22. Niedziela zwykła (C)

publikacja 18.08.2016 11:18

Sześć homilii

Bezinteresowność

ks. Leszek Smoliński

Jezus wiele razy naucza o umiejętności dawania. To właśnie sposób, w jaki dzielimy się z innymi swoimi dobrami, pokazuje nasz prawdziwy stosunek do bliźnich. Ideał relacji międzyludzkich z perspektywy chrześcijaństwa to bezinteresowność, czyli robienie czegoś bez oczekiwania czegoś w zamian. Ktoś może powiedzieć, że nie może nic robić bezinteresownie, bo go na to nie stać. Czy rzeczywiście tak jest? Można chyba stwierdzić, że nawet gdybyśmy nagle stali się bogaci, niekoniecznie staniemy się bezinteresowni. Niewielu ludzi potrafi określić granicę: mam nadmiar, oddam potrzebującemu. Bezinteresowność to nie kwestia materialna. To taka „zaraźliwa” dobroć. Ten, kto jej nie doświadczył na własnej skórze, będzie miał problem, żeby sam stać się człowiekiem bezinteresownym. A bezinteresowny to ten, który działa ze szlachetnych pobudek.

Źródła bezinteresowności należy szukać najpierw w ludzkim sercu. Tak robi wielu młodych ludzi, którzy jeszcze nie dysponują środkami materialnymi. Jeśli ktoś mówi, że wszyscy młodzi są źli, to bardzo poważnie mija się z prawdą. Wystarczy spojrzeć, ilu młodych ludzi jest zaangażowanych w bezinteresowną pomoc innym. Powstają koła wolontariuszy, którzy są obecni w szpitalach, domach pomocy, pogotowiach opiekuńczych czy hospicjach. Poświęcają swój czas, aby pomagać innym, którzy potrzebują wsparcia. Nieraz zdarza się, że to wsparcie jest potrzebne gdzieś blisko, za ścianą mieszkania, w którym żyjemy. Wiele osób oczekuje na życzliwą dłoń, choćby drobny gest dobroci, który nigdy nie traci swojej wartości. Pewna nastolatka wyznała: „Mam sąsiada inwalidę, któremu pomagam już od lat, bo właściwie on nie opuszcza swojego mieszkania (problemy fizyczne i psychiczne), co miesiąc wpłacam pieniądze na konto polskich dzieci głodujących i robię jeszcze kilka innych tzw. dobrych uczynków. Nie sądzę jednak, żebym miała jakieś szczególne powody do dumy!”. To tylko jeden z wielu pięknych przykładów cichej pomocy, które spotykamy w naszym codziennym życiu.

Brak działań bezinteresownych wskazuje, że coś z człowiekiem nie tak, że nie ma wykształconego sumienia, poczucia godności. Skoro dajesz – to znaczy, że masz poczucie, że masz czegoś więcej niż inni. Może masz więcej czasu, pieniędzy, cierpliwości, zrozumienia, delikatności. Jak dobry Samarytanin, który zatrzymał się, bo tak dyktowało mu jego serce. Czy jak Weronika, która na krzyżowej drodze zadbała o to, by zbolała twarz Chrystusa została otarta z brudu ludzkiego grzechu. Czy spodziewała się, że jej chustę z odciśniętą twarzą Boskiego Zbawiciela będziemy oglądać do dziś? Ona dobrze zrozumiała słowa Jezusa, że „więcej szczęścia jest w dawaniu, aniżeli braniu”.

Są rzeczy, których nie da przeliczyć się na pieniądze, ani których nie da się zdobyć sprytem czy podstępem, znajomościami czy szczęśliwym zbiegiem okoliczności. Gdzie zatem tkwi sekret chrześcijańskiej bezinteresowności? Jak być zdolnym do bezinteresowności? Pomocą w odpowiedzi na tak postawione pytania mogą być słowa św. Teresy z Avila, hiszpańskiej mistyczki, która mówiła: „Sama Teresa – to nic, ale z Chrystusem – Teresa może wszystko”.

