Niedziela Wielkanocna Zmartwychwstania Pańskiego

publikacja 10.04.2017 21:02

Dziewiętnaście homilii.

Rewolucja miłości

ks. Leszek Smoliński

„W tym dniu wspaniałym wszyscy się weselmy” – powtarzamy za psalmistą. Wielkanoc, najstarsze a zarazem najważniejsze dla chrześcijan święto, obchodzimy co roku. Może nam już trochę spowszedniała. Ta sama liturgia Triduum Paschalnego, męka, grób, zmartwychwstanie. Jak zrozumieć tę największą tajemnicę naszej wiary?

Spójrzmy na film pt. „Zmartwychwstały” (2016) w reżyserii Kevina Reynoldsa, który przedstawia śledztwo w sprawie Jezusa. Historię śmierci i zmartwychwstania Jezusa widzimy oczami rzymskiego Trybuna Claviusa, któremu Poncjusz Piłat zleca odnalezienie uczniów skazanego właśnie na śmierć Jeszuego. Zdaniem Piłata podpuszczanego przez Senhedryn, ciało Jezusa wykradli jego uczniowie, którzy chcieli nadal szerzyć „heretycką religię”. Clavius podążając za rzekomymi złodziejami, wyrusza też w głąb siebie. Rzymianin jedyne czego pragnie to „wolność od zabijania i śmierci”. Jest prostym zabijaką, wykonującym rozkazy, który chce jednak pozostać zgodny ze swoim sumieniem. Ono zmienia się stopniowo w kontakcie z uczniami Jezusa.

Clavius zdaje sobie powoli sprawę, że wszystkiego nie da się wytłumaczyć wyłącznie rozumem. Widział przecież dziwne odbicie na całunie, stopione pieczęcie, pęknięte, a nie przecięte liny, odsunięty głaz, który musiałoby przesuwać kilku silnych mężczyzn. Doświadczył też niezwykłej dobroci płynącej od uczniów cieśli. Ostatecznie rozmawiając z objawiającym się uczniom Jezusem, Clavius jest pełen wątpliwości. „Ty widziałeś i masz wątpliwości. Wyobraź sobie co będą czuli, ci, którzy nie widzieli, a chcą uwierzyć” – mówi mu Zbawiciel.

Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa to rewolucja miłości. Nie jest kwestią przypadku, że Chrystus Pan zmartwychwstał właśnie w niedzielę. Światłość Jego zmartwychwstania rozświetliła poranek pierwszego dnia tygodnia. Swoim powstaniem z martwych Jezus zapoczątkował nową epokę w ludzkiej historii. Oświetlił całą ziemię światłem przyszłego wieku. Samo zmartwychwstanie niesie jednak ze sobą wiele znaków zapytania, które musimy wciąż odczytywać, jak tyle pokoleń uczniów Zmartwychwstałego. . Do dziś tęgie umysły tego świata głowią się, co i jak. A tajemnica nadal pozostaje tajemnica. I chyba tak musi być.

Czyżby jednak nic nie dało się z nią zrobić? Otóż nie, jest Boże objawienie zapisane w Piśmie Świętym. To ono prowadzi nas po drogach wielkanocnych. Do tego jednak, żeby odczytać zwycięstwo poranka wielkanocnego niezbędna jest wiara.

Zwycięstwo dokonuje się w nas przez miłość. Po męce i śmierci, po bólu i niepewności jutra nastaje zmartwychwstanie. Miłość, która zmartwychwstaje, nie jest jedynie upragnionym celem naszego życia wiecznego. Ta miłość zaczyna się już teraz, w tym życiu. Z pustego grobu Jezusa rozchodzi się na cały świat Ewangelia życia. Zmartwychwstały pokazuje, że życie i miłość są ze sobą nierozerwalnie związane. W świecie pojawia się natomiast wiele kamieni, które blokują dostęp do łaski zmartwychwstania. Jezus odsuwa te kamienie, abyśmy mogli wkroczyć w życie pełne radości, nadziei i wolności.

Jezus prawdziwie zmartwychwstał! Czy ja wierzę, że też z Nim zmartwychwstanę? „W tym dniu wspaniałym wszyscy się weselmy”. Alleluja!

Jezus żyje!

ks. Leszek Smoliński

Alleluja, Jezus żyje! Ten radosny okrzyk zwiastuje całemu światu najważniejszą prawdę chrześcijaństwa: po męce i śmierci, po bólu i niepewności jutra nastało zmartwychwstanie. Z wiarą stajemy dziś przed pustym grobem, z którego płynie radosne orędzie: Nie ma Go tutaj, bo zmartwychwstał, jak zapowiedział. Centrum naszej wielkanocnej radości jest Chrystus, „zwycięzca śmierci, piekła i szatana”. Z grobu Jezusa, w którym zamknęli Go możni tego świata, rozchodzi się na cały świat Ewangelia życia, radości i nadziei. Zmartwychwstały pokazuje, że życie na ziemi jest przygotowaniem do szczęścia wiecznego.  

Często zdarza się, że tak niezwykłe i niepowtarzalne wydarzenie jak Święta Paschalne nie pozostawia w nas prawie żadnego śladu. Świąteczny nastrój tak szybko gaśnie. Powtarzamy utarte słowa: „Święta święta i po świętach”. Zastanawiające jest również to, że gdyby Kościół nie nakazał przystąpienia do spowiedzi, to pewnie u wielu katolików sumienie nie byłyby odświeżone. Jedyny widoczny ślad – umyte okna i wyprane firanki.

Potrzeba nam wiary w to, że Chrystus zmartwychwstał. Wiary, która opiera się nie o dane statystyczne, ale o osobistą relację z Jezusem. Przyjmując Chrystusa, przyjmujemy nowe życie. Życie, w którym może zdarzyć się zarówno męka, jak i śmierć. A potem zmartwychwstanie, kiedy to Chrystus przychodzi do uczniów, rozmawia z nimi, je i pije. Chodzi po falach, znika, przechodzi przez drzwi. Wszystko to takie dziwne, że trudno sobie wyobrazić, jak to odbierali ludzie, którzy to widzieli. Niektórzy po prostu bali się, bo myśleli, że to zjawa. W trosce o siebie odchodzili.

Znakiem „nowego życia” jest jajko. W symbolice chrześcijańskiej jajko od początku było związane z Wielkanocą, nawiązywało do faktu Zmartwychwstania Pańskiego. Jak spod skorupki jajka wykluwa się nowe pisklę, tak zmartwychwstały Chrystus po trzech dniach zwycięsko wychodzi z grobu. Dawniej jajko symbolizowało Stary i Nowy Testament, a więc Stare i Nowe Przymierze Boga z ludźmi. Skorupka jajka, która zwykle po rozbiciu zostaje odrzucona jako nieprzydatna, oznaczała Stary Testament, natomiast żółtko jajka – jądro nowego życia – obrazowało Nowe Przymierze.

Bliskie jest wielu z nas doświadczenie osób, które po ciężkim wypadku doświadczyły powrotu do zdrowia. Niektórzy mówią, że czują, jakby narodzili się na nowo, że otrzymali od Boga dar nowego życia. Otrzymali nową nadzieję. Znaku chrześcijańskiej nadziei dopatrywał się w jajku św. Augustyn. Tak o tym pisał: „Nadzieja nie jest bowiem jeszcze rzeczywistością, jak i jajo nie jest jeszcze kurczęciem; zwierzęta czworonożne rodzą młode, ale ptaki – nadzieję na młode. Nadzieja zaś skłania nas, abyśmy nie dbali o rzeczy teraźniejsze, lecz żebyśmy oczekiwali rzeczy przyszłych”.

