2. Niedziela po Narodzeniu Pańskim

publikacja 29.12.2015 11:40

Jedenaście homilii.

Odwieczne Słowo

ks. Leszek Smoliński

Liturgia dzisiejszej niedzieli pozwala nam wysłuchać jeszcze raz uroczystej Ewangelii z dnia Narodzenia Pańskiego. Słyszymy dobrze znany fragment Prologu z Ewangelii według św. Jana, w którym przez Słowo Wcielone Bóg odkrywa prawdę o sobie. Św. Augustyn wypowiadając się o janowym Prologu mawiał, że: „powinien on być wpisany złotymi literami i umieszczony w kościołach na poczesnym miejscu”, takie jest bowiem jego bogactwo i znaczenie dla wiary chrześcijańskiej.

Kolejny raz wybrzmiewają więc naszych uszach i sercu słowa: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało między nami”. Uświadamiamy sobie, że Bóg chciał być blisko człowieka, blisko każdego z nas, i dlatego przyszedł na ziemię. Jego przyjście wiąże się z konkretnymi darami, jak pokój, dobra nowina i życie dla wszystkich – nie tylko dla bogatych, ale i biednych, nie tylko dla mądrych i błyskotliwych, ale ludzi prostych. Pragnie obdarować wszystkich, bo jesteśmy braćmi tego samego Boga Ojca. Jezus przyjął ludzką naturę, z wyjątkiem grzechu. „Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali łaskę po łasce”. Radość z faktu, że „Dziecię nam się narodziło” jest związana z pewnością, że Bóg przyszedł na ziemię z miłości do nas. Chciał podzielić się tym, co ma największego. Od tego momentu zaczęła się nowa era życia na ziemi. Nawet w kalendarzu, niezależnie od wyznawanych przekonań, ludzie od tej szczególnej daty liczą aktualnie czas.

Odwieczne Słowo Miłości jest dla nas prawdziwym źródłem nadziei. Uświadamia nam, że na historię każdego indywidualnego człowieka, jak i całej ludzkości trzeba spojrzeć w kluczu „pełni czasu”. Okazuje się bowiem, że przyjście na świat Słowa Wcielonego jest zasadnicze tak dla poznania Boga, jak i dla człowieka zrozumienia samego siebie. Chrystus jest bowiem ostateczną odpowiedzią na najgłębsze pytania moralne i religijne człowieka – jak nauczał św. Jan Paweł II. Gdy bowiem u początku wszystkich innych religii stoi ludzkie poszukiwanie Boga, to w chrześcijaństwie początkiem jest Wcielenie Słowa, a więc inicjatywa Boga, który sam przychodzi, by mówić o sobie człowiekowi i wskazywać mu drogę dojścia do siebie oraz człowieka ku sobie prowadzić (por. TMA 6).

Św. Paweł dziś przypomina, że każdy z nas ma swoje miejsce w odwiecznym planie Boga. Nasze ziemskie życie, niezależnie od ilości lat spędzonych wśród najbliższych, będzie miało znaczenie na całą wieczność. Dlatego każda chwila jest ważna. Uświadamia nam to Jezus, dzięki któremu staliśmy się dziećmi Bożymi. „Jeśli Syn Boży w swą ziemską podróż mógł zabrać jedynie Miłość Ojca, znaczy to, że i my w podróż powrotną nie wyniesiemy stąd nic oprócz naszych słów, czynów miłości. Więcej są w stanie dokonać ci, którzy ufają nie tylko swoim siłom, ale mocy Miłości Bożej” (ks. Marcin Kowalski).

Ten sam Chrystus, który narodził się jako człowiek w Betlejem, to ten sam Bóg, który jest racją i zasadą istnienia świata, który wydobył go z chaosu i niebytu. Ten sam Chrystus, który narodził się jako człowiek w Betlejem, narodzi się także dziś w każdym z nas w czasie tej Mszy Świętej. Kiedy przyjmiemy Go w Komunii Świętej, to w naszych sercach naprawdę wypełni się cud Bożego Narodzenia.

Nadzieja naszego powołania

Piotr Blachowski

W zasadzie po dzisiejszych czytaniach nie powinno już nic być dopowiedziane, napisane i odczytane. To, co zawierają czytania i Ewangelia, wystarczająco nas uświadamia o tym, jaka powinność i rola do spełnienia nam przypadła. Ale warto przeanalizować nasze życie naszą gotowość do czegoś, co nam Pan zaplanował.

Czyli dodać i uzmysłowić sobie, kto, po co i jak nam to wszystko przygotował. ”Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa... wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem.”(Ef1, 3-5). Więc zanim my  wszyscy, ci, którzy byli przed nami, i ci, co przyjdą po nas, zostaliśmy stworzeni, już mieliśmy swoją rolę w planie Bożego Zbawienia, w planie świętości, w planie Łask Bożych. To wprost niemożliwe, ktoś powie, to w głowie się nie mieści, powie drugi. A owszem, bo to co Bóg czyni i postanawia jest dla nas niewyobrażalne, lecz realne.

To niewyobrażalna miłość Boga, niezmierzona dobroć powoduje, że jesteśmy wezwani do świętości i nie tylko. Bo JESTEŚMY POWOŁANI do tego, co nam przeznaczył Bóg, wystarczy zawierzyć i uwierzyć. To Słowo, które „…było u Boga, i Bogiem było Słowo.  Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało.”(J1, 1-2) Było zaczynem wszystkiego dobra i naszego życia, aż w końcu pora, byśmy poznali Słowo, przez które świat się stał, a Którego nie poznał. Bowiem „Z Jego pełności wszyscyśmy otrzymali – łaskę po łasce.”(J1, 18). A więc Łaska, która będzie nas prowadzić po ścieżkach wydeptanych przez Chrystusa, Jego uczniów, byśmy poznali jak służyć, jak pomagać, jak ciągle być w łączności z Jezusem. Powołaniem naszym sami się nie uporamy, ale oddajmy się „do dyspozycji” – czyli zaufajmy Panu, a nasza przyszłość będzie prosta i jasna.

I na koniec podeprę się słowami Świętego Pawła, który w Liście do Efezjan podaje nam zakończenie tego rozważania: „Przeto i ja, usłyszawszy o waszej wierze w Pana Jezusa i o miłości względem wszystkich świętych, nie zaprzestaję dziękczynienia, wspominając was w moich modlitwach. [Proszę w nich], aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał wam ducha mądrości i objawienia w głębszym poznaniu Jego samego. [Niech da] wam światłe oczy serca tak, byście wiedzieli, czym jest nadzieja waszego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych.” (Ef1, 15-18). Nic dodać, nic ująć.

PANIE JEZU CHRYSTE – uczyń nas dziećmi swojego Ojca i wybaw nas od wszelkiego zła tego świata i wskaż nam drogę, którą będziemy kroczyć.

Co na początku?

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

To, co jest na początku, jest najważniejsze, jest fundamentalne. Na początku naszego świata jest Słowo Boga. Na początku dnia powinno być Słowo Boga, na początku myślenia powinno być Słowo z Biblii, na początku porozumienia jest odezwanie się kogoś, na początku każdej decyzji jest myśl oświecona mądrością Boga.

Mamy początek roku i doskonale się składa, że Bóg nam przypomina o swoim przemawianiu – o Biblii w naszym życiu. Natchnienie Biblii jest analogiczne do Wcielenia Chrystusa. Tak więc nikt nie może twierdzić, że spotkał Jezusa, kto nie pozwolił Mu przemówić do serca przez Biblię.

Dość często słyszymy wezwanie, aby czynić to, co mówi nam nasze serce. Serce człowieka jest stawiane na początku naszego kodeksu moralnego – ale to zły początek. Nie powinno się na początku słuchać serca ludzkiego, które „jest zdradliwsze niż wszystko inne i niepoprawne – któż je zgłębi?”(Jer 17,9). Bardziej wiarygodne niż nasze serce są Słowa Boga, w których jest Serce Boga! Zapewne to sformułowanie: „Na początku było Słowo”, jest wyraźną aluzją do stworzenia świata, o którym Księga Rodzaju podobnie opowiada: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię”, a słowa te wszak są na początku Biblii (Rdz1,1).

Bądź pewien, że kiedy otwierasz twarde okładki Biblii, w tym samym momencie Bóg otwiera twarde bramy twojej duszy i wkracza w twoje życie. Zanim Bóg uporządkował swoim słowem świat, panował chaos – twoje życie też może było dotychczas chaosem. Próbowałeś je naprawiać i nic z tego nie wyszło, bo zapomniałeś o tym, by na początku było przemawianie Boga. Otwórz Biblię – i daj szansę Bogu, by stworzył cię na nowo!

Nikt nie rozumie Biblii na początku. Biblia staje się jasna w miarę wczytywania się w nią. Nawet Apostołowie nie rozumieli słów Jezusa na początku wspólnej drogi. Wczytywanie się w natchnione teksty nie objawi się na początku wielkimi zmianami w twoim życiu, ponieważ gruntowne przemiany zachodzą bardzo głęboko i wyglądają skromnie. W Kanie Galilejskiej Jezus nie dokonał wielkiego przewrotu na miarę Kopernika czy Einsteina, tylko przemienił wodę w wino – ta przemiana nie wydaje się godna nagrody Nobla – nie miała znaczenia dla biologii, czy kardiochirurgii. Nie była nawet zaradzeniem problemom głodu, panującym zapewne już wówczas na terenach afrykańskich. Jezus nie zdradził mapy ludzkiego genomu ani nie wynalazł leku uniemożliwiającego wniknięcie do komórki wirusa HIV. A jednak ten skromny początek przesądził o dziejach świata, o naszym zbawieniu: „Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej” (J 2,11). To, co robisz na początku jest najważniejsze. Ważniejsze niż jeden maleńki kamień rzucony ze szczytu, który powoduje lawinę ważącą na dnie doliny miliony ton.
 

 

Druga homilia na następnej stronie

Wierzę w Stworzyciela

 

ks. Jan Waliczek

Gdy mijają święta Boga – Ojca, który dał światy swojego Syna, wypada uświadomić sobie na nowo Jego stwórcze działanie. Refleksja związana z tym tematem prowadzi do pytań o istnienie Boga, o kreacjonizm, o ewolucjonizm. Badania nad tymi zagadnieniami są prowadzone nieustannie.

Objawienie dane człowiekowi rozpoczyna się w Księdze Rodzaju słowami: „Na początku Bóg stworzył niebo i ziemię” (Rdz 1,1). Z czytanego w dzisiejszej liturgii prologu Ewangelii św. Jana dowiadujemy się, że świat stał się przez Słowo, które na początku było u Boga i które było Bogiem. Stąd w dziele stworzenia trzeba dostrzec także działanie Syna Bożego, nie pomijając oczywiście Osoby Ducha Świętego.

Jezus w swoim publicznym nauczaniu najwyraźniej zakładał, że świat jest stworzony i utrzymywany w bycie przez Ojca. Przykładem może być zwrócenie uwagi na piękno lilii, większe od wspaniałości Salomona (Mt 6,28nn). Wyeksponowanie w ten sposób potęgi aktu stworzenia mówi, że Bóg jest Bogiem, zaś wszelkie istnienie poza Nim jest tylko Jego stworzeniem.

Stwórcza moc i stwórcza wola Boga należą do Jego najgłębszej istoty tak dalece, że Bóg nie może nie stwarzać. Gdyby nie stwarzał, nie byłby Bogiem. W stwarzaniu Bóg objawia i potwierdza swoje wszechmocne Bóstwo. My, żyjący w wymiarze czasu, jesteśmy skłonni myśleć, że Bóg istniejący odwiecznie, w pewnym momencie postanowił zająć się stwarzaniem. Oznaczałoby to, że przed stwarzaniem był Bogiem „niestworzycielem”, Bogiem o niewykorzystywanej dotąd możności stwarzania. Pozorna jednak sprzeczność między odwiecznością Boga Stworzyciela a historycznym początkiem istnienia stworzenia głosi sposób bytowania Stwórcy odmienny od sposobu bytowania wszelkiego stworzenia. Podkreśla też, że stworzenie jest całkowicie zależne od Stwórcy. Stwórca ze stworzeniem, odwieczność z historią ostatecznie spotykają się w niezgłębionej tajemnicy, w Bogu samym. Wszystkie byty stworzone, zachowując swoją pełną odrębność i wartość, przez samo swoje istnienie wskazują na Boga jako przyczynę istnienia. Od Niego otrzymują istnienie i w odniesieniu do Niego nabierają znaczenia, a także znajdują afirmację siebie.

Znane formuły wyznania wiary, katechizmowa oraz liturgiczna, zanim wspomną Boga Stworzyciela, wpierw określają Go mianem Ojca. Bóg istotnie jest Ojcem swojemu Synowi i w Nim – ludzkości. Zatem akt stworzenia świata winno się postrzegać jako przygotowanie wspaniałego daru dla człowieka. Dar ten, oddany człowiekowi do dyspozycji, jest wyrazem ojcowskiej miłości Boga ku człowiekowi. Powołanie wszystkich bytów do istnienia dokonało się ze względu na człowieka. Dlatego człowiek uchodzi za koronę stworzenia. Człowiek bowiem właśnie pośród stworzonego świata i w jego historii zmierza do zbawienia, a świat w zbawionym człowieku znajdzie swoje wypełnienie. O ile cały świat stworzony głosi chwałę Stworzyciela, to szczególnym głosem wyśpiewuje ją człowiek. Tylko między człowiekiem a Bogiem zachodzi relacja dziecięctwa wobec Ojca. Im bardziej Bóg jest Bogiem człowieka, im bardziej człowiek Go za takiego uznaje, tym bardziej człowiek jest sobą. Człowiek poza Bogiem nie może siebie w pełni odnaleźć ani siebie zrealizować.

Wiara w Boga Ojca i Stworzyciela nie niesie odpowiedzi na pytania, jakie w związku z początkiem istnienia świata stawia rozum. Skłania ona raczej człowieka do głębokiego aktu pokory wobec Boga stwarzającego wszystko. Stworzenie świata jawi się nam bowiem nie jako wydarzenie lub bieg wydarzeń, ale jako niepojęta tajemnica, nie mniejsza niż inne tajemnice wiary. Przyjęcie wiarą tajemnicy stworzenia wskazuje człowiekowi potęgę Stwórcy, odrębność i znaczenie stworzeń. Odsłania wielkość Ojcowskiego daru Boga dla człowieka i wynosi człowieka ponad inne stworzenia.

Prawdy tutaj przypomniane głoszą właściwy porządek świata, właściwie ukształtowane relacje. Wszelkie zachwianie owego porządku jest wynikiem działania człowieka nie liczącego się z perspektywą wiary i jej treścią. W takiej sytuacji człowiek zaczyna ubóstwiać świat lub siebie. Tak rodzi się rzeczywistość grzechu, polegającego na sprzeciwie wobec pierwszej prawdy wiary, a także na przekroczeniu pierwszego przykazania Dekalogu.

„Słowo stało się Ciałem i zamieszkało między nami”, aby nasz grzech odkupić i na nowo uporządkować odniesienia świata stworzonego i człowieka do Boga Stworzyciela.

 

 

Trzecia homilia na następnej stronie

Mądrość jest pokorna

 

Ks. Marek Łuczak

Różnie się mówi o ludziach mądrych. Filozof potrafi rozróżniać, bo taka jest pierwsza zasada nauki, którą się zajmuje. Poeta jest mądry, gdy potrafi znaleźć właściwe słowo i za jego pomocą odpowiednio nazywać rzeczy. Artysta musi dostrzec to, czego nikt poza nim nie widzi.

Zupełnie inaczej jest z mądrością chrześcijanina, o której możemy przeczytać w dzisiejszej Liturgii Słowa. Czytanie z Księgi Syracydesa poucza, że mądrość Boża mieszka w Jego ludzie. Te rozważania są tym potrzebniejsze, im większy jest wpływ współczesnej kultury, tak bardzo opartej na oświeceniowym przekonaniu, że nie ma rzeczy nieodkrywalnych, są jedynie rzeczy nieodkryte.

Ludzkość zawsze miała tendencję do przechodzenia z jednej skrajności w drugą. Poznawczy sceptycyzm, przyjmujący wiele postaci w historii filozofii, doprowadził niejeden umysł do ostateczności, którą wypowiedział Sokrates: „Wiem, że nic nie wiem”. Na drugim biegunie spotykamy postawy bliższe naszej epoce. Ich wspólnym mianownikiem jest silne przekonanie o wielkości swojego umysłu, którego paradoksalnie nie potrafią osłabić tak liczne doświadczenia ludzkiej niemocy - w medycynie i wielu innych dziedzinach, gdzie poruszamy się po omacku.

Pycha jest źródłem wielu, jeśli nie wszystkich, ludzkich grzechów. Szatańskie: „nie będę służył” - mimo upływających wieków nie straciło swej aktualności. Dlatego w drugim czytaniu z dzisiejszej niedzieli znajdujemy słowa św. Pawła, który w Liście do Efezjan oddaje cześć Chrystusowi. Na jego wyznaniu można oprzeć chrześcijańską koncepcję mądrości. Mimo że świat jest niechętny wszelkim przejawom uniżenia, wyznawcy Chrystusa oddają chwałę Zbawicielowi. Paradoksalnie ten akt nie umniejsza ich godności, ale ją potwierdza, a nawet wzbogaca.

Pierwszym krokiem do wyzwolenia jest zauważenie swoich ograniczeń. Żaden uzależniony nie ma nawet najmniejszych szans na wolność, jeśli najpierw nie przyzna się do swojej choroby. Liturgia Słowa zachęca nas dzisiaj, byśmy przyjęli postawę pokory. Człowiek uznający swą małość i zależność od Boga staje się wielki i silny.

Doskonale rozumiał to św. Jan. Jego pouczenia są przeniknięte wielkim bogactwem myśli teologicznej. W Prologu do swojej Ewangelii zawarł hymn na cześć Jezusa Chrystusa. To właśnie mądrość, chyba w większym stopniu aniżeli wiedza, pozwoliła mu oddać Zbawicielowi chwałę: „I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od Ojca, pełen łaski i prawdy”.

Troska o prawdziwą religijność domaga się praktycznego dopowiedzenia. W jedynie słownym uznaniu Bożej wielkości kryje się wielkie niebezpieczeństwo. Ludzie dojrzali nie mogą tylko poprzestać na deklaracjach. Wiara nie polega ani na uznaniu Boga za rzeczywistość ani na samym tylko wyartykułowaniu właściwej hierarchii bytów. Tak naprawdę nasz stosunek do Boga wyraża się w naszych postawach.

Dlatego, przeżywając kolejną niedzielę okresu Bożego Narodzenia, jesteśmy szczególnie powołani do stawiania sobie pytań o konsekwencje. Czy z Bożego żłóbka wyłaniają się konkretne zobowiązania? Czy potrafimy przekładać naszą modlitwę na postanowienia i wysiłki? Czy zależy nam na Bożej pomocy nie tylko gdy trudno realizować swoje plany i pragnienia, ale także, gdy trzeba być posłusznym Bożej woli?

Atmosfera świąt kojarzy się z bardzo błogim klimatem. Pomagają w tym choinkowe ozdoby i dźwięczne kolędy. Chrystus przyszedł na świat w bólach rodzenia. To nie przypadek. Chrześcijaństwo nie jest sielanką. Wymaga też ofiary.
 

 

Czwarta homilia na następnej stronie

Chcę być dzieckiem Bożym

 

ks. Artur Stopka

Wschodnia legenda opowiada: żył niegdyś pewien mędrzec, który wzbudzał szacunek swoich współczesnych. W młodości stracił ojca, lecz jego matka, którą obdarzał wielką miłością, dożyła niemal stu lat. W ostatnich latach swego życia matka była bardzo zniedołężniała i wymagała większej opieki niż niejedno dziecko.

Na jej pogrzebie mędrzec rozdzierająco płakał. „Popatrzcie, jak bardzo kochał swą matkę” – mówili między sobą uczestnicy pogrzebu. Jednak mędrzec wyjaśnił: „Nie płaczę nad matką, lecz nad sobą. Uświadomiłem sobie bowiem, że właśnie przestałem być dzieckiem”.

Niedawno byłem świadkiem, jak małej, czteroletniej Kamilce duże grono ludzi dorosłych składało życzenia. Wszyscy życzyli jej, aby „duża urosła”. Kamilka miała taką dziwną minę, że przyszło mi do głowy zapytać ją, czy rzeczywiście chce „być duża”. Po długiej chwili zastanowienia dziewczynka stwierdziła niepewnie: „Chyba chcę”.

Dzieciństwo kojarzy się z rodzicielską miłością, poczuciem bezpieczeństwa, brakiem problemów i obowiązku podejmowania decyzji. Jakże często, gdy nas, dorosłych, przytłacza nadmiar spraw do rozwiązania, kłopotów, gdy brak nam sił, żeby nadążyć za pędzącą wciąż do przodu rzeczywistością, wracamy myślą do lat dziecinnych.

Nie ma w tym niczego złego. Jezus zalecał nawet, że mamy się stać „jak dzieci”, aby wejść do Jego królestwa (por. Mt 18, 3).

Dzisiejsze czytania mszalne pięknie rysują naszą relację z Bogiem. „Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w umiłowanym” podkreśla św. Paweł. Natomiast św. Jan Ewangelista mówiąc o Słowie Wcielonym – Jezusie Chrystusie – wskazuje: „Wszystkim tym... którzy je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego, którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili”.

Zapewne nieraz widzieliśmy, jak dzieci chwalą się nawzajem przed sobą swoimi rodzicami. Czasami nawet kłamią, dodając swojemu tacie lub swojej mamie zalet, talentów, możliwości, funkcji, zarobków. Czy my, którzy jesteśmy dziećmi Bożymi, bierzemy z nich przykład i „chwalimy” się przed całym światem, że naszym Ojcem jest sam Bóg? Czy dajemy świadectwo naszego wybrania? Czy wykorzystujemy moc, którą otrzymaliśmy od Słowa Wcielonego?

W drugą niedzielę po uroczystości Narodzenia Pańskiego, wkroczywszy w nowy rok kalendarzowy, przystańmy na chwilę i zastanówmy się nad swoją godnością dziecka Bożego. Otrzymaliśmy ją w chwili przyjęcia sakramentu chrztu, gdy zostaliśmy „wszczepieni w Chrystusa”.

Z każdą godnością związane są pewne obowiązki. Z każdą godnością łączą się także określone zachowania, konkretny styl życia. Na przykład człowiek piastujący godność rektora wyższej uczelni nie może się zachowywać jak uczniak. Wszyscy na niego patrzą, jest w jakiś sposób wyróżniony. Podobnie chrześcijanin, „piastujący” godność dziecka Bożego, przyjmuje na siebie pewne obowiązki, zachowania, styl życia. Został wybrany przez Boga do wypełnienia misji na ziemi. Został postawiony w pewnym miejscu po to, aby inni mogli na niego patrzeć. Każdy chrześcijanin jest w jakiś sposób wyróżniony.

Żyjemy w kraju, gdzie większość ludzi, to chrześcijanie, katolicy. Być może przez to trudniej nam uświadomić sobie wyjątkowość naszego powołania. Jednak tak, jak rektor wyższej uczelni, gdy znajdzie się w gronie innych rektorów, nie porzuca swej godności, nie zmienia stylu życia, nie zaczyna się inaczej zachowywać, tak samo my, chrześcijanie wśród chrześcijan, katolicy wśród katolików, winniśmy konsekwentnie dawać świadectwo, że naprawdę jesteśmy dziećmi Bożymi. Tego oczekuje od nas świat. Tego oczekują od nas otaczający nas ludzie. Tego oczekuje od nas Bóg.
 

 

Piąta homilia na następnej stronie

Zanim zdemontujemy szopkę

 

Jan Dzielny

Tajemnica Bożego Narodzenia nie kończy się z wygaśnięciem ostatniej świeczki na choince. Wprawdzie rok liturgiczny dzieli czas na okresy, w których chrześcijanie przeżywają poszczególne etapy historii zbawienia, ale ten podział jest umowny i służy jedynie podkreśleniu tego, co ważne. Katolicy podczas Bożego Narodzenia bardziej akcentują sprawy, którymi tak naprawdę żyją każdego dnia.

Jedna z kolęd potwierdza tę prawdę w słowach: „Nie ma Go już w stajence, nie ma Go w żłobie - pójdziemy przed Twe ołtarze pokłonić się Tobie”. Od Wcielenia wyznawcom Jezusa Chrystusa towarzyszy pocieszająca nadzieja, że oto Zbawiciel pozostanie na ziemi aż do skończenia świata. Nawet jeśli te słowa docierają do nas po Zmartwychwstaniu i Wniebowstąpieniu, to właśnie sceneria bożonarodzeniowej szopki w szczególny sposób zachęca do wdzięczności za ich sens. W żaden inny sposób Bóg nie mógłby stać się tak bliski ludziom, jak w momencie, kiedy stał się jednym z nich. I żadna inna okoliczność nie uświadamia tak skutecznie tego pięknego wydarzenia, jak utrwalona w całej ludowej tradycji sceneria tej jedynej nocy. Trudno się dziwić, że treść związana z betlejemską tajemnicą jest naznaczona tak wielkimi emocjami, bo rodzinna atmosfera i związana z nią bliskość uderzają w te struny, które w ludzkich sercach brzmią najpiękniej.

I co z tego wynika? Czy można poprzestać jedynie na sentymentach? Przecież w Ewangelii z dzisiejszej niedzieli usłyszymy słowa o Logosie, który zamieszkał wśród swego ludu. Jak mówią egzegeci, powołując się na językowe analizy, Bóg rozbił namiot wśród nas. Odkąd stał się człowiekiem, razem z nim dzielił dole i niedole, stawiał czoło trudnej codzienności, poznał nasz los, ale i zbliżył się jak nigdy przedtem.