Wartości wieczne

Piotr Blachowski

Bóg wyraża Swą miłość na wiele sposobów. Jednak człowiek z różnych powodów może tego nie dostrzegać. Jedną z głównych przyczyn takiego stanu rzeczy jest pycha. Pycha odstręcza Boga i ludzi. Pysznych nikt nie lubi. Pycha skłania człowieka do tego, aby siebie wynosić ponad innych. Jest też źródłem wielu grzechów. I właśnie o tym problemie mówią dzisiejsze czytania. W każdym fragmencie, w każdej strofie dotyka nas Słowo, które, będąc radą, jest zarazem czymś, co sprawia, że chcemy je pamiętać, przyjmować i stosować.

Już w pierwszym czytaniu Mądrość Syracha poucza nas, jak zachowywać się, by innych nie urazić niepotrzebnym słowem, a równocześnie swoim postępowaniem zapracować na łaski Pana. Wyraźnie nas przestrzega: „Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie. Serce rozumnego rozważa przypowieści, a ucho słuchacza jest pragnieniem mędrca.” (Syr 3,28-29)

Święty Paweł w Liście do Hebrajczyków poucza nas, jednocześnie tłumacząc, że nasze postępowanie związane z przynależnością „do Kościoła pierworodnych, którzy są zapisani w niebiosach, do Boga, który sądzi wszystkich, do duchów sprawiedliwych, które już doszły do celu,” (Hbr 12,23) ma nas zaprowadzić „do Pośrednika Nowego Testamentu – Jezusa” (Hbr 12,24), który, mając w nas upodobanie, uczy nas, jak mamy żyć i postępować.

Ewangelia również przestrzega nas przed postępowaniem podyktowanym egoizmem i próżnością. Poleca działać bezinteresownie, czyli zapraszać tych, którzy potrzebują pomocy, którzy są niezdolni dać „odpłatę”. Ten, kto daje interesownie, spodziewając się czegoś za to, zapomina, że wszystko dostajemy darmo od Boga.

Ewangeliczne Słowa Jezusa Chrystusa – kwintesencja całej dzisiejszej Liturgii Słowa – wieszczą nam wspaniałą przyszłość, jednakże pod warunkiem, że będziemy wypełniali ze zrozumieniem i wierną pokorą to, co nam Pan pozostawił w Testamencie Swoich Słów i Przykazań. „Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych.” (Łk 14,12-14).

PANIE JEZU – naucz nas miłości braterskiej, która skłania do dzielenia się z wszystkimi tym, co posiadamy, czym Ty nas każdego dnia hojnie obdarzasz.

Ostatnie, czyli najlepsze

Augustyn Pelanowski OSPPE

Zajmować ostatnie miejsce i zapraszać ostatnich z ludzi nie mieści się w duchu tego świata. Istnieje różnica między zaniżaniem swej wartości a uniżaniem siebie. Pierwsze jest pretensją pychy, która celowo i demonstracyjnie zaniża swą wartość, by inni temu zaprzeczyli. Jest to mechanizm nastawiony na wymuszenie komplementów i pochwał. Uniżanie zaś siebie jest cechą pokory, która szuka prawdziwej miary siebie. Dlaczego najbardziej potrzeba nam pokory, a nie bojaźni Bożej, wstrzemięźliwości, zdolności do dawania jałmużny, miłości albo nawet wiary? Ponieważ bez pokory żadna cnota się nie utrzyma. Kiedy św. Antoni otrzymał wizję wszystkich zasadzek szatańskich, jakie czekają człowieka dążącego ku Bogu, przeraził się i zapytał Boga: „któż się przedostanie?”. W odpowiedzi usłyszał: „pokora!”. Uniżenie pokory jest potęgą, której żadne zło i żaden zły duch nie jest w stanie naruszyć.

Pokora nie zaczyna się od wielkich wyrzeczeń, tylko od najmniejszych kroków. O tym mówi dziś Jezus: wystarczy, że pośród innych ludzi nie szukasz pierwszego miejsca; że nie uważasz, że na wszystkim się znasz; że w zwykłej rozmowie nie usiłujesz być oryginalny i nieomylny, chwaląc się swą elokwencją i erudycją. Jedną z cech pychy jest wyróżnianie się, objawiające się w manifestowaniu siebie jako kogoś wyjątkowego, wybitnego i znającego się na wszystkim. Nie zajmować pierwszego miejsca nie oznacza bowiem jedynie poszukiwania ostatniego krzesła na wspólnych spotkaniach, ale mieści się w tym również rezygnacja z forsowania własnej racji i dążenia do imponowania innym. Chory indywidualizm cechuje wyróżnianie siebie w wypowiedziach, w ubraniu, w sposobie bycia, nawet w sposobie modlitwy. Ale też odgrywanie roli kogoś innego, niż się jest w rzeczywistości.

Maryja sługom z Kany Galilejskiej nie kazała uczynić nic innego ponad to, co kazał im zrobić Jezus: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie” (J 2,5). Nie powiedziała im: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam się podoba” albo: „Zróbcie więcej niż to, co wam Jezus powie”. Ona bardzo wyraźnie powiedziała, że mają uczynić tylko to, co powie Jezus, i nic więcej. Zwracam na to uwagę, gdyż słowo KANA tłumaczy się jako „miara”, trzcinowy pręt służący do wymierzania. Jesteśmy istotami ograniczonymi, które muszą się liczyć z własnymi granicami. Gdy je przekraczamy, wkraczamy w strefę pretensji do wszechmocy. Ciągle odkrywamy w sobie napuszoność, która daje znać o sobie choćby w skłonności do nadinterpretacji i nadmiaru, próżności i przeciążenia. Chcemy uczynić więcej, lepiej, doskonalej, piękniej, mądrzej, wybitniej, genialnie, wyjątkowo, tak jak nikt inny, cudownie... i w końcu wychodzi z tego nasza wola, która dostała się w sidła nieopanowanej ambicji, wynoszącej nas jak skrzydła Ikara zbyt wysoko.

Niespodziewana zamiana miejsc

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Carlo Caretto w książce „Ponad rzeczami” na- pisał: „Kiedy dotrzemy do bram raju, po kilku tysiącach lat regularnego czyśćca, i będziemy się tłoczyć u wejścia pośród krewnych, znajomych, przyjaciół, a anioł Boży, przeciskając się pośród nas będzie wołał: Wszyscy na swoje miejsca! – to wówczas wszyscy rzucimy się w kierunku ostatniego miejsca i tłok się uczyni nie przy wejściu, lecz w najdalszym kącie, zwłaszcza jeżeli będzie pogrążony w cieniu. Zdarzy się coś dokładnie odwrotnego niż to, co dzieje się tu, na ziemi, kiedy w mieście wsiadamy do autobusu, i wszyscy chrześcijanie, nie wyłączając sióstr zakonnych, rozpychają się łokciami, żeby wejść przed innymi”.

Czy w niebie ci, którzy tu wpychali się na pierwsze trony, będą honorowani przez Jezusa, jak tego się domagali na ziemi od innych? Czy ci, którzy tu noszą czcigodne nakrycia głowy, mankiety, epolety, sygnety, tytuły, odznaczenia i jeżdżą swoimi limuzynami, będą zażywać wyjątkowego szacunku od Jezusa? Niby wszyscy o tym wiedzą, że tak nie będzie, ale nikt się specjalnie nie kwapi w cień pokory. Ci, którzy w tym świecie są ostatni, w tamtym będą pierwszymi.

Jezus widział, jak każdy wybiera sobie najdostojniejszą pozycję na uczcie. Szkoda, że my nie widzimy, jak bardzo walczymy o to, by nasze zdanie się liczyło, by nasza osoba doznała szacunku! Nawet kiedy wypowiadamy opinie o innych, to najczęściej w krytyczny sposób. Dlaczego? Bo w ten sposób, nie mówiąc nic o sobie samych, okazujemy się lepsi. Gromadzimy się wokół tych najpopularniejszych, pomijamy mało znaczących, mizernych, nieudaczników. Chcemy partycypować w czyimś autorytecie. Chwalimy się, że znamy osoby sławne i wstydzimy się niekiedy naszych rodziców, cytujemy mądre książki i nie mamy odwagi powiedzieć ani słowa o swoich wadach i pomyłkach. Próżność, jak sama nazwa wskazuje, jest próżnią, pustką, nicością, i dlatego potrzebuje uniformów, pióropuszy i orderów. Rosyjski malarz Nikos Safronow zarobił mnóstwo pieniędzy, malując postacie rosyjskiej elity w bogatych uniformach sprzed wieków. Rzecz ciekawa, że inni potrzebują rozbierania się do naga, by zwrócić na siebie uwagę! Cokolwiek by człowiek nie uczynił, bez ubrania, czy w też w szatach królewskich, nie jest w stanie ani ukryć swej dumy, ani jej się pozbyć.

