11. Niedziela zwykła (C)

publikacja 28.05.2016 10:20

Sześć homilii

Rozpoznać Boga

ks. Leszek Smoliński

Każdy z nas ma różne doświadczenia spotkań. Do jednego z takich szczególnych wydarzeń odwołuje się dzisiejsza Ewangelia. Stajemy się świadkami spotkania w domu Szymona. Najpierw możemy przyjrzeć się postawie gospodarza, który choć zaprosił znanego proroka Jezusa do siebie na posiłek, to jednak nie potraktował Go poważnie. Więcej, powątpiewał nawet w Jego charyzmat prorocki: „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”. Zapewne, jako faryzeusz, sądził, że najważniejsze jest Prawo, które polega na skrupulatnym egzekwowaniu należności. Szymon zaniedbał przy tym obowiązki wynikające z gościnności. Jezus, zwracając się do niego, zauważył: „nie podałeś Mi wody do nóg […] Nie dałeś Mi pocałunku […]. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą”.

Przeciwieństwem zachowania faryzeusza Szymona jest postawa kobiety, która „prowadziła w mieście życie grzeszne”. Podchodząc do Jezusa  z flakonikiem alabastrowego olejku, przyniosła ze sobą całe zmarnowane życie. Z jej oczu zaczęły płynąć łzy skruchy i żalu. Jezus obserwując całą zaistniałą sytuację przeciwstawia wątpienie Szymona wierze kobiety: „Twoja wiara Cię ocaliła”. Wyjaśnia przy tym, co jest narzędziem poznania w wierze: „Ponieważ bardzo umiłowała”. Miłość pozwala kobiecie grzesznej na rozpoznanie w Jezusie Mesjasza, a wątpienie Szymona nie pozwala mu uznać w Jezusie proroka.

Jezus, który zna każdego człowieka, akceptuje nas takich, jacy jesteśmy. Nie oznacza to jednak aprobaty do złego postępowania. Widzimy to zarówno na przykładzie Szymona, jak i jawnogrzesznicy. Jak Bóg, który jest Miłością, poznaje na, patrząc wzrokiem miłości, tak my również docieramy do Boga przez miłość. „Ponieważ Bóg pierwszy nas umiłował (por. 1 J 4, 10), miłość nie jest już przykazaniem, ale odpowiedzią na dar miłości, z jaką Bóg do nas przychodzi” (Deus caritas cst 1).

Tylko kochając Boga, można w Niego uwierzyć. Św. Augustyn zapisał w „Wyznaniach” o swoim doświadczeniu miłości Boga: „Późno Cię ukochałem(...) Piękności dawna i zawsze nowa! Późno Cię ukochałem! We mnie byłeś, ja zaś byłem na zewnątrz i na zewnątrz Cię poszukiwałem (...). Niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Tobie. Przemówiłeś, zawołałeś i pokonałeś moją głuchotę. Zajaśniałeś, Twoje światło usunęło moją ślepotę. Zapachniałeś wokoło, poczułem i chłonę Ciebie. Raz zakosztowałem, a oto łaknę i pragnę. Dotknąłeś, a oto płonę pragnieniem Twojego pokoju. Niespokojne jest moje serce, dopóki nie spocznie w Tobie”.

W perspektywie wiary jedynie kochający poznaje właściwie. Szymon chciał Jezusa sprawdzić, zweryfikować, co o Nim mówią. W pewnym sensie sytuacja ta pozwoliła mu nawet wystawić Jezusa na próbę. Ale to kobieta, mimo że znana w mieście ze swej grzesznej postawy, rozpoznaje Jezusa. Postawa ewangelicznej kobiety uczy nas, iż nawet w sytuacji zagubienia i grzechu miłość pozwala nam na rozpoznanie Boga. Tego, który z miłością pochyla się nad człowiekiem i pragnie, byśmy odpowiadali miłością na Jego miłość.

Ocaleni przez miłosierdzie

Piotr Blachowski

Przebaczenie, miłosierdzie, nadzieja, wiara, to słowa, które w Piśmie Świętym pojawiają się co chwila. Dobrze jest wsłuchiwać się w nie, ale jeszcze lepiej jest żyć nimi na co dzień.  

