4. Niedziela zwykła (C)

publikacja 27.01.2016 21:08

Sześć homilii

Żyć miłością czynów

ks. Leszek Smoliński

Św. Paweł naucza, że miłość jest największa. Potwierdzeniem tej prawdy stanowi nauka Jezusa, wcielonej Miłość. Mieszkańcom Nazaretu trudno było zaakceptować przytoczone przez Jezusa przykłady miłości Boga wobec ludzi. Jak można zrozumieć historię pogańskiej wdowy, do której został posłany prorok Eliasz czy uzdrowionego z trądu Syryjczyka Naamana? Oba przykłady dotyczyły przecież osób z narodów obcych bądź wrogich wobec Izraela. W ten sposób Jezus naucza, że miłość Boża skierowana jest do wszystkich ludzi, a nie tylko do narodu wybranego.

Kiedy mówimy o kimś, że jest pobożny, to zwykle dotykamy zewnętrznych form jego religijności. Tego, że chodzi w niedzielę do kościoła, uczestniczy w nabożeństwach, przestrzega przykazań, modli się rano i wieczorem, może także przed posiłkami, odmawia różaniec. Tak więc ludzie pobożni przez swoje „pobożne czyny” wypełniają obowiązki religijne i zapełniają kościoły. To są sprawy zewnętrzne i jeśli ktoś poprzestaje tylko na nich, to taki człowiek drażni, jest nieautentyczny. Także i my, słusznie, nie lubimy takiej czysto zewnętrznej pobożności, bo brak w niej ducha. Pobożność jest zewnętrznym ukazaniem naszej relacji z Bogiem. Jeśli nie ma jednak wewnętrznej wspólnoty, to wszelkie zewnętrzne działanie staje się kłamstwem, a my sami – „heretykami czynów”.

Do królestwa Ojca prowadzą nas nie „czyny pobożne”, ale czyny chrześcijańskiej miłości i dobroci. Wszystkie one są zwykłe i proste, potrafi je wypełnić każdy człowiek. Nie chodzi tu o nadzwyczajne dzieła, lecz o zwykłą pomoc okazywaną tym, którzy jej potrzebują na co dzień. Czyny miłości i dobroci są wieczne i będą miarą w sądzeniu wszystkich ludzi. Carlo Carretto w „Listach z pustyni” umieścił fragment pt. „Będziecie sądzeni z waszej miłości”. Opowiada w nim o wydarzeniu, jakie przeżył na Saharze pod wielkim kamieniem pomiędzy Tit i Silet. „Nie chcę się już oszukiwać, nie mogę się już więcej oszukiwać. Rzeczywistość jest taka, iż ze strachu przed chłodem nocy nie byłem zdolny dać swego koca staremu Kada. Rzeczywistość ta oznacza, że kocham bardziej własną skórę niż skórę mojego brata...”. To przeżycie – sen – wstrząsnęło nim: „oparłem się miłości, nie potrafiłem odpowiedzieć na jej wezwanie”. „Jaką ma wartość dobre odmawianie brewiarza, uczestniczenie we Mszy Świętej, skoro nie akceptuje się miłości?”. I podsumowuje: „«Będziecie sądzeni z waszej miłości» – krzyczy do mnie ten skrawek pustyni między Tit i Silet".

Nasze czyny miłości spełniają się na co dzień. Syn Boży przez wcielenie swoje zjednoczył się z każdym człowiekiem, stał się naszym Bratem. Przez odkupienie natomiast ogarnął wszystkich ludzi swą nieskończoną miłością. Dlatego obdarowując dobrem bliźnich, którzy są znakiem obecności Chrystusa, czynimy to również Jemu. W bliźnim, w bracie, z którym żyję, mogę spotkać Pana, mogę miłować Pana, mogę Panu służyć. To rzeczywiście wielka szansa! Jest to również wielkie ryzyko. Mogę się minąć z Chrystusem, który przechodzi obok mnie w drugim człowieku, zapominając o „czynach miłości, a skupiając się jedynie na „czynach pobożności”.

Niewygodny

Piotr Blachowski

Przypatrujmy się obiektywnie i sobie, i tym, z którymi przebywamy, nie wpadając przy tym w pułapkę ocen czysto ludzkich. Słuchajmy proroków i apostołów, idąc za nimi w duchu wiary. Ale słuchajmy również, co mówią ci, którzy są z nami w naszej codzienności, którzy, być może, są naszymi cichymi prorokami.

Jezus, tuż po narodzeniu, był ścigany przez Heroda. Na początku publicznej działalności chcieli Go zabić rodacy. Ciągle był dla kogoś niewygodny. Dzisiaj, kiedy słyszymy o proroku, staje nam w pamięci cały poczet proroków ewangelicznych, z Janem Chrzcicielem na czele. Ich życie jest ilustracją losu, jaki świat gotuje tym, którzy mają za zadanie głosić prawdę.  

Nie ograniczajmy się jednak tylko do przykładów ewangelicznych. Spróbujmy  dostrzec proroków także w naszym rodzinnym domu, w najbliższym otoczeniu. Są z nami na co dzień. Czasem grają nam na nerwach, odtrącamy ich, zapominamy, że mają swoje problemy, cierpienia, samotność. Czekamy na grzmiących proroków, a omijamy cichych, bo często postępujemy jak Nazaretańczycy, którzy słuchając Jezusa poddali się myślom zbyt ludzkim. Trudno im było pojąć, że „syn Józefa” (Łk 4,22d) przekazuje prawdy objawione, że łaska Boża nie jest związana ani z pochodzeniem, ani z ojczyzną, ani z rasą, ani z zasługami osobistymi, ale jest dana całkowicie darmo. Zaślepieni ludzkim odruchem zazdrości „wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili, aż na stok góry... aby Go strącić.” Jednak nie osiągnęli tego, co zamierzali.

A Duch Święty może działać w każdym z nas. I każdy z nas może być prorokiem.  Ale co tu mówić o prorokach, jeśli nawet w prostszych sprawach nie potrafimy zdobyć się na właściwą ocenę. Na przykład, mając w swoim otoczeniu kogoś, kto ma wiedzę, umiejętności, jest na podorędziu – nie doceniamy go, bo pochodzi z naszej osady, naszego kręgu. A ktoś inny, obcy, może nam zaproponować rozwiązania, z których będziemy zadowoleni. I nawet jeśli okaże się, że to takie same rozwiązania, jakie proponował nasz domorosły fachowiec, to uważamy, iż tamten zna się lepiej. A ten nasz? Cóż on może nam zaoferować poza tym, co sami wiemy?

Najświętsza Matko, naucz nas – prosimy – przyjmować prawdę i pozbywać się pychy. MARYJO, której IMIĘ stało się źródłem wielorakich łask dla ludzkości – módl się za nami.

Bóg przegnany jak złodziej


Augustyn Pelanowski OSPPE

Jezus w ogromnym spokoju przeszedł pomiędzy ludźmi, którzy Go chcieli strącić z góry. Ludzie, którzy Go tam wypędzili, zamienili za- chwyt w szał wściekłości. Fałszywa miłość łatwo przekształca się w prawdziwą nienawiść. Czasem tragedie zdarzają się nam po to, abyśmy opuścili środowisko, w którym są one możliwe.