Trzeba wspomnieć jeszcze o pysze pokornych. Izaak z Niniwy odróżniał pokorę, jaką ludzie starają się zachowywać na zewnątrz, od pokory, która jest darem Ducha Świętego. Gdybyśmy chcieli gruntownie przyjrzeć się tej pierwszej, to u korzenia zobaczylibyśmy zakamuflowaną ambicję bycia lepszym od innych przez demonstrowanie świetnej imitacji pokory. Życie ideałami rzadko pokrywa się z życiem w prawdzie. W żadnej przestrzeni pycha nie dochodzi tak do głosu jak w sferze religijnej. Nawet modlitwa bywa często podświadomym narcyzmem, nawet z liturgii można uczynić teatr, nawet w szybce monstrancji można przeglądać się jak w lustrze, sprawdzając, czy włosy są w należytym porządku, nawet pisząc o pokorze, można myśleć, że już się ją posiada.

 

Bezinteresowność

 

ks. Tadeusz Czakański

Jezus do człowieka, który zaprosił Go na ucztę, rzekł: „Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych”.

Akcja duńskiego filmu «Uczta Babette» rozgrywa się w czasach Rewolucji Francuskiej. Nienawiść, jaka ogarnia tłumy, wprowadza zamęt i niszczy życie niejednej rodziny. Fala terroru zmusza wielu do ucieczki i szukania schronienia z dala od wydarzeń, które wstrząsają ówczesną Europą. Wśród uciekających jest tytułowa bohaterka filmu Babette. Przybywa ona do cichej miejscowości na prowincji w odległej Skandynawii i dzięki polecającemu listowi znajduje schronienie w domu dwóch ubogich sióstr należących do protestanckiej wspólnoty. Wspólnota, której życie normowane jest przez zasady zawarte w Biblii, szczególnym pietyzmem otacza swego założyciela – pastora, ojca owych sióstr. Babette prosząc o dach nad głową, podejmuje się pełnić rolę służącej. Gotuje, sprząta, wykonuje polecenia zgodnie z wolą swoich dobroczyńców.

Pewnego dnia przychodzi wiadomość o głównej wygranej na loterii. Babette staje się właścicielką olbrzymiej sumy pieniędzy. Jej chlebodawczynie przewidują rychłe rozstanie. Babette prosi, by pozwoliły jej urządzić na pożegnanie kolację dla całej wspólnoty. Ponieważ propozycja ta budzi pewne kontrowersje ze względu na surowy, prawie ascetyczny styl życia wspólnoty, Babette postanawia wydać przyjęcie ku czci zmarłego pastora. Zdumienie budzą przygotowania, jakie czyni Babette. Zamawia wiele niecodziennych produktów, a wśród nich różne gatunki ptactwa oraz przyprawy; jest i żółw, i zamorskie owoce, i rzadkie gatunki wina...

Gdy ubodzy członkowie wspólnoty przybywają na kolację, ich oczom ukazuje się niecodzienny widok. Stół jest tak suto zastawiony i tak przyozdobiony, jakby to było przyjęcie na zamku królewskim. Goście początkowo udają, że nie robi to na nich wrażenia, ale pierwsze degustacje potraw wprawiają ich w zachwyt. Znikają wszelkie konwenanse i rozpoczyna się tak wspaniała uczta, jakiej nie mieli zapewne w całym swoim dotychczasowym życiu. Na koniec, po wyjściu wszystkich rozradowanych gości, siostry podchodzą do zmęczonej Babette, która cały czas spędziła w kuchni, aby jej podziękować i pożegnać się z nią. Ona zaś stwierdza, że nigdzie nie wyjeżdża, bo też nie ma gdzie i za co. – Jak to nie masz za co? A główna wygrana? – pada pytanie. – Wszystkie pieniądze przeznaczyłam na przyjęcie dla was. Chciałam się wam odwdzięczyć i zrobić wam radość – odpowiada Babette.

Człowiek bezinteresowny jest prawdziwie wolny. Nie ogranicza go chciwość ani nadmierna przezorność, nie niszczy jego duszy zazdrość ani lęk przed opinią otoczenia. Służy, wsłuchuje się w potrzeby bliźnich – bo chce ich dobra. Tak postępują często również ludzie, którzy określają się jako niewierzący. Inni miłują ze względu na Boga.