W dzisiejszych czytaniach widzimy wyraźnie problem przebaczenia i miłosierdzia Bożego. Może komuś I czytanie nie przypadnie do gustu, może wręcz będzie zniesmaczony historią króla Dawida, który zaślepiony namiętnością przyprawił o śmierć Uriasza, aby zawładnąć jego żoną. Każdy z nas jednoznacznie stwierdzi, że wina jego była ciężka. A jednak Bóg mu przebaczył, ponieważ Dawid uznał ją i pokornie wyznał: ”Zgrzeszyłem wobec Pana”. Miłosierdzie Boże przebaczyło grzesznikowi uznającemu swoją winę, ale także ukarało go, aby nie grzeszył więcej. Dawid znosił karę w duchu pokuty i został przywrócony do łaski przez Boże miłosierdzie.

W Ewangelii problem przebaczenia i miłosierdzia Bożego jest ukazany w nowym świetle. Bóg posyła już nie proroka, jak do Dawida, ale swojego Syna, aby zbawił wszystkich grzeszników. Chrystus szuka więc ich wszędzie, w domach i na drogach. Czytany dzisiaj fragment ukazuje dwie postawy ludzkie wobec grzechu. Faryzeusz jest przykładem osoby o sercu zamkniętym dla miłości, osoby skłonnej do krytyki, do gorszenia się postępowaniem drugich, ale nie troszczącej się o własne postępowanie i nie uznającej własnej winy.

Druga postać to nawrócona grzesznica. Niewiasta popełniła wprawdzie wiele grzechów, ale zostały jej odpuszczone ze względu na jej wielką ufność w Miłosierdzie Boże oraz ze względu na wielką miłość, jaką okazała w geście obmywania stóp Pana Jezusa. Dziwić nas może fakt, że Pan Jezus nie nałożył pokuty grzesznej niewieście. Uczynił tak nie tylko ze względu na jej wielką miłość, lecz przede wszystkim dlatego, że wziął pokutę na siebie, ofiarowując życie swoje za grzechy ludzi. Czy my, w naszej codzienności, pamiętamy o tym? Czy pamiętamy, że dostępujemy przebaczenia grzechów dzięki Bożej Miłości, dzięki Ofierze, jaką za nas złożył Jezus Chrystus? Czy przyjmujemy godną naśladowania postawę Dawida? Im bardziej człowiek żałuje za swoje grzechy z pobudki miłości, tym obfitsze jest przebaczenie Boga, który może odpuścić nie tylko winę, lecz także karę.

PANIE JEZU, BOŻE MIŁOSIERNY, Ewangelia pozwala nam zrozumieć tę radosną prawdę, że nikt, tak naprawdę nikt, nie jest odłączony od Twojej miłości ani pozbawiony Twego przebaczenia.

Pokusa bycia nadczłowiekiem

Augustyn Pelanowski OSPPE

Jezus był często postrzegany jako człowiek, który arogancko wmawia sobie boskość. Wielu z nas oburzyłoby się, gdyby spotkało stolarza, który w swoim warsztacie odpuszczałby grzechy. Trzeba przypomnieć pierwszą pokusę, jaka skusiła człowieka: pokusę boskiej wszechmocy. Adam i Ewa są obrazem każdego mężczyzny i kobiety, a grzech próby sięgnięcia po boskie nieograniczenie powiela się w milionach wariantów.