Spotkanie z Jezusem Zmartwychwstałym przemieniło uczniów i całe pokolenia chrześcijan w świadków Boga. Tajemnica pustego grobu zdaje się potwierdzać, że miłość Chrystusa zawsze odnosi zwycięstwo nad śmiercią, nad egoizmem, grzechem oraz wszelkimi zniewoleniami. Alleluja, Jezus żyje!

Radość i nadzieja

ks. Leszek Smoliński

Jesteś pierwszym, który wyrwał się z objęć śmierci.
Twój pusty grób stał się bramą
szeroko otwartą na życie po życiu.
 
Od tamtego dnia do wszystkiego,
co więdnie i przemija w życiu człowieka,
dodajesz szczęście, uwielbienie, wieczność (ks. W. A. Niewęgłowski).

Wielkanoc to Święto świąt chrześcijańskich, a zarazem największe wydarzenie w całej historii zbawienia. W ten jakże radosny dzień śpiewamy w Sekwencji: „Zmartwychwstał już Chrystus, Pan mój i nadzieja”. Najpierw kobiety, później uczniowie, a na końcu i Piotr odkrywają radosną prawdę: „Tego właśnie Jezusa wskrzesił Bóg, a my wszyscy jesteśmy tego świadkami”.

Tajemnica Zmartwychwstania budzi przede wszystkim wielkie zdumienie, które jest początkiem wiary. To pierwsze i podstawowe doświadczenie stało się udziałem uczniów Jezusa „[owego] pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem”. Odczucie zdumienia, zdziwienia, zachwytu nad tajemnicą paschalną towarzyszy później wszystkim wyznawcom zmartwychwstałego Pana.Pierwsze zdziwienie: kamień grobowy odwalony. Drugie zdziwienie jeszcze większe: grób pusty. A dopowiedzenie już nie słowem ludzkim, bo słowo ludzkie by tego nie potrafiło wypowiedzieć. Mówi istota nadludzka: nie ma Go tu, zmartwychwstał. Te niewiasty biegną do apostołów i apostołowie nie wierzą. Nie wierzą! I wtedy ja – mówił św. Jan Paweł II – należący do następców apostołów, zrozumiałem moich wielkich poprzedników (...). Zmartwychwstanie i zdumienie”(Warszawa, 8.06.1991). Pod wpływem świadectwa Papieża możemy przekonać się, że to właśnie zdumienie stoi u początków wiary w tajemnicę Zmartwychwstania. Kto bowiem nie potrafi się zdziwić, zdumieć i zachwycić porankiem „pierwszego dnia”, ten nigdy nie uwierzy w Zmartwychwstałego!

Wielkie zdumienie prowadzi do duchowego przebudzenia. Święta pozwalają nam wejść w inny świat, świat myśli i refleksji, na co zazwyczaj nie mamy czasu. To prawda, że dla wielu z nas dni świąteczne to czas wolny od obowiązków zawodowych, dlatego tak cieszy odpoczynek, błogie lenistwo, bycie razem z bliskimi. Nie ma w tym nic złego, ten czas jest nam i po to dany. Niedobrze jeśli na tym poprzestajemy...

Tak wielu świadków oddało życie za wiarę, i tak wielu czeka jeszcze na świadectwo nas, współczesnych chrześcijan. Na świadectwo o Jezusie, a nie o kolorowym zajączku czy wiosennych baziach, którymi próbuje zastąpić się baranka paschalnego. Zmartwychwstanie dla mnie i dla ciebie, którzy kroczymy drogą chrześcijańskiego powołania, to głoszenie potęgi Boga, który za sprawą stwórczej mocy słowa i miłości pokonuje władzę śmierci.

Potęga Boga jest nadzieją i radością. Potrzeba więc, byśmy powierzyli Zmartwychwstałemu nasze lęki, problemy, niepewności. I byśmy w poranek wielkanocny wybrali się do grobu jak Piotr i Jan by schylić się i zobaczyć, „ujrzeć i uwierzyć”. Chrystus, który jest fundamentem naszej wiary i gwarantem szczęścia wiecznego, zmartwychwstał! Dlatego radujmy się w Nim i weselmy, Alleluja!

