3. Niedziela zwykła (A)

publikacja 17.01.2017 20:59

Sześć homilii

Żyć w świetle

ks. Leszek Smoliński

Pewna nastolatka wyznaje: „Nie potępiam mojego ojca wysiadującego codziennie przy pełnym jasnym. Widzę, że on też się męczy, szuka sensu w swoim życiu, też pragnie miłości. Ale jest słaby. Uległ nałogowi niszczącemu go powoli i bezlitośnie, uległ ciemności.

Lud, który siedział w ciemności, ujrzał wielkie światło. To przybył Jezus, który głosił Ewangelię o królestwie i leczył wszelkie choroby. Ciemność, mrok – to rzeczywistość lęku, niepokoju, niebezpieczeństw. Mroczny chaos ma jeden cel – zniszczyć Boża moc, ośmieszyć, zgasić Boże światło. Dlatego boimy się mroku. Współczesny „naród kroczący w ciemnościach” stanowią ludzie pozbawieni nadziei. Jest to związane z utratą pamięci i dziedzictwa chrześcijańskiego, któremu towarzyszy niewiara i obojętność religijna. Wielu ludzi nie potrafi już łączyć ewangelicznego przesłania z codziennym doświadczeniem; wzrasta trudność przeżywania osobistej wiary w Jezusa w takim kontekście społecznym i kulturowym, bo stanowi to coś niemodnego. W wielu dziedzinach publicznych łatwiej jest deklarować się jako sceptyk, wątpiący niż jako wierzący.

Z tą utratą chrześcijańskiej pamięci wiąże się swego rodzaju lęk przed przyszłością. Obraz jutra jest często bezbarwny i niepewny. Bardziej boimy się przyszłości, niż jej pragniemy. Niepokojącą oznaką tego jest między innymi wewnętrzna pustka dręcząca wielu ludzi i utrata sensu życia. Jednym z wyrazów i owoców tej egzystencjalnej udręki jest zwłaszcza dramatyczny spadek liczby urodzeń, zmniejszenie liczby powołań do kapłaństwa i życia konsekrowanego, trudności w podejmowaniu definitywnych wyborów życiowych – jeśli nie wprost rezygnacja – również w małżeństwie.

Jesteśmy świadkami rozpowszechnionego poczucia osamotnienia, izolacji od drugiego człowieka, znieczulicy na ludzką krzywdę i biedę czy kryzysów rodzinnych. Narasta obojętność etyczna oraz gorączkowe zabieganie o własne interesy i przywileje, spychanie najsłabszych na margines. Dostrzega się coraz mniej przejawów solidarności międzyludzkiej, co powoduje, że ludzie czują się bardziej osamotnieni, pozostawieni samym sobie, pozbawieni uczuciowego oparcia.

Ważną przyczyną gaśnięcia nadziei jest dążenie do narzucenia wizji człowieka bez Chrystusa. A Jezusowe wezwanie do nawrócenia stanowi serce religii. Owocem nawrócenia dokonującego się pod wpływem Ewangelii jest świętość tych, którzy z prostotą i w codziennym życiu dali świadectwo swej wierności Chrystusowi w ukryciu życia rodzinnego, zawodowego i społecznego.

Jezus uczy nas kroczenia w świetle. Uczy nas, jak rozpraszać duchowe mroki światłem Eucharystii. Według Ewangelii tam, gdzie pojawia się wiara chrześcijańska, tam pojawia się światło. Przed stu laty jeden z ponurych proroków filozoficznego nihilizmu zwiastującego rychły kres chrześcijaństwa głosił: „nigdy nie uwierzę chrześcijanom, jeśli ich twarze będą tak ponure”. Mówił: „Chrześcijanie! Wasze własne oblicza was zdradzają!” Jeśli wzywa się nas dziś do przeżywania światła i radości, to właśnie dlatego, by nasze oblicza mówiły coś zupełnie innego, niż to, o czym mówił ów filozof. By mówiły całemu światu: Jezus żyje!

Iść za głosem Boga

Piotr Blachowski

Bóg działa w sposób sobie właściwy, naznacza pewne osoby od dnia urodzenia niezatartym piętnem zwanym powołaniem, by w odpowiednim czasie osoby te mogły głosić prawdy wiary, prorokować, ewangelizować, świadczyć za Bogiem, za prawdami, które do nas docierają czasami w sposób nieoczekiwany. My zaś, gdy mamy cokolwiek zacząć, wypatrujemy współpracowników lub co najmniej zwolenników. Organizując sobie zaplecze, starannie dobieramy tych, którzy myślą i czynią podobnie.