Szymon to jeszcze jedna wersja Adama. Adam po grzechu też zrzucał winę na Ewę, nie chcąc jej w sobie uznać. Podobnie Szymon widział grzeszną istotę jedynie w jawnogrzesznicy. Człowiek opętany pokusą wszechmocy uznaje się za pozbawionego wad i oczywiście grzechu, wszystko to dostrzega wyłącznie w innych. Szymon posądza Jezusa o to, że nie jest prorokiem, a o cudzołożnej kobiecie myśli z największą pogardą. Jest faryzeuszem, co na pewno zaznaczyło się pogonią za perfekcją moralną. Jeśli udawało mu się być poprawnym, a nawet doskonałym moralnie, to tym bardziej wywyższał się ponad szary tłum. Doskonałość etyczna niestety częściej bywa pułapką niż uwolnieniem. Ambicja bycia lepszym niż każdy zwykły człowiek jest najczęściej dowodem istnienia pragnienia bycia ponadludzkim, czyli boskim.
Cechą ludzką jest uznawanie w sobie nie tylko omylności, ale też słabości, a co najważniejsze: grzechu. Mówimy wtedy o zdolności do skruchy i pokorze. Człowiek ogarnięty pokusą wszechmocy niczego nie żałuje, nie odczuwa skruchy. Jeszcze jedną cechą, jakże bardzo ludzką, jest zdolność do proszenia. Kobieta wijąca się u stóp Jezusa prosi bez słów, ale jej gesty są głośniejsze niż błagalny krzyk. Szymon o nic nie prosi, a swoim zaproszeniem Jezusa na ucztę udowadnia sobie, że niczego od nikogo nie potrzebuje. Istnieją ludzie, którzy tylko dlatego dają jałmużnę, że chcą udowodnić sobie absolutną samowystarczalność. Są jeszcze dwie przynajmniej rzeczy, które wskazują na uzurpację wszechmocy przez Szymona: pogarda i osąd. Pogarda wobec innych jest oznaką pretensji do bycia nadczłowiekiem, a więc kimś boskim. Człowiek gardzący innymi nie akceptuje swoich słabości, a nawet ich nie dostrzega. Osądzając innych, przypisuje sobie atrybut Boga, który jedynie jest sędzią.


Uderzające jest to, że w porównaniu z Szymonem skruszona kobieta jest wyjątkowo przejrzysta. Nie tłumi łez, wszystkie jej emocje się uzewnętrzniają. Jest czuła, żałuje, ma pragnienie wynagrodzenia, wstydzi się, ale jest odważna w uzewnętrznianiu skruchy. Próbując wyobrazić sobie postać Szymona, nie potrafimy zbyt wiele powiedzieć o jego emocjach. Manifestuje się jako człowiek bez uczuć, chłodny i pozornie opanowany, a w rzeczywistości sztywny i sztuczny. Ktoś, kto tłumi emocje, nie chce uznać faktu ich istnienia, odmawia sobie ludzkich ograniczeń, odgrywa rolę boga z kamiennym obliczem. Nie ma jednak oblicza, tylko maskę.


To nie ja, to inni!

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Wystarczyło, że Dawid uznał i wyznał swój grzech, by usłyszał od Natana, że Bóg odpuszcza mu jego winę. Tylko ten grzech jest nieodpuszczalny, którego nie chcemy wyznać Bogu. Ale żeby cokolwiek wyznać, trzeba najpierw uznać w sobie, że popełniliśmy nieprawość.

Minimalizujemy zwykle złość czynu, obwiniamy innych, usprawiedliwiamy się, racjonalizujemy, wypieramy, zaprzeczamy, zatajamy, zapominamy, a nawet niektórzy dopuszczają się świętokradczych spowiedzi, nie wyznając tych najpodlejszych czynów. Wszystko po to, by uniknąć prawdy o samym sobie.

