Niedziela Palmowa (C)

publikacja 14.03.2016 11:34

Sześć homilii

Miłość wierna aż do końca

ks. Leszek Smoliński

Liturgia Niedzieli Palmowej przybliża nam zbawcze wydarzenia z życia Jezusa Chrystusa. Przypomina uroczysty wjazd do Jerozolimy, który jest bezpośrednim przygotowaniem do Jego męki i śmierci na krzyżu. Tłumy witające wkraczającego do Jerozolimy Pana rzucały na drogę płaszcze i gałązki, wołając: „Hosanna Synowi Dawidowemu”. Triumf Chrystusa i Jego Ofiara są ze sobą nierozerwalnie związane. Podobnie jest też z naszym ludzkim i chrześcijańskim losem, który jest uczestnictwem w życiu Boskiego Mistrza.

Co roku Kościół pozwala nam w Niedzielę Palmową, zwaną Niedzielą Męki Pańskiej, wsłuchiwać się na nowo w historię Jezusa. To On siłą miłości pokonał zło i wziął na siebie całą nieprawość człowieka, o której tak mówił św. Jan Paweł II w czasie swojej pielgrzymki do Polski w 2002 roku w Krakowie: „Na wiele sposobów usiłuje się zagłuszyć głos Boga w ludzkich sercach, a Jego samego uczynić ‘wielkim nieobecnym’ w kulturze i społecznej świadomości narodów. Tajemnica nieprawości wciąż wpisuje się w rzeczywistość świata, w którym żyjemy”. Doświadczając tajemnicy nieprawości, rodzącego się na naszych oczach zła, z lękiem patrzymy w przyszłość, obawiamy się pustki, cierpienia i unicestwienia. Jeśli chcemy zobaczyć, jak daleko Bóg przybliżył się do nas, by nas uwolnić od nieprawości i lęków, to musimy spojrzeć na krzyż Chrystusa. To dzięki Jego zbawczej ofierze wyzwolenie od grzechu i śmierci stało się także naszym udziałem.

Żyjemy ze świadomością, że Pan Bóg nas wspomaga. Historia męki i śmierci Jezusa ukazuje nam konkretną drogę, która jest wyjściem z kręgu zła. To droga pięknej i konsekwentnej miłości, połączonej z ofiarą, na której Chrystus uczy, jak zwyciężać zło siłą dobra. Nie daje się ponieść emocjom i poszukiwaniu taniej sensacji, ani poklasku wśród wiwatującego tłumu. Ma świadomość, że tłum, który wykrzykuje radosne „Alleluja”, za chwilę zabrzmi złowrogim „ukrzyżuj”.

Nasza miłość i jej siła wynika z naszego zawierzenia Bogu. Im więcej zaufamy, tym łaska Boża bardziej może działać w naszym życiu i przemieniać nas w dar dla innych. Na wzór św. Teresy od Dzieciątka Jezus, módlmy się do Boga słowami jej „Aktu ofiarowania się miłosiernej miłości”:

„Dziękuję Ci, o mój Boże! za wszystkie łaski, jakimi mnie obdarzyłeś, a szczególnie za to, że mnie przeprowadziłeś przez próbę cierpienia. W dniu ostatecznym z radością będę patrzyła na Ciebie trzymającego berło Krzyża; skoro raczyłeś podzielić się ze mną tym drogocennym Krzyżem, ufam, że w Niebie będę podobna do Ciebie i na moim uwielbionym ciele ujrzę jaśniejące chwałą święte stygmaty Twej Męki...

(…) nie chcę jednak zbierać zasług, chcę pracować jedynie z Miłości ku Tobie, tylko w tym celu, by sprawić Ci radość, pocieszać Twoje Najświętsze Serce i ratować dusze, które będą Cię kochać przez całą wieczność.

Pod wieczór życia stanę przed Tobą z pustymi rękoma, bo nie proszę Cię, Panie, byś liczył moje uczynki. (…) Pragnę więc przyodziać się Twoją własną Sprawiedliwością i jako dar Twojej Miłości otrzymać wieczne posiadania Ciebie samego”.

Co to jest sprawiedliwość?

