2. Niedziela zwykła (A)

publikacja 10.01.2017 22:12

Sześć homilii

Dawać świadectwo

ks. Leszek Smoliński

Opinia, osąd, zdanie o człowieku zależy od osobistego doświadczenia. Spotykamy się często ze stwierdzeniami: „a mi się wydaje, ja uważam, słyszałem, powiedzieli”. I właśnie wtedy doświadczamy tego, co ludzie mogą wymyślić! To jest przestrzeń, gdzie rodzi się plotka, obmowa czy oszczerstwo.

Wielokrotnie słyszeliśmy o dawaniu świadectwa. I tak świadectwo o misji powołania Sługi Pańskiego głosi prorok Izajasz. Ponieważ naród wybrany wciąż odstępował od Boga, dlatego potrzebował nawrócenia – a tym samym odpowiedniej osoby, która mogłaby wejść na drogę sprawiedliwości i miłości. Tą osobą jest Syn Boży, Jezus Chrystus, który najdoskonalej zrealizował w swoim życiu wolę Ojca – plan zbawienia człowieka. On jest Głową całego stworzenia, On jest światłością dla pogan.

Św. Paweł w Liście do Koryntian daje o sobie świadectwo, że jest apostołem powołanym przez samego Chrystusa. Historię jego powołania znamy doskonale. Wszystko po to, żeby naśladować go swoim życiem. Każdy człowiek jest wzywany do wspólnoty z Chrystusem, czyli do świętości, co wynika z sakramentu chrztu. Psalm 40 wzywa nas, aby przyjść i pełnić wolę Boża.

Gdyby pytanie: „Kim jest dla ciebie osoba Jezusa Chrystusa?” zostało skierowane do mnie, osoby wierzącej, bo za taką się uważam, jaką dałbym odpowiedź? Jeżeli masz kłopot, by dać odpowiedź, to bardzo proszę zapytaj Jana Chrzciciela: Kim dla niego był Jezus? Co usłyszysz? „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. (…) Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym” – mówi Jan w dzisiejszej Ewangelii. Baranek Boży ma swoje miejsce w liturgii Eucharystii, tuż przed Komunią Świętą: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata”. Grzechem świata jest wszelki grzech: grzech pierworodny, który Adam ściągnął na swoje potomstwo, i osobiste grzechy ludzi wszystkich czasów. Chrystus jest naszą nadzieją zbawienia. On sam jest mocnym wezwaniem do nadziei, gdyż przybył, by przebaczać i leczyć rany grzechu.

Jak ma wyglądać moje świadectwo o Chrystusie? Jak najprościej świadczyć? Przez udział w niedzielnej Eucharystii. Już samo przybycie do świątyni jest wyznaniem naszej wiary, nie mówiąc o wspólnej modlitwie, śpiewie, czy przyjmowaniu Komunii Świętej. Ta niedzielna praktyka religijna, tak obca wielu zdeklarowanym katolikom, kształtuje codzienne wyznanie wiary. Tam, gdzie nie dociera religijna książka czy kapłan, dociera wierzący chrześcijanin i rozlewa szczęście swego serca na otoczenie. Staje się wówczas, jak Jan, drogowskazem ukazującym nie łatwą, ale jedynie pewną i piękną drogę do prawdziwego szczęścia. Otrzymaliśmy wiarę nie po to, by oświecała jedynie nasze serca, ale świat: „Wy jesteście światłością świata” – mówi do każdego z nas Jezus.

Starajmy się każdego dnia otwierać na głos Boga. Codziennie rano wznośmy swój wzrok do Jezusa. W ciągu dnia zwracajmy się do Niego jak najczęściej. Bądźmy wytrwali, co pozwoli nam zachować pokój serca i poznawać wolę Tego, który jako Baranek Boży gładzi ludzkie nieprawości. I nieustannie daje nam też „moc stawania się dziećmi Bożymi”.

Kto do służby Boga?

Piotr Blachowski

Naród wybrany to nie tylko Izrael, ale i my wszyscy skupieni w Kościele Chrystusowym. Czy aby na pewno? Przecież Bóg objawił się nam, jako bezbronne dziecko, wzbudzając we wszystkich pokoleniach chrześcijan nie tylko podziw, ale i czułość, nie tylko wdzięczność, ale i miłość, nie tylko radość, ale i uwielbienie. Uwielbienie, które staramy się w każdym czasie, nie tylko w okresie po Bożym Narodzeniu, wyrażać modlitwami, kolędami, pastorałkami, częstszym uczestnictwem w mszy, a – co najważniejsze – w Eucharystii.