Od czasu do czasu pojawia się u mnie ktoś, kto nie potrafi niczego sobie przypomnieć. To nie tylko emocje, wstyd, zażenowanie, czasem jest to mechanizm wypierania prawdy, którym człowiek posługiwał się całe życie. Są i tacy, którzy notoryczne cudzołóstwo nazywają potknięciem, kradzież pożyczeniem, zarozumiałość uważają za poczucie wartości, nienawiść i brak przebaczenia ukrywają pod maską użalania się i uskarżania na innych, chciwość nazywają oszczędnością, złośliwość obroną własnej godności, brak modlitwy tłumaczą pomyśleniem o Bogu, pogardę dla innych uważają za wymierzanie sprawiedliwości, obmowę tłumaczą odwagą mówienia o kimś prawdy, a kiedy mówią z uśmiechem, że „lubią sobie wypić”, to często oznacza, że są awanturnikami i alkoholikami.
Na pewno Szymon faryzeusz nie popełnił takich grzechów jak ta kobieta. Nie potrafił jednak być tak prawdziwy jak ona. Jego pogarda i niepohamowane osądzanie wszystkich były obrzydliwsze niż cała jej rozwiązłość. Nie dziwię się, że Jezus posługuje się porównaniem ze świata finansów, gdyż wielokrotnie spotykałem się z pewną przedziwną prawidłowością. Otóż zdarzyło mi się wiele razy, że ktoś przychodził do mnie i uskarżał się nie tyle na swoje grzechy, co raczej na duże zadłużenie finansowe albo na to, że został okradziony lub oszukany. Nie wiem, czy zawsze tak jest, ale w tych przypadkach, z którymi miałem do czynienia, często takie kłopoty finansowe były informacją dla sumienia. Pewna grupa tych osób była po prostu zadłużona wobec Boga moralnie, ale nie uznawała swoich grzechów.

Niewielu ludzi jest zdolnych do właściwej wyceny swego sumienia. Jeśli potrafią ocenić uczciwie swoje czyny, nie są wtedy skorzy do oceniania innych, bo dogłębnie widzą, że nikt nie może zapłacić za ich długi moralne, oprócz Odkupiciela. Większość jednak w innych widzi źródło swych problemów. W innych widzi wady, złośliwość, perfidię, podstęp. To inni są winni, inni są zazdrośni, inni są pożądliwi, inni są niewierni, inni nas dręczą, inni są wyniośli, inni kradną, inni oszukują. Takie myślenie prowadzi w końcu do konkluzji: „Skoro inni są tacy źli, to dokąd będę taki dobry? Już czas zawalczyć o siebie!”. I dochodzi do tego, że z całą premedytacją zaczynają być takimi, jakimi w istocie zawsze byli, ale wzbogaceni o motywację ratowania siebie spośród przewrotnego pokolenia. Jak bardzo jesteśmy przeniknięci złem, kiedy już tylko źle innych widzimy i tylko zło w nich dostrzegamy?

 

Wiedział, że jest grzesznicą...

 

ks. Tomasz Horak

Uwiódł komuś żonę – takie to banalne. Niestety... A potem trzeba było jakoś wybrnąć z ogromnie niezręcznej sytuacji. No, bo dziecko w drodze. Dziś pozbyto by się dziecka. Król Dawid – bo o nim mowa – pozbył sięmęża Batszeby. Jak na króla przystało, zrobił to cudzymi rękami. Grzech i zbrodnia. Przedziwna jest ta historia opowiedziana w II Księdze Samuela (11, 2 - 27). Zamyka ją oszczędna w słowach ocena: „Postępek Dawida nie podobał się Panu”. Najprzedziwniejsze zaś w tej historii jest to, że król Dawid, człowiek mądry i pobożny, jakby nie zauważył, że to grzech i zbrodnia. Nie tylko król Dawid takiemu zaślepieniu uległ. Dzisiejszy świat też nie dostrzega grzechu. Zbrodni też nie. Nie będę przekonywał, bo nie trzeba. To widać. Widać na codzień wokół nas. Widać w szarym światku naszej codzienności, widać w wielkim świecie biznesu i polityki. Czyżby problem nie dostrzegania grzechu izbrodni towarzyszył ludziom zawsze? Tak jest w istocie. Dziś jednak obserwuję zjawisko bardziej niepokojące. Otóż człowiek nie tylko nie dostrzega swego grzechu, swojej zbrodni. Dzisiejszy świat (a jesteśmy jego cząstką) zda się w ogóle nie dostrzegać problemu grzechu. A jeśli problem nie istnieje – to o czym mówić? Wygodne to i trudno się dziwić, że wielu ludzi takiemu zafałszowaniu ulega. To zaś powoduje nasilanie się zła, które nie jest postrzegane jako zło. Ocenia się skuteczność działań – nie ich moralną wartość.

Królowi Dawidowi grzech wytknął prorok Natan, człowiek od Boga posłany. Prorok posłużył się całym swoim kunsztem, by dyplomatycznie a zdecydowanie do króla przemówić. Dawid przejrzał od razu – epilog tej historii odnajdujemy w dzisiejszym 1. czytaniu. W Ewangelii odnajdujemy coś innego. Chrystus i grzeszna kobieta. Wszystko w gruncie rzeczy obyło się bez słów. To znaczy słowa padły później, jako komentarz. Ale owa grzeszna kobieta – można się tego domyślać – została pociągnięta nie tyle naukami Jezusa, co całą Jego osobą, tym jakimś niepojętym promieniowaniem Dobra. Nie tylko zwykłej ludzkiej dobroci, ale właśnie jakiegoś niepojętego Dobra, które jest i początkiem, i miarą wszelkiego innego dobra. A bez takiej miary człowiek obyć się nie może. Bez takiego absolutnego, niezmiennego, stałego, ponadczasowego punktu odniesienia człowiek nie jest w stanie ani pojąć granicy pomiędzy dobrem i złem, ani uznać, że zgrzeszył.

Jezus owym promieniowaniem Dobra nie przygniatał człowieka, nie niszczył go, nie unicestwiał. Pozwalając zrozumieć i uznać winę popełnionego grzechu, wyzwalał człowieka z jego własnej niewoli i obdarzał przebaczeniem: „Twoje grzechy są odpuszczone... idź w pokoju”. Tak było kiedyś, tak jest i dziś. Promieniowanie Dobra trwa. Katechizm nazywa to łaskąBożą. Nie o słowa jednak chodzi – one zawsze są zbyt ciasne i wytarte, by w pełni wypowiedzieć tajemnicę Boga. Ale tajemnica Jego wpływu na człowieka jest rzeczywistością.

Byle tylko człowiek nie zamknął się w swej wydumanej doskonałości. Takimi właśnie byli faryzeusze, także ten, który gościł Jezusa u siebie. Nie wiem, czy pojął naukę, jakiej udzieliła mu najpierw owa pogardzana przez niego kobieta, a potem sam Jezus swoim komentarzem o grzechu, miłości i przebaczeniu. Takie to ważne: zobaczyć (i uznać!) prawdę o sobie. Całą prawdę – o tym co dobre i o tym co złe. Bywałem nieraz na spotkaniach AA. Wwypowiedziach trzeźwiejących alkoholików odnajdowałem ten właśnie motyw, a twierdzą zgodnie, że to podstawa i początek przemiany ich życia: przyznać wobec samego siebie, że jest się alkoholikiem. Promieniowanie Bożego Dobra, łaska Boża, ma tu znaczenie ogromne. Ale i człowiek tą łaską tknięty i przeniknięty, musi uczynić coś ze swej strony. „Uczynić”? Ten czyn jest wewnętrzny, jest aktem ludzkiego ducha: przyznać się wobec własnego sumienia do grzechu. Reszta jest potem względnie łatwa – ale to przyznanie się jest trudne, a bywa że i bardzo trudne. Reszta? Tak, bo trzeba przyjść do Boga i wyznać jak Dawid, jak owa kobieta z Ewangelii winę swego grzechu. Dla nas, chrześcijan, oznacza to pójście do sakramentalnej spowiedzi. Bywa z tym niełatwo, ale tylko dopóty, dopóki człowiek trwa w błogim przeświadczeniu o swej doskonałości.

Czy jednak z każdą winą można iść do Boga i o przebaczenie prosić? Odpowiedzią jest cała Jezusowa Ewangelia: tak, z każdą winą, z każdym grzechem możesz przyjść i oprzebaczenie prosić. Promieniowanie Dobra czyli Boża łaska jest większa i potężniejsza od największych nawet zbrodni.

 

Wiara i czyny

 

Ks. Tomasz Horak

”Czemu zlekceważyłeś słowo Pana, popełniając to, co złe w Jego oczach? Zabiłeś mieczem Chetytę Uriasza, a jego żonę wziąłeś sobie za małżonkę. Zamordowałeś go mieczem Ammonitów”. Tak prorok Natan napominał króla Dawida, który popełnił ohydny grzech. Uwiódł żonę Uriasza - i to było złe. Dla zatuszowania sprawy wystawił go na pewną śmierć - a to już była zbrodnia. A co gorsza, zaślepiony złem, zła nie widział. Dopiero słowa proroka doprowadziły go do opamiętania. ”Zgrzeszyłem wobec Pana” - przyznaje. Pożądanie, grzech, zbrodnia. I co? Jedno zdanie ma odwrócić wszystko? Nawet pokutna pieśń ułożona przez króla nie może wyrównać krzywdy, nie może zmazać grzechu. Nawet post ani jakakolwiek pokuta, choćby najsurowsza, nie wróci życia zamordowanemu i nie naprawi moralnego ładu naruszonego przez króla. A jednak prorok oświadcza: ”Pan odpuszcza ci twój grzech - nie umrzesz”. Nie tylko Boża sprawiedliwość, ale także Boże miłosierdzie jest wyzwaniem dla człowieka.

Dawid był człowiekiem szlachetnym - mógł uwolnić się od śmiertelnego wroga, jakim był Saul, nie wykorzystał okazji. Był człowiekiem głębokiej i gorącej wiary - o tym świadczą pieśni (psalmy), które śpiewamy do dziś. A jednak dopuścił się zbrodni. Nauczka dla nas? Tak. Przestroga dla wszystkich - także dla tych, którzy mogą uważać się za szlachetnych i głęboko wierzących. Pokusa, pożądanie, grzech mogą nam bez reszty przesłonić sprawiedliwość i ludzką, i Bożą. Mogą przesłonić nam także Boże miłosierdzie. Zbyt łatwo nadużywamy wtedy dobroci Boga. Bywa i tak, że człowiek staje się zuchwały, a cierpliwość Wszechmocnego bierze za Jego słabość. Patrząc na to, co dzieje się wokoło, nieodparcie nasuwa się podejrzenie, że jest wielu takich zuchwalców. A może i we mnie drzemie taka nieujawniona jeszcze grzeszna przewrotność? Czy ktokolwiek - ja także - jest tak ugruntowany w dobrym, że może się uważać za wolnego od niebezpieczeństwa pokusy, pożądania i grzechu? A może i zbrodni?

Każdy człowiek powinien o tym wewnętrznym niebezpieczeństwie pamiętać. Tym bardziej chrześcijanin. Jedną z fundamentalnych prawd naszej wiary jest nauka o grzechu pierworodnym. O tym trudnym do przyjęcia skażeniu natury, wskutek czego ”nie czynię tego, co chcę, ale to, czego nienawidzę - to właśnie czynię”. Tak pisał nie byle kto, bo Paweł apostoł (Rz 7,15). Ale to nie jest ślepy zaułek, z którego wyjścia nie ma. Chrześcijanin wie, że zawsze może wrócić do Jezusa (Łk 23,40nn). I tu słowa Pawła z dzisiejszego czytania: ”Uwierzyliśmy w Chrystusa Jezusa, by osiągnąć usprawiedliwienie z wiary w Chrystusa”. A jest to dar tak wielki, że chrześcijanin może powtórzyć za apostołem: ”Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus”.

Czy to znaczy, że nieważne są nasze czyny? Że wystarczy z wiarą i łzami przyjść do Jezusa, jak owa kobieta z Ewangelii, by usłyszeć: ”Twoje grzechy są odpuszczone. Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju!”. Nie, nie tak Jezus uczył. Przebaczał, ale też mówił, że ludzie powinni widzieć nasze dobre uczynki, bo wtedy będą chwalili Boga (Mt 5,16). Mówił, że jak drzewo po owocach, tak człowieka poznaje się po czynach (Mt 7,16n). Zatem: zawsze mogę wrócić do przebaczającego Pana, ale też nigdy nie mogę zaprzestać wysiłku, by moje czyny były dobre.