Cierpienie, nadzieja, zbawienie

Piotr Blachowski

Problemu cierpienia i śmierci nie można bagatelizować. Sama śmierć nas przeraża, bowiem kończy ziemski etap życia – pozostawiając wszystkich i wszystko, zamykamy ten nasz ziemski epizod. Zwróćmy jednak uwagę, że może i tak by było, gdyby nie Miłość. To ona sprawiła, że Jezus Zmartwychwstały pokazał nam, iż to nie koniec, lecz dopiero początek drogi.

Przychodzimy na ten świat pełni ufności i radości. Potem poznajemy smutek, płacz, rozczarowanie. Skąd to się bierze? W Sakramencie Chrztu otrzymujemy wiarę, nadzieję i miłość, ale z upływem czasu powoli zatracamy cechy nierozerwalnie związane z tymi cnotami, zaś nasze smutne, pełne przygnębienia spojrzenie na życie jest takie ludzkie, nie mające nic wspólnego z radością i miłością Boga. Święta Zmartwychwstania Pańskiego to święta radosne, pełne nadziei, mimo przygnębiającego, smutnego trzydniowego prologu do wydarzenia nie mającego swego odpowiednika w świecie i w czasie.

Ostatnie trzy dni smuciliśmy się, przeżywając cierpienia fizyczne i psychiczne, którymi był On doświadczany. Czy był to rzeczywisty smutek, czy tylko dostosowanie się do tradycji? Na to pytanie odpowiedzieć musimy sobie sami. Ale powinniśmy pamiętać, że to nie było łatwe przejście, że to nie był epizod, lecz najważniejszy moment pobytu Boga na ziemi. W Dziejach Apostolskich słyszymy: „Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków.” (Dz 10,40-41).

Kim jesteśmy? Dzieje nas uczą, że świadkami Zmartwychwstania Zbawiciela, ale poza tym jesteśmy samoistnymi elementami przyrody, dziećmi Bożymi będącymi pod opieką Boga Ojca. Święty Paweł w Liście do Kolosan poucza nas i daje wskazówki: „Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi. Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu.” (Kol 3,2-3) Właśnie te słowa mają za zadanie wzbudzić w nas radość, pogłębić naszą wiarę, przypominając, że dzięki poświęceniu się Jezusa Chrystusa także i my osiągniemy nasze przeznaczenie, jak nam obiecał Bóg Ojciec.

Dziś przyjęcie faktu, że Pan Zmartwychwstał, nie przedstawia dla nas żadnego problemu. Wierzymy w Zmartwychwstanie, jesteśmy o nim wręcz przeświadczeni. Możemy jednak zapytać, co oznacza dla nas „codzienne zmartwychwstanie”, tzn. powstawanie do nowego życia. Prawda ta nadaje sens naszej wierze. Chrystus żyje – On nie jest postacią, która przeminęła. Czy rzeczywiście w to wierzymy, czy już tylko z przyzwyczajenia zachowujemy tradycję?

Jezus to Emanuel – Bóg z nami. Trwa w swoim Kościele, w jego sakramentach, w jego liturgii, w jego nauce i całej jego działalności. Także w naszym codziennym, szarym życiu, w miejscu, w którym jesteśmy, na wszystkich ziemskich drogach możemy spotkać Chrystusa. Trzeba nam tylko chcieć zobaczyć Go wychodzącego nam na spotkanie w naszych braciach – ludziach. Bądźmy więc dla wszystkich bardziej wyrozumiali, dajmy naszym bliźnim więcej naszego czasu. Niech Boża Miłość nas łączy.

Jezu Chryste Zmartwychwstały, dziękujemy Ci za Twoje świadectwo, za naukę, za Miłość. Prosimy, pozwól nam zrozumieć ogrom Twojego poświęcenia dla nas, będących prochem marnym. Uczyń z nas fundament Twojego Kościoła.

