28. Niedziela zwykła (C)

publikacja 05.10.2016 22:18

Sześć homilii

Wdzięczność

ks. Leszek Smoliński

Wśród słów, które mają coraz mniej miejsca w naszym codziennym życiu, jest krótkie „dziękuję”, które jednoznacznie kojarzy się z wdzięcznością. Często słyszymy słowa, że wdzięczność mobilizuje, że jest potrzebą człowieka. Ale, sami wiemy z własnego życia, że często słowo „dziękuję” nie chce nam przejść przez gardło. Być może zatracamy w sobie naturalny odruch na otrzymane dobro? Wtedy stajemy się podobni do dziewięciu trędowatych z dzisiejszej Ewangelii. A w naszych uszach brzmią wtedy Chrystusowe słowa, które zostały wypowiedziane o potrzebie wdzięczności: „Wtedy jeden z nich, widząc, że jest uzdrowiony, wrócił, chwaląc Boga donośnym głosem, padł na twarz u Jego nóg i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: «Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Czy się nie znalazł nikt, kto by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec?»”. 

Poczucie wdzięczność to nie tylko przejaw dobrych manier, ale postawa, która jest miernikiem wielkości człowieka, jego bezinteresowności i szlachetności. Człowiek wdzięczny to ten, który dostrzega, że nie wszystko zawdzięcza sobie samemu, że jest częścią społeczności, której niemal wszystko zawdzięcza, w jakiś sposób powinien zdawać sobie sprawę z tego, że jest dłużnikiem innych, że powinien za wszystko być wdzięczny. I z tego rodzi się poczucie szczęścia.

Kiedy patrzymy na uzdrowionych w dzisiejszej Ewangelii, to możemy w nich odkryć także motywy naszego postępowania. Samarytanin – cudzoziemiec jako jedyny docenił łaskawość Boga, Jego obdarowanie i miłość. Pozostałych dziewięciu – nie dostrzegło obdarowania i skupiło się tylko na fakcie odzyskania zdrowia, jak małe dziecko na otrzymanym prezencie. Uzdrowieni z trądu zachowali się jak wielu takich, którzy nie potrafią być wdzięczni innym, gdyż są chciwymi egoistami i sądzą, że wszystko im się należy za darmo.

Co znajduje się u podstaw naszej niewdzięczności? Naczelne miejsce zajmuje stawianie siebie w centrum. To rozwija błędne przekonanie, że wszystko zawdzięczamy sobie, swoim zdolnościom, sprytowi czy kontaktom z innymi. Zakrywa nam to prawdę o poszukiwaniu i znajdowaniu Boga we wszystkich rzeczach. Dziś ludzie nauczyli się narzekania i często swoim życiem, zamiast pieśni dziękczynienia, wyśpiewują niezadowolenie i biadolenie. Zapominają, że narzekanie jest zaraźliwe i jak odrobina zakwasu, zakwasza ludzi wokoło i niszczy w nich umiejętność dostrzegania dobra, prawdy i piękna.

Wdzięczność jest dla nas zaproszeniem, aby mieć oczy otwarte, wystarczająco uważne i przenikliwe, by wszędzie widzieć Boga i Jego miłość do nas. W każdej Mszy św. pada wezwanie: „Dzięki składajmy Panu Bogu naszemu, a wierni odpowiadają: „godne to i sprawiedliwe”. Bóg jest godny tego, by Mu dziękować. Dzisiejsza Eucharystia jest okazją, by nie tylko prosić, ale na nowo rozbudzić w sobie postawę wdzięczności. I pokazać, że najważniejszy pozostaje dla nas boski Darczyńca. Spróbujmy też w najbliższym tygodniu dostrzec obdarowanie przez innych – i za to również okazać im swoją wdzięczność.

Wiara i wdzięczność czy standard?