Warto przy okazji świąt pomyśleć o sakramentach. Przecież w każdej przyjętej Komunii św. dokonuje się Boże Narodzenie. Ma ono większą wartość niż jedynie kulturowy czy wręcz folklorystyczny obrzęd, nawet gdyby był najbogatszy w swej wymowie, formie i treści.

Każdy sakrament jest widzialnym znakiem niewidzialnej łaski. Obecność Boga wśród swego ludu nie tylko wyraża się w gipsowej figurce wstawianej do betlejemskiej szopki, ale w każdym sakramencie, który wynosi człowieka do Bożego poziomu. O ile podczas nocy Bożego Narodzenia Syn Boży stał się człowiekiem i uniżył się, by spotkać człowieka, o tyle dalsze etapy historii zbawienia dają niepowtarzalną szansę wywyższenia ludzkości. Dzięki sakramentom człowiek nabywa zdolności, by spotkać Boga. Przecież, jeśli kapłan chrzci czy rozgrzesza, to Chrystus chrzci i rozgrzesza.
Ewangelia z dzisiejszej niedzieli wspomina o momencie, w którym Bóg zamieszkał wśród nas, ale właściwy sens tych słów można odczytać w kontekście Kościoła. Bo Chrystus musiał przyjść w konkretnym celu, nie po to, by inspirować i wzruszać artystów, ale by zbawić. A środkiem do zbawienia niewątpliwie są sakramenty.

Warto pamiętać o tej teologicznej prawdzie, kiedy schowamy figurki do szafy i na jakiś czas zapomnimy o cudownej atmosferze kolęd. Wtedy także możemy przeżywać Boże Narodzenie, tyle że ono nie będzie już pamiątką, ale rzeczywistością. To, co wydarzyło się przed tysiącami lat, ma szansę się powtórzyć. Zamiast biblijnych postaci, każdy z nas wystąpi w głównej roli, obok Maryi, Józefa i pasterzy.

 

 

Szósta homilia na następnej stronie

Słowo, które nie jest zwykłym słowem

 

ks. Antoni Dunajski

„Słowo” z prologu dzisiejszej Ewangelii nie jest zwykłym słowem. Było „na początku” i było samym początkiem albo raczej zasadą wszelkiego stawania się: „Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, co się stało”.

Było życiem, ponieważ „w Nim było życie” – jako strukturalna zasada wszelkiego organicznego wzrostu i owocowania. Nade wszystko jednak w Nim było życie Boże, „dające moc” stawania się dziećmi Bożymi wszystkim, „którzy Je przyjęli”.

Było „Światłością prawdziwą”, oświecającą „każdego człowieka” i wszystkie ludzkie drogi. Światłością, która umożliwia prawidłowe widzenie i poznanie prawdy o Bogu, człowieku i świecie. Światłością, która jest warunkiem życia i poznania sensu tego życia. Mądrością Bożą, odwieczną, która zapuszczając korzenie „w posiadłości Pana”, zaczęła pośród nas „pełnić świętą służbę”.

Słowo, które było „na początku”, dla nas i dla naszego zbawienia „stało się ciałem i zamieszkało między nami” jako Droga, Prawda i Życie, jako Słowo Wcielone, jako Jezus Chrystus. Dramat ludzkości i – powiedzmy szczerze – także dramat Boga polega na tym, że w swojej głupocie „swoi Go nie przyjęli”. Pisząc do mieszkańców Efezu święty Paweł słusznie zauważa, że aby owocnie przyjąć Chrystusa, aby pozwolić Mu narodzić się w sercu człowieka, należy przyjąć „ducha mądrości i objawienia w głębszym poznawaniu Jego samego”.

Dostrzeżenie ścisłego związku pomiędzy Słowem, które „było na początku”, słowem Bożego Objawienia (zapisanego w Piśmie Świętym lub przekazanego nam w ustnej Tradycji Kościoła) a Słowem, które „stało się ciałem” jest dla chrześcijaństwa sprawą podstawową. Przypomina nam bowiem, że u źródeł religii chrześcijańskiej nie leży jakaś abstrakcyjna ideologia, lecz konkretne wydarzenie zbawcze. Przypomina także o konieczności ustawicznego wiązania naszej wiary (czyli przekonań) z treścią i kształtem naszego życia. Wydaje się, że to właśnie miał na myśli Ernest Bryll w pięknym wierszu z tomiku «Betlejem»:

„Gdy uciekali nocą przez pustynięJakież to skarby zabrali ze sobą
I w co wierzyli – że nigdy nie zginie?Wzięli ze sobą tylko Boskie
SłowoCzemu byli tak silni choć byli tak słabiCzy skrył ich dym
kadzidła, mirra ich sławiła?I co takiego nieśli, że chciano ich zabić?
Nic. Tylko Żywe Słowo które Bogiem było
Dlatego wciąż ścigani, wciąż niezwyciężeniIdą przez nasze drogi
codziennie od nowaNie przyniosą nam złota, które życie zmieniLecz to
co zmienia wiecznośćŻywe Boskie Słowa...”

