3. Niedziela Adwentu (C)

publikacja 10.12.2015 10:42

Pięć homilii

Radość z bliskości Pana

ks. Leszek Smoliński

W trzecią niedzielę Adwentu Kościół wzywa nas słowami św. Pawła do radości: „Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się”. Czym jest radość i jak należy ją rozumieć, by nie pomylić jej z płytką wesołością, zabawą czy dobrym humorem? Św. Franciszek z Asyżu uczył, że prawdziwa radość jako dar Ducha Świętego pochodzi z czystości serca. Zdobywa się ją przez pobożną modlitwę. Jej owocami są: gorliwość i troskliwość, nastawienie oraz gotowość duszy i ciała do pełnienia z radosnym duchem wszelkiego dobra. Mamy bowiem w każdym swoim życiowym położeniu dostrzegać obecność Boga i być wdzięcznym.

Kiedy patrzymy na naszą codzienność, to przynosi nam ona konkretne przykłady osób, które odkryły w życiu radość i potrafiły dzielić się nią z innymi. Jedną z nich jest Sługa Boża Marta Robin (1902 – 1981), francuska mistyczka i stygmatyczka, duchowa matka wspólnot świeckich pod nazwą „Ogniska Miłości”. Zadaniem tych grup jest organizowanie pięciodniowych rekolekcji oraz dni skupienia. Na całym świecie jest ponad 70 takich wspólnot, w tym dwie w Polsce. Tę sparaliżowaną kobietę, przez ponad pół wieku leżącą w łóżku, odwiedziło przeszło 100 tysięcy osób. Dla każdego spotkanie z Martą w jej pogrążonym w półmroku pokoju, było nową nadzieją, inspiracją do lepszego życia. Każdy, kto opuszczał jej pokój, wychodził już inny. Ta cierpiąca kobieta wyznała: „Jedna rzecz pozostaje zawsze, i jest ona dostępna dla każdego: radość innych.... dać im trochę więcej spokoju, otuchy, nadziei, wywołać uśmiech, to wszystko jest słodka praca i nie trzeba do tego koniecznie stać na nogach ani mieć dobrego zdrowia. Wręcz przeciwnie. Nikt inny nie zrozumie tego lepiej jak ten, kto wiele przecierpiał”. Dla wielu z nas życie Marty Robin może wydawać się czymś odległym, a jej cierpienia czymś nierealnym. Patrząc jednak w duchu wiary, możemy dostrzec radość, która była związana z nieustanną wspólnotą tej kobiety z Bogiem. Świadczy o tym choćby fakt, że przez pół wieku karmiła się tylko Komunią Świętą.

Co mamy czynić? To pytanie, które stawiali Janowi nad Jordanem celnicy i żołnierze, pozostaje aktualne również dla nas, „ludzi adwentowych”. I warto szukać na nie odpowiedzi w czasie tegorocznego Adwentu, kiedy odczuwamy, że zbliżamy się do spotkania z Panem. Pięknie wyglądają w Adwencie oświetlone ulice. Światło prowadzi wielu ludzi na poranne msze roratnie. Ale jakże wiele światła rozbłyska w sercach ludzi, którzy dokonują dzieła pojednania z Bogiem i wspólnotą Kościoła; kiedy klękają u kratek konfesjonału i odnawiają wewnętrzną radość. „z powodu tego, że zostaliśmy odnalezieni przez Jezusa, który jako Dobry Pasterz przyszedł, żeby nas szukać, bo się zagubiliśmy” (papież Franciszek).

W tym czasie adwentowego oczekiwania na spotkanie z Panem częściej obdarowujmy się uśmiechem, który szczególnie w trudnych chwilach dodaje otuchy. I podejmijmy wezwanie św. Pawła: „O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem”.

Blisko, coraz bliżej

Piotr Blachowski

Radość wypowiedziana, radość wyśpiewana to właśnie dzisiejsze oczekiwanie na kogoś, kto ma nas odwiedzić. Przecież już blisko, już coraz bliżej ten dzień, na który czekamy, dzień, w którym przyjdzie Pan. Dzisiejsza niedziela nosi nazwę Niedzieli Radości, a to samo przez się określa jej charakter.

Radosne przygotowanie naszych serc i umysłów na ostateczne Przyjście Pana powoduje, że już dziś mamy się cieszyć, radować zbliżającym się przyjściem Zbawiciela, bo wnet „Pan, twój Bóg jest pośród ciebie, Mocarz – On zbawi, uniesie się weselem nad tobą, odnowi swą miłość, wzniesie okrzyk radości” (So 3, 17).

Słyszymy w Liturgii Słowa, jak mamy się cieszyć, jak postępować, jak reagować, by być przygotowanym na wielkie święto, które nas czeka. „O nic się już zbytnio nie troskajcie, ale w każdej sprawie wasze prośby przedstawiajcie Bogu w modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem!” (Flp 4, 6). Zastanówmy się, jak mamy to zrobić i jak się przygotować.  Jeśli wsłuchamy się w dalsze teksty, zrozumiemy, co nam Pan nakazuje, co nam zaleca, co nam obiecuje.

Adwenty są różne. Inny jest adwent niewinnego dziecka, inny niespokojnej, często krytycznej młodzieży, inny narzeczonych, małżonków, rodziców, inny ludzi starych, chorych, cierpiących, opuszczonych. Ale wszystkie adwenty, chociaż różne w przeżywaniu, przygotowują nas do tej samej rzeczywistości. Każdy adwent jest ważny. Każdy dobrze przeżyty, budzący w nas refleksje, prowadzi do dojrzałości w wierze, przygotowuje na przyjście Mesjasza.

W Ewangelii świętego Łukasza, słuchając rozmowy świętego Jana Chrzciciela z ludem, poznajemy prawidła postępowania, słyszymy obietnice, ale zarazem przestrogi dla tych, którzy nie postąpią według zaleceń. Ten, który nadejdzie, „chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma On wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym” (Łk 3, 16-17).

Dziś i każdego dnia dzielmy się z bliźnimi tym, co posiadamy, a czego im trzeba. Niech nie braknie w naszych sercach wielkoduszności względem potrzebujących i uczciwości w wykonywaniu własnego zawodu. Szczęśliwy jest ten, kto przeżył radość dzielenia się z innymi. Miłość ku bliźniemu złączona z miłością ku Bogu jest punktem centralnym każdego nawrócenia. Pan Jezus chce, abyśmy byli Jemu oddani, wierni, delikatni i umiejący kochać. Zostaliśmy powołani do życia w wierze, nadziei i miłości. Nie możemy więc nisko mierzyć i pozostać w wygodnym i przeciętnym odosobnieniu. Niech w naszych duszach nie istnieją zaułki, do których nie dochodzi słońce Chrystusa. Niech serca nasze biją tęsknotą za prawdą, dobrem i pięknem, za sprawiedliwością, miłością i pokojem.

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo dopraszamy się o łaskę zrozumienia zapowiedzi i oczekiwania, abyśmy, wierząc w przyjścia Pana, widzieli w Nim nasze Zbawienie. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Zdejmowanie sandałów


Augustyn Pelanowski OSPPE

Jan dokonał wiele, aby przygotować ludzi na przybycie Mesjasza, który miał dokonać ostatecznego wykupienia człowieka z mocy diabla. Lew Aslan, jeden z bohaterów „Opowieści z Narnii” Lewisa, oddał samego siebie w ręce sił ciemności, aby wykupić z mrocznych mocy chłopca, który przez przywiązanie do przyjemności stał się własnością czarownicy. Bajkowa metafora jest nasycona prawdą chrześcijańską, o której i dziś możemy porozmyślać. Oto bowiem Jan, heros ascezy, człowiek niezwykle prawy i oddany Bogu, atleta modlitwy i czempion walk ze złymi duchami, mówi skromnie, że nie może rozwiązać rzemyka u sandała Jezusa. Inaczej mówiąc, przy całej swej szlachetności nie ma siły wykupić nawet jednego człowieka z mocy szatana. Nawet siebie!

Symbolika zdejmowania czy też rozwiązywania sandałów ma swoją starożytną tradycję w religijnej obyczajowości Izraela. Jak mówi np. Księga Rut, istniał pewien zwyczaj w Izraelu dotyczący prawa do kobiety, której mąż umarł (prawo lewiratu). Stawała się ona prawnie własnością następnego w kolejności brata lub najbliższego krewnego. Ktoś inny mógł ją jednak odkupić, jeśli osoba, której się ona należała, pozwalała sobie publicznie na zdjęcie sandała. Ten gest oznaczał zezwolenie na to, by ktoś inny nabył do niej prawo (Rt 4,7–8; Pwt 25,9). Jan, mówiąc, że nie może zdjąć sandała z nóg Jezusa, daje do zrozumienia, że nie jemu należy się Oblubienica, czyli Nowy Izrael, należący jedynie do Syna Bożego.

Mistycy żydowscy widzieli w tym geście zdjęcia sandałów (HALICA) prawdę o wiele głębszą niż tylko targ o kobietę. Sandałem duszy jest ciało. Zdjąć sandał, to objawić siebie lub obnażyć swoją duchową tożsamość. Kiedy Mojżesz stanął na górze Horeb przed Bogiem objawiającym mu się w płonącym krzewie, usłyszał od Niego słowa, aby zdjął sandały, gdyż ma przed sobą samego Boga. Mojżesz zdjął sandały, i w nagości swej duszy widział „obnażonego”, czyli objawionego Stwórcę, który znakiem ognia manifestował miłość do Izraela.

Jan więc skromnie przyznaje, że niczego nie może przygotować, aby objawiła się miłość Boga w Jezusie. Mistyka małżeństwa lewirackiego i „zdjęcia sandała” (HALICA) była szeroko objaśniona przez mistyków żydowskich. Jan chciał powiedzieć, że odkupienie Jezusa jest niemożliwe do odebrania przez kogokolwiek innego, nawet przez niego! Tylko Jezus ma prawo do Nowego Izraela, tylko Jezus może przygotować objawienie się miłosierdzia wobec naszych grzechów, tylko Jezus może wykupić ludzkość z zależności od szatana.

Idźmy dalej za tym skojarzeniem. Gdy mężczyzna zdejmował sandał i oddawał go drugiej stronie w rytuale prawa lewirackiego, zrzekał się prawa do oblubienicy. Oblubienicą Chrystusa jest Kościół, ale my wszyscy przez swoje grzechy staliśmy się bliżsi diabłu niż Bogu, dlatego musimy być wykupieni, podobnie jak kobieta musiała być wykupiona przez mężczyznę, jeśli istniał bliższy krewny. Jezus odsłania swojego Ducha wobec tych, którzy wchodzą w największe uniżenie w obliczu Jego miłości. Objawia się tym, którzy są gotowi wyrzec się wszystkiego, co ich łączy z szatanem.

Radość i pokora


Tomasz Dostatni OP

„Radujcie się zawsze w Panu”. Trzecia niedziela Adwentu w tradycji liturgicznej nazywana jest „Gaudete”, to znaczy „radujcie się”. Bo czymże tak naprawdę jest Adwent, jeśli nie radosnym oczekiwaniem na przyjście Pan?. On już jest przecież blisko. Tak woła święty Paweł w Liście do Filipian: „Pan jest blisko”. „Radość i nadzieja, smutek i trwoga ludzi współczesnych, zwłaszcza ubogich i wszystkich cierpiących, są też radością i nadzieją, smutkiem i trwogą uczniów Chrystusowych” – my możemy powiedzieć dobitniej, że całego Kościoła. Czas przygotowania duchowego do Bożego Narodzenia jest trudem, który uczy nas przyjmowania wszelkich doświadczeń jako daru od Pana Boga. W każdej sytuacji życiowej, gdy jestem radosny, czy gdy się smucę, mogę postawić sobie pytanie: czego Pan Bóg chce mnie nauczyć poprzez tego rodzaju doświadczenie?

Radość chrześcijan, w najgłębszym tego słowa znaczeniu, jest związana ze świadomością obecności Boga w moim życiu. „Ciesz się i wesel z całego serca, Córo Jeruzalem! Pan oddalił wyroki na ciebie, usunął twego nieprzyjaciela: król Izraela, Pan, jest pośród ciebie, już nie będziesz bała się złego” – wykrzykuje prorok Sofoniasz. Nasze życie codzienne, wszystko co robimy i czym jesteśmy, jest rozpięte pomiędzy pierwszym przyjściem Chrystusa, tym w ciele dwa tysiące lat temu w Palestynie, a drugim przyjściem Jezusa na końcu świata, przyjściem, którego oczekujemy. Za to pierwsze przyjście możemy już dziękować Bogu, drugie jest przedmiotem naszych modlitw i pragnieniem naszych serc.

„Idzie mocniejszy ode mnie...”. Te słowa Jana Chrzciciela są potwierdzeniem jego wiary, a zarazem jego misji i posłannictwa. Jan był głosem zapowiadającym i tym, który wskazał na Jezusa jako na Mesjasza, „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J 2,29). Ileż miłości do Jezusa jest w tych prostych i znanych słowach Jana, które słyszymy w dzisiejszej Ewangelii: „Ja was chrzczę wodą, lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem...”. Rozwiązywanie rzemyka u sandałów, przejaw pokory i uniżenia, jest jedyną postawą wobec Boga, który pojawia się na drodze naszego życia. To, że jest ktoś większy i mocniejszy ode mnie to dobrze, bo uświadamiając to sobie lepiej mogę zrozumieć swoje miejsce w świecie i zarazem swoją bezradność w stosunku do wielu spraw i wydarzeń.

Człowiek nie jest Bogiem, choć mu się to czasami wydaje. To, że Bóg stał się człowiekiem, nie oznacza, iż teraz człowiek zajmie Boże miejsce. Starożytna formuła „Bóg stał się człowiekiem, po to aby człowiek stał się dzieckiem Bożym” jasno określa miejsce człowieka i uczy nas pokory. Pokusa zajęcia nie swojego miejsca w świecie jest na ziemi obecna od Adama i Ewy, ale musi być przez nas stale przekraczana, inaczej sami doprowadzimy do swojej zagłady. Świadomość, że „przychodzi mocniejszy ode mnie” jest nam po prostu potrzebna abyśmy znali swoje miejsce wśród Bożych stworzeń. Tajemnica wcielenia uczy nas prawdy, że Bóg stał się nam bliski i że ta bliskość jest dla nas darem niepojętym.

Przykazanie radości


Ks. Tomasz Horak

Wyśpiewuj, podnieś radosny okrzyk, ciesz się i wesel z całego serca! - woła prorok Sofoniasz. Wtóruje mu Apostoł Paweł: Radujcie się zawsze w Panu; jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Słowa „radość, radosny, radować się” wiele razy powtarzają się w Piśmie świętym. Chciałoby się powiedzieć, że Biblia tryska radością. Św. Paweł w liście do Galatów właśnie radość wymienia wśród dziewięciu owoców Ducha (Ga 5,22). Odczytane dziś słowa o radości to nie żadna rada, to nie zachęta. To nakaz, to przykazanie: Radujcie się zawsze - z dodaniem bardzo ważnego motywu: Radujcie się w Panu!
Czym jest radość? Słownikowa definicja zupełnie nie wystarcza: „Radość to uczucie wielkiego zadowolenia, wesołości, wesoły nastrój; uciecha, rozradowanie, szczęście”. Właściwie to określenie nic nie mówi. Nie dziwię się. Radość jest przecież czymś podstawowym, pierwotnym i naturalnym. Pierwsza reakcja niemowlęcia to uśmiech. Radością człowiek przyciąga drugiego człowieka. Radość rozumieją nawet zwierzęta - i one też potrafią się cieszyć. I o Bogu powiada Pismo święte, że On raduje się nami i naszą radość sobie ceni (Iz 62,5; Ps 37,4).

A nam nie zawsze jest wesoło. O płaczu i o smutku Biblia też mówi. O płaczu i smutku Jezusa także. Tyle spraw trudnych, bolesnych, drażliwych - wokół nas i w nas samych. Brak pracy. Wszędzie nieuczciwość. Narastająca zewsząd agresja. Nowe i straszne choroby. Obawa przed kataklizmami. Zatrucie środowiska. Już ta pobieżna i krótka lista mąci naszą radość. A w nas samych ileż niewesołych spraw. Niecierpliwość. Depresje. Nawyki i nałogi. Krępujące nas przyzwyczajenia. Ciągła walka ducha z ciałem. Jak tu być radosnym? A jednak człowiek radości potrzebuje bardziej niż chleba. Czy nie dlatego tak łatwo idziemy na targowisko świata, by kupić nieco radości? Ale jak to na bazarze - towar dostajemy byle jaki. Same podróby. A i ceny bywają wygórowane.

A jednak potrzeba radości współgra z przykazaniem Radujcie się zawsze w Panu! Gdzie zatem szukać prawdziwej radości? Wskazówki daje dziś adwentowy prorok znad Jordanu - Jan Chrzciciel. Samotny. Z wyboru niemający nic. O sprawy materialne, nawet te konieczne, niedbający wcale. Ale nie jest odpychający. Tłumy garną się do niego. I jest w nim jakaś duchowa siła, skoro nawet król chciwie go słucha. Czy jest w proroku radość? Na pewno jest. Gdyby Jan nie był radosny, nie przyciągałby tylu ludzi.

I co Jan ma im do powiedzenia? Jego wskazówki są banalnie proste. Może dlatego tak łatwo puścić je mimo uszu i pójść sobie dalej? Pierwsza Janowa rada to dobroć: Kto ma dwie suknie, niech jedną da temu, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni. Przeczytajmy całą Ewangelię, wszystkie jej księgi, cóż zobaczymy? To samo przykazanie wzajemnej dobroci, nazwane przez Jezusa „nowym przykazaniem”. Drugie zalecenie - to przypomnienie zasad sprawiedliwości: Nad nikim się nie znęcajcie i nikogo nie uciskajcie. Czy można być dobrym, nie będąc najpierw sprawiedliwym? A jednak i o tym trzeba przypominać. Trzecia Janowa rada to wskazanie na Jezusa: Idzie mocniejszy ode mnie,... On chrzcić was będzie Duchem Świętym i ogniem. Ani słowa o radości? Ani słowa. Bądź sprawiedliwy, bądź dobry, idź za Jezusem - zobaczysz, ile radości będzie w tobie. Ileż radości dasz innym.

TAGI: