3. Niedziela zwykła (C)

publikacja 21.01.2016 21:26

Sześć homilii

Strzec wolności

ks. Leszek Smoliński

Boski Mistrz naucza w synagodze rodzinnego Nazaretu. Po przeczytaniu fragmentu z księgi proroka Izajasza, Pan Jezus usiadł. W postawie siedzącej nauczyciele żydowscy nauczali swych uczniów. Jezus więc w autorytecie nauczyciela obwieścił, że jest zapowiadanym przez proroka Izajasza Mesjaszem. Przyszedł obwołać „Rok łaski od Pana”. Jezus miał na myśli rok jubileuszowy, który Izraelici obchodzili co 50 lat. Był to czas darowania długów i kar. Najbardziej korzystali z dobrodziejstw tego roku zadłużeni i ubodzy. Chrystus przyszedł do ludzi, którzy są w potrzebie, czyli do ubogich; do tych, którzy potrzebują Jego miłosierdzia.

Syn Boży obdarował ludzi wolnością, która stanowi niezbywalny fundament naszego życia. Św. Jan Paweł II, odwołując się do Dekalogu, mówił w 7 czerwca 1991 w Płocku: „Wolność jest trudna, trzeba się jej uczyć, trzeba się uczyć być prawdziwie wolnym, trzeba się uczyć być wolnym tak, ażeby nasza wolność nie stawała się naszą własną niewolą, zniewoleniem wewnętrznym, ani też nie stawała się przyczyną zniewolenia innych”. Jako ludzie wolni posiadamy możliwość wyboru dobra bądź zła, a więc jesteśmy też odpowiedzialni za dokonane czyny. Miarą zaś wolności jest dobro drugiego człowieka.

Kościół nieustanie stoi na straży wolności, której miarą jest wierność Bogu. Naucza, że na tyle jesteśmy wolni, na ile nasze życie podporządkowujemy woli Bożej. Właściwie rozumiana wolność jest więc zaprzeczeniem zarówno anarchii, jak i samowoli. Zapraszając do naszych serc Jezusa Chrystusa, stajemy się ludźmi wolnymi. Zostajemy wezwani do wolności, której żadne ziemskie ograniczenie nie może nas pozbawiać. Przykładem człowieka, który w życiu umiłował wolność i pokazał, jak być wolnym pomimo zewnętrznego zniewolenia, jest dla nas Sługa Boży Stefan kard. Wyszyński (1901-1981). Od momentu aresztowania 25 września 1953 roku aż do 28 października 1956 roku, kiedy odzyskał wolność, Prymas Tysiąclecia ostro zaprotestował przeciw oczywistemu bezprawiu. Efekt? Przez trzy lata przebywał w kolejnych, ściśle odizolowanych od świata, ośrodkach odosobnienia Rywałdzie Stoczku Warmińskim, Prudniku i Komańczy, pozbawiony możliwości jakiegokolwiek kontaktu ze światem zewnętrznym, z rodziną, wiernymi i hierarchią Kościoła. Komunistyczne władze kontynuowały bezwzględną walkę z jedyną realną siłą, z Kościołem, który pod przewodnictwem Prymasa stawiała opór prowadzonej od lat polityce laicyzacji i zniewolenia narodu. Dlatego też uznali, że usunięcie hierarchy ułatwi im zadanie. Niezłomny Prymas dowiódł jednak, że stanowczy opór wobec szykan i bezprawia nie tylko ma sens, ale w rezultacie może przynieść zwycięstwo.

Nie możemy oddzielać Boga od swojego życia, bo to On przez swojego Syna wyswobodził nas do wolności. Bóg nie jest przy nas tylko w niedziele na Mszy świętej, jest przy nas w drugim człowieku, obdarza nas prawdziwą wolnością. Aby jednak być wolnym, trzeba dbać o prawdę w swoim życiu. Rok łaski od Pana trwa nadal. Jezus pragnie obdarzać nas łaską wewnętrznej wolności ale tylko tych, którzy Go potrzebują.

Słowo Boże

Piotr Blachowski

Medytacja to spotkanie Słowa Bożego z moim życiem. Podstawą medytacji jest Słowo Boże skierowane zawsze do konkretnego człowieka – do mnie. Tak często pytamy o prawdziwy cel i sens naszego życia, ale jak często medytujemy nad Prawem Bożym? Czy postrzegamy swoje życie przez pryzmat Słowa Bożego? Czy zastanawiamy się nad tym, jak działanie Boga objawia się w naszym życiu?

Skąd te pytania? Wynikają z dzisiejszych czytań, które traktują o czytaniu, słuchaniu,  opowiadaniu prawd żywych, mimo iż pochodzą z odległej przeszłości. Prorok Nehemiasz opowiada nam, jak to Kapłan Ezdrasz podczas zgromadzenia, „w którym uczestniczyli przede wszystkim mężczyźni, lecz także kobiety oraz wszyscy inni, którzy byli zdolni słuchać” (Ne 8,2b), czytał Pismo Prawa Mojżeszowego, nadanego Izraelowi przez Boga. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie reakcja ludu wsłuchującego się w tekst. Zastanówmy się, czy dzisiaj byłoby możliwym stworzenie takiej sytuacji, by zgromadzeni, słuchający Słowa Bożego, tak żywiołowo  reagowali?

Uczestniczymy wszakże (nie wszyscy) w katechezach, naukach stanowych podczas rekolekcji, misji, słuchamy homilii, kazań, ale czy rozumiemy to wszystko, co jest przekazywane? Mamy nauczycieli, którzy starają się nam tłumaczyć podczas katechez słowa, zdania, dają nam objaśnienia, ale czy my potrafimy słuchać, rozumieć i stosować w życiu to, co wynika z naszej wiary? W obszernym fragmencie Listu do Koryntian Apostoł mówi do nas takimi słowami: „Wy przeto jesteście Ciałem Chrystusa i poszczególnymi członkami. I tak ustanowił Bóg w Kościele najprzód apostołów, po wtóre proroków, po trzecie nauczycieli, a następnie tych, co mają dar czynienia cudów, wspierania pomocą, rządzenia oraz przemawiania rozmaitymi językami. Czyż wszyscy są apostołami? Czy wszyscy prorokują? Czy wszyscy są nauczycielami? Czy wszyscy mają dar czynienia cudów? Czy wszyscy posiadają łaskę uzdrawiania? Czy wszyscy przemawiają językami? Czy wszyscy potrafią je tłumaczyć?” (Kor 12,27-30), a ja dodam: czy wszyscy potrafią je zrozumieć?

Chciejmy słuchać, wyciągać wnioski ze Słowa Bożego, słuchać naszych nauczycieli, którym dano zdolność przepowiadania i nauczania, poza tym czytajmy sami, by pogłębiać wiarę, podbudowując ją wiedzą, i kroczyć po Ścieżkach Pana, naszego najlepszego Nauczyciela, który „…nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich. Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać.” (Łk 4,15-17).

Bóg pragnie wejść w nasze życie, ale czyni to tylko wtedy, gdy sami tego pragniemy. Życie na ziemi jest zagrożone, bo człowiek lekceważy prawa wpisane w jego naturę i tworzy własne prawa. Ze słuchania Słowa Bożego rodzi się wiara. Słowo Boże jest światłem, które rozjaśnia ciemności życia. Jest darem i wezwaniem. Jest Słowem Prawdy i mówi, że najważniejszy jest BÓG. Człowiek zawsze pyta, co jest zyskiem, a co stratą, a Pan Jezus mówi, że wierność Ewangelii jest sukcesem, choćby świat uważał inaczej. Kto słucha w duchu wiary słów Bożych, spotka zawsze Jezusa z Nazaretu, a każde spotkanie wyznacza nowy etap naszego zbawienia.

Chryste, prowadź nas Twoimi Ścieżkami i pomóż nam otworzyć się na działanie Ducha Świętego, który uzdalnia nas do przyjęcia Słowa Bożego, Twojego Słowa.

Bez mapy ani rusz


Augustyn Pelanowski OSPPE

Łukasz przedstawia Jezusa w drodze do Jerozolimy. Oczy- wiście Jego droga ma również duchowy wy- miar zmierzania ku Jerozolimie zstępującej z nieba. Ludzkie istnienie wielokrotnie porównywano do wędrówki, pielgrzymki, drogi. To bardzo stara metafora. Wędrówki bywają banalne i odkrywcze, pielgrzymkowe i wojenne. Każda wędrówka ma za cel odnalezienie siebie w Bogu. Można jednak zabłądzić.

Zwykle ktoś, kto słabo zna szlaki turystyczne, nosi ze sobą mapę. Gdy zgubi drogę, rozwija papierową płachtę i szuka nazwy miejsca, w którym się znalazł. Jeśli potrafi odnaleźć swoje miejsce na mapie, przestaje być zagubiony. Palec przesuwa się po nazwach zapisanych małymi literkami, aż natrafia na punkt, który przynosi ulgę. Wtedy wędrowiec wyzwala się od napięcia wynikającego z zagubienia.
Wszyscy zbłądziliśmy, ale Bóg ofiarował nam mapę życia – Świętą Księgę. Im częstsze porównywanie obecnego położenia z punktami na natchnionej mapie, tym mniejsze szanse zabłąkania się i rozminięcia z celem wędrówki. Chyba że mylnie odczytamy owe nazwy zapisane na papierze. Trzeba mieć przyzwyczajenie nieustannego sprawdzania etapów swej wędrówki z wyznaczonym na planie szlakiem. Jezus, odczytując zwój Izajasza, „znalazł miejsce”, gdzie było napisane o Nim. Odnalazł się w Księdze Życia. Odnalazł swoją misję odnajdywania zagubionych. Nie bez powodu Łukasz, na samym początku drogi Jezusa, tuż po doświadczeniu kuszenia na pustyni, umieszcza ten epizod z odczytaniem słów natchnionych. To punkt orientacyjny dla nas wszystkich. Właśnie tak każdy z nas ma rozpoczynać pierwszy krok, każdą decyzję, każdy dzień i tydzień – od odnalezienia swego miejsca w Biblii. Odnajdując się w Biblii, odnajdujesz się w życiu.

Nie wolno nam pominąć i tego szczegółu, że Jezus miał przyzwyczajenie (EIOTHOS) odczytywania Biblii. Wielu ludzi, których spotkałem, szczerze wyznawało, iż nie czyta Biblii, ponieważ jej nie rozumie. Z podobną ignorancją podchodzili do swojego życia, do jego sensu i celu. Przyzwyczajenie do złego nazywamy NAŁOGIEM, a przyzwyczajenie do najszlachetniejszych gestów ducha nazywamy ETOSEM. Etosem chrześcijanina jest odszukiwanie swojego miejsca w planach Wszechmogącego. Są przeróżne przyzwyczajenia, ale to one kształtują nasz charakter. Niektórzy ludzie ukrywają podłość spektakularnymi przyzwyczajeniami, które mają oszukać ich samych i innych. Napisano o Piłacie, że miał zwyczaj uwalniania zawsze tylko jednego więźnia (Mt 27,15). Sprawiał wrażenie człowieka miłosiernego, by ukryć swoje okrucieństwo. Apostoł Paweł miał przyzwyczajenie używania Pism do przekonywania o tym, że jedynym uwalniającym wszystkich jest Jezus Chrystus (Dz 17,2). Przez jakiś czas był okrutnikiem, ale to właśnie dzięki Pismom zrozumiał doświadczenie, które powaliło go na drodze do Damaszku, i modlitwę Ananiasza, która uwolniła go od ślepoty. Zastanów się, czy umiesz rozczytać swoje doświadczenia na mapie Biblii i czy słowa Biblii dają się odnaleźć w twojej drodze, w miejscach, na które natrafiasz.

Moc słowa Bożego


ks. Tomasz Horak

Kapłan Ezdrasz czytał z tej księgi... od rana aż do południa w obecności mężczyzn, kobiet i tych, którzy byli zdolni słuchać...

Dla Izraelitów zapisane w świętych księgach słowo Boże było wielką świętością. Nieraz próbowano im tę świętość odebrać. Pierwsze czytanie dzisiejszej liturgii opowiada o tym, jak uroczyście odczytano świętą księgę po powrocie z niewoli babilońskiej. Cały lud płakał, gdy usłyszał te słowa Prawa - notuje kronikarz.

Cztery wieki później Jezus przyszedł do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Mógł to uczynić każdy Izraelita. Tym razem do czytania powstał Jezus - syn cieśli, sam pewnie też cieśla. Znali go od dziecka. Ale nie jako mówcę. Dlatego oczy wszystkich w synagodze były w Nim utkwione. Każdego szabatu Boże słowo świętej księgi było komentowane słowem ludzkim. I w ten sposób ludzkie słowo nabierało mocy słowa Bożego.

Zauważ, że do dziś zwykło się kazanie nazywać „słowem Bożym” - choć jest słowem człowieka. Przygotowuje je i wygłasza ksiądz - czy to będzie wiejski proboszcz, czy wikary w mieście, czy biskup, czy wreszcie papież. Kto do nas wtedy mówi? Bóg? Nie, mówi człowiek. Bardziej czy mnie przekonywająco, lepiej bądź gorzej literacko. Czy jego słowa - ludzkie słowa - mogą mieć moc słowa Bożego? Gotowiśmy bez wahania odpowiedzieć: nie! A słowa odczytywane z tej samej księgi, z której czytał kapłan Ezdrasz, a później Jezus? Czy odbieramy je jako Boże słowo? A jeśli nawet - to tak trudno nam dotrzeć do jego treści, bo język, sposób argumentacji, obrazy, porównania są tak dalekie od naszego codziennego sposobu myślenia i mówienia. Homilia może poruszyć tylko jakiś jeden wątek, nie sposób w niej tłumaczyć wszystkich zawiłości tekstu. Trudna jest więc droga do treści Bożego słowa. Wiem o tym dobrze, bo co tydzień przygotowuję kazanie dla swoich parafian i czytelników Internetu. I równocześnie wiem, że te moje słowa niosą w sobie duchową siłę, która mnie samego zadziwia. I to tym bardziej, im dłużej jestem kaznodzieją. Dlatego mówię: mamy problem! I kaznodzieja, i słuchacz. Ja i Ty. Co nam zostaje? Pokornie uwierzyć w moc słowa zapisanego na kartach Pisma Świętego. Ta wiara pomoże kaznodziei być nie tylko mówcą, ale świadkiem słowa. Słuchaczowi - otworzyć umysł i serce nie tylko na słowa, ale na działanie łaski Bożej, na natchnienia Bożego Ducha, na Bożą prawdę.

A Bożej prawdy to my szukać musimy. I nie powinny nas zrażać trudności starożytnego tekstu. Biblia przez tysiące lat zachowała aktualność, jest tłumaczona na współczesne języki, jest wciąż przedmiotem studiów i dociekań, jest drukowana i czytana. Nie stała się zabytkiem z bibliotecznych półek, jest książką wciąż żywą. Czy już to samo nie zadziwia? Zadziwia i mnie, profesjonalistę. Bo nie przyzwyczaiłem się do Biblii jak do czegoś oczywistego, zwyczajnego i codziennego. Po kilku dziesiątkach lat „zawodowego” z nią kontaktu jest dla mnie wciąż zaskakująca i świeża. Dlatego czytam ją - i dla siebie, i dla innych. Bo wiele razy przekonałem się, że jest potrzebna. Że odmienia serca i sumienia. Że budzi nadzieję i radość roznieca. A przecież naszą ostoją jest radość w Panu.

Duch namaszcza i posyła


Ks. Jan Waliczek

Nie jest tajemnicą, że Kościół poszukując obrazu siebie samego, próbuje ujmować swoje życie instytucjonalne w cyfry statystyki i opisy socjologiczne. Dyscypliny te pozwalają, choćby w przybliżeniu, ogarnąć aktualny stan badanej rzeczywistości. Mogą też nasuwać sugestie dotyczące jej kształtowania na przyszłość. Takimi mocami Kościół nie gardzi. Jednocześnie jednak jest świadom tego, że swojej najgłębszej istoty nie jest w stanie poddać żadnym pomiarom. Głębia wiary, intensywność miłości, niezachwiana nadzieja, przeżywanie wspólnoty z Bogiem, gorliwe udzielanie się bliźnim, motywacja postaw to duchowa strona religijności, nie dająca się wyrazić w cyfrach czy wykresach. Jej jedynie czytelną wykładnią jest świadectwo życia. Troska duszpasterska jest więc nie tyle troską o cyfry określające ilościowo spełnianie praktyk życia religijnego przez wiernych, ile raczej jest troską o postawy życiowe, do których oczywiście praktyki religijne wychowują i zobowiązują. Niemniej nie można zaprzeczyć, że niezadowalające „duszpasterstwo w cyfrach” ma związek z niezadowalającym obliczem życia wierzących.

Obserwacja życia świadczy o braku należytej świadomości, że zjednoczenie z Chrystusem przez chrzest czyni nas dziećmi Bożymi. Zapominamy, że sakrament pojednania wiąże się z obrzydzeniem sobie grzechów dotąd popełnianych i zobowiązuje do poprawy życia. Bierzmowania nie kojarzymy ze świadomą i nieustanną współpracą z Duchem Świętym. Praktycznie, wbrew temu co mówi liturgiczna formuła, nie jest ono dla nas zobowiązaniem do mężnego wyznawania wiary i postępowania według jej zasad.

Wśród licznych możliwości pogłębiania świadomego chrześcijaństwa, szczególnie trzeba wyeksponować konieczność otwarcia się na Ducha Świętego. W Jego mocy jest rozbudzanie naszej pobożności. On pogłębia w nas chrześcijańską samoświadomość i wzywany sprawia naszą świętość.

Słowa Chrystusa wypowiedziane w nazaretańskiej synagodze po przeczytaniu proroctwa Izajasza można określić, jako aklamację Jego mesjańskiej samoświadomości. Prorockie sformułowanie: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie” Jezus komentuje po publicznym odczytaniu: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. Niespodziewane odniesienie ich przez Jezusa do siebie musiało wywołać niemałe zaskoczenie, a nawet zgorszenie.

Zauważyć należy, że całe to wydarzenie było poprzedzone powrotem Jezusa do Galilei „w mocy Ducha”. Fragment z Księgi proroka Izajasza rozpoczynał się znamiennie: „Duch Pański spoczywa na Mnie”. Chrystus zatem objawił swoją mesjańską samoświadomość wskazując na najściślejszą jedność z Duchem Świętym.

Kościół zawsze musi prosić Pana o dar Ducha Świętego. Wierząc zaś w Jego obecność i działanie, musi podejmować wypełnianie dzieł, do których Duch Święty go uzdalnia. Tylko dzięki Duchowi Świętemu Kościół dokonuje autentycznej refleksji nad sobą i usiłuje coraz lepiej pełnić swoją misję w świecie.

Podobnie każdy chrześcijanin, będący przecież cząstką Kościoła, otrzymując Ducha Świętego przez chrzest i bierzmowanie, dzięki Jego działaniu może coraz głębiej uświadamiać sobie istotę chrześcijańskiego powołania. Duch Święty przypomina mu, że środowiska, w których żyje i działa czekają na świadectwa jego słów i czynów wyrastających z Ewangelii. W słowach: „Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ namaścił i posłał Mnie” tkwi najistotniejsza treść przesłania dzisiejszej niedzieli.

Czytać, by widzieć


Augustyn Pelanowski OSPPE

W średniowieczu mnóstwo ludzi było analfabetami, więc budowniczowie katedr zdobywali się na to, by epopeje biblijne tłumaczyć na język obrazów, rzeźb i witraży. Wiemy, że wiara zaczyna się od słuchania, ale czy jest coś wcześniej, czy jest coś przed słuchaniem? Przed słowem jest wizja, niekoniecznie nadprzyrodzone objawienie. Nigdy nie zapomnę słów, które wypowiedział Henri de Lubac, komentując konstytucję soborową „Dei verbum”: „Choć objawienie biblijne jest istotnie objawieniem słowa, jest jednak nie tylko tym. Teofanie Starego Testamentu sugerują nam, że ponad słowem jest jeszcze wizja, a cała Biblia jest wręcz przepełniona tęsknotą i pragnieniem ujrzenia Boga”.

Żeby spisać ewangelię, św. Łukasz wysłuchiwał od naocznych świadków wszystkiego, co było smakiem ich oczu, gdy pośród nich przebywał Jezus. Niewykluczone, że wtedy właśnie spotkał też Matkę Jezusa. Zanim cokolwiek spisał, chciał zobaczyć na własne oczy miejsca i ludzi, którzy widzieli i słyszeli Jezusa. Jezus najpierw chciał być widziany na ulicach Nazaretu jako zwykły człowiek, by nikt później nie miał wątpliwości, że Bóg może stać się człowiekiem. Piłat miał przed sobą tego samego Syna Boga, ale mimo intelektualnego wyrobienia i kultury, niczego poza człowiekiem nie potrafił się dopatrzeć. Chodzi o to, by nie tylko słyszeć o Nim, ale też by w końcu Go zobaczyć, i nie tylko widzieć, ale też dopatrzeć się Boga.

Widzenie kogoś czyni go bliższym, niż słyszenie o nim lub słyszenie jego słów. Gdy kogoś widzę, doświadczam go bezpośrednio, mogę do niego przylgnąć, zjednoczyć się z nim, słysząc o kimś, mogę tylko sobie go wyobrazić, a wyobrażenia bywają zwodnicze. Widzenie jest odczuwaniem smaku czyjegoś istnienia. Benedykt XVI komentował Psalm: „»Chodźcie i zobaczcie, jak słodki jest Pan«, dopiero skosztowanie prowadzi do zobaczenia. Pomyślmy o uczniach z Emaus: dopiero podczas wspólnej biesiady z Jezusem, dopiero podczas przełamywania chleba otwierają im się oczy. Dopiero gdy rzeczywiście doświadczą jedności z Panem, przejrzą. To dotyczy nas wszystkich: oprócz myślenia i mówienia potrzebujemy doświadczenia wiary, życiowej relacji z Jezusem Chrystusem”.

Czytając Biblię, chcę widzieć. Widząc, chcę kosztować, jak słodki jest Pan. Dla człowieka kultury euroamerykańskiej słowo jest nośnikiem informacji intelektualnych, dla człowieka Biblii słowo natchnione jest przestrzenią ukrywającą obecność Boga, możliwością spotkania się z Nim. Czytając Biblię, mam szansę widzieć Chrystusa w każdym słowie, a nie tylko o Nim czegoś się dowiedzieć. W Księdze Wyjścia, tam, gdzie mowa o objawieniu się Boga na Synaju, zapisano, iż Izraelici widzieli dźwięki, a nie, że je słyszeli (Wj 20,18). Raszi tłumaczył ten fenomen tak: „widzieli oni rzeczy, które są do usłyszenia i były niemożliwe do zobaczenia kiedykolwiek indziej”.