Piotr Blachowski

Ewangelia dzisiejsza ukazuje nam odwieczny problem braku wdzięczności za łaski i braku zrozumienia dla spraw nadprzyrodzonych. Przykład dziesięciu uzdrowionych, z których tylko jeden dziękuje za ten dar, pokazuje, jak łatwo przejść nad cudami do porządku dziennego. Pamiętajmy, że uzdrowienie bądź pomyślność, zdrowie czy powodzenie w życiu nie są samoistne, lecz po części zależą od nas samych, od naszej wiary, gdyż Bóg wysłuchuje naszych próśb na miarę ufności, jaką w Nim pokładamy.

W słowach dzisiejszej Liturgii przeplatają się ze sobą łaska, wdzięczność, wiara i życie z wiary. Nie po raz pierwszy słyszymy, że cuda i znaki, które Pan Jezus czynił, wiązały się z wiarą: gdy „widział wiarę”, dokonywał cudu. Przywołajmy kilka cytatów potwierdzających to spostrzeżenie; „Nie bój się, wierz tylko!” (Mk5,36), „Wszystko jest możliwe dla tego, kto wierzy” (Mk9,23), „Córko, twoja wiara cię ocaliła” (Łk8,42), podobnie jak i dzisiejsze zawołanie: „Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła”(Łk17,19).

Z kolei św. Paweł daje nam odpowiedź, jak rozumieć i jak postrzegać to, co nas spotyka. W Liście do Tymoteusza tłumaczy nie tylko Tymoteuszowi, ale zarazem i nam, jak powinniśmy rozumieć nasze życie. Jednocześnie mówi, jak mamy postępować, by doczekać się spełnienia obietnic naszej wiary. „Jeśli trwamy w cierpliwości, wespół z Nim też królować będziemy. Jeśli się będziemy Go zapierali, to i On nas się zaprze. Jeśli my odmawiamy wierności, On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć siebie samego.” (2 Tm 2,12-13).

Tak więc z jednej strony wiara musi poprzedzać cud, jest warunkiem jego spełnienia. Ale równocześnie wiara stanowi następstwo cudu, rodzi się bowiem w duszy tych, którzy cudu doznali albo byli jego świadkami. A zatem wiara jest odpowiedzią nas, ludzi, na Słowo Boże. Wróćmy do trędowatych z dzisiejszej Ewangelii. Do ich postawy, gdy doświadczyli łaski Bożej. Po której stronie jesteśmy my sami? Tego jednego czy tych dziewięciu?

Bóg każdego dnia obsypuje nas łaskami. Przez kogoś uśmiecha się do nas, aby nas wzmocnić, przez kogoś ratuje nasze zdrowie, abyśmy mogli jeszcze coś dobrego uczynić. Wielu zachwyca się pięknem przyrody, potęgą morza i gór, cudami natury, ale nie widzi Stwórcy. To wszystko jest darem dobrego Boga dla nas. Czy mamy tę świadomość, że cokolwiek dobrego otrzymujemy – daje nam to sam Pan Bóg? Czy dostrzegamy nie tylko dar, ale i Dawcę?

MATKO BOŻA – ucz nas postawy pokory i wdzięczności i prowadź nas przez życie ziemskie do życia wiecznego.

Obmowa jak trąd

Augustyn Pelanowski OSPPE

Kilku z nich poszło się tylko pokazać kapłanom. Zależało im przede wszystkim na tym, by uwolnić się od udręczenia chorobą. Nic o ich wierze Łukasz nie napisał. Wydaje się, że nawet cud niczego nie zmienił w ich życiu duchowym. Natomiast Samarytanin „wrócił, chwaląc Boga”. Te słowa uwypuklają jego wewnętrzną przemianę – przejście od niedowierzania ku całkowitemu zaufaniu Bogu.