            Obie tak różne metody są dla nas ważne, bo dotyczą naszego życia, naszej przyszłości. Przyszłość, zarówno naszego życia doczesnego, jak i wiecznego, zawsze jest dla nas nieodgadniona, tajemna, ale i oczekiwana. Bóg na różne sposoby wzbudza wiarę i miłość, abyśmy uwierzyli, abyśmy nie błądzili. Podobnie postępował z ludem – wzbudzał w ludziach wiarę, by mogli wyjść z ciemności pogaństwa. Izajasz opowiada, że „W dawniejszych czasach upokorzył [Pan] krainę Zabulona i krainę Neftalego” (Iz 8,23b), by później „Rozradowali się przed Tobą, jak się radują we żniwa, jak się weselą przy podziale łupu.” (Iz 9,2b). Weseląc się, chwalili Pana, co było dobrym świadectwem współpracy ludu z Bogiem.

            W Liście do Koryntian święty Paweł poucza tych, którzy mienią się współpracownikami Pana, by zamiast kłócić się i przechwalać spojrzeli na główne swoje zadanie, nie dzieląc się na stronnictwa i grupy, chroniąc jedynie zasadniczą prawdę, która ich powinna mobilizować do działania i jedności. Nie przebierając w słowach, święty Paweł mówi: „Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?” (1 Kor 1,13), by później dodać słowa, które powinny być zarówno dla nich, jak i dla nas najważniejsze: „Nie posłał mnie Chrystus, abym chrzcił, lecz abym głosił Ewangelię, i to nie w mądrości słowa, by nie zniweczyć Chrystusowego krzyża.” (1 Kor 1,17). Jakżeż te słowa pasują do dzisiejszych czasów. To przecież również na nas ciąży obowiązek ewangelizacji, przybliżania Ewangelii tym, którzy nie rozumieją bądź nie chcą zrozumieć prawd Chrystusowych.

            O tym jak ewangelizować mówi dzisiejsza Ewangelia, opisując kolejno, jak rozpoczęła się działalność Jezusa Chrystusa, jak nastąpiło powołanie Jego uczniów, jak oni bez wahania przystąpili do Niego, by świadczyć z Nim i o Nim w sposób jawny i rzetelny. Mamy okazję porównać postępowanie uczniów z własnymi poczynaniami. Możemy uczyć się od nich. Jezus rozpoczął swoją działalność słowami „Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie.” (Mt 4,17b). Po co to robił? Na pewno nie po to, by zdobywać, lecz by nauczać, o czym mówi ostatnie zdanie dzisiejszej Ewangelii: „I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszystkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu.” (Mt 4,23).

PANIE JEZU, prosimy, naucz nas kroczyć drogą wiary, nadziei i miłości, drogą wiedzy i zrozumienia.

Bóg po stronie przegranych

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Mefistofeles, przeciwnik Boga, mówi w „Fauście”: „Wszystko, co istnieje, zasługuje, by zginęło”. Pierwsze karty Ewangelii ukazują Jezusa, który pragnie wszystko, co ginie, ocalić, aby istniało na zawsze.

Lud, który siedział w ciemnościach, nagle ujrzał światło w słowach i gestach Chrystusa. Jezus leczył wszystkie choroby i wszelkie ludzkie bolączki. Nie chciał czynić tego sam. Powołał rybaków, którzy mieli we krwi wydobywanie z dna! A powołując, niewykluczone, że wydobył ich z dna beznadziei i bezsensu. Uczniowie byli nieznanymi, zwykłymi rybakami, teraz ich imiona nabierają niezapomnianego charakteru.

Odnalezienie siebie samego jest ukryte w naśladowaniu Boga. W chwili gdy zaczynamy czynić to, do czego On nas zaprasza i powołuje, nasze istnienie przestaje być banalne i puste, a staje się pełne
sensu. Najgłębszą satysfakcję zawsze czerpałem tylko z takich czynów, które zmierzały ku celom wyznaczonym przez Jego słowo. By to wszystko mogło się stać, żeby każdy z nas mógł odzyskać poczucie wartości, sensu i satysfakcję z istnienia, Syn Boga musiał się pozbawić oznak chwały. Możemy się wzbogacić tylko tym, czego On się wyrzekł. Jak mówił Paweł, Jezus wybrał to, co jest głupie w oczach świata. Poprzez wcielenie ogołocił się nie ze swej Boskości, ale z pełnych majestatu i chwały atrybutów. W Liście do Filipian Paweł pisze o Synu Bożym, który, choć istniał w postaci Bożej, ogołocił samego siebie i zrezygnował z Boskiego majestatu. Owo ogołocenie udzieliło nam wszystkim pełni i chwały, bogactwa łaski i mądrości.

Biblia jest kroniką przegranych ludzi, po których stronie staje zawsze Bóg i ich klęski przeobraża w zwycięstwa. Bóg staje po stronie wyśmiewanego Izaaka, mniej kochanego i pominiętego przez ojca Jaku-ba, a także po stronie sprzedanego przez braci Józefa. Towarzyszy zbiegłym niewolnikom z Egiptu i reszcie Izraela, która powraca z Babilonu, by odbudować ruiny Jerozolimy. Umiłował sobie słabość, by doskonalić ją w moc, i stawia zawsze na tych, z którymi nikt się nie liczy. Bóg staje po stronie przegranej. Takiego Jezusa znamy z Ewangelii. To znamienne, że Syn Boży stał się Żydem – wybrał narodowość najbardziej wzgardzoną – a nie Egipcjaninem czy Babilończykiem.

Stał się Żydem odrzuconym także przez Żydów. Wybiera rybaków, a nie uczonych w Piśmie, szuka zagubionych i chorych, nie towarzyszy wybrańcom losu i magnatom. Adhortacja „Verbum Domini” wskazuje jako najbardziej uprzywilejowanych słuchaczy słowa Bożego migrantów, cierpiących, młodzież i ubogich. Ci wszyscy są arystokracją w oczach Jezusa i Kościoła! W dzisiejszej Ewangelii dotknęła mnie informacja o zamieszkaniu Jezusa na prowincji. Nie wybrał sobie ani Rzymu, ani Jerozolimy, tylko miasteczko z pogranicza. Znamy granice lęku, bólu, zwątpienia, rozpaczy, wytrzymałości. A On tam gdzieś na nas czeka, by pochwycić i zachwycić swoją miłością.

Życie w sieci

o. Augustyn Pelanowski osppe

Piotr i Andrzej zarzucali swoje sieci dzień w dzień i w niejedną noc, ale niewiele z tego mieli korzyści. Kiedy Jezus pojawił się na brzegu jeziora, nadał ich życiu nowe perspektywy, nowy sens, i to ich porwało. Tylko Bóg potrafi nadać człowiekowi nowe znaczenie egzystencji. Tylko Bóg czyni życie porywającym i fascynującym, godnym porzucenia natychmiast tego wszystkiego, co dotychczas się czyniło.

To dzięki Jezusowi, Jego obecności przy naszych sieciach, życie może być spełnione nawet w najbardziej przyziemnej postaci, ale Jemu chodzi o coś więcej. Chce uczynić coś wspanialszego dla człowieka. Chodzi o wyłowienie wieczności spod powierzchni doczesności albo o wyłowienie ludzi zatopionych w morzu grzechów i ukazanie im Nowego Świata. W tym krótkim epizodzie rybackim, widzimy jak wspaniały jest Bóg w Jezusie Chrystusie! Odkrył przed tymi braćmi nowy wymiar życia, pomógł im zobaczyć coś nieskończenie piękniejszego niż wodorosty, płetwy ryb, sznury sieci i słony pot. Pomógł Piotrowi i Andrzejowi wznieść swoje aspiracje wyżej. Z dna morskiego do niezgłębionego nieba.

Wokół nas są tysiące ludzi, którzy nie radzą sobie z życiem, nie widzą żadnych perspektyw, a tym bardziej nie mają nadziei w Bogu. Zaplątani w sieci bezsilności i bezsensu pochylają się ku rozpaczy i samopotępieniu. Są jak ryby uwikłane w sieci – zagubieni w sieci podatków, sieci komórkowej telefonii, sieci zakupów, sieci uzależnień nałogowych, toksycznych emocji, zranień z dzieciństwa, długów, wreszcie sieci grzechów. Kto ich pociągnie ku górze?