Piotr Blachowski

Jesteśmy gotowi do zrywów w imię sprawiedliwości i wolności. Potrafimy walczyć o nasz byt, o rodzinę, region i kraj. Czy potrafimy podobnie walczyć o naszą wiarę, o naszą duchowość? Mamy wspaniały przykład Chrystusa, który nie bacząc na krzywdy i okrucieństwa, jakie Mu zgotowano, walczył o naszą wolność, o naszą wiarę.  

Dzisiaj Pan oczekuje z naszej strony właśnie takiego zrywu. Zrywu, który nas umocni, poprowadzi ku zbawieniu. Pozostaje tylko pytanie, czy zdołamy pociągnąć za sobą tych, którzy nie widzą wspólnoty Kościoła, nie czują miłości i wiary?

Prorok Izajasz, powołany przez Boga do oznajmiania Jego woli ludowi wybranemu, a później i nam, daje się poznać, jako mąż odpowiedzialny, posłuszny i kochający Boga. Stwierdza on jednoznacznie, iż po to otrzymał od Boga dar słuchania i mówienia, aby innym oznajmiać to, co jemu zostało objawione. Jak sam mówi: „Pan Bóg Mnie wspomaga, dlatego jestem nieczuły na obelgi, dlatego uczyniłem twarz moją jak głaz i wiem, że wstydu nie doznam.” (Iz 50,7). Zaś św. Paweł tłumaczy swej ukochanej gminie Filipii, że nasz Pan, Jezus Chrystus, mimo iż jest Bogiem, zdecydował się na poniżenie, ogołocenie, okazując absolutne posłuszeństwo swemu Ojcu – Bogu: „uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci – i to śmierci krzyżowej. Dlatego też Bóg Go nad wszystko wywyższył i darował Mu imię ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięło się każde kolano istot niebieskich i ziemskich i podziemnych.” (Flp 2,8-10).

Pozostaje komentarz do dzisiejszej Ewangelii. Ale ona wprowadza nas już bezpośrednio w klimat Wielkiego Tygodnia, relacjonując nam przebieg całego Misterium Męki i Śmierci Pana Jezusa, na każdym kroku podkreślając olbrzymi ciężar odpowiedzialności – przyjęcie śmierci krzyżowej za nasze grzechy. W rezultacie nasze Zbawienie wynika z wielkiej Miłości do nas, ludzi, i z nadzwyczajnego posłuszeństwa wobec Boga Ojca. To posłuszeństwo widoczne jest w każdej chwili, począwszy od sądu, poprzez biczowanie, drogę na Golgotę, po ostatnie słowa: „Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego.” (Łk 23,46b).

Jeśli więc mamy wolność i sprawiedliwość, to pomyślmy o odpowiedzialności i miłości. A jeśli dodamy posłuszeństwo, to otrzymamy pełnię tego, czego oczekuje od nas Pan. Miejmy też w swojej świadomości, że przez wieki tych kilka słów spowodowało tak niesamowity zwrot w życiu całej rodziny ludzkiej. To one zmieniły cały porządek historii, odmieniły nasz los. Warto się nad nimi zastanowić w przededniu Wielkiego Tygodnia.

Jezu Chryste, Zbawicielu, przez Twoją Miłość pozwól nam poczuć odpowiedzialność za nasze czyny. W Wielkim Tygodniu daj nam przeżyć nadchodzące wydarzenia z miłością i zrozumieniem.

Pożądanie duszy

Augustyn Pelanowski OSPPE

W wersji łacińskiej mszału czytamy przy akcie pokuty słowa: ut aptisimus ad sacra misteria celebranda. Polska wersja tego tekstu została przetłumaczona: „abyśmy mogli GODNIE złożyć Najświętszą Ofiarę”. Tymczasem APTUS, od którego jest owe APTISIMUS, to nie ktoś godny, czyli pełen zaszczytu, tylko odpowiedni, stosowny, przyjmujący taką postawę, jaką powinien. Jaka postawa jest właściwa do przeżywania Mszy? Postawa kogoś, kto uważa się za godnego tej chwili, czy raczej uniżenie i wstyd celnika, który nie śmiał podnieść swoich oczu, tylko bił się w piersi? Czego możemy być godni? Może tylko uświadomienia sobie, że to myśmy opluli twarz Syna Bożego każdym naszym grzechem.