Podobnie Naaman deklaruje zerwanie z bałwochwalstwem, i na dowód swego oddania Bogu zabiera ze sobą ziemię, na której był uzdrowiony, by na niej czcić jedynego Boga w swoim kraju. Żaden cud nie jest tak istotny w oczach Boga jak nasze oddanie się Bogu w wierze, wypełnionej bezgranicznym zaufaniem. Wielkość i godność człowieka wierzącego polega właśnie na zdolności do doświadczania Boga, któremu się oddaje i którego się przyjmuje. Przyjmuje, ponieważ Bóg też w nas wierzy, o czym pisze Paweł: „On wiary dochowuje, bo nie może się zaprzeć samego siebie”. Wierzę, czyli ufam, że Bóg mi ufa!

Zastanawiam się, czy trąd, o którym dwukrotnie dziś jest mowa w trzech czytaniach, jest jakimś zilustrowaniem niedowierzania? Żydzi wierzyli, że trąd jest swoistą karą za oszczerstwo i obmowę. Miriam, siostra Mojżesza, została dotknięta trądem, gdy podawała w wątpliwość wybór Mojżesza na jedynego wodza i obmawiała go z powodu małżeństwa z Kuszytką, Seforą (Lb 12). Istotą jej oskarżeń było zwątpienie w wybór Mojżesza na jedynego wybawcę. Zwątpienie zrodziło oskarżenie, a to doprowadziło ją do trądu. Nie chcę przez to twierdzić, że ta potworna choroba jest spowodowana wątpliwościami i obmowami, ale chcę podkreślić, że jest doskonałą ilustracją życia, które nie potrafi już zdobyć się na pełne zaufanie Bogu i ratuje swoją pozycję oskarżeniami innych. Zwątpienie w miłość i dobroć Boga prowadzi nieuchronnie do niszczenia innych złymi opiniami. Naaman, dopóki był trędowaty, wątpił w sens zanurzania się w wody Jordanu, a jego pierwsza reakcja na nakaz zanurzenia się była pełna gniewu.

Jak bardzo nasz świat stał się trędowaty przez miliony pomówień, oskarżeń, obmów, fałszywych opinii, zniesławień, zarzutów, które każdego dnia rozbrzmiewają w domach, na ulicach, na forach internetowych, w wiadomościach wykrzykiwanych z ekranów! W oczach Boga zwykła obmowa czy oszczerstwo jest czymś ohydniejszym niż widok ropiejącej i gnijącej rany na trędowatym ciele. Główne dzieło Chrystusa to przecież usprawiedliwienie, które stoi w zwycięskiej opozycji do głównego dzieła szatana, czyli oskarżania. Za każdym więc razem, gdy mamy pokusę obmówić kogokolwiek, albo nawet oskarżyć, dobrze się zastanówmy, po której stronie wtedy staniemy: Chrystusa czy szatana?

Wdzięk wdzięczności

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Prawdziwa wdzięczność uzyskuje więcej niż błaganie. Tylko jeden z dziesięciu trędowatych oddał nieudawaną chwałę Bogu i dlatego został uzdrowiony, a nie tylko oczyszczony. Pozostali umieli błagać, ale nie umieli być wdzięczni. Pomiędzy oczyszczeniem a uzdrowieniem jest poważna różnica, jak pomiędzy uzyskaniem tylko rozgrzeszenia a uwolnieniem z nałogu.

Naaman został oczyszczony z trądu, ale Biblia nie mówi nic o jego całkowitym uzdrowieniu. W odróżnieniu od owego Samarytanina, wdzięczność chciał wyrazić materialnie. Tymczasem Samarytanin skupił się tylko na oddaniu chwały Bogu. Elizeusz nie przyjął od Naamana daru, bo nie był on ofiarowany z czystych pobudek. Wdzięczność Naamana była rodzajem zapłaty za usługę charyzmatyczną, a łaski się ani nie sprzedaje, ani jej się nie kupuje, bo nie ma ceny! Istnieje więc wdzięczność, która naprawdę jest wyrazem uwolnienia nie tylko ciała z udręki, ale i ducha z nieczystych tendencji. Wdzięczność taka, która nie zniewala nawet tego, który szafował łaską. Syrach mówi, że podarunki zaślepiają mędrców.

Może nie przypadkiem w języku polskim wdzięczność kojarzy się z wdziękiem, Autentyczna wdzięczność jest wdziękiem serca, jego pięknem! Wdzięczność, aby mogła być czysta i szczera, musi być jedynie chwałą oddaną Bogu i ma rozszerzać w nas wiarę. Bóg nie dlatego jest dla nas uzdrawiająco łaskawy, ponieważ więcej Mu płacimy niż inni, począwszy od ofiar pieniężnych, a skończywszy na perfekcyjnych efektach wyrzeczenia. Nie jest również miła wdzięczność Bogu człowieka, któremu nikt inny nic nie zawdzięcza. Yves Congar napisał: „Kościół starożytny publicznie obkładał sankcjami publiczne niesprawiedliwości oraz grzechy o poważnym charakterze. Nie przyjmowano darów od bogaczów bezwzględnych wobec ubogich, tak samo od rozpustników, nieuczciwych kupców, fałszywych świadków, wiarołomnych sędziów itd. Uciskanie ubogich mogło pociągnąć za sobą ekskomunikę”. Naaman nie wypuścił niewolnicy, która poinformowała go o istnieniu Elizeusza. Wrócił do swojego kraju, do swojego bogactwa, symbolicznie zabierając ze sobą worek świętej ziemi, souvenir z pielgrzymki. Zakupienie woreczka z piaskiem z Ziemi Świętej nie rozgrzesza nas z nieuczciwości popełnianych w rodzinnym kraju.

Istnieje sarmackie przysłowie: male parta (łac. zła część) idzie do czarta! Dobra nabyte niegodziwym staraniem, nie są miłe Bogu, lecz diabłu. Największa ongiś w chrześcijaństwie katedra w Beauvais, której fragment do dziś stoi w tym mieście, podobno dlatego się ciągle zawalała, gdyż zleceniodawca tej budowli nie wypłacał sprawiedliwej zapłaty robotnikom. Wszyscy wiemy, że opuszczenie Eucharystii w niedzielę jest grzechem ciężkim, ale nie zapominajmy, że niewypłacanie robotnikom należnej zapłaty, czyli okradanie ich, jest grzechem wołającym o pomstę do nieba, i ona przychodzi!

 

O sztuce wdzięczności

 

ks. Roman Kempny

„W każdym położeniu dziękujcie [Bogu], taka jest wola Boża w Jezusie Chrystusie względem was” (1 Tes 5,18) – wzywał Apostoł Paweł chrześcijan w Tesalonice. Także Chrystus domagał się od ludzi wdzięczności względem Boga. Sam był także wrażliwy na ludzką wdzięczność. Wyraźnie widać to w dzisiejszej Ewangelii. Dziesięciu trędowatych zostało uleczonych, ale tylko jeden podziękował za przywrócenie mu zdrowia. Rozgoryczony Jezus zapytał: „Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu...?”. Dodajmy, że tym, który wrócił, „upadł na twarz do stóp Jezusa i dziękował Mu” był Samarytanin.

Prawo do wdzięczności ma także człowiek. Można się spierać co do tego, czy jakiś konkretny czyn zasługuje na wdzięczność. Można mieć wątpliwości co do sposobów okazywania wdzięczności, ale każdemu zdarza się uczynić coś dobrego i wtedy dostrzegamy przysługujące nam prawo do wdzięczności. Czujemy się mniej lub bardziej zawiedzeni, jeśli inni nie okazują nam wdzięczności. Zdarza się też, że nam ktoś wyświadcza jakieś dobro. Natychmiast powinniśmy się poczuć wdzięczni i w odpowiedni sposób tę wdzięczność okazać, jeśli nie chcemy sprawić innym zawodu, którego gorzki smak sami poznaliśmy.

Każdy, najskromniejszy nawet wyraz wdzięczności jest jakby potwierdzeniem odbioru dobra, którego doświadczyliśmy. Takim znakiem jest każde „dziękuję”. Dla czyniącego dobrze jest to źródłem prawdziwej satysfakcji, ponieważ jego wysiłek nie poszedł na marne. Okazuje się jednak, że okazywanie wdzięczności jest zagadnieniem dość złożonym. Można dziękować w różny sposób. Dziękowanie może być dobre i złe.

Wdzięczność nie może być zbyt przymilna, zniewalająca dobroczyńcę, obligująca do dalszego świadczenia dobra. Wdzięczność połączona z przemyślnymi pochlebstwami jest wyrafinowanym sposobem eksploatowania nie tylko dobroci, ale głównie próżności drugiego człowieka. Taka wdzięczność jest jedynie zakamuflowaną formą egoizmu i zachłanności, żerującej na autentycznej dobroci albo naiwności bliźniego. Trzeba niemałych umiejętności, by prawdziwej wdzięczności nie przekształcić w tanie pochlebstwa.

Przeciwieństwem wdzięczności interesownej i wspartej pochlebstwami jest podziękowanie zdawkowe, bezduszne, pozbawione uczuciowego zaangażowania. Do tej kategorii należy zaliczyć wszystkie, tyle razy wypowiadane „dziękuję”, za którym nic się nie kryje. Na pewno sprawiamy przez to ból tym, których wyświadczone nam dobrodziejstwo kosztowało.

Jaka więc powinna być wdzięczność względem Boga i ludzi? Wdzięczność powinna być bezinteresowna. Należy ją wyrażać w taki sposób, żeby dobroczyńca nie czuł się niejako zmuszony do dalszego świadczenia nam dobra. Wdzięczność powinna być wolna od pochlebstw, ponieważ one łechcą ludzką próżność, ale mogą też sprawiać przykrość temu albo łatwo przekształcić się w zwykłe ośmieszanie dobrodzieja.

Podziękowanie jest swoistym potwierdzeniem odbioru dobrodziejstwa dla tego, który owo dobrodziejstwo wyświadczył. Im staranniej, uważniej, cieplej podziękujemy, tym owo potwierdzenie będzie wyraźniejsze i tym większą zapłatę będzie stanowić dla dobroczyńcy.

Wyrazem wdzięczności jest gotowość do świadczenia dobra innym. Wezwanie do owej gotowości odnajdujemy w nauczaniu Jezusa – w przypowieści o niemiłosiernym dłużniku (Mt 18,32n). Wdzięczność za doznane dobro ma nas zobowiązywać do przybierania postawy dobroczynnej względem innych. „Idź i ty czyń podobnie!” (Łk 10,37). Tak kazał Jezus naśladować miłosiernego Samarytanina. I na tym właśnie polegają społeczne korzyści czynienia ludziom dobrze. Warto także często wracać do przykładów doskonałego dziękczynienia, jakie człowiek powinien składać. Są nimi wielbiący Boga hymn Maryi «Magnificat» oraz «Benedictus» Zachariasza (Łk 1, 46-55 i 68-79).

 

Wiara uzdrawia

 

ks. Jan Kochel

Czy wiara może być lekarstwem dla ludzi? To pytanie, jako „wezwanie, które oczekuje na odpowiedź”, znajduje uzasadnienie w Biblii. Jezus kilkakrotnie zapewniał uleczonych z różnych chorób, że to „wiara [ich] uzdrowiła” (Mt 9,22; Mk 5,34; 10,52; Łk 7,50; 8,48; 18,42). Jeśli jakieś słowa Jezusa pojawiają się w różnych i niezależnych źródłach, to są to tzw. ipsissima verba, czyli słowa autentyczne, przechowane przez „naocznych świadków i sług słowa” (Łk 1,2), które miały szczególne znaczenie dla chrześcijan pierwotnego Kościoła.