Ujrzał i uwierzył

Piotr Blachowski

Nikt nie mógł się spodziewać, że w Wielkim Poście, poprzedzającym dzisiejsze święto, będziemy mieć niespodziewane Rekolekcje dla nas, dla całego Kościoła, którego jesteśmy członkami. Rekolekcje, które napełniają nas ufnością i radością. Rekolekcje, czyli rezygnacja Benedykta XVI i wybór Franciszka oraz wszystkie przeżycia duchowe z tym związane.  

Duchowe przeżywanie Świąt umacnia naszą więź z Bogiem, powoduje, iż jesteśmy w stanie podjąć refleksję nad przemijalnością życia, nad naszą przeszłością i przyszłością. Bowiem na ziemi, poruszając się pomiędzy życiem i śmiercią, pomiędzy zwycięstwami i porażkami, potrzebujemy bodźców, by zauważyć, co w naszym życiu i decyzjach było właściwe i dobre, a co niedobre, a czasami złe.

Radość dzisiejszego dnia to przeżywanie dnia nowego życia, Zmartwychwstania Pańskiego. Zaś słowa papieża Franciszka uzmysłowić nam powinny, iż obok nas są ci, którzy potrzebują naszej pomocy i modlitwy. Słowa wypowiedziane przez Franciszka, ale także wypowiadane przez każdego kapłana podczas każdej Mszy Świętej: „Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie” przypominają nam najważniejszą prawdę, iż żyć powinniśmy tak, jak pokazywał nam Pan. Jezus, poprzez swoje Zmartwychwstanie, pokazuje, co nas czeka po przejściu z jednej formy życia do drugiej, pod jednym wszakże warunkiem, a mianowicie pod warunkiem zrozumienia trzech głównych zasad naszego życia: WIARY, NADZIEI i MIŁOŚCI.

Słowa: „Bóg wskrzesił Go trzeciego dnia i pozwolił Mu ukazać się nie całemu ludowi, ale nam, wybranym uprzednio przez Boga na świadków, którzyśmy z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu. On nam rozkazał ogłosić ludowi i dać świadectwo, że Bóg ustanowił Go sędzią żywych i umarłych.” (Dz 10,40-42) emanują nadzieją, dodającą nam sił do walki z codziennymi trudnościami, i nie pozwalają zapomnieć o ostatecznym celu naszej walki.

Radość, radość i raz jeszcze radość! Niech świadomość tego, iż dzięki poświęceniu się Jezusa Chrystusa i my osiągniemy nasze przeznaczenie, czyli to, co nam obiecał Bóg Ojciec, wzmacnia naszą wiarę. Głównym przekazem Ewangelii jest wiara, ale pośrednio i zrozumienie, co zresztą idzie w parze, bowiem rozumiemy poprzez wiarę, a wierząc pojmujemy prawdę dnia dzisiejszego, dnia Zmartwychwstania.

Połączyć życie codzienne z głębokim życiem duchowym to nasze zadanie. Jeśli dodamy do tego dbałość o najmniejszych, najuboższych i chorych, to okaże się, że przed nami stoi wielkie zadanie. Czy podołamy? Ze Zmartwychwstałym – tak.

Jezu Chryste pozwól nam z wiarą i nadzieją oczekiwać spotkania w miłości nie tylko z Tobą, ale także z naszymi bliźnimi.

Życie, śmierć, życie wieczne

Piotr Blachowski

Gdybym potrafił zrozumieć to, co nam zaofiarowano, zrozumieć, jaki otrzymaliśmy dar, może umiałbym opowiedzieć, co czuję, przeżywając w modlitwie całość drogi, jaką szedł Bóg. Mimo iż jesteśmy chrześcijanami, narodem wybranym, kapłańskim, Kościołem – wspólnotą, to nasze rozumowe pojmowanie dramaturgii Wielkiego Tygodnia, a w następstwie Niedzieli