To uświadamia nam na nowo bliskość Boga, który stał się człowiekiem i słabym dzieciątkiem. Ale w świecie nierzadko bywa odmiennie, inaczej. I chociaż dzisiaj św. Paweł, zwracając się do Koryntian, a tym samym pośrednio do nas, uświadamia nam nasze powołanie do świętości oraz zapewnia, że Pan nasz, Jezus Chrystus, będzie w tym dążeniu każdego umacniał, to nie zawsze owo powołanie jest umiejętnie odczytywane przez ludzi. Czasami jest tak, że płomień powołania jest gaszony, powodując wręcz odwrotne stany emocjonalne. Nie gaśmy płomienia świętości, nie gaśmy sensu powołania. Wydaje się to ważne i wymaga naszej głębokiej refleksji.

Ewangelia prowadzi nas nad brzegi Jordanu, gdzie Jan Chrzciciel przygotowuje ludzi do spotkania z Jezusem, który rozpoczynał swą publiczną działalność. To, co czyni Jan, jest przez jednych zauważane, doceniane, a przez innych gaszone, tłumione. Dobrze rozumie to Chrzciciel wołając: „Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata” (J1,29b), gdy zauważa Chrystusa zbliżającego się do Jordanu. Zastanówmy się nad sensem wypowiadanych słów, tajemniczych, potężnych, zadziwiających. Dla ludzi, którzy znali ofiarę baranka związaną z nocą wyjścia Izraela z niewoli egipskiej, słowa te były szczególnie dobrze zrozumiałe.

To wskazówka dla nas, dla tych, którzy chcą dążyć do świętości, dla tych, którzy wbrew przeszkodom, wbrew trudom, pragną kroczyć dalej drogą, którą im wyznaczył Jezus Chrystus. Bo przecież głównym naszym zadaniem jest właśnie dążenie do świętości, czyli pełnienie woli Bożej. A to wymaga pracy nad sobą, solidnej pracy, wyrzeczeń, wiernego wypełniania prawa Bożego i wskazań Ewangelii. Tym, którzy taką drogą podążają, sam Jezus daje radość i pokój, siłę i moc pokonywania trudności.

„Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” – te słowa słyszymy, gdy mamy się zbliżyć, aby przyjąć do naszych serc Chrystusa w Komunii eucharystycznej. To nam pozwala uświadomić sobie, kto jest przyczyną zgładzenia grzechów i w czyim imieniu następuje odpuszczenie grzechów. Starajmy się te słowa nie tylko zapamiętać, ale także zrozumieć, by uświadomić sobie, jaką przyszłość możemy wspólnie wypracować. 

PANIE JEZU, BARANKU BOŻY, prosimy – prowadź nas drogą wiary, nadziei i miłości, drogą świętości.

On jest Synem Bożym

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Pamiętamy zapewne, jak po uwięzieniu Jan Chrzciciel popadł w wątpliwości dotyczące Jezusa Chrystusa.Tymczasem na samym początku działalności Jezusa Jan Chrzciciel zdaje się nie mieć nie tylko żadnych wątpliwości, ale wydaje się potwierdzać Boskie pochodzenie swego kuzyna. W tamtych czasach wielu władców nakazywało nazywać się bogami albo synami bożymi. Apostoł Paweł podążał z Ewangelią do ziem, które witały Augusta jako „boga i zbawiciela”. Cesarz Domicjan, za którego panowania Jan Ewangelista został zesłany na Patmos, wymagał dla siebie boskiej czci. Swetoniusz pisze, że skierował on list okólny, zaczynający się od słów: „Nasz mistrz i nasz bóg rozkazuje, aby to uczynić”.

Potrafił zabić własnego kuzyna Klemensa Flawiusza z powodu „ateizmu”, czyli oporu wobec oddawania mu boskiej czci. Kilka wieków wcześniej okrutny Antioch nadał sobie tytuł „Epifanes”, co można przetłumaczyć: „(bóg), który objawia sam siebie”. Teksty starotestamentalne synami Boga nazywają przede wszystkim aniołów. Również o królu Izraela, pisze się tak, jakby był synem Boga: „Ja będę mu ojcem, a on będzie Mi synem” (2 Sm 7,14). Wreszcie Księga Wyjścia nazywa synem Boga całego Izraela: „A ty wtedy powiesz do faraona: To mówi Pan: Synem moim pierworodnym jest Izrael. Mówię ci:

Wypuść mojego syna, aby mi cześć oddawał; bo jeśli zwlekać będziesz z wypuszczeniem go, to Ja ześlę śmierć na twego syna pierworodnego” (4,22–23). W późniejszych czasach tego tytułu używano jedynie w odniesieniu do Żydów o wyjątkowej prawości i pobożności. Ktoś niezwykle miłosierny miał prawo do takiego tytułu, co potwierdza na przykład Księga Syracha: „Bądź ojcem dla sierot, jakby mężem dla ich matki, a staniesz się jakby synem Najwyższego, i miłować cię On będzie bardziej niż twoja matka” (4,10).