Gdyby Jezus nie komentował Biblii, zapewne nie doznałby takiego potraktowania, ale ponieważ to uczynił, prawda nie mogła się już ukryć. Najlepszym lekarzem jest ten, kto pozwala pacjentowi wyleczyć się z chorego mniemania, że jest zdrowy. Jeśli świat jest zakłamany, to prawda nie może się podobać. Prawda pociąga za sobą konsekwencję odrzucenia. Odtrącenie przez najbliższych wywołuje w nas lęk, pozostawia okaleczenie w uczuciach, wycofanie z życia, zamknięcie w obronnych schematach. Niekiedy czyni z nas ludzi nadskakujących innym. Nagłe odkrycie czy zdemaskowanie wspomnień związanych z odrzuceniem może wywołać wylew agresji, która jest uwolnieniem zagnieżdżonej złości. Najboleśniej odrzucają odrzuceni, którzy nie przebaczyli. Jednak jeszcze boleśniej ci, którzy skrzywdzili i nie chcieli tego w sobie uznać.

Jaki siniak na duszy ludzi z Nazaretu odsłonił Jezus swoimi słowami? Ci ludzie od lat nie mogli sobie przebaczyć, że odtrącili tak naprawdę Boga i uczynili z Niego „bozię!”. To daleka droga, najpierw uznać, że się przez wiele lat kpiło ze Stwórcy, później poprosić Go pokornie o przebaczenie, a wreszcie przyjąć siebie samego w skrusze i w końcu przebaczyć to sobie. Kiedy ktoś nam nagle uświadamia, że całe nasze staranie religijne jest imitacją czy podróbką, nie możemy tego znieść.

Największą nienawiścią człowiek jest w stanie obdarzyć tego, którego najbardziej skrzywdził, gdyż jego krzywda jest dowodem popełnienia niegodziwości. Potrafimy nienawidzić Boga, ponieważ udowadnia nam właśnie to, że traktujemy Go jak żebraka, którego wyrzuca się za drzwi, jak złodzieja, którego trzeba przegnać, jak złośliwca, który jest odpowiedzialny za całe nasze nieszczęście. Gdybyśmy zobaczyli, jak naprawdę traktujemy Boga w naszych modlitwach, zdziwilibyśmy się, dlaczego ciągle na nas się nie obraża. Kiedyś, na pewnych rekolekcjach, spytałem słuchających, jak poczuliby się w czasie rozmowy z kimś, kto bezczelnie okazuje oznaki zniecierpliwienia, obłudnie nas okłamuje i wmawia nam, że nas kocha, gdy tymczasem jego miłość jest zwykłą manipulacją? Przy czym patrzy na zegarek, coś mamrocze pod nosem niezrozumiałego, albo dłubie w nosie i nagle przyspiesza swoją wypowiedź pretensjonalnie, po czym szybko nas pozostawia bez pożegnania? Powiedzieli mi, że poczuliby się obrażeni. Większość naszych modlitw tak wygląda, a może nawet gorzej. Kiedy On nam to pokazuje, czujemy do Niego złość i dziwimy się, czego od nas chce? Jakby to, co Mu rzucamy jak ochłap, modlitwy czy odstanie swego na Eucharystii, było heroicznym poświęceniem z naszej strony. Oczywiście na pewno znajdą się tacy, których oburzy to, co teraz przeczytali.

Bóg pisze prosto po liniach krzywych


Tomasz Dostatni OP

„Zanim ukształtowałem cię w łonie matki, znałem cię...”. To słowa, które bezpośrednio odnoszą się do zrozumienia powołania prorockiego, a konkretnie do proroka Jeremiasza. Ale słowa te również możemy odnieść do każdego z nas. Ich piękno i sens mówią nam, że wyszliśmy z ręki Boga i że Bogu na nas zależy. Piękno tych słów przejawia się również w tym, że każdy od początku swojego istnienia jest przez Boga „kształtowany”, to znaczy prowadzony, umacniany, Boża Opatrzność nad nim czuwa. Świadomość opieki Bożej, jej wyczuwalność pozwala człowiekowi przez całe życie wsłuchiwać się w głos, który nas karmi i prowadzi.