Czy jestem człowiekiem bezinteresownym? Czy staram się nim być? Czy rozumiem, na czym polega bezinteresowność?

Pierwsze słowa dzisiejszej liturgii czytań pochodzą z Księgi Syracydesa: „Synu, z łagodnością wykonuj swe sprawy, a każdy, kto jest prawy, będzie cię miłował. O ile wielki jesteś, o tyle się uniżaj, a znajdziesz łaskę u Pana”. Oto wyjaśnienie bezinteresowności: łagodność i pokora. Łagodność to pokój, z jakim pełnimy wszystko, co jest wolą Boga. Pokora – to wewnętrzne nastawienie umożliwiające nam służenie braciom nie wywyższając się.

Czy znajdę łaskę u Pana?

 

Wyrachowane cielę

 

Ks. Artur Stopka

Już jako ministrant dawał się zauważyć. Zawsze tak manewrował, że był najbliżej księdza. W czasie Mszy św. i podczas spotkań, na wycieczce i podczas wspólnego sprzątania domu katechetycznego. Nikt się nie zdziwił, gdy już w pierwszej licealnej został szefem ministrantów, chociaż byli starsi od niego.
Po maturze poszedł do seminarium. I znów widać go było niemal zawsze w centrum. Parafianie, niekoniecznie złośliwie, mówili między sobą: ”Ten to daleko zajdzie. Może nawet biskupem zostanie. Zawsze potrafi się znaleźć na widoku”.

I chyba mieli rację. Po święceniach bardzo szybko zaczął robić ”karierę”. Biegle władający kilkoma językami, błyskotliwy, potrafiący dać sensowną radę przełożonym, z uzyskanymi w Rzymie literkami ”dr” przed nazwiskiem, szybko obejmował różne kurialne posady. Nie stronił od kamer i mikrofonów, jego twarz kojarzyli z nazwiskiem nawet ludzie dalecy od Kościoła.

Teraz już poważnie zaczęto o nim mówić jako o kandydacie do sakry. Koledzy rocznikowi zakładali się, którą diecezję obejmie.

Kilka lat temu spotkał przypadkowo biskupa z Afryki. Zniszczony chorobą duchowny długo patrzył na niego i nagle powiedział: ”Co ksiądz tutaj robi? To przecież nie jest księdza miejsce”.
Pół roku później wszystkich zaszokował. Poszedł do swojego biskupa i powiedział, że chce jechać na misje. ”Tam mnie potrzebują” - tłumaczył. ”A tu nie? Przecież twoja kariera dobrze się rozwija...” - biskup nie chciał się zgodzić. ”Tam mnie potrzebują” - powtórzył. Pojechał.

Pokora - jedna z siedmiu cnót głównych - nie polega na tym, aby mówić i myśleć o sobie źle. Pokora to właściwa ocena własnych możliwości, bez udawania gorszego, niż się jest. ”Kto jest pokorny, nie dziwi się swojej nędzy, ponieważ prowadzi go ona do większej ufności i wytrwania w stałości” - mówi Katechizm Kościoła Katolickiego (2733). Kto jest pokorny, nie patrzy na innych z pogardą, nie ocenia od pierwszego wejrzenia, nie mówi ”ten jest matoł, a tamten głąb”. W błędzie są ci, którzy uważają, że pokora oznacza bierność wobec przeciwieństw, uleganie innym, rezygnację z własnego zdania i z własnych celów, przytakiwanie i przymilanie się innym. Niektórzy mówią: ”Pokorne cielę dwie matki ssie”. To cielę nie jest pokorne. Jest cwane, wyrachowane, pazerne i perfidne.

Człowiek prawdziwie pokorny nie tylko zna swoje miejsce w życiu, nie tylko wie, na co go stać i jakie cele może sobie postawić, ale także konsekwentnie do nich dąży, odrzucając fałszywe kompromisy, małoduszność, tchórzliwość, ustępowanie innym ”dla świętego spokoju”. Pokora nie dopuszcza egoizmu, prowadzi do zatroskania o innych. Bez niej nie ma miłości. Ani Boga, ani bliźniego.