Zauważmy, że Słowo dużą literą pisane. Zauważmy że Słowo, o którym pisze poeta nie jest tylko zwykłym słowem. Jest to najpierw wcielone Boskie Słowo, Jezus Chrystus, który stał się dla nas wartością absolutną, najwyższą i w tym sensie jedyną. Wartością, którą jak najcenniejszy skarb niesiemy przez pustynię życia jako warunek przeżycia. Jest to „Żywe Słowo, które Bogiem było”. Dlatego wszystkie inne Żywe Słowa, które oświetlają nam drogę do wieczności, w tym Słowie mają swoje zakotwiczenie.
 

 

Siódma homilia na następnej stronie

Bóg - wieczny Ojciec

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Tylko dziecko czyni kogoś ojcem. Bóg ma wiekuistą potrzebę ojcostwa, dlatego potrzebuje mnie jako dziecka.
Chcąc pomóc komuś, kto znalazł się w wyjątkowo trudnej sytuacji, staramy się wyjaśnić jego ciemności, używając słów. Wkładamy całą swoją mądrość, miłość, troskę, po prostu całego siebie angażujemy, aby tylko wesprzeć kogoś, kto już nie widzi żadnej szansy na poprawę losu. Podobnie uczynił Bóg wobec całej ludzkości. Dał nam wyjaśniające światło swego Słowa i w tym Słowie zawarł całego siebie. Blask Słowa, które stało się ciałem, wyjaśniło ludziom sens i cel życia: otrzymać moc, by stać się dziećmi Boga.
Niczego tak nie potrzebuję, jak być potrzebnym komuś. Okazuje się, że tym, który mnie potrzebuje na zawsze, jest Bóg. Chce mieć we mnie dziecko.

Prawda ta zostaje objawiona w ujawnieniu się miłości Ojca i Syna. Tylko dziecko czyni kogoś ojcem. Bóg ma wiekuistą potrzebę ojcostwa, dlatego potrzebuje mnie jako dziecka. Ja zaś mam nieskończoną potrzebę przekraczania ograniczenia zmysłowych potrzeb. Dzieje się tak, ponieważ sam sobie nie wystarczam i gubię się, gdy nikomu poza sobą nie jestem potrzebny. Ale komu naprawdę jestem potrzebny do szczęścia na zawsze? Okazuje się, że tylko Bogu. Ta świadomość jest oświeceniem, rewelacją! Zawsze potrzebowałem kogoś, komu jestem potrzebny nie dla krótkoterminowej przysługi, lecz do szczęścia, które nigdy nie zgaśnie. Miłość Boga nie jest zauroczeniem, uczuciem, ale Jego Duchem. Kogoś takiego zawsze oczekiwałem, a oto teraz, łaska po łasce, zrozumienie po poznaniu, spełnienie po obietnicy, widzę Niewidzialnego w Chrystusie! Chrystus jest objawioną potrzebą Boga, który beze mnie nie będzie Ojcem dla mnie.

Prolog Jana, mówiący o Jednorodzonym Synu ukrytym w łonie Ojca, rozbłyska na tle mrocznych rewolucji genetycznych, banków nasienia, odrzuconego ojcostwa, nigdy niedorastających mężczyzn, mnożących się domów dziecka i całej „osieroconej cywilizacji”. Pewien zagorzały ateista, biolog, Jacques Testart, jest równie zaciekłym przeciwnikiem sztucznego zapłodnienia. Mówi, że jedynie w świecie zwierząt jest rzeczą obojętną, kto jest ojcem biologicznym. Gdy w Szwecji zezwolono na heterologiczne zapłodnienia, dzieci poczęte z takich eksperymentów popadały w obsesyjną zazdrość genetyczną. Poszukiwały swych biologicznych ojców w rozpaczy i przerażeniu.

Wierzymy, że Bóg jest Ojcem, ale czy mamy potrzebę stworzenia z Nim więzi? Co innego wiedzieć, a co innego doświadczać. Co innego jest wiedzieć, co to jest miłość, a zupełnie co innego jest kochać i być kochanym. Jezus powiedział do apostołów: „Nie zostawię was sierotami”. Sierocie żyjącemu w oddaleniu od ojca nie wystarczy informacja, że gdzieś daleko mieszka jego ojciec i nazywa się tak a tak. Sieroty nieraz wiele lat szukają swojego rodzica po to, by ich przytulił, położył rękę na głowie i powiedział: „Jesteś moim dzieckiem”.

 

Słowo, mądrość i życie (w Chrystusie)

Piotr Blachowski

Właśnie tak można podsumować dzisiejsze czytania na II Niedzielę po Bożym Narodzeniu. Układają się one w logiczną całość, bowiem teksty sprowadzają się w zasadzie do jednego Słowa: Bóg – Chrystus.

Tekst Syracha opowiada o Mądrości, która mówi o sobie: „Przed wiekami, na samym początku mię stworzył i już nigdy istnieć nie przestanę.” (Syr 24,9). Mądrość, która nas wiedzie ku Chrystusowi, ku wieczności.

W podobnym tonie utrzymany jest list do Efezjan, w którym autor wyraźnie określa przyczyny wcielenia Chrystusa: ”W Nim bowiem wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy byli święci i nieskalani przed Jego obliczem. Z miłości przeznaczył nas dla siebie jako przybranych synów przez Jezusa Chrystusa, według postanowienia swej woli, ku chwale majestatu swej łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym.” (Ef 1,4-6). Praktycznie nic tu dodać, nic ująć, bowiem w tym fragmencie znajdujemy kwintesencję narodzin Chrystusa.