Czy jest ktoś, kto może powiedzieć: „ja tego nie uczyniłem, zasłużyłem na miłość Boga”? Kto z tych, którzy słali swe płaszcze pod kopytami zwierzęcia, na którym Jezus wjeżdżał do Jerozolimy, był godny królestwa niebieskiego? O żadnym z apostołów nie napisano, że pragnął spożyć tę paschę z Jezusem. Takich słów Łukasz użył tylko w odniesieniu do Jezusa, bo tylko On jeden naprawdę gorąco tego pragnie, aby nas nakarmić swoim życiem, bardziej niż matka pragnie nakarmić mlekiem niemowlęta. W tekście greckim właściwie użyto słów: EPITHYMIA EPETHYMESA i znaczy to tyle co „pożądać pożądaniem”.

Łukasz chciał podkreślić ogromne zaangażowanie Chrystusa, Jego nieugięte pragnienie obdarowania uczniów życiem wiecznym, miłością Ojca. Jak mocne musiało być to pragnienie w sercu Chrystusa, skoro po ponad trzydziestu latach od tego wydarzenia Łukasz był jeszcze pod wrażeniem zaledwie echa tamtego zbawczego pragnienia?

Życzyłbym sobie na każdej Eucharystii gorąco pożądać pożądaniem duszy przylgnięcia całego mojego istnienia do Jezusa Chrystusa! Na pewno za każdym razem, kiedy zbliżam się do ołtarza mszalnego, wpatrując się w kielich, lekcjonarz, mszał, ampułki, świece i krzyż, powinna mnie cechować uczciwa skrucha, ale też rozpalone pragnienie ducha, silniejsze niż pożądanie ciała. Mimo dramatycznej roli grzechu, nie powinien on być w centrum chrześcijańskiej uwagi bardziej niż pragnienie przebywania z Bogiem.

Nie uciekaj w sen

Augustyn Pelanowski OSPPE


Ogród Oliwny, a właściwie tłocznia oliwek, nasuwa wiele skojarzeń z wizją miażdżenia owoców, aby mogły dać namaszczającą oliwę.

Gdy przed nami jawi się nieuchronność przyjęcia czegoś nie do zniesienia, czegoś przytłaczającego, uciekamy. Uczniowie ze smutku uciekli w sen. Smutkiem, przed którym uciekali Apostołowie, była nieznośna świadomość przegranej, odtrącenie przez ludzi, utrata Jezusa, wizja krzyża.
Podobnie czynimy, gdy dopada nas smutek, cierpienie, zmartwienie, lęk, udręka, nieznośna sytuacja, strata, niezadowolenie z siebie i życia, samotność, nuda istnienia, bezsens, wreszcie nieuchronność choroby czy nawet śmierci.

Jezus nie chce, żebyśmy przed tym wszystkim uciekali, tylko z mocą modlitwy przeczekali, przecierpieli, albo przetrwali. Jeśli uciekamy przed smutkiem, magazynujemy go i w końcu on wybuchnie rozpaczą. Chcemy otrzymywać jedynie pocieszenie i triumfalnie iść przez życie, ale to jest nierealna wizja losu ludzkiego. Po palmowych wiwatach, przychodzi smutek oliwny i nie jest dobrze przestać go doznawać. I tu jest podstawa konfliktu każdego chrześcijanina, jaki dramatycznie każdego dnia rozgrywa się w naszym sercu. Chcemy być z Jezusem, ale nie chcemy przyjąć tego, co jest ceną tej drogi. Chcemy mieć szczęście łaski uświęcającej i przyjemność grzechu, modlić się i używać życia, składać hołdy Bogu i nie doznawać żadnej przykrości. Nawet w naszych modlitwach nie prosimy o wytrwałość w przykrościach, tylko o to, by Bóg je zabrał jak najszybciej. W imię Jezusa chcemy zawsze i koniecznie odnosić jedynie sukcesy, w imię Jezusa żądamy, aby inni zawsze nas rozumieli i byli dla nas dobrzy, w imię Jezusa żądamy, aby życie było komfortowe i pełne wygód, w imię Jezusa czynimy wszystko, aby inni z nas byli we wszystkim zadowoleni. To nie jest jednak chrześcijaństwo, tylko co najwyżej utajona forma nerwicy. Krzyż Chrystusa szepcze do nas cicho, że nie zawsze musimy odnosić zwycięstwa, nie możemy oczekiwać, by każda droga była palmowa, bo są i oliwne.

