tą ludzką sprawiedliwością istnieje Sprawiedliwość Boża,  nieogarniona, pełna Miłości.

To właśnie o takiej Miłości słyszymy w drugim czytaniu z Listu do Tesaloniczan: „Pan niech pomnoży liczbę waszą i niech spotęguje waszą wzajemną miłość dla wszystkich, jaką i my mamy dla was; aby serca wasze utwierdzone zostały jako nienaganne w świętości wobec Boga, Ojca naszego, na przyjście Pana naszego Jezusa wraz ze wszystkimi Jego świętymi.” (1 Tes 3, 12-13). Dlaczego tak ważna jest miłość? Bo tylko miłość pozwala nam przygotować się na przyjście, bo tylko miłością możemy odpowiedzieć na Miłość.

Adwent rozpoczynają słowa Ewangelii mówiące o modlitwie w każdym czasie.  Modlitwa przygotowuje nas na PARUZJĘ – POWTÓRNE PRZYJŚCIE Pana w końcu czasów. Człowiek odrzucając Boga zginie, bo tylko ON przynosi zbawienie. Nie dajmy się porwać i pochłonąć przez przemijające, ziemskie sprawy. Idźmy za głosem Kościoła, który teraz zachęca nas do głębszej refleksji nad tajemnicą Chrystusa. Wejdźmy w czas Adwentu z duchową czujnością, aby lepiej przyswoić sobie przesłanie Słowa Bożego. My, chrześcijanie, musimy być przygotowani na to przyjście, byśmy mogli przyjąć Chrystusa nie tylko jako Dzieciątko w Żłobie, lecz również jako Tego, który nas poprowadzi do innego, wspaniałego życia w Jego Królestwie. Sam Chrystus nas ostrzega „Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie przypadł na was znienacka.” (Łk 21, 34).

I właśnie po to, byśmy „mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym" (Łk 21, 36), musimy czuwać, modlić się i pracować, nie tylko dla siebie, ale również nad sobą.

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o pomoc Ducha Świętego, byśmy wyznając wiarę nieustannie oczekiwali przyjścia Pana. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Rentgen sumień


Augustyn Pelanowski OSPPE

Trudno zapewne uwierzyć w to wszystko, co Jezus zapowiedział o znakach poprzedzających Jego przyjście, tym, którzy ciągle żyją w błogiej nieświadomości prawd objawionych. Nie da się sprowadzić zapowiedzi Jezusa jedynie do metafory. W czasach, w których raz po raz słyszymy o tsunami, wzmianka o trwodze narodów wobec szumu morza nie wydaje się już czymś fantastycznym. Rozumiemy także ostrzeżenie Jezusa o znakach na słońcu czy księżycu lub gwiazdach, gdy coraz częściej słyszymy o możliwości zderzenia się z Ziemią asteroidów średnicy kilkudziesięciu kilometrów.

W czasie ostatniego lata ludzie mdleli nie tylko ze strachu, ale i z upałów. Jeśli działanie promieni słońca doprowadziło do tysięcy zgonów ludzi chorych na serce, to co się stanie, gdy Słońce Sprawiedliwości, czyli Jezus Chrystus, rozbłyśnie nad naszym niebem? Ileż ludzi o duchowo chorym sercu nie wytrzyma tego „upału”? Przyroda wykroczyła ze swych granic podobnie jak człowiek, który przekroczył granice przykazań. Zdaje się, że możemy spodziewać się dalszej eskalacji zjawisk w świecie fizycznym, bo i człowiek posuwa się w swych nienormalnych, a nawet perwersyjnych pomysłach. W tym rozszalałym moralnie i fizycznie świecie mamy zachowywać mimo wszystko wstrzemięźliwość przed złem. Mimo presji społecznej, mimo mody i trendów kulturowych. Obżarstwo, pijaństwo, troski o komfort życia sprawiają, że serce jest ociężałe, pozbawione czujności duchowej sumienia. Można przegapić najważniejsze nawiedzenie ludzkości: powtórne przyjście Chrystusa. Jezus wzywa do modlitwy, bo dzień Jego przyjścia będzie tak niespodziewany i wstrząsający, że dla wielu stanie się potrzaskiem, atakiem serca, tsunami duszy. Objawienie się Syna Bożego będzie też jednoczesnym wydobyciem z naszego wnętrza wszystkiego, co w sobie ukrywamy. Wszystkie sprawy wyjdą na jaw. Gdy Bóg objawi się, my też doznamy objawienia się nas samych i tego, czym naprawdę jesteśmy! Nagłe objawienie się prawdy Boga spowoduje prześwietlenie wszystkich sumień i wielu ludzi nie wytrzyma objawienia się zawartości ich duszy, która okaże się obliczem wykrzywionym w grymasie podłości i wyniosłości, a nie uśmiechniętą maską dobroci.