Dziś wiemy, że tej betlejemskiej nocy narodziła się na świecie prawdziwa miłość. „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas (J 1,14). Słowo, Syn Ojca, który jest źródłem wszelkiego życia, zamieszkał wśród nas, aby objawić nam tajemnicę Boga i prowadzić nas prosto do Niego. Zrozumienie planu Bożego zbiegającego się z historią zbawienia powinno być podstawą naszego duchowego wzrostu, kształtowania się w nas życia Bożego.

Prośmy więc w modlitwach o światło wiary, poznania Miłości i rozumienia, że jedynie Bóg jest dawcą naszego życia. Życia naturalnego i życia nadprzyrodzonego. Rozważając dzisiejsze Słowo Boże, zastanówmy się, jak te trzy ważne słowa wdrożyć w nasze życie. Czy rozważając tajemnicę Słowa Wcielonego odkrywamy plan Boga odnośnie do naszego własnego zbawienia? Wkraczamy w Nowy Rok z Bogiem w duszy, z łaską w sercu, z miłością do bliźniego, pod macierzyńską opieką Świętej Bożej Rodzicielki. Ona zaprowadzi nas do Swego Boskiego Syna Jezusa Chrystusa, a w końcu do Domu Ojca.

PANIE JEZU CHRYSTE – naucz nas czytać Słowo i z Mądrością stosować je w Życiu. Z Chrystusem, w Chrystusie i przez Chrystusa.

Zaopiekuj się Słowem

Paweł Kozacki OP

Na początku było Słowo. Gdy nadeszła pełnia czasu, Słowo stało się dziec­kiem i zamieszkało między nami. Nietrudno sobie wyobrazić, jak bardzo troszczyli się o Nie Jego rodzice: Maryja i Józef. Wystarczy przypomnieć sobie szczęście na twarzach małżonków, zwyczajnych ludzi, wprowadzających do domu swoje pierwsze dziecko.


Muszę przyznać, że lubię obserwować młodych rodziców, którzy cieszą się obecnością nowo narodzonego maleństwa. Pochylają się nad nim, obserwują je, przemawiają do niego, starają się wychwycić najdrobniejsze sygnały, które do nich wysyła. Poświęcają mu bardzo dużo czasu. Dotychczasowe ich zwyczaje stają na głowie. Ci, którzy prowadzili życie bardzo towarzyskie i niepoddane żadnym rygorom, którzy kierowali się do tej pory własnym widzimisię, teraz wsłuchują się w wolę swojego dzieciątka. Ono wyznacza rytm dnia i nocy, decyduje, dokąd i kiedy pójdą jego rodzice. Co ciekawe, nic nie mówi. Samą swoją obecnością przemienia rodziców, powiedziałbym nawet, że stwarza ich na nowo. Rezygnacja z własnych przyjemności nie jest dyskutowana, zaniechanie swoich planów przyjmowane jako oczywistość, a niemiłe obowiązki - gdy dziecko wymaga nieprzespanych nocy - podejmowane bez narzekań. Nawet ci, którzy nikogo nie pytali o zdanie, teraz czytają książki i poradniki, liczą się z opinią bardziej doświadczonych rodziców, a czasem udają się po radę do specjalisty.


Tacy ludzie są wzorem w przyjęciu Słowa, które stało się dzieckiem. Czytając słowo Boże, staraj się zatem naśladować rodziców niemowlaka. Daj Słowu swój czas, by miało szansę z tobą zamieszkać, wsłuchuj się w Nie, aby olśniło cię wszystkimi barwami, pytaj o Nie mądrzejszych i bardziej doświadczonych, a na pewno na tym skorzystasz, wreszcie staraj się być Mu posłuszny, by mogło stworzyć w tobie nowego człowieka.


Nie bój się. Ono ci nie zagraża. Jest bezradne jak dziecko. Zetknie się z tobą tylko w takim stopniu, w jakim Mu na to pozwolisz. Jeśli się nie zgodzisz, jeżeli nie znajdziesz miejsca dla Niego, zostanie sierotą. Prolog Ewangelii świętego Jana nie jest malowany tylko barwami bezpiecznego dzieciństwa. Możliwe jest osierocenie Słowa. Bez trudu można określić skutki, jakie dla maleństwa będzie miało zaniedbanie go ze strony matki i ojca. Znacznie rzadziej mówi się o konsekwencjach dotykających rodziców, którzy nie potrafią kochać swego dziecka. Podobnie dzieje się, gdy ktoś odstawia Biblię na półkę i pozwala, żeby na jej grzbiecie gromadził się kurz, albo gdy po niedzielnej mszy świętej już na progu kościoła nie pamięta, jaka była treść czytań. Słowo znika z niego jak nowe życie po zażyciu pigułki. Zostaje pustka, którą trzeba czymś wypełnić.


Do obcowania ze Słowem zachęca apostoł Paweł, który życzy ci, „aby Bóg Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec chwały, dał ci ducha mądrości i obja­wienia w głębszym poznaniu Jego samego. Niech da ci światłe oczy serca tak, byś wiedział, czym jest nadzieja twojego powołania, czym bogactwo chwały Jego dziedzictwa wśród świętych".