Pójdźmy z pokłonem!


ks. Tomasz Horak

Niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Jezusa: ”Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom”. Odrzekł: ”Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą”. Czego Jezus miał zabronić? ”Królewskiego” powitania na stoku Góry Oliwnej. Dziwi reakcja faryzeuszy. Bo kim był - zewnętrznie biorąc - Jezus? Galilejskim robotnikiem. Czynił cuda? Oni i tak w to nie wierzyli. A jednak to powitanie ich rozdrażniło. Jakby przeczuwali, że za wszystkim kryje się jakaś inna sprawa. Tłumy witające Jezusa też to przeczuwały.

Cztery dni później cichcem pojmali Jezusa. Pomogli Bogu zstąpić w najmroczniejsze zakamarki ludzkiego świata - w otchłań cierpienia. Jezus stał się podobnym do ludzi. A w zewnętrznym przejawie uznany za człowieka, uniżył samego siebie, stawszy się posłusznym aż do śmierci - i to śmierci krzyżowej. Tak, posługując się oszczędnymi słowy, napisał Apostoł. Chrześcijanie próbowali mówić o tym na różne sposoby. Dlatego powstały średniowieczne misteria, renesansowe obrazy i rzeźby, wciąż odwiedzane kalwarie, nadal wykonywane oratoria, współczesne nam filmy... Każde z tych wyobrażeń, wypowiedziane językiem swojej epoki, jest przejmujące. Ale przecież żadne z nich nie może sięgnąć głębi tajemnicy. Bo jak pojąć Boga? A Boga uniżonego?

Dobrze, zgódźmy się na to, że Jezus jest królem. Ale pójść za takim królem? Całe nasze wnętrze buntuje się przeciw cierpieniu, a równocześnie krzyż fascynuje i pociąga. Nie potrafimy powiedzieć, czym. Jesteśmy wewnętrznie rozdarci. Przed cierpieniem nie ucieknę - to wiem. Jezus zwyciężył, zmartwychwstając - w to wierzę. Logiczny rachunek podpowiada: warto pójść za Nim. Spojrzenie na krzyż z jednej strony budzi współczucie i wdzięczność wobec Ukrzyżowanego. Z drugiej zaś strony sam widok nieludzkich tortur każe się od krzyża odwrócić. Dlatego od wieków krzyż był, jest, i tak już zostanie, znakiem sprzeciwu. Wyzwaniu, jakim jest krzyż, trudno sprostać. Obojętność wobec krzyża też nie jest dobrym sposobem.

Wzięliśmy do ręki palmy, poszliśmy po królewsku witać przybywającego do Jerozolimy Jezusa. Nie możemy przestać wiwatować na Jego cześć, bo jeśli zamilkniemy, kamienie wołać będą. To już lepiej niech ludzie wołają. Co zrobimy za kilka dni, gdy w Wielki Piątek znajdziemy się z tłumem na dziedzińcu rzymskiej twierdzy? Ktoś krzyknie do Piłata: ”Ukrzyżuj!”. Milczeć wtedy? Krzykiem sprzeciwu odpowiedzieć na krzyk potępienia? Zacząć z tłumem coraz głośniej wrzeszczeć: ”Ukrzyżuj go!”. A może udawać, że nic się nie dzieje. Tamta historia wydarzyła się dawno, moje myśli i odczucia niczego w niej nie zmienią. Zostaje jakiś rodzaj odległego współczucia i tyle...

Dobrze wiemy, że to nie jakaś odległa historia. Każde pokolenie o tym wiedziało i na swój sposób usiłowało pokonać barierę czasu i przestrzeni, dzielącą od tamtej godziny. Dlatego misteria, dlatego pełne ekspresji krzyże, dlatego kalwarie, dlatego oratoria, dlatego filmy. Dlatego, że nie sposób obok krzyża przejść obojętnie. Jest w nim przeogromna siła. Dlatego w Wielki Piątek padnę na twarz przed krzyżem i zaśpiewam: ”Pójdźmy z pokłonem!”. Krzyżowa męka Jezusa nie położyła kresu cierpieniom. Nawet nie zdołała niczego wyjaśnić. Ale przecież Bóg napełnił cierpienie swoją obecnością. Czy to nie wystarczy, by pokłonić się przed Ukrzyżowanym?

Entuzjazm uczniów Chrystusa


ks. Tadeusz Czakański

Radość Niedzieli Palmowej różni się od radości Poranka Wielkanocnego. Jest zapowiedzią, tamta zaś pełnią, wypełnieniem mesjańskich obietnic. Jest pełna nadziei, tamta – pewności. Posiada cechy triumfu, tamta jest triumfem. Pełna jeszcze ukrytego lęku i napięcia, tamta – zwycięska, przepojona wolnością i pokojem. Prowadzi do Jerozolimy, tamta – do Nieba. Między radością procesji z palmami a radością procesji rezurekcyjnej rozgrywa się dramat, dramat męki Jezusa: passio.

Kiedy ludzie dowiedzieli się, że Jezus przybywa do Jerozolimy, wzięli gałązki palmowe, wybiegli Mu naprzeciw i wołali: Hosanna! „Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach”. Te radosne okrzyki wznosi „całe mnóstwo uczniów”. Są to uczniowie Jezusa. Tłum daje się ogarnąć i porwać tej fali radości. Ale nie wszyscy. Są i tacy, którzy wyrażają swoje niezadowolenie. „Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom”. To oni bowiem pierwsi zaczęli „wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli”. Wszechogarniająca radość jest częścią entuzjazmu tych, którzy rozpoznali w Jezusie Mesjasza. Słowo „entuzjazm” w języku greckim odnosi się do człowieka natchnionego przez Boga, pełnego wiary i zapału. Mamy tutaj wyraźny ślad działania Ducha Świętego. To On udoskonala radość uczniów i utrwala pokój w ich sercach. On jest gwarancją zwycięstwa. Zwycięstwa, które często okupione jest męką, a nawet śmiercią. Duch Święty umacnia to, co słabe, podnosi na duchu, dodaje otuchy. Boski Pocieszyciel. Paraklet.

Na początku Wielkiego Tygodnia Kościół święci palmy – symbol zwycięstwa. Botanicy znają wiele gatunków palm. Najbardziej znacząca jest jednak palma daktylowa. Arabowie nazywają ją królem oazy, „który zanurza swoje stopy w wodzie, a swoją głowę w ogniu nieba”. Żadna wichura nie jest w stanie ani złamać tego wspaniałego drzewa, ani wyrwać go z korzeniami, ani ogołocić z liści. Opiera się każdej nawałnicy, chociażby jej siła zginała ją niemal do samej ziemi. Jest długowieczna – rośnie dwieście, a nawet trzysta lat. Gałązki palmowe – zawsze zielone – są symbolem głoszącym nadzieję zwycięstwa. „Sprawiedliwy zakwitnie jak palma” (Ps 92,13). W Apokalipsie męczennicy trzymają w rękach palmy, co oznacza, że otrzymują już zapłatę zwycięzców – wieczną nagrodę (Ap 7,9).

Ojcowie Kościoła tekst z Pieśni nad Pieśniami „Wespnę się na palmę, pochwycę gałązki jej owocem brzemienne” (Pnp 7,9) odnosili do Chrystusa, który na drzewie krzyża ofiaruje tęskniącej Oblubienicy – Kościołowi owoce swej zbawczej śmierci.

W tygodniu, który ma nas przygotować poprzez Triduum Paschalne na przyjęcie pełni radości Zmartwychwstania, powróćmy do postawy uwielbienia Boga –może kiedyś żywej i owocującej dobrymi czynami. Do entuzjazmu. Odkryjmy w sobie na nowo obecność Ducha Świętego, który umacnia naszą wiarę, daje sercu pokój i podtrzymuje zapał miłowania braci.