Opowiadano mi swego czasu tragiczną historię o pewnej artystce, która uległa poparzeniu i musiała być poddana operacji plastycznej. Jej twarz została zeszpecona, ale dopóki leżała w łóżku szpitalnym z obandażowaną twarzą, przyjmowała odwiedzających ją przyjaciół oraz rodzinę i spotkania były pełne radości i coraz lepszego samopoczucia. Pewnego dnia mogła wstać i zdjęto jej opatrunki z twarzy. Stanęła przed lustrem. Widok oblicza był dla niej takim wstrząsem, że z rozpaczy odebrała sobie życie. Myślę o tym wydarzeniu, ponieważ takim właśnie dniem prawdy o obliczu naszej duszy będzie Dzień Pański. Nie wszyscy wytrzymają zderzenie z prawdą o samych sobie. Mogą znaleźć się tacy, którzy samych siebie odrzucą, nie zgodzą się na oblicze swej duszy i zapadną się w otchłań samoodrzucenia. Nie to jest prawdą o nas, co o sobie myślimy, lecz to, co się objawi w świetle Dnia Pańskiego

Barwy Adwentu


ks. Tomasz Horak

Grudniowy świt w górach. Wyszedłem przed ochotnicki kościół. Daleko, w ciemności dziwnie podskakiwały nikłe światełka. Za kwadrans były bliżej. Czworo dzieci szło z lampionami na roraty. „Pochwalony Jezus Chrystus!” zakrzyknęły gromko. „Na wieki! Skąd idziecie?” „Ze Skałki”. Z letnich włóczęg po Gorcach wiedziałem jak to daleko. Musiały dzieciska wstać dobrze przed piątą, żeby na tę godzinę dojść. To pierwsza barwa Adwentu: roratnia.

Od lat sceneria naszych dni jest nasycona jeszcze inną barwą: polityczną. Każdego roku na coś czekamy. To z obawą, to z nadzieją. Adwent to czekanie. Także na to, by kształt świata był sprawiedliwszy, lepszy. By światełka w ręku dobrych ludzi stały się zapowiedzią wschodu słońca. Tego roku czekamy z wyjątkową nadzieją, której spełnienie złożono w nasze ręce. Wybraliśmy posłów i senatorów, wybraliśmy chyba dobrze. Choć, wiadomo, Polska nie odmieni się z dnia na dzień.

Jest i trzecia barwa Adwentu. Wyjątkowo mocno odczuliśmy przed kilku laty małość człowieka. Powódź: żywioł, potężny, nieoczekiwany, nie do opanowania. Woda, jak adwentowe pukanie zjawiła się u drzwi i kazała zostawić wszystko. Kazała w ciągu kilku minut dokonać wyboru: co najważniejsze i kto najważniejszy. Żywioł przypomniał o przemijalności świata, o kruchości tego, co człowiek przez lata buduje. To też Adwent. A jest on udziałem każdego, niezależnie od języka, religii, majątku.

Człowiek niechętnie o przemijaniu myśli. Dlatego dobrze, że znów czytamy Jezusowe ostrzeżenie. On jest realistą, który więcej wie niż my: „Będą znaki..., na ziemi trwoga bezradnych narodów..., ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi”. Nie lubimy takich ostrzeżeń i takich realistów. Tak bardzo byśmy chcieli życia i świata bez stresów: pomyślność i sukces, szczepionki na każdą chorobę. I koniecznie bez powodzi, bez trzęsień ziemi, bez wojen. A tu Jezus ze swoim szorstkim realizmem!

Jego realizm sięga dalej, nie zatrzymuje się na grozie zapowiadanych wydarzeń. A to, co mówi, zda się niedorzeczne: „Gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy”. Strach i otucha połączone w jedno? Świat ma się rozsypać w proch, zawali się wszystko, a my mamy „nabrać ducha i podnieść głowy?” Jeśli to prawda, trzeba w życiu wszystko poustawiać inaczej.

Chrześcijanin jest człowiekiem nieustannego adwentu. To znaczy ciągle jest w drodze, ciągle czeka. Zawsze i wszędzie u siebie, ale tak samo zawsze i wszędzie wśród obcych. Dlatego trzeba znaleźć wartość, która i „u siebie”, i „wśród obcych” zachowuje znaczenie. Taką wartością, w istocie jedyną choć o różnych obliczach, jest dobro. Dobro – tak ważne za ziemskiego życia, gdy jesteśmy „wśród obcych” w drodze. Dobro, owoc naszych wysiłków odnajdziemy „u siebie”, w domu Ojca. Dobro jest czymś jednym jedynym, co przetrwa czas ziemskiego oczekiwania. W takiej perspektywie w Jezusowe słowa o strachu i otusze wstępującej w serca chrześcijan nabierają sensu. To sprawdzało się w czasie okupacji, gdy ludzie śmiertelnie przerażeni walczyli i pomagali sobie nawzajem. To sprawdzało się w latach zmagań Polaków z niewolącym kraj sowieckim systemem, gdy poczucie obowiązku walki o prawdę i wolność brało górę nad obawą i strachem.

Nie tylko czas walki musi wyzwalać w chrześcijanach postawę adwentową. Obowiązek czujności wobec panoszącego się zła obliguje zawsze. A tego zła jest tyle! Wrogość, nieuczciwości i złodziejstwo. Lekceważenie prawa. Deptanie godności kobiety. Przemoc i brutalność... Lista nazbyt długa. Widać, jak ten zalew zła obniża naszą wrażliwość. Już nie dostrzegamy wielu przejawów zła. Trzeba wielkiego wstrząsu, byśmy wołali: Tak być nie może! Wtedy jeden czy dwa protestacyjne marsze i... koniec. Wrażliwość uśpiona. Wrażliwość rodziców i policjantów. Wrażliwość kaznodziejów i senatorów. Wrażliwość poetów i lekarzy. Trzeba się otrząsnąć, czas znowu zacząć Adwent!

TAGI: