Uroczystość Narodzenia Pańskiego

publikacja 24.12.2020 12:38

Dwanaście homilii

Święto radości - Boże Narodzenie 2020

ks. Leszek Smoliński

1. W dniu, w którym „ziemia ujrzała swego Zbawiciela, zatrzymujemy się na progu zdumienia nad największym wydarzeniem w historii świata. I słyszymy wezwanie psalmisty: Wołaj z radości na cześć Pana, cała ziemio, / cieszcie się, weselcie i grajcie”. Świętujemy dziś radość z tego, iż Bóg „przemówił do nas przez Syna”. Bóstwo i człowieczeństwo spotykają się ze sobą. Jezus narodził się dla nas, przyszedł na świat w samotności. A my – nie mogąc zasiąść przy stole ze wszystkimi bliskimi nam – jesteśmy w obecności Boga, który wszystko wypełnia.

„Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”, abyśmy jak pokorni pasterze poszli wszyscy za Prawdą. „Syn Boży przyjmuje ubóstwo mego ciała, abym dostąpił bogactwa Jego Bóstwa. […] wyzbył się swojej chwały, abym miał udział w Jego pełni” (św. Grzegorz z Nazjanzu).

2. Bóg z wyżyn nieba, z pełnej chwały wieczności, zstępuje na ziemię, sięga dna, na którym znajduje się człowiek. Stając się podobnym do nas we wszystkim oprócz grzechu, przyjmuje naszą biedę i nasze nieszczęścia, łzy, niepokój i osamotnienie. Natomiast człowiek wznosi się ku górze, sięgając szczytów życia Bożego.

W Chrystusie objawia się chwała Pana i ujrzy ją każde stworzenie. On przekłada Boga na ludzki język i gesty. W ten sposób zostaje przemienione nasze poznanie Boga. Ono zaczyna się już na ziemi, a przez wiarę znajdzie ostateczne zwieńczenie w niebieskiej ojczyźnie. Wtedy ujrzymy Go takim, jakim jest.

Rodzący się Bóg przez swoje Wcielenie zjednoczył się w pewien sposób z każdym człowiekiem. Mamy być solidarni z innymi. Nikt bowiem nie może stawić czoła życiu w sposób odosobniony. Dlatego potrzebujemy wspólnoty, aby nas wspierała, pomogła nam, takiej, w której pomagamy sobie nawzajem patrzeć w przyszłość (por. FT 8). Potrzebna jest nam więc wrażliwość serca, która stanowi antidotum na obojętność, której tak wiele wokół nas i w nas. Jak zauważa Papież Franciszek w książce pt. Powróćmy do marzeń (Kraków 2020), „jednym z niebezpieczeństw obojętności jest to, że stanie się ona normalnością, cichutko przesiąkając do naszego życia i oceny wartości. Nie możemy przyzwyczaić się do obojętności. (…) Obojętna osoba jest zamknięta na nowe rzeczy, które Pan Bóg oferuje” (s. 24).

3. Nie można świętować narodzin Życia nie mając szacunku do ludzkiego życia. Opowiadanie o bliżej nieokreślonych świętach traci sens, jeśli sacrum zamienia się na profanum. Chrześcijanie nie celebrują przecież urodzin Boga-Człowieka bez obecności samego Jubilata. Byłoby to nie tyle wielce niestosowne, co pokazywało pogańskie podejście do Bożego Narodzenia. Sama nazwa wielu nie może przejść przez usta…Wszystko – łącznie z Gwiazdą Betlejemską – ma prowadzić do Nowo Narodzonego, a nie zatrzymywać się w odległości pałacu Heroda.

Bóg się rodzi, by przynieść nam wolność, by rozproszyć mroki wokół nas i obdarować Sobą. Pragnie, abyśmy otrząsnęli się z letargu, nudy, apatii i lęku, i odkryli na nowo entuzjazm życia i wiary Zakończmy słowami życzeń papieża Franciszka:

„Niech Boże Dzieciątko, które widziało w św. Józefie czułość Boga, napełni Wasze serca, szczególnie w tych trudnych czasach, pewnością, że nasz Ojciec niebieski jest Bogiem czułości, a Jego miłosierdzie ogarnia wszystkie Jego dzieci”.

Radość Bożego Narodzenia

ks. Leszek Smoliński

W uroczystość Bożego Narodzenia Kościół przeżywa radość z tego, że Bóg, który tak nas ukochał, że w swoim Synu stał się człowiekiem. Dlatego ozdobione i rozświetlone choinki, girlandy świateł na ulicach miast i osiedli zdają się do nas wołać: „Pójdźmy też i my przywitać Pana”. Światło wskazuje na Boga – źródło piękna. Również w liturgii słowa słyszymy wezwanie:

„Zajaśniał nam dzień święty,
pójdźcie, narody, oddajcie pokłon Panu, bo wielka światłość zstąpiła dzisiaj na ziemię”.

W Betlejem narodził się Zbawiciel świata. To największa łaska i obdarowanie dla człowieka, który może przyjąć moc Bożą od Dzieciątka Jezus. Betlejemska „szopka” jest uniwersalna, w przeciwieństwie do królewskich pałaców. Bije z niej miłość i prostota, otwartość i piękno. Jest w niej miejsce dla każdego. Każdy może bez skrępowania przyjść i przynieść wszystkie swoje bóle, cierpienia i nędze. Piękno Bożego Narodzenia pomaga w przyjęciu słów oznajmiających, że Bóg stał się jednym z nas. Przypomina również o tym, że odwieczne Słowo wypowiedziane przez Ojca darowało siebie jako miłość i nie pragnie niczego poza nią. „Faustyna, która miała możliwość głębszego poznania Tajemnicy Wcielenia, zapisała w duchowym „Dzienniczku”: „Jak wielkie miłosierdzie Boże zawiera się w tajemnicy Wcielenia Syna Bożego” (1433).

Odwieczne Słowo stało się człowiekiem, aby nam objawić prawdziwe oblicze Ojca i przybliżyć nas do Niego. Syn Boży stał się człowiekiem, aby odsłonić prawdę o człowieku. Wpatrywanie się w Syna oczyma wiary pomaga nam w kształtowaniu w sobie prawdziwej tożsamości dziecka Bożego. Im bliżej Jezusa się znajdujemy, tym stajemy się lepsi i piękniejsi w swoim człowieczeństwie. On przyszedł, aby nas wyrwać z niewoli grzechu, kłamstwa i lęku przed śmiercią. I to jest prawdziwy motyw radości. Jezus jest naszą nadzieją i szansą na dobrą przemianę. „Przyszedł do swojej własności”, aby nam ukazać, że sensem naszej egzystencji na ziemi jest bycie darem dla innych.

Chrystus – Słowo Wcielone jest ostateczną Boża odpowiedzią na religijne i moralne pytania człowieka. Bóg przychodzi, by mówić o sobie człowiekowi i wskazywać mu drogę dojścia do siebie oraz człowieka ku sobie prowadzić. W ten sposób Bóg staje się dotykalnie bliski dla człowieka. Prostota i zwyczajność narodzin Jezusa są rozpoznawalne dla ludzi prostych. Jest dostępne pasterzom, biedakom bez stałego miejsca zamieszkania, uważanym przez rabinów za nieczystych i pozbawionych udziału w życiu religijnym Izraela. Narodzenie Boga pozostaje jednak poza zasięgiem bogatych mieszkańców Betlejem.

Boże Narodzenie to okazja do rodzinnych spotkań, do wspomnień, do ciepłych rozmów, wspólnego śpiewu kolęd. Cieszymy się obecnością przyjaciół i krewnych, z którymi widujemy się tylko sporadycznie. To przedziwne, jak wielki wpływ mają te święta na nas i na tak wielu mieszkańców całego świata. Jak zauważa ks. prof. Andrzej Rojewski, liturgista, Betlejem jest zawsze tam, gdzie człowiek przyjmuje Boga w wierze i zaufaniu. Gdy spotkamy się z Nowo Narodzonym, który jest „naszym pokojem”, sami zaniesiemy pokój innym. Dzięki temu w naszym świecie pojawi się więcej światła, życzliwości, nadziei.

Słowo stało się Ciałem

ks. Leszek Smoliński

Święta zawsze budzą w człowieku nadzieję, a wraz z nią wiele dobra i życzliwości. Boże Narodzenie zawsze było też okazją do wydobycia ze wszystkich tego, co najlepsze, co spontaniczne i dobre w sercu, zdolności do cieszenia się i zdumiewania. Ks. Jan Twardowski zauważył, że „gdyby nie Boże Narodzenie, człowiek czułby się oszukany. Nie może bowiem wystarczyć sam sobie. Zawsze tęskni za kimś większym od siebie. Bo przecież nawet w zespoleniu z drugim człowiekiem jest miejsce na samotność”.

Pismo święte ukazuje nam sens Bożego Narodzenia. We fragmencie Prologu św. Jana czytamy: „Na początku było Słowo. (…) Wszystko przez Nie się stało (...) W nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (...) Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”. Słowo Wcielone jest ostateczną odpowiedzią na najgłębsze pytania religijne i moralne człowieka. Gdy bowiem u początku wszystkich innych religii stoi ludzkie poszukiwanie Boga, w chrześcijaństwie początkiem jest Wcielenie Słowa – inicjatywa samego Boga. Tu już nie tylko człowiek szuka Boga, ale sam Bóg przychodzi, by mówić o sobie człowiekowi i wskazywać mu drogę dojścia do siebie oraz człowieka ku sobie prowadzić.

Bóg stał się człowiekiem, aby człowiek z Jego łaski stał się uczestnikiem Bożego życia; „aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne”. Miłość szuka bliskości z ukochaną osobą, o czym świadczy najlepiej ból rozstania osób, które się kochają. Dlatego też Bóg maksymalnie zbliżył się do nas, byśmy i my zbliżyli się do Niego.

Jezus przychodzi do nas jako ubogie Dziecię, by ludzkość mogła cieszyć się samym darem życia. „Każde rodzące się dziecko jest znakiem ufności Boga względem człowieka. Jest też potwierdzeniem, przynajmniej domniemanym, nadziei, jaką żywi człowiek co do przyszłości otwartej na Bożą wieczność. Na tę nadzieję człowieka Bóg odpowiedział, rodząc się w czasie jako małe dziecko” (Benedykt XVI, 1.12.2007).

Ileż to radości musiała odczuwać Maryja, gdy jednym palcem swojej dłoni obejmowała maleńką dłoń Jezusa! Również i małe dziecię jest w stanie nauczyć czegoś nowego dorosłego człowieka. Pewnego razu jedna z matek z pośpiechem wchodziła do kościoła ze swoim maleńkim dzieckiem. Gdy chciała zaraz wyjść, usłyszała prośbę dziecka: „Mama, tu jest tak dobrze, dlaczego nie zatrzymamy się tu dłużej? Dlaczego tak bardzo zawsze się spieszymy?”.

Co robić, by Bóg mógł narodzić się we mnie, by mógł wejść do „Betlejem mojego serca”? W zasadzie nie należy nic robić. Nic poza otwarciem. Warto zamilknąć i pozwolić wypowiedzieć Bogu w naszym sercu Słowo narodzenia. To Słowo można usłyszeć tylko w ciszy. Otrzymasz od Niego dokładnie tyle, ile zrobisz Mu w sobie miejsca.

Prośmy Nowonarodzone Dziecię Jezus słowami św. Jan XXIII: „Pomóż nam poznać Cię lepiej i żyć po bratersku, jak dzieci jednego Ojca, Ukaż nam swoją piękność, świętość, czystość. Wzbudź w naszym sercu miłość i wdzięczność za Twoją nieskończoną dobroć. Zjednocz nas wszystkich w miłości i daj nam Twój niebieski pokój”.

Tajemnica Narodzenia Pańskiego

ks. Leszek Smoliński

Uroczystość Bożego Narodzenia uświadamia nam, że Niewidzialny Bóg stał się Emanuelem, Bogiem z nami. „Ziemia ujrzała swego Zbawiciela”, bo oto „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas”. Ten moment w historii to „pełnia czasu”, „klucz” do zrozumienia ludzkiej historii. Chrystus – Słowo Wcielone – jest ostateczną, Boża odpowiedzią na najgłębsze pytania religijne i moralne człowieka. Syn Boży przychodzi do nas, aby mówić o sobie człowiekowi i wskazywać mu drogę dojścia do siebie oraz człowieka do siebie prowadzić.

Bóg tak zatęsknił za nami, że stał się jednym z nas. Przyszedł „zbawić swój lud od jego grzechów”. Św. Franciszek z Asyżu w swoich „Napomnieniach” wzywał: „Człowieku, zastanów się, do jakiej wysokiej godności podniósł cię Pan Bóg, bo stworzył cię i ukształtował według ciała na obraz umiłowanego Syna swego i na podobieństwo według ducha”. Boże Narodzenie było i jest ważnym momentem w życiu wielu z nas. Papież Franciszek w jednym z wywiadów powiedział: „Boże Narodzenie jest dla mnie czasem nadziei i czułości, czasem spotkania z Bogiem, który zawsze szukał swego ludu, prowadził i strzegł go, obiecał, że zawsze będzie z nim”.

W Boże Narodzenie 1931 roku Clive Lewis, przyszły twórca „Opowieści z Narnii” oraz autor wielu popularnych esejów o chrześcijaństwie, po raz pierwszy od kilkunastu lat przystąpił do Komunii Świętej. Nawrócenie nastąpiło w czasie długiej, nocnej rozmowy ze swoim przyjacielem Tolkienem, innym przyszłym wybitnym twórcą fantasy. Wcześniej 18-letni Lewis tak pisał w liście do przyjaciela, gdy ten wspomniał mu coś o Bogu: „Sądziłem, że stopniowo uwolniłeś się od dawnych przekonań. Chyba wiesz, że ja nie wyznaję żadnej religii. Nie znajduję na jej potwierdzenie jakichkolwiek dowodów, a z filozoficznego punktu widzenia chrześcijaństwo nie jest nawet najlepszą z nich. Wszystkie religie, a właściwie wszystkie mitologie, nazywając rzecz po imieniu, są po prostu wytworem człowieka”.

Boże Narodzenie, te najpiękniejsze rodzinne święta, to nasze najgłębsze spotkanie z Jezusem – wcielonym Miłosierdziem. Przyzywanie Boga nie może zakończyć się podobnie jak w Betlejem u wielu zamknięciem drzwi dla ,,świętego spokoju”. Betlejem łączy niebo z ziemią, ale także sprowadza Boga między ludzi, uczy patrzeć na siebie wzajemnie oczami przepełnionymi miłością. I w ten sposób mamy stawać się świadkami maleńkiej Miłości.

My także przychodzimy do Betlejem, do Chrystusa. Ale iść nam trzeba z Betlejem do swoich stad, do zajęć domowych już razem z Jego łaską i błogosławieństwem. Z miłością Boskiej Ewangelii i z przekonaniem rozpocząć przekaz Dobrej Nowiny u siebie i wokół siebie. Żywy Chrystus do tego nas zobowiązuje i na nas polega. Poddał się prawom ludzkiego życia, poddał się prawom cierpienia, aby być nam bliższym, bardziej zrozumiałym, aby i nasze życie i nasze cierpienie odnalazło swój sens. Patrząc na Dzieciątko Jezus radujmy się i z całego serca uwielbiajmy Boga, który chciał zamieszkać wśród nas i w naszych domach, w sercach.

Co świętujemy?

Piotr Blachowski

Gdy już nasze domy lśnią czystością, garnitur włożony, koszula zapięta na ostatni guzik, sukienka leży (po przeróbkach) jak na modelu, potrawy albo już przygotowane, albo są w trakcie robienia, wiemy, że zaczynają się święta. To okazja do spotkań z rodziną, czasami ze znajomymi, na luzie, spokojnie, to dni laby, odpoczynku z – daj Boże – atmosferą pełną radości i życzliwości. W końcu się napracowaliśmy na to, by te dni były spokojne. Czy aby w ciągu tych dni nie zapomnimy o prawdziwym sensie świąt?

Święta Bożego Narodzenia to święta, które spędzamy w gronie rodzinnym, w obecności bliskich, ciesząc się z „prezentów”, wiktuałów, które konsumujemy, nierzadko przed telewizorem. Ale Święta to również dobry okres na podsumowanie naszych działań, zamierzeń i planów określonych na ten i przyszły rok. Można by sprawdzić stopień ich wypełnienia, co się udało, a czego zapomnieliśmy, komu pomogliśmy, o kim nie pamiętaliśmy? Czy kończący się rok pozwala nam ze spokojem usiąść do Wieczerzy wigilijnej bez wstydu z powodu obietnic niezrealizowanych?

Pomyślmy jak to było? Świat ówczesny miał miliony innych problemów, by zauważyć przyjście jakiegoś biednego dziecka, a mimo to kilka osób dotarło, by ujrzeć zapowiadanego. Za pasterzami przybyli mędrcy i królowie, mali i wielcy tego świata. Klękając przed żłóbkiem, rozpoczęli adorację, trwającą do dziś. My również uklękniemy, mając w pamięci wszystkie cztery etapy Adwentu – oczekiwania. Czy nasze serca poprzez Adwent zostały skruszone i oczyszczone w sakramencie pokuty, by mogły się stać zdolne do ujrzenia Boga? To tylko my sami możemy sobie odpowiedzieć na to pytanie, jak również na to, czy jesteśmy w stanie dotknąć Go miłością i zaprosić do swego wnętrza, aby przeżyć cud narodzenia Boga we własnej duszy.

Tej nocy rodzi się prawdziwa miłość i przychodzi do nas, by przyciągnąć swą pokorą i ubóstwem. Ona jednoczy ludzi dobrej woli w skali całego świata. Nawet Ci, którzy w codzienności swojej nie identyfikują się ze wspólnotą chrześcijańską, świętują ten jeden wielki dzień, a właściwie noc. Znamiennym jest to, że sam Bóg obrał sobie tę porę na wielkie wydarzenia, by spotkać się z nami i udzielić pokoju. To dla nas wielki dar. „Wesołą Nowinę bracia słuchajcie, Niebieską Dziecinę ze mną witajcie.”

Świętujemy narodziny Zbawiciela, w cieple, w otoczeniu strojnym – to dobrze. Ale miejmy w naszej świadomości historię, ubóstwo stajenki, to, że narodziny Króla Wszechświata i Wszechrzeczy nie odbyło się przy aplauzie tłumów, w światłach jupiterów, lecz w drewnianej szopce, gdzie świadkami były zwierzęta i ich pasterze. Może ta świadomość pomoże nam utorować drogę do zrozumienia prawdy o fakcie wcielenia się Boga w człowieka, o Wielkości tej historii, o tym, że małe jest wielkie; wtedy może również zrozumiemy, że nasza wiara to tylko mały fragment wielkiego planu naszego Stwórcy, dla którego nie ma nic niemożliwego. Świętujmy radość, świętujmy narodziny nowego, a może dzięki temu świętować też będziemy narodziny naszej nowej świadomości, naszego nowego życia, tego właściwego –  wiecznego.

Podnieś rękę, Boże Dziecię, błogosław cały świat, wspieraj jego siłę swą siłą i daj nam nadzieję świetlanej przyszłości.

Wypełniona radość

Piotr Blachowski

Gdy już nasze domy lśnią czystością, garnitur włożony, koszula zapięta na ostatni guzik, sukienka leży (po przeróbkach) jak na modelu, potrawy albo już przygotowane, albo są w trakcie robienia, wiemy, że zaczynają się święta. To niebywała okazja do spotkań z rodziną, czasami ze znajomymi, ale na luzie, spokojnie, to dni laby, odpoczynku z – daj Boże – atmosferą pełną radości i życzliwości.

No, w końcu się napracowaliśmy na to, by te dni były spokojne. Czy aby w ciągu tych dni nie zapomnimy o prawdziwym sensie świąt? Tej nocy, tej betlejemskiej nocy rodzi się prawdziwa miłość. Ten, który przychodzi do nas jako Maleńkie Dziecię, będzie dla nas wzorem, wyzwoleniem, Zbawieniem, będzie nas przyciągać swą pokorą i ubóstwem. A my, podobnie jak cały świat, pobiegniemy do stajenki. Będziemy Boga chwalić, wielbić. Podobnie jak pasterze oraz mędrcy i królowie, mali i wielcy tego świata uklękniemy przed żłóbkiem.

Czy jesteśmy w stanie właśnie w tym wyjątkowym dniu zrezygnować z antagonizmów, krytykanctwa, pożądliwości, odrzucania miłości innych? Czy możemy w Tym Wyjątkowym Dniu wejść na wyżyny wzajemnej dobroci i życzliwości? Święta Bożego Narodzenia to święta, które spędzamy w gronie rodzinnym, ciesząc się z obecności bliskich, ciesząc się z prezentów, wiktuałów, które konsumujemy, nierzadko przed telewizorem. To dobrze, że jesteśmy razem, że spotykamy się z rodziną, że mamy czas dla siebie. Pamiętajmy jednak, że Święta to również dobry okres na podsumowanie naszych działań w mijającym roku oraz nakreślenie planów na rok przyszły.

Nie będę cytował kolejnych fragmentów czytań, bo – mam nadzieję – każdy z nas je dzisiaj usłyszy, zaś dopełnieniem niech będą słowa piosenki Seweryna Krajewskiego:

Jest taki dzień, bardzo ciepły, choć grudniowy
Dzień, zwykły dzień, w którym gasną wszelkie spory
Jest taki dzień, w którym radość wita wszystkich
Dzień, który już każdy z nas zna od kołyski
 Niebo ziemi, niebu ziemia
Wszyscy wszystkim ślą życzenia
Drzewa ptakom, ptaki drzewom
Tchnienie wiatru płatkom śniegu
Jest taki dzień, tylko jeden raz do roku
Dzień, zwykły dzień, który liczy się od zmroku
Jest taki dzień, gdy jesteśmy wszyscy razem
Dzień, piękny dzień, dziś nam rok go składa w darze
 Niebo ziemi, niebu ziemia
Wszyscy wszystkim ślą życzenia.
A gdy wszyscy usną wreszcie
Noc igliwia zapach niesie

Prosimy Cię, Panie Boże, daj nam moc zrozumienia drugich, a nowe narodzenie się Twego Syna niech nas oswobodzi od jarzma codziennego grzechu i pomoże przygotować się do ponownego przyjścia Pana.

Dotrwaliśmy

Piotr Blachowski

Po godzinach wystawania w kolejkach, przeglądania rzeczy, które wybieraliśmy dla naszych bliskich czy znajomych, wreszcie mamy spokój. Teraz trzy dni odpoczynku, a potem następne przygotowania do świętowania przełomu roku. Tylko czy o to chodziło? Czy przyjęliśmy właściwy punkt odniesienia?

Owe cztery tygodnie Adwentu – to oczekiwanie nie tylko na święta, by odpocząć, dobrze zjeść (choć nie wszystkim będzie to dane), ale przede wszystkim oczekiwanie na to, co było od wieków zapowiadane przez Proroków i spełniło się w warunkach, które były trudne do zaakceptowania. To właśnie tej nocy, tej betlejemskiej nocy rodzi się prawdziwa miłość, ufność i nadzieja.

Więc wspólnie, podobnie jak cały świat, idźmy do stajenki. Będziemy Boga chwalić, wielbić, później uklękniemy przed Małym, bo klękać będą wszyscy, którzy uwierzą w Jednorodzonego Boga. Nawet ci, którzy w codzienności swojej nie identyfikują się ze wspólnotą chrześcijańską, świętują ten jeden wielki dzień, a właściwie noc. Znamiennym jest to, że sam Bóg obrał sobie tę porę, by spotkać się z nami i udzielić pokoju. Zjawił się  niezauważenie, biednie, w otoczeniu zwierząt i ich pasterzy, w sposób jaki –  wydawałoby się –  nie przystoi Królowi, a tym bardziej Bogu. A tymczasem Bóg pojawił się na naszej ziemi właśnie w takich warunkach: w nędzy, ubóstwie, w zimnie i ogołoceniu, w skalnej grocie: „W żłobie leży, któż pobieży kolędować Małemu?”

Któż pobieży? Świat ukląkł przed żłóbkiem i klęka po dzień dzisiejszy. I my dziś uklękniemy, bo przed nami „Cicha noc, święta noc”. Serca nasze w Adwencie skruszone, oczyszczone w sakramencie pokuty, stały się zdolne ujrzeć Boga, dotknąć Go miłością, zaprosić do swego wnętrza, przeżyć cud narodzenia Boga we własnej duszy. 

Myśl przewodnia całej Mszy da się streścić w słowach: ”Chrystus, Syn Najwyższego, od wieków zrodzony, zstąpił do nas w ciele, jako władca nowego Królestwa Bożego.” Izajasz  obwieszcza, że ta Światłość, ten narodzony Pan ma się nazywać: Przedziwny Doradca, Bóg Mocny, Odwieczny Ojciec, Książę Pokoju, którego Królestwu nie ma końca. Modlitwa Kościelna zawiera prośbę, by to Słońce sprawiedliwości zesłało Swe promienie na dusze ludzkie i odzwierciedliło je w dziele ludzkim. Sławimy cześć narodzonego Dzieciątka Bożego, którego tron opiera się na niewzruszonych podstawach.

Prosimy Cię Panie, wszechmocny Boże, daj nam, by nowe narodzenie się Twego Syna oswobodziło nas od jarzma grzechu, w jakim trzyma nas dawna niewola. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, na wieki wieków. Amen.

Spełnione oczekiwanie

Piotr Blachowski

CO się stało? Alleluja!!! Wielki to i radosny dzień: albowiem Słowo stało się Ciałem i narodziło się z Maryi Dziewicy. „Dziecię się nam narodziło i Syn nam jest darowany.” Mimo iż świat ówczesny miał zbyt dużo innych problemów, by zauważyć przyjście jakiegoś biednego dziecka, to jednak kilka osób dotarło, by ujrzeć zapowiadanego.  Klękając przed żłóbkiem, rozpoczęli 2000-letnią adorację, trwającą do dziś.

Tej nocy rodzi się prawdziwa miłość i przychodzi do nas, by przyciągnąć swą pokorą i ubóstwem. To wydarzenie jednoczy ludzi dobrej woli na całym świecie. Nawet Ci, którzy w codzienności swojej nie identyfikują się ze wspólnotą chrześcijańską, świętują ten jeden wielki dzień, a właściwie noc. Znamiennym jest to, że sam Bóg obrał tę porę, by spotkać się z nami i udzielić pokoju.

To dla nas wielki dar, który trzeba powitać. Zazwyczaj witamy ludzi wielkich, słynnych, wpływowych, bo jakoś tak się dzieje, że świat czeka na to, co zachwyca, przerasta, imponuje. Zaś to, co małe, ubogie, słabe i kruche, jest pogardzane. Tymczasem On zjawił się właśnie w sposób odmienny, niezauważenie, biednie, w otoczeniu zwierząt i ich pasterzy, w sposób, jaki –  wydawałoby się –  nie przystoi Królowi, a tym bardziej Bogu.

Wszyscy ludzie dobrej woli powinni znaleźć drogę do Betlejem, które jest w zasięgu ręki. Patrząc na Narodzone Dziecię, zdajemy sobie sprawę, że ono jest naszą miłością. Ono jest w nas, tak jak i miłość jest w nas. Jesteśmy świadkami wielkiej Tajemnicy, którą trzeba nam zgłębić i uczcić – uwolnijmy tę głęboką miłość do bliźnich i do Boga. Chrystus z betlejemskiego żłóbka mówi, że nas potrzebuje, i nalega, abyśmy żyli prawdziwie po chrześcijańsku, życiem pełnym poświęcenia, pracy i radości. A my, podobnie jak cały świat, pobiegniemy do stajenki. Podobnie jak pasterze oraz mędrcy i królowie, mali i wielcy tego świata uklękniemy przed żłóbkiem.

Jezus Chrystus jest prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, więc cieszmy się i radujmy, bowiem sam Bóg nas nawiedza, przyjmując ciało człowiecze, aby dać nam nadzieję, radość, miłość i Zbawienie. Izajasz  obwieszcza, że ta Światłość, ten narodzony Pan ma się nazywać: Przedziwny Bóg, Książę Pokoju, Ojciec przyszłości, którego Królestwu nie ma końca. Modlitwa kościelna zawiera prośbę, by to nowe Słońce sprawiedliwości zesłało Swe promienie na dusze ludzkie i odzwierciedliło je w dziele ludzkim. Sławimy cześć narodzonego Dzieciątka Bożego, którego tron opiera się na niewzruszonych podstawach.

Czy w takim szczególnym dniu możemy z radością i miłością zrezygnować z antagonizmów, krytykanctwa, pożądliwości, odrzucania miłości innych? Czy możemy w Tym Wyjątkowym Dniu wejść na wyżyny wzajemnej dobroci i życzliwości?
Prosimy Cię Panie, wszechmocny Boże, spraw, by nowe narodzenie się Twego Syna uwolniło nas od jarzma grzechu, w jakim trzyma nas dawna niewola. Przez Pana naszego Jezusa Chrystusa, na wieki wieków. Amen.

Noc ciemna i błogosławiona

Augustyn Pelanowski OSPPE

W Księdze Powtórzonego Prawa, tam gdzie jest mowa o przestrzeganiu Paschy, zostało znacząco podkreślone, iż NOCĄ Bóg wyprowadził Izraela z Egiptu (16,1).


Józef wędrował tylko nocami. Przestał się lękać ciemności, a nawet je umiłował. Stało się tak dlatego, że przyjął do siebie prawdziwe światło: Syna i Jego Matkę. W Księdze Liczb (11,9) napisano: „Gdy NOCĄ opadała rosa na obóz, opadała równocześnie i manna”. Dlaczego tylko nocą niebo udziela manny? Bóg, który jest światłem, umiłował sobie ciemność skromności i tajemnicy. Jezus Chrystus, Syn Boga, rodzi się nocą i od samego początku Jego wędrowanie z Rodziną ukazane jest w ciemnościach nocy. 

Gdy Bóg okazuje Mojżeszowi najczulsze uprzywilejowanie łaską, przyjaźnią i zażyłością (Wj 33,15-23), ten z kolei odsłania przed Bogiem swoje najgłębsze pragnienie ujrzenia Jego Oblicza i Chwały. Ze zdziwieniem jednak odczytujemy odpowiedź Boga: „Nie będziesz mógł oglądać mojego oblicza, gdyż żaden człowiek nie może oglądać mojego oblicza i pozostać przy życiu”. Pozwala jedynie Mojżeszowi stanąć w rozpadlinie skalnej i zobaczyć Jego Chwałę OD TYŁU! To właśnie wtedy, gdy wydaje nam się, że Bóg się do nas odwrócił tyłem, dotyka nas Jego Chwała najbliżej. Nigdy wcześniej Józef nie był tak blisko Boga, jak wtedy, gdy wędrował nocami do Egiptu, niosąc na rękach Niemowlę. 

Owszem, nigdy wcześniej nie było mu tak ciężko, ale również nigdy wcześniej jego życie nie było tak sensowne. Hebrajskie KAWOD (CHWAŁA) jest wieloznaczne i oznacza zarówno chwałę, jak i ciężar, przytłaczające przeżycie albo znoszenie czegoś przygniatającego. Doświadczyć bliskości Chwały Boga nie można, jeśli się unika ciemnych nocy. Chciałbym o tym pamiętać we wszystkich chwilach osamotnienia i ciemności, w chwilach przytłaczających, w których nie widzę nic, żadnych perspektyw dla siebie. Miecz morderców Heroda ugodził wszystkich, którzy pozostali w jasnych, ciepłych, przytulnych i pozbawionych zmartwień domach Betlejem – oprócz tej Rodziny, która wędrowała nocami, przeżywając ciężar ucieczki. 

Dzisiejsza Ewangelia jest na pewno adresowana do ojców. Ileż ciemności i niepewności ukrywa się w ich sercach? Marta Robin mawiała, że św. Józef będzie patronem XXI wieku, i przewidywała, jak wielką ciemnością będzie to stulecie dla ludzkości, a szczególnie dla ojców. W naszym klasztorze warszawskim w najciemniejszym zaułku klatki schodowej stoi figura św. Józefa i zawsze, gdy obok niej przechodzę, dotykam jego stóp ręką, prosząc o prowadzenie. Ojcostwo zarówno naturalne, jak i duchowe jest pełne ciemności, ale jest ktoś, kto je przed nami przeszedł i zna drogę i do Egiptu, i do Ziemi Świętej. Zawsze można go prosić, by nam pomógł ją przebyć. W psalmie 119 jest wiersz: „NOCĄ pamiętam o Twoim imieniu, Panie, by zachowywać Twe Prawo”. Dlaczego dopiero nocą przypomina sobie człowiek o imieniu Boga, a nie za dnia?

Bo życie objawiło się...

 

ks. Tomasz Horak

Odwiedziłem, jak zwykle, młodą rodzinę przed chrztem ich dziecka. Maleństwo uśmiechało się rozkosznie przez sen. Marzena podeszła do dziecka, z drugiej strony stanął Wojtek. W spojrzeniu obojga widać było radość i ogromne zdumienie. „Pamięta ksiądz? Jak wiosną przyszedł do nas w sprawie tych planów?” Pamiętam, odrzekłem. Dzień był zwyczajny, a wy byliście ubrani tak jakoś uroczyście, oczy roziskrzone, twarze szczęśliwe, czułem waszą radość i szczęście. „No to musimy księdzu powiedzieć. Tego dnia przekazaliśmy życie naszemu drugiemu dziecku. Dla nas to był świąteczny dzień. Sprawa była zaplanowana, wzięliśmy urlop. Już wcześniej modliliśmy się o dziecko. Rano byliśmy do spowiedzi i komunii. Apotem, wie ksiądz, byliśmy wszystkim tak przejęci, że ksiądz nie ma pojęcia. Po południu ksiądz był u nas. Wtedy we mnie zaczynało się życie naszego Michała...”

Życie! Ono po prostu jest! Żyje człowiek. Żyją zwierzęta i ptaki. Żyją kwiaty i drzewa. Jak odpowiedzieć na pytanie, czym jest życie? I jak nie zdumiewać się życiem: życiem łąk i lasów. Życiem zwierząt i motyli. I życiem człowieka, gdy kształtuje się w tajemnicy matczynego łona, a ma przed sobą wieczność. I jak nie zdumiewać się życiem tego niezwykłego Dziecka, które w Betlejem się urodziło.

Życie budzi zdumienie. Bo jest darem. Znamy biologię – ale nie znamy życia. Ono wciąż zaskakuje. Wędruję po Tatrach, kamienna pustynia. Nagle, wśród skał, niespodziewany kwiatuszek! Uśmiecham się do kwiatu, uśmiecham się do życia. Uśmiecham się do Boga. Jak nie uśmiechnąć się do dziecka? Jak nie uśmiechnąć się do każdego człowieka? Życie! Dar Boga. Marzena i Wojtek ze zdumieniem patrzyli na swoje dziecko. I ja patrzę ze zdumieniem na dzieci. Z tego zdumienia rodzi się pytanie i odpowiedź. Czym jest życie? Jest „sakramentem” Boga w świecie. Wiem, nadużywam nieco słowa „sakrament”, ale niech mi będzie wolno się wytłumaczyć. Otóż sakrament jest znakiem i narzędziem niewidzialnej łaski Boga. Czy życie nie jest takim właśnie i znakiem, i narzędziem? Jest. Jest narzędziem, bo życie rodząc się z miłości, miłość buduje. Jest znakiem, bo rządząc się prawami natury, wskazuje na niewystarczalność wszystkich naturalnych przyczyn i kieruje myśl ku Stwórcy.

Życie jest tajemniczym i najcudowniejszym darem Boga. Dlatego z życiem tak zawzięcie walczy szatan. Najpierw usiłuje z miłosnej gry mężczyzny i kobiety skierowanej ku życiu, uczynić splot pożądliwości, przemocy, ohydy. Nie mów, że przesadzam. Popatrz wokół siebie – jak bardzo odarta została z godności jedna z najpiękniejszych tajemnic człowieka. A w Betlejem? Tam u boku Maryi stoi Józef. Dziewicza Matka i dziewiczy jej małżonek. Nie dlatego takich Rodziców potrzebował Jezus, jakoby w miłości mężczyzny i kobiety było coś złego i nieczystego. Ale dlatego, że życie Dziecięcia z Betlejem było w najwyższym stopniu darem Boga – bardziej niż jakiekolwiek życie. Dlatego jego Rodzice (tak nazywa ich ewangelista – Łk 2, 41) nie mogą powiedzieć: „To my daliśmy Mu życie”. Oni zostali obdarowani bardziej niż którakolwiek inna para. A dar był tak wielki, że przerósł dar ich małżeńskiej miłości.

Szatan walczy z życiem. Robi wszystko, by życie nie rodziło życia. By świat był pustynią. Skutecznym narzędziem szatana są wojny, jeszcze skuteczniejszym ludzkie wygodnictwo (bo służba życiu wymaga ofiary i poświęcenia). Perfidnym narzędziem jest aborcja: dać życie i natychmiast je zniszczyć! I dlatego nad Betlejem ciąży cień Heroda. Zniszczyć to Życie, które jest tak niezwykłe. Herod był zbrodniarzem. Ale strategia była szatańska.

Nie wystarczy dziś kolędować i z opłatkiem pójść do najbliższych. Trzeba nam od nowa uczyć się szacunku dla życia – dla tego cudownego daru Boga. A szacunek dla życia – to najpierw szacunek dla tajemnicy miłości mężczyzny i kobiety. To przywrócenie wstydowi i czystości miejsca należnego im w ludzkim świecie. Szacunek dla życia – to przyjęcie i otoczenie opieką każdego dziecka, choćby było dzieckiem dwojga biedaków, takich jak Maryja i Józef. Choćby było dzieckiem wygnańców, tak jak Jezus, Maryja iJózef w Egipcie. Tak wiele mamy jeszcze do zrobienia...

 

Światłość w ciemności

 

ks. Stanisław Wronka

Trudno byłoby wymyślić bardziej nieodpowiednią datę i porę na świętowanie Bożego Narodzenia niż noc z 24 na 25 grudnia. Długą, mroźną i głuchą noc zimową najlepiej byłoby spędzić w ciepłym łóżku, a nie w drodze i w zimnym nierzadko kościele. Tym bardziej że dokładny czas narodzin Jezusa nie jest znany; nic więc nie stało na przeszkodzie, aby wybrać na to święto jakiś wiosenny, letni lub ostatecznie jesienny dzień.

A jednak chrześcijanie pierwszych wieków zdecydowali się na koniec grudnia i na noc. Nie kierowali się przy tym racjami praktycznymi (zimą jest więcej czasu) czy estetycznymi (noc stwarza dodatkowy nastrój), ale chodziło im o wydobycie najgłębszego sensu Bożego Narodzenia. Nawiązali w tym celu do starożytnego kultu Słońca. W Rzymie wyrazem tego kultu było „święto narodzenia niezwyciężonego Słońca („natalis solis invicti”), obchodzone właśnie 25 grudnia, ponieważ od tej daty zaczyna przybywać dnia. Dla chrześcijan prawdziwym Boskim Słońcem, przezwyciężającym ciemności zła, jest Chrystus. Prorok Malachiasz zapowiadał przecież w imieniu Boga: „Dla was, czczących moje imię, wzejdzie Słońce Sprawiedliwości i uzdrowienie w jego skrzydłach” (3,20). Podobnie o mającym nadejść Mesjaszu wyrażał się Zachariasz, ojciec Jana Chrzciciela: „Dzięki litości serdecznej Boga naszego... z wysoka Wschodzące Słońce nas nawiedzi, by zajaśnieć tym, co w mroku i cieniu śmierci mieszkają, aby nasze kroki zwrócić na drogę pokoju” (Łk 1,78-79). Stąd data 25 grudnia i nocna pora nadawały się znakomicie do świętowania narodzin Chrystusa.

Najgłębiej tajemnicę Bożego Narodzenia ujął św. Jan w prologu swojej Ewangelii, który zawiera starochrześcijański hymn o Logosie, Słowie Bożym. Czytamy tam: „A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (1,14). Znaczy to, że prawdziwy, duchowy Bóg, Syn Boży, stał się prawdziwym Człowiekiem, przyjął ludzkie, materialne ciało podległe ograniczeniom, cierpieniu i śmierci. „Doświadczony we wszystkim na nasze podobieństwo, z wyjątkiem grzechu” (Hbr 4,15), Syn Boży wszedł w największe mroki ludzkiej egzystencji, w sam środek nocy świata - w grzech i śmierć. Wszedł zaś tam jako prawdziwa światłość - wg słów św. Jana - która „w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła” (1,5) i „która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi” (1,9). Jest to światłość niosąca życie, prawdę i miłość i przezwyciężająca tym samym ciemności śmierci, kłamstwa i nienawiści. Święty Paweł mówi o Chrystusie, że przezwyciężył śmierć, a na życie i nieśmiertelność rzucił światło przez Ewangelię (2 Tm 1,10).

Świętowanie narodzin Bożego Syna, Niezwyciężonego Boskiego Słońca, przez chrześcijan sprawiło cud: długa, mroźna i głucha noc grudniowa napełniła się światłem, ciepłem i śpiewem, stała się najwspanialszą nocą roku, w której na nowo zakwita życie, odradza się zgaszona nadzieja, odbudowują ludzkie więzy. Tam, gdzie przychodzi Chrystus, światłość świata, i znajduje ludzi, którzy na przekór otaczającym ich ciemnościom idą za Jego światłem, mroczna noc przemienia się w jasny dzień. Sprawdza się w ten sposób słowo Jezusa: „Kto idzie za Mną nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia” (J 8,12). Noc Bożego Narodzenia symbolizuje tę prawdę w sposób wyrazisty, prawie że namacalny. Wybór daty i pory okazał się nadzwyczaj trafny.

Oczywiście, w Noc Bożego Narodzenia nie chodzi tylko o zewnętrzne światła, które rozproszą jej mroki i uczynią ją kolorową i przytulną. Zwłaszcza dzisiaj, kiedy mamy do dyspozycji tyle wymyślnych środków, łatwo rozświetlić nasze domy i ulice tysiącami lamp. Ta zewnętrzna iluminacja ma harmonizować z wewnętrzną jasnością nas samych. Kiedy świętujemy wieczne narodziny Światłości ze Światłości i wejście tej Boskiej Światłości w ludzki świat, trzeba, aby zapłonęły od Niej nasze serca i twarze, aby Nią rozświetlone zostały nasze rodziny, narody i wszyscy ludzie. To ludzkie serca napełnione światłem Chrystusa mają stanowić prawdziwą iluminację Świąt Bożego Narodzenia. W nich przede wszystkim ma zostać przezwyciężona ciemna, lodowata i głucha noc waśni, obojętności, kłamstwa, rozwiązłości i niesprawiedliwości. Świętowanie Bożego Narodzenia ma dokonać w nas cudu takiej przemiany.

Pewien chrześcijanin z II wieku tak opisywał to doświadczenie w syryjskim apokryfie «Ody Salomona»: „Podobnie jak słońce jest radością dla tych, którzy tęsknią za jego dniem, tak Pan jest radością moją. On bowiem jest moim słońcem. Jego promienie pozwoliły mi powstać. Porzuciłem drogę błędu, Jego światło odpędziło wszelką ciemność z mojego oblicza, do Niego poszedłem, i otrzymałem od Niego zbawienie bez zawiści.” Metodiusz z Filippi wyrażał to samo na swój sposób: „Światło otacza mnie, światło, które nie zna już wieczoru, światło Logosu okrywa mnie jak szata. Gdzież jest klejnot tak drogocenny, godny samej królowej, jak płaszcz światłości, którym Ojciec okrywa ją podążającą na ucztę weselną z Chrystusem Panem. Chodźcie i przypatrzcie się jej: oto kroczy, wyniosła pani, cudownie piękna, wspaniała, nieskalanie czysta i lśniąca jak gwiazdy na niebie, ponieważ przyoblekł ją Ten, którego istotą jest wieczne światło.”

Gdy czyta się takie świadectwa, czy można się dziwić, że chrześcijanie pierwszych wieków rozświetlili starożytny świat i przemienili go?

Przeżywamy Boże Narodzenie, przyjście prawdziwego Światła do nas. Czy rozbłyśnie Ono w naszym świecie i rozpędzi jego ciemności?

 

 

Bóg szukający człowieka

 

bp Jan Kopiec

„W Jezusie Chrystusie Bóg nie tylko mówi do człowieka – Bóg szuka człowieka. Wcielenie Syna Bożego świadczy o tym, że Bóg szuka człowieka” – napisał Jan Paweł II w «Tertio millennio adveniente» (nr 7).

Kiedy pobożny pielgrzym, przybywający z różnych zakątków ziemi, dotrze do Beth–lechem, do „Domu Chleba”, miejsca naznaczonego błogosławieństwem Stwórcy, by odszukać Grotę Narodzenia Jezusa – chyba nie podziela, przytoczonego z papieskiego wezwania do refleksji nad Jubileuszem Roku 2000, przekonania, że Bóg go szukał, czy ciągle jeszcze szuka. Zawsze dominuje raczej satysfakcja i świadomość, że ja, człowiek pobożny i wierzący, gdy tylko dowiedziałem się o miłości Boga, posyłającego swego Syna na nasz, ludzki świat szukałem Go – i tu, w Betlejem, znalazłem! A nawet jeśli nie jestem pobożny, odwiedzam sławne miejsce, nawet kulturowo ubogacające mnie!

Tymczasem Bóg – od początku uświadomionej już pierwszym rodzicom powagi tragedii i rozdarcia – zaraz wyruszył na poszukiwanie – podobnie, jak pasterz poszukuje zgubionej owcy (Łk 15,1–7). Ile trzeba miłości, by zacząć szukać, by jako pierwszy wykazać inicjatywę działania! Ile troski, mimo że wszystko dokonywało się w atmosferze nieposłuszeństwa! Ponad wszystkimi trudnościami unosi się zawsze fundamentalne stwierdzenie, że Stwórca, - Dawca życia i wszelkiego tchnienia, ma prawo do swoich umiłowanych stworzeń, by je ustawicznie miłością obdarowywać. Jak ziemski pasterz owiec, powołany do troszczenia się o nie, przeżywa szczególnie ból utraty i rozstania, przewiduje też wszystkie pomyłki, wątpliwości, podążanie drogą zakłamania, obłudy, udawanej godności. To dlatego pasterz i grota dla owiec stały się owej Świętej Nowy miejscem i znakiem nowego stworzenia.

Człowiek zaś, czując potęgę swego rozumu, nie będzie się nigdy wahał odgrywać komedii: będzie udawał, że szuka Boga – że tęskni wyłącznie za dobrem, za pięknem i prawdą, a równocześnie będzie budował swoje własne królestwo. Będzie szukał tylko Boga triumfującego, władczego, spełniającego wszystkie ludzkie kaprysy – innego Boga nie uzna! To dlatego trzeba było ostrzec człowieka i objawić to, czego o Nim najmędrszy człowiek nie wiedział, a co było w Nim najbardziej intymne i osobiste – swoją miłość!

Rodzi się więc Bóg w betlejemskiej szopie. Blisko Jeruzalem, Świętego Miasta, miejsca realizowanego Przymierza. Dziś pełno romantyzmu w tym wspomnieniu. Dziś cieszymy się, że można w Bazylice Narodzenia, powstałej ze szczodrobliwości cesarzy Konstantyna i Justyniana, przeżyć zawieszenie czasu. Niewiele znajdziemy śladów z przeszłości – bo któż w bogactwie obecnej zabudowy miejsca Narodzenia, odnaleźć może dawne groty i surowe warunki bytowania pasterzy – grupy ówcześnie upośledzonej i pogardzonej? Kto zrozumie, że wtedy, w ową Świętą Noc, było mu chłodno, pusto i nieprzyjaźnie? Kto wczuje się w słowa Pisma Świętego, że odmówienie gościny przybyłym na spis ludności równało się wypędzeniu, zadaniu bólu, odwróceniu się od bliźniego? Dziś tu ciasno, zapach kadzidła, nagromadzenie ikon, świec, lamp oraz innych dzieł sztuki. Pielgrzymów, turystów i chętnych do odwiedzenia tego miejsca zajmuje wszystko, co można wchłonąć jako interesujący kawałek naszego świata.

A przecież Bóg ciągle szuka tutaj swego brata – człowieka. może dlatego chciał, by z biednej groty z szopą, przeznaczoną dla owiec, wyrosła dla przyszłych czasów i pokoleń fascynująca świątynia – bazylika ułatwiająca dokonanie przeglądu dziejów zbawienia. Bo nawet gdyby oczy były przesłonięte i nie dokonano by refleksji ku Górze, ku Ojcu Światłości – jednak trzeba się tutaj odwołać do silnych osobowości św. Heleny i jej syna cesarza Konstantyna, który tutaj nakazał budować wielką bazylikę; do wielkich pielgrzymów: św. Hieronima i Egerii, Anonima z Piacenzy i biskupa Arkulfa, do częstej i heroicznej obrony tych miejsc przed Persami, Arabami i zwolennikami Mahometa, do udzielania poparcia zachodnim rycerzom pragnącym wyzwolić miejsca dla wyznawców Chrystusa święte, by potem dobijać się o pozwolenie na sprawowanie kultu chrześcijańskiego, przeżywać gorycz rywalizacji między chrześcijanami wschodnimi i zachodnimi. Ta ustawicznie dawana lekcja historii, lekcja myśli religijnej i refleksji nadprzyrodzonej – to przecież wysiłek Boga ku szukaniu, owo wytrwałe wyglądanie człowieka, który może potknie się o własny świat, o własną pychę, o udawaną siłę ducha.

I chociaż w całych dziejach opór człowieka był silny, a uczeni i racjonaliści wysilali się niemiłosiernie, by walczyć z Dzieckiem betlejemskim, by wmówić, że może Ono się w ogóle nie narodziło, by się nie zarazić zabobonem i bezkrytycznym uwierzeniem, by przeliczać wszystko na czas, pieniądze, siłę i władzę – to jednak miał rację artysta, który na gwieździe umieszczonej w 1717 r. na miejscu Narodzenia z napisem: „Hic de Virgine Maria Jesus Christus natus est” ułożył figurkę Dzieciątka – tego Szukającego Boga – zagadkowo i dojrzale obserwującego przybyszów klękających, dotykających świętego miejsca, całujących je. Może owo Bezbronne Dziecko odnajduje właśnie tutaj wszystkich, których szukało? Bo cóż znaczą wędrówki, orientowanie się na gwiazdy, wykorzystywanie współczesnych elektronicznych przewodników, jeśli efektem nie będzie Spotkanie. A najlepsze z nich mogłoby się odbyć właśnie w betlejemskiej szopie.

Czy ktoś wolałby od razu na Kalwaryjskim Wzgórzu? Tak też będzie – gdy konwulsje rozdzierających ludzkich dramatów będą unikały oczu Wypatrującego Boga w betlejemskiej gołej ziemi, na miejscu Narodzenia. A czy nie lepiej pozwolić się od razu przyciągnąć małemu Dziecku – niż potem ociekać klęskami dorosłego życia? Czy nie posłuchać aksamitnego Głosu przypominającego o dobroci, o przyjaźni, o tęsknocie, o życiu szanowanym, o czystości, o prawdzie, o uczciwości – niż mylić się co krok, aż śmierć na Golgocie nie tylko rozerwie zasłonę w świątyni i zmarli z grobów powstaną, ale i czas się zatrzyma, by odliczać zbliżający się kres, do którego i tak niechybnie wszystko zmierza – dla dobrych i złych, ale z jakim skutkiem?

A wszystko mogło się tak wspaniale rozpocząć od razu w Domu Chleba, pełnym błogosławieństwa. Tylko żeśmy to zaprzepaścili. I dlatego dzisiaj świat jęczy w trwodze grożącego zewsząd rozkładu i ogarniającego uczucia bezradności: wobec kataklizmów, wobec możliwej utraty wszystkiego, wobec cynizmu silnych i niedojrzałości potrzebujących. Jest nam dana jednak w Bożym planie kolejna nowa szansa rozpoczynania od nowa. Nawrócenia najpierw i poszukania bliźniego i przyjaciela – a przez to odnowienia przymierza z Bogiem dla nas narodzonym. Dana jest nowa szansa odnalezienia słów: zgrzeszyłem, przepraszam, powstanę i pójdę do domu, w którym jest dostatek chleba, do obfitości, którą Bóg przed wiekami zapewnił.

Może zrodzi się dające ulgę pytanie: Dlaczego tak długo uciekałem przed wypatrującym i szukającym mnie Panem? Dlaczego upierałem się przy pomyłkach i małym, egoistycznym sercu? Dlaczego ciągle głowę krzywo odwracałem, kiedy były w życiu chwile, że nawet napotkałem wzrok Szukającego mnie Boga – przez posługę Kościoła czytającego Słowa Boga, jednającego w sakramentalnej wytrwałości, zastawiającego dla mnie Chleb w domu samego Boga na zawsze pełnym Stole? Dlaczego?

Święta Bożego Narodzenia to odwiedziny w Betlejem. Skłońmy wszyscy głowy, pójdźmy do szopy dziś pięknie wystrojonej pietyzmem dwóch już prawie tysiącleci i poddajmy się sile Dziecka, narodzonego po to, by nas naprawdę odnaleźć. Może to dla mnie – właśnie dla mnie – dziś znowu narodził się Pan w Betlejem? Bo on wytrwale szukał tego, co zginęło. Czy już znalazł?