Opis powołania proroka Jeremiasza uwypukla także i to, że ten, którego Pan wybiera na sługę swojego Słowa, który ma iść i głosić, zostaje przez Boga do tego w szczególny sposób przygotowany. „Wstań i mów wszystko, co ci rozkaże... Nie lękaj się... Uczynię cię twierdzą warowną, kolumną ze stali i murem spiżowym... Ja jestem z tobą... i będę cię ochraniać” – te słowa Boga potwierdzają pewność misji Jeremiasza, a zarazem nam mówią, iż człowiek wybrany przez Boga do specjalnej misji może pociągnąć przyprowadzić do Niego innych. W Biblii jest kilka opisów powołania człowieka przez Boga i wszystkie są godne rozważania, np. powołanie Samuela, Dawida, Izajasza, Mateusza czy Pawła. Zawsze Bóg jest niesamowicie blisko człowieka, któremu okazuje w widoczny sposób swoją miłość.

„Miłość ponad wszystko i we wszystkim”. Hymn o miłości, który znamy dobrze, pozwala nam, dzisiaj go odczytującym, zrozumieć swoje właściwe miejsce w świecie, zarówno tym wielkim, jak i tym małym. Myślę, że każdy z nas powinien kilka razy w roku przeczytać ten hymn z wielką uwagą i wewnętrzną pokorą. Nie żyjemy sami, zawsze w większej czy mniejszej wspólnocie z innymi ludźmi. Dlatego słowa świętego Pawła mogą spełniać rolę jakby rachunku sumienia, a równocześnie mogą być modlitwą pragnienia, które stale się urzeczywistnia. „Miłość cierpliwa jest..., nie zazdrości, nie szuka poklasku, nie unosi się pychą... Wszystko znosi, wszystkiemu wierzy...” Proponuję tym, dla których ten hymn jest bliski, aby próbowali tak go odczytywać i tak nim się modlić, aby w miejsce słowa miłość wstawić swoje imię. I zobaczyć, jakie wymagania miłość – sam Chrystus nazwany tak przez Jana – nam stawia.

Jaki jestem i czego Pan oczekuje ode mnie. Spróbujmy takiego rachunku sumienia. Myślę, że warto. Jedna z wielu definicji miłości, której autorem jest św. Tomasz, mówi, że miłość to pragnienie dobra dla drugiego człowieka. W codziennym życiu trudno czasami dostrzec dobro bliźniego przed własnym, ale nie ma innego wyjścia.

Jezusa nie można zabić, Jezusa można wypędzić. Doświadczenie modlitwy i spotkania Jezusa ze swoimi ziomkami w synagodze w Nazarecie jest doświadczeniem szczególnym. Jezus został odtrącony przez swoich. Ten sam proces może się dokonywać także w naszym życiu. To dramat, który może przerodzić się w egzystencjalną tragedię. Odtrącony przeze mnie Jezus po prostu odchodzi. Oddala się. Byłaby to wizja tragiczna, lecz Ewangelia nam przypomina np. opowieść o powrocie Syna marnotrawnego, inaczej nazywaną opowieścią o miłosiernym Ojcu oraz o pasterzu, który zostawia wszystkie owce, aby szukać tej jednej zaginionej. Te opowieści napawają radością i nadzieją, że Bóg nie odwraca się od człowieka, nawet gdyby człowiek sam odwrócił się od Niego. Miłość silniejsza jest od nienawiści, a łaska od zwątpienia.

Kto pokocha proroka?


ks. Artur Stopka

Dlaczego księża niezwykle rzadko pracują duszpastersko w parafiach, z których pochodzą? Ponieważ w środowisku, w którym się ktoś wychował, w którym dorastał, w którym ma się licznych krewnych i znajomych, bardzo trudno jest pełnić misję proroka. Zwłaszcza jeżeli trzeba mówić rzeczy trudne, stawiać wymagania, wyliczać błędy, wskazywać właściwą drogę. Tak jest od wieków.

„Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie”. Traktowany jest z podejrzliwością. Doświadczyli tego najwięksi: Izajasz, Jeremiasz, Eliasz, Elizeusz. Doświadczył tego Jan Chrzciciel. I doświadczył Jezus. Gdy przyszedł do swego rodzinnego Nazaretu, aby powiedzieć rzecz najważniejszą, że w Jego osobie wypełniły się słowa Pisma Świętego, spełniły się obietnice, na realizację których naród wybrany oczekiwał od wieków, oni popatrzyli nieufnie. Nie chciało im się pomieścić w głowach, że oto Ten, którego znają od najmłodszych lat, który wraz z nimi uczył się, bawił, pracował, cieszył i smucił, dla którego ich codzienność była także jego codziennością, jest Mesjaszem. Nie tak sobie wyobrażali Mesjasza. Ich „mesjasz” nie mógł być człowiekiem z sąsiedztwa.

Święty Ambroży uważał, że postawa mieszkańców Nazaretu wobec Jezusa wynikała z zazdrości. „Daremnie oczekujesz pomocy Boskiego miłosierdzia, jeżeli zazdrościsz komuś owoców jego cnoty. Pan bowiem gardzi zazdrosnym i od tych, którzy dobrodziejstwa Boże w innych prześladują, odwraca cuda swej potęgi”.

Jezus nie dokonał w Nazarecie wielkiego znaku, bo nie znalazł tu wystarczająco silnej wiary. Zachował się jednak tak, jakby nie zgadzał się z zasadą, którą sam na podstawie dziejów proroków wypowiedział. Podjął próbę doprowadzenia mieszkańców Nazaretu do wiary. A kiedy spotkał się z odrzuceniem, nie zrezygnował, lecz postanowił zwrócić im uwagę, że popełnili duży błąd.

Bóg powołując proroków przygotowywał ich na odrzucenie. „Będą walczyć przeciw tobie, ale nie zdołają cię zwyciężyć, gdyż Ja jestem z tobą” - zapewniał powołując Jeremiasza. Prorokowi nie wolno się lękać i rezygnować. Tym bardziej nie mógł tego zrobić Boży Syn.

- Księdzu jest łatwiej głosić Ewangelię niż mnie - skarżył się pewien ojciec rodziny. - Kiedy mówię o najważniejszych chrześcijańskich wartościach i konieczności przestrzegania ich w życiu do moich dorastających dzieci, patrzą na mnie, jakbym przybył z obcej planety. Żona uśmiecha się z politowaniem i radzi, żebym nie przesadzał, bo „żyje się tak, jak przeciwnik pozwala”, a dziś życie jest trudne, nie ma czasu na roztkliwianie się i roztrząsanie, co jest zgodne z wiarą, a co nie. Koledzy z pracy śmieją się ze mnie i pytają, czy znów zamierzam ich nawracać i czy nie zakładam jakiejś sekty...

Ksiądz wysłuchał, a potem stwierdził:

- Pozostaje panu w tej sytuacji głosić Ewangelię przykładem...

Jest coś intrygującego w zestawie czytań na dzisiejszą niedzielę. Z jednej strony zapowiadające trudy i kłopoty powołanie proroka Jeremiasza, z drugiej relacja z niedobrego przyjęcia, z jakim spotkał się w swym rodzinnym mieście Jezus. Logiczne wydawałoby się, aby w drugim czytaniu również była mowa o misji proroka i związanych z nią problemach. Tymczasem Kościół przypomina najpiękniejszy w dziejach hymn o miłości. Miłość jest siłą, której nie pokona zazdrość, podejrzliwość, przemoc fizyczna, małostkowość.

Zdenerwowani ziomkowie Chrystusa nie zdołali Go strącić z góry. Jezus poszedł do innych, nieść Dobrą Nowinę o zbawieniu. Nie obraził się jednak na mieszkańców Nazaretu. Wiedział, że przyjdzie chwila, kiedy będą bardzo chcieli, aby u nich dokonało się to wielkie dobro, którego dzięki wierze doświadczyli inni.