W pewnym momencie dziejów, gdy oczekiwanie Mesjasza stało się wzmożone, tytuł ten był odnoszony do królewskiego Mesjasza. W ustach Jana Chrzciciela tytuł Syna Bożego mógł oznaczać Mesjasza, wybawcę z nędznej kondycji całego narodu. Jednakże Jezus zaskoczył nie tylko Jana, ale również wielu Żydów bogactwem łaski, jaka się ujawniła w Nim samym. Kilkadziesiąt lat po słowach Jana Chrzciciela, Jan Ewangelista pisze w swej Ewangelii o Synu Bożym Jezusie Chrystusie, nie mając wątpliwości, co do rzeczywistej treści tego tytułu: „Ja i Ojciec jedno jesteśmy. I znowu Żydzi porwali kamienie, aby Go ukamienować.

Odpowiedział im Jezus: Ukazałem wam wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie ukamienować? Odpowiedzieli Mu Żydzi: Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty, będąc człowiekiem, uważasz siebie za Boga”(J 10,30–34). Żydzi dobrze zrozumieli, o jakie synostwo Jezusowi chodzi. Jezus wypowiadał się o swoim synostwie w kategoriach bóstwa. Ten fragment nie pozostawia wątpliwości co do treści, jaką nadał Jezus temu tytułowi.

Wcielenie we Wcielonego

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Na samym początku Biblii jest mowa o Duchu, który unosił się nad wodami. Ta wizja Ducha, który wyłania się nad materią zmieszaną jak jakiś prekosmiczny ocean, przypomina o pierwszych mikrosekundach stworzenia. Kiedy Jan podkreśla obecność Ducha w Mesjaszu, chce pokazać nam palcem, w kim zaczyna się nowy świat, nowe stworzenie.

Zrozumieć chrzest można jedynie z perspe- ktywy Starego Testamentu. Tertulian, Dydym Aleksandryjski, Cyryl Jerozolimski, Ambroży wskazywali na znaczenie chrztu, odwołując się do tematów biblijnych. Między innymi do stworzenia świata, a właściwie wyłonienia się go z chaosu pramaterii. W takim ujęciu chrzest zdaje się jeszcze jednym dziełem stworzenia i wyzwolenia, ale też miniaturowym przypomnieniem historii wszechświata. Prorocy głosili, że Bóg stworzy jeszcze jeden świat na ruinach starego. Wcielenie Chrystusa jest początkiem najnowszego stworzenia. Kto chce uczestniczyć w nowym świecie, przyjmuje chrzest jako rodzaj osobistego „wcielenia” we wcielonego Boga.

Jan mówi, że Jezus chrzci Duchem Świętym. Co to znaczy? Wśród wielu innych znaczeń trzeba przypomnieć i to, bodajże najistotniejsze. Duch Boży unosił się nad pierwotnymi wodami i wzbudził z nich życie. Nie ma większego znaczenia, czy był to proces trwający miliardy lat czy też nagłe pojawienie się gatunków. Autorem tego dzieła był Duch Boga. Kiedy więc Jan mówi o Jezusie jako o Tym, nad którym jest Duch, i twierdzi, że Jezus będzie chrzcił Duchem, to chce nam powiedzieć, że w Jezusie jest nowe stworzenie życia. Zapewne niejednokrotnie dziwiliśmy się, dlaczego Jezus na pierwszych apostołów powołał rybaków. Chyba właśnie dlatego, że do nowego stwarzania zaprasza ludzi, którzy posiedli umiejętność wyciągania ku górze. Jezus powołuje rybaków na apostołów, czyni cuda nad Jeziorem Galilejskim, chodzi po wodzie, sprawia cudowny połów ryb, mówi o znaku Jonasza, itd. Zauważmy, że Ewangelie są jakby przesiąknięte tym wilgotno-słonym klimatem. W końcu samo królestwo Boże porównane jest do sieci. Jean Danielou nazywa Kościół matką dzieci Bożych, wydobywającą je do świata duchowego przez chrzest.