Jezus powołał dwóch braci, a nie samego Piotra, bo jesteśmy sobie potrzebni i zdarza się, że, pomagając innym, pomagamy sobie. Ale żeby innych nie wikłać, trzeba samemu być uwolnionym przez Jezusa. Dlatego Jezus najpierw uwolnił od sieci Piotra i Andrzeja, a później kazał im iść i łowić innych do nowego życia w Duchu. To prawda, że poczucie wartości życia bierze się również z faktu bycia pomocnym dla innych. Warto żyć ze świadomością, że się komuś pomogło wydobyć z dna. Oto stolarz z Nazaretu, który w kilku słowach pomógł nieszczególnym rybakom wydobyć się ze swego poplątanego losu i uczynił ich przywódcami ludu, ale nade wszystko dał im rękojmię na życie wieczne. Nie powiedział: chodźcie za Mną, byście pomogli mi zostać wielkim przywódcą religijnym, lecz powiedział: chodźcie za mną, a Ja was uczynię przywódcami, którzy są schronieniem dla przerażonych.
Kościół to cierpliwa wytrwałość, w której jedni wyciągają drugich wyżej od siebie. Jezus nauczył Piotra i Andrzeja przywództwa, które nie jest manipulowaniem innymi, tylko służeniem innym ku ich wyniesieniu ku górze. Wyżej od siebie. Oto sens przywództwa w chrześcijaństwie. Wielu ludzi po osiągnięciu szczytów kariery wciąga za sobą drabinę. Chrystus pokazuje nam zupełnie coś innego. Nie tylko innych wyciągaj z dna, ale stawiaj ich na najwyższym piętrze nieba.

Panowanie nad rekinami

 

o. Augustyn Pelanowski osppe

Jezus zobaczył nie tylko braci, którzy naprawiali sieci, i tych, którzy je zarzucali, ale w ich zajęciach dostrzegł zapewne szczególny charakter, z jakim oddawali się swej pracy. W najprostszych bowiem zajęciach ujawniają się nasze najgłębsze zdolności i skłonności. Zobaczył więc nie tylko naprawiających i zarzucających, ale tych, którzy cierpliwie potrafią naprawiać i poprawiać, oraz tych, którzy potrafią innych skutecznie wyciągać z dna! Nie ma siły do wyciągnięcia z potopu grzechów innych ten, kto nie ma siły do naprawiania sieci swego sumienia. Greckie słowo użyte na określenie czynności naprawiania sieci (katartizontas) ma również znaczenie moralne i użyte zostało w Liście św. Pawła do Galatów (6,1) w znaczeniu sprowadzania kogoś na poprawną drogę życia w Duchu Jezusa: „Bracia, a gdyby komu przydarzył się jaki upadek, wy, którzy pozostajecie pod działaniem Ducha, w duchu łagodności sprowadźcie takiego na właściwą drogę. Bacz jednak, abyś i ty nie uległ pokusie”.

Podobnie rzecz się ma z tym samym słowem użytym przez Ewangelistę. Naprawiane nabrało tu sensu doskonalenia podobieństwa do Nauczyciela – Jezusa! „Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel” (Łk 6,40). Chodzi więc o taką pracę nad sieciami sumienia, żeby nie przepuszczać „grubych ryb” – osobistych grzechów, wyślizgujących się z pamięci jak śliskie ryby. Tylko wtedy wyciągniemy innych z dna, gdy sami potrafimy z własnego wydobyć swoje grzechy. I tylko w tej dziedzinie możemy innym pomóc w której sami odnieśliśmy zwycięstwo. Jezus powoływał na Apostołów właśnie rybaków, a nie krawców czy szewców albo legionistów, bo ten wybór ma związek z grzechem człowieka.

Dlaczego? Grzech zafałszował właściwy kształt człowieka jako Bożego obrazu. Ryba w symbolice biblijnej to zwierzę podziemne, ukryte, najniżej postawione w hierarchii stworzeń, będące na dnie. Według Księgi Rodzaju (2,19–20), ryby i inne stwory wodne nie zostały nazwane przez Adama, dopóki on był w raju. Pismo Święte mówi też o otchłani śmierci, o dnie zatracenia, jako o olbrzymim potworze morskim, nazywanym Lewiatanem. Wyobrażano go sobie jako olbrzymią rybę, podobną do węża, która paszczą pochłania przeklęte stworzenia. Panować nad rybami – to panować nad otchłanią, nad śmiercią, grzechem, szatanem, wreszcie nad tym, co ukryte w głębinach ludzkiego ducha, na dnie życia. Grzech to utopiony w podświadomości ludzki bunt, zakryty sprzeciw wobec Boga. Zakryty, tak jak ryba ukryta jest pod powierzchnią wody. To dumny sprzeciw, nad którym straciliśmy panowanie. W Księdze Rodzaju (1,26), w pierwszym opisie stworzenia człowieka, napisano: „A wreszcie rzekł Bóg: Uczyńmy człowieka na Nasz obraz, podobnego Nam. Niech panuje nad rybami morskimi”. Podobieństwo do Boga polega więc na panowaniu nad skrytymi wirami serca, nad wyrywającymi się rekinami grzechów. Umieć to z siebie wyłowić – to być obrazem Boga!