Przyznaj, że potrzebujesz pomocy

Augustyn Pelanowski OSPPE

Przyznać się do potrzeby uzdrowienia jest niezmiernie trudno, gdyż to oznacza utratę dumnej maski kogoś, kto sobie świetnie radzi. Żydzi w synagodze byli nastawieni na piękne kazanie o wszystkim i o niczym. Tymczasem Jezus przychodzi z uzdrowieniem, ale żeby doznać uzdrowienia, trzeba w sobie uznać chorobę. Wcale nie jest łatwo powiedzieć o sobie, że się jest chorym wewnętrznie. Dlatego Jezus przypomina im wdowę z Sarepty, kobietę, która, co prawda z ogromnym trudem, ale w końcu przyznała się Eliaszowi, że ma ukryty grzech, gdy jej syn umarł. Nie jest przyjemnie przyznawać się do słabości.

Wdowa, cudzoziemiec, sierota - należeli do najbardziej potrzebujących pomocy w starożytnym społeczeństwie. Wdowy były zobowiązywane do milczenia, stąd związek między słowem ILMENA - wdowa i ILLAM - niemy. Symbolicznie więc wdową jest ten, kto nic nie chce mówić, odczuwa paraliż lęku i wstydu, również ktoś, kto milczy, bo nie chce mówić o sobie prawdy. Dlaczego lękamy się odzywać? Ponieważ boimy się upokorzenia. Ludzie milczą, gdy się wstydzą samych siebie i żądają milczenia od innych, gdy lękają się poznać prawdę o sobie. A gdy się im przypomni, kim są naprawdę, wybuchają eksplozją wściekłości. Życie niejednego z nas upokorzyło i okaleczyło. Jak wielu z nas wzrastało w otoczeniu, które nas wykorzystało, a my nie potrafiliśmy się obronić i nie zdołaliśmy stworzyć granic bezpieczeństwa.

Dziecko jest zbyt słabe, by skutecznie się bronić, i każde cierpienie jest dla niego zbyt duże. A gdy dorasta, może się okazać, że samo też potrafi ranić, więc się wycofuje, zamyka, jeszcze bardziej wstydzi, już nie tylko tego, co inni mu zrobili, ale też tego, czego samo się dopuściło. Dlatego buduje MURY, by ochronić siebie samego przed upokorzeniami. Mury, które wydają się chronić, zamykają, izolują i tworzą wielką smutną samotność. Wdowa z Sarepty zbierała drewno poza murami. To ma wymiar symboliczny: szuka opału, szuka ciepła, ale zaledwie poza murami, tuż za bramą.

Wystarczy otworzyć się choć trochę na tego, którego posyła Bóg, by zaczęło się uzdrowienie. A posyła nam już nie Eliasza, ale samego Chrystusa! Mury Sarepty to mury gniewu, lęku, buntu, użalania się
nad sobą, zwątpienia w siebie i w poprawę swojego losu, utraty wartości i godności. Mury zasłaniające głód: wdowa ma już tylko garść oliwy i mąki. Głód ciepła i miłości bardziej niż zwykły głód. Człowiek zraniony nie chce nic od nikogo, nawet od Jezusa. Bóg potrafi się pochylić jak Eliasz nad umarłym dzieckiem wdowy i wskrzesić w nas nowe życie. Bliskość Boga jest dla nas szansą na wskrzeszenie do nowego życia. Bóg może uczynić z nas zupełnie innego człowieka, jeśli ukażemy Mu siebie w prawdzie. Czy nie potrzebujesz bezwarunkowej miłości Boga, Jego przytulenia, Jego pochylenia, szacunku, dowartościowania, uleczenia i przebaczenia? Czy nie potrzebujesz już wreszcie przestać żyć w ukryciu, w lęku i złości, dumie udawania?