Sadzawka chrzcielna przywodzi na myśl łono matki i wody płodowe. Łatwy jest chrzest, choć zapowiada skomplikowany poród duchowy człowieka. Kilka sekund trwające zanurzenie w wodę sakramentalną zapowiada lata wydobywania się z kałuż nieczystości, błotnych bajor chciwości, trzęsawisk rozpaczy, bagien chciwości, rwących nurtów gniewu, mielizn lenistwa, burz zazdrości, powodzi pychy, a nawet oceanów pomyłek, błędów, uporu. Wszystko pokonamy w imię Ojca, Syna, Ducha. Bóg wydobywa nas z łona tego świata jak z wnętrzności matki, zapraszając do pomocy akuszerów o mięśniach potężnych od łowienia ryb. Sokrates wydobywając ze swoich rozmówców mądrość, zachowywał się jak akuszerka. Jezus ma moc wydobyć nas z łona grzechu, gdyż sam był już w łonie matki naznaczony imieniem Tego, który wybawia z krańców ziemi, wyciąga i dźwiga, powołując do świętości.

Posłańcy Boży

 

ks. Roman Kempny

Kościół w Liturgii Słowa w ciągu roku nieustannie przybliża nam wielkie dzieła Boże i ludzi, którzy Boży plan realizowali. W czytaniach dzisiejszej niedzieli do takich należą prorok Izajasz, Jan Chrzciciel i apostoł Paweł. Każdy z nich miał swoje miejsce i zadanie, które wyznaczył mu sam Bóg. Zazwyczaj wyznaczenie takim osobom określonych zadań było odpowiedzią Boga na potrzeby ludu, na jego biedę i zagubienie. Ostateczną odpowiedzią Ojca zatroskanego o człowieka jest Syn Boży, Jezus Chrystus: „Wielokrotnie i na różne sposoby przemawiał niegdyś Bóg do ojców przez proroków, a w tych ostatecznych dniach przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1,1-2).

Prorok Izajasz odkrywa dziś przed nami tajemnicę swojego powołania: „Przemówił Pan, który mnie ukształtował od urodzenia na swego Sługę, bym nawrócił do Niego Jakuba i zgromadził mu Izraela”. Gdy Izajasz usłyszał głos Boga, pytający: „Kogo mam posłać? Kto nam pójdzie?” – odpowiedział: „Oto ja. Poślij mnie” (Iz 6,8). Wiedział, że jego misja rozpocznie się z chwilą, gdy Bóg go wyśle. Słowo, które prorok przynosi, nie jest jego własną doktryną, ale przekazem Bożej woli.

Ewangelia przybliża misję Jana Chrzciciela. Oto człowiek, którego Bóg powołuje do odnowy moralnej Narodu Wybranego i przygotowania go na przyjście Mesjasza. Jan pojawia się jako asceta o wysokich wymaganiach stawianych najpierw sobie. Przebywa na pustyni; ma ubogie odzienie i bardzo skromny pokarm. Wielkość Jana brała się stąd, że nie był on jak trzcina chwiejąca się na wietrze. Zanim oddał swoje życie jako świadek prawdy, potrafił wskazać swoim uczniom i narodowi Mesjasza: „Oto Branek Boży, który gładzi grzech świata”. On jest Synem Bożym dlatego Jan, nie jest godzien rozwiązać rzemyka u Jego sandałów (J 1,27). Jezus też wypowiada pod jego adresem słowa pochwały: „Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela” (Mt 11,11). Wiemy z lektury Ewangelii, że Jan Chrzciciel ostatecznie został ścięty na rozkaz Heroda. Jednak usta, które miały odwagę głosić prawdę, nie zostały zamknięte przez śmierć. Taka jest potęga głosu prawdy!

Staje też przed nami apostoł Paweł, który kieruje swój list do „Kościoła Bożego w Koryncie”. Apostoł przybył do Koryntu po odrzuceniu, z jakim się spotkał na areopagu w Atenach. Sądził, że ewangeliczna mądrość zostanie przyjęta przez mędrców tego świata. Tymczasem jego przemówienie, zakończone wyznaniem wiary w Zmartwychwstałego Jezusa, skwitowano uśmiechem politowania: „Posłuchamy cię innym razem” (Dz 17,32). Nie wiodło się Pawłowi ani w środowiskach żydowskich, ani wśród inteligencji ateńskiej. Opuszczając Ateny, wiedział, że mądrość krzyża nigdy nie zostanie zaakceptowana przez wielbicieli mądrości ludzkiej. Odtąd z nowym zapałem będzie głosił „Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan” (1 Kor 1,23). W Koryncie św. Paweł po trudnej przeprawie z Żydami zwrócił się wyłącznie do pogan i tu, wsparty łaską Bożą, przez 18 miesięcy głosił Słowo Boże. W ten sposób budował wspólnotę Kościoła, trzecią założoną przez siebie na europejskim kontynencie po Filippi i Tesalonikach.