 

Razem z Ojcem

 

ks. Tadeusz Czakański

Środki społecznego przekazu karmią nas nieustannie przerażającymi opisami napadów, porwań i gwałtów. Pewnie dlatego niewinny skądinąd widok wzbudził we mnie dziwne podejrzenia. Wracając z wykładów zauważyłem dwóch mężczyzn pchających przed sobą dwa dziecięce wózki. W ich zachowaniu było coś nienaturalnego, jakieś skrępowanie, skrywana wstydliwość, gwałtowne i nerwowe ruchy rąk. Mijając ich, odruchowo spojrzałem w głąb wózeczków. W obu leżały śpiące niemowlaki. I wtedy nie wiem dlaczego przyszło podejrzenie, że może jestem świadkiem porwania. Bo po co ten pośpiech i nerwowość? Ta myśl nie dawała mi spokoju. Uspokoiłem się dopiero, gdy zobaczyłem, że obaj panowie zatrzymali się przy budce z piwem. Ale przecież ten widok powinien jeszcze bardziej mnie zaniepokoić... To byli ojcowie! Wydawało się, że razem z dziećmi – a jednak nie razem. Pod płaszczykiem spaceru szukali pretekstu do realizacji innego celu...

Czy zdajemy sobie dzisiaj w pełni sprawę z niezastąpionej roli ojca w wychowaniu dzieci? Ileż niepokojów przeżywa dziecko zaniedbane przez ojca, ile może wystąpić trudności z identyfikacją, a nawet dewiacji – gdy ojca zabraknie albo gdy jest, ale nie spełnia odpowiedzialnie swej roli. Tak rzadko można dzisiaj zobaczyć ojca bawiącego się razem z dziećmi. Razem na spacerze, na wakacjach. Razem w domu, przy stole, przy zeszycie.

Gdy szukałem w dzisiejszej liturgii słowa myśli nawiązujących do ojcostwa, mój wzrok zatrzymał się na tym fragmencie Ewangelii, gdzie mowa jest o powołaniu dwóch braci: ujrzał... Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Pracowali razem. To ojciec nauczył ich naprawiać sieci. Ale chyba nie tylko tego. Na pewno również posługiwania się nimi. Ewangelia wspomina jednak jedynie czynność naprawiania, a niektórzy egzegeci nadają jej znaczenie symboliczne, oznaczające doskonalenie. Być z ojcem, razem z nim pracować – to doskonalić swe umiejętności. A Jezus, który stanie się wkrótce ich Mistrzem, wezwie ich do doskonalenia siebie samych tak, aby mogli łowić już nie ryby, lecz ludzi. Sam Jezus formuje, naprawia i doskonali. Pierwsze seminarium, początek tkwi jednak w rodzinie. Kim był Zebedeusz? Rybakiem. Miał własną łódź. Dziś powiedzielibyśmy: kuter rybacki, czyli własne przedsiębiorstwo, skoro opłacał najemników (por. Mk 1,20). Żoną jego była prawdopodobnie Salome, siostra Maryi, Matki Jezusa. Zebedeusz był więc wujkiem Pana Jezusa. Chyba jednak nie tylko pokrewieństwo, ale przede wszystkim dobre wychowanie sprawiło, że Jezus darzył obu braci szczególnym zaufaniem. Otrzymali przydomek „synów gromu” (Boanerges) ze względu na niezwykłą energię, jaka ich cechowała, odziedziczoną zapewne po ojcu. Trudno przewidzieć, jak zareagował, gdy obaj synowie natychmiast zostawili sieci i poszli za Jezusem. Nie wydaje się jednak, by bronił im pójścia za głosem powołania. Imię Zebedeusz oznacza „Bóg dał”. Musiał być szczęśliwym ojcem. Bóg mu pobłogosławił i wybrał Jego synów. Tak jak kiedyś byli z nim razem i razem z nim pracowali, tak teraz razem z Jezusem zaczęli budować jedność Królestwa Bożego.

O ileż ważniejsze od bycia z ojcem ziemskim jest „bycie” z Ojcem Niebieskim! Dopełnieniem wiary w Ojca i jej sprawdzianem jest trwanie w Jego obecności i pełnienie Jego woli. Nie pozorne – jak machinalne pchanie wózka przez opisanych przeze mnie ojców – lecz świadome, otwierające na przyjęcie pełni ojcowskiej miłości i umożliwiające budowanie Królestwa Bożego.