Uzdrowienie dokonuje się nie tyle za sprawą dobrze dobranych leków, fachowej diagnozy i działań lekarza, co dzięki wewnętrznej dyspozycji człowieka i jego ufności w uprzedzające działanie miłości Bożej.
Opis cudu uzdrowienia Naamana, dowódcy wojsk króla Aramu, potwierdza wyjątkową rolę posłuszeństwa słowu Bożemu. Bezwzględne zaufanie i zawierzenie słowu męża Bożego odegrało zasadniczą rolę w procesie oczyszczenia i uleczenia człowieka chorego na trąd. Cudowny skutek obmycia najlepiej oddaje obrazowe porównanie, które mówi, że ciało chorego „na powrót stało się jak ciało małego chłopca”. Naaman wcześniej długo zmagał się z odpowiedzią na wezwanie Boga. Uwierzyć oznacza bowiem „poddać się w sposób wolny usłyszanemu słowu, ponieważ jego prawda została zagwarantowana przez Boga, który jest samą Prawdą” (KKK 144). Pismo Święte nazywa taką odpowiedź człowieka ”posłuszeństwem wiary” (Rz 1,5; 16,26). Tego typu wiara ma moc oczyszczania, uzdrawiania, przemiany duszy i ciała; ”jest poręką tych dóbr, których się spodziewamy, dowodem tych rzeczywistości, których nie widzimy” (Hbr 11,1).

Jezusa powszechnie uznawano za cudotwórcę i uzdrowiciela, dlatego też stale towarzyszyli Mu ludzie dotknięci rozmaitymi chorobami. To zwłaszcza im głosił Ewangelię i ich uzdrawiał, co więcej - przekraczając różne granice - wytrwale szukał tych najmniejszych: pogardzanych, grzeszników, odrzuconych na margines. Przypominał swoim uczniom, że ”nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają” (Łk 5,31). W tym gronie znalazło się dziesięciu trędowatych, którym nie zabrakło ufności w prośbie: ”Jezusie (...) ulituj się nad nami!”. Dar uzdrowienia otrzymali wszyscy, ale posłuszeństwo w wierze okazał tylko jeden z nich. On też oddał chwałę Bogu. Wierna postawa cudzoziemca przyniosła mu uzdrowienie ”duszy i ciała”. Z tym darem Jezus związał wezwanie: ”Wstań, idź...!”.

Podobne wołanie usłyszał polski misjonarz o. Jan Beyzym (1850-1912), ”posługacz trędowatych” z Madagaskaru. Pracę misyjną w dalekiej Afryce rozpoczął w 1898 r. Najpierw z poświęceniem służył w leprozorium, gdzie przebywało prawie 150 chorych. Później, w 1903 roku, rozpoczął budowę nowoczesnego schroniska dla zarażonych bakterią Hansena. Mimo wielu przeszkód i trudności zrealizował to wspaniałe dzieło. Szpitalem dla trędowatych kierował aż do śmierci. Opatrując rany ciała, leczył także dusze, zbliżając je do Boga i sakramentów świętych. Zorganizował dla ”czarnych piskląt” - jak pieszczotliwie nazywał swoich podopiecznych - stałe duszpasterstwo, prowadził systematyczne nauczanie religijne, krzewił wśród nich kulturę, głosił rekolekcje, propagował szkaplerz i modlitwę różańcową. Pragnął, aby trędowaci żyli i umierali jako dzieci Boże.

Ojciec Święty w homilii podczas Mszy św. beatyfikacyjnej na krakowskich błoniach powiedział o nim: ”Dobroczynna działalność bł. Jana Beyzyma była wpisana w jego podstawową misję: niesienie Ewangelii tym, którzy jej nie znają. Oto największy dar - dar miłosierdzia - prowadzić ludzi do Chrystusa, pozwolić im poznać i zakosztować Jego miłości. Proszę was zatem, módlcie się, aby w Kościele w Polsce rodziły się coraz liczniejsze powołania misyjne. W duchu miłosierdzia wspierajcie nieustannie misjonarzy pomocą i modlitwą”.

Wiara zatem nie tylko uzdrawia, ale także rodzi świętych.