Pan dziejów stawia nas wobec trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa. Nasza odpowiedź winna dorastać do wielkości chwili szczególnego Bożego czasu. Każdy z nas jest wezwany, by wejść na szlaki Bożych posłańców, odczytywać wyzwania czasów i budować Kościół. Odkrywać Miłość Boga i iść do człowieka z orędziem: „Ojciec sam was miłuje” (J 16,27). Przyjęcie tej prawdy jest warunkiem szczerości naszych wysiłków na drodze dialogu zarówno z Żydami, jak i z bratnimi Kościołami. W szczerym dążeniu do jedności chodzi o świadectwo o Bogu, Ojcu wszystkich ludzi. Na tę drogę jesteśmy wezwani w ślad za Bożymi posłańcami.

 

Znosić grzechy

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

W czasie mszy świętej rozbrzmiewa nasz głos: Ecce Agnus Dei, qui tollit peccata mundi. – Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata. Trzeba wiedzieć, że słowo łacińskie tollo znaczy nie tylko gładzić, ale też znosić – stąd od słowa tollo pochodzi znane nam pojęcie tolerancja jako znoszenie czegoś lub kogoś. Baranek Boży przez to gładzi grzechy świata, że bierze je na siebie, podnosi je w górę, znosi – toleruje – nie w sensie obojętnego przyzwolenia, tylko cierpliwego znoszenia ciężaru tych nieprawości. I jeśli Jezus znosi moje grzechy, to czy ja nie powinienem mieć odwagę znoszenia czyichś grzechów, albo tym bardziej czyichś defektów, wad, pomyłek, słabości?

Zastanawiasz się czasami, dlaczego wracają do ciebie wstrętne grzechy, poniżające cię, mimo że wyspowiadałeś się szczerze? Powiem ci, dlaczego: bo nie znosisz czyichś grzechów. Jeśli ty nie znosisz – czyli nie gładzisz czyichś grzechów, to jak możesz wymagać, żeby Jezus znosił twoje grzechy? Jeśli Jezus znosi twoje, to ty znoś czyjeś – bo Jezus znosząc cię jako grzesznika, gładzi twoje grzechy. Podobnie i ty, znosząc grzesznika, przyczyniasz się do gładzenia tych grzechów. Kiedy się oburzasz i pretensjonalnym głosem osądzasz swoich bliskich, gdy mówisz, że już tego nie zniesiesz, co dzieje się wokół ciebie, to wiesz, co się stanie? Twoje stare grzechy mogą powrócić – twoje nałogi, twoje nieczyste sprawki, twoje uzależnienia. Im bardziej skupiony jesteś na swoich grzechach, tym mniej interesują cię grzechy innych i tym więcej masz mocy do ich zniesienia. Ale my łatwo zapominamy, że jesteśmy pokoleniem wiarołomnym, dlatego osądzamy, przypisujemy winy, których jedynie się domyślamy, nie mamy tolerancji i nie znosimy się nawzajem. Tymczasem lepiej być karconym i osądzanym, niż osądzającym i karcącym. Bo nawet gdy ktoś niesprawiedliwie cię osądzi i skarci – jeśli to zniesiesz i przebaczysz – czeka cię nagroda nie tylko w postaci zdobytej cnoty cierpliwości i nabycia siły znoszenia czyichś osądów.

Święty Cyprian mówi: „Skarć mędrca, a będzie cię kochał, skarć głupca, a będzie cię nienawidził”. Powiedz, czy kochasz tych, którzy cię skarcili? Jeśli tak, to jesteś mędrcem, jeśli nie, to wiesz, kim jesteś?

Człowiek o sercu gotowym znosić czyjeś grzechy, nawet w niewoli, doczeka się wyniesienia i nawet wrogów zamienia w przyjaciół. O Mojżeszu czytamy: „Uważał bowiem za większe bogactwo znoszenie zniewag dla Chrystusa niż wszystkie skarby Egiptu, gdyż patrzył na zapłatę” (Hbr 11,26). Wspólnota Kościoła nie jest tylko po to, by doświadczać przyjemności, ale też po to, by uczyć się znoszenia grzechów innych i błagać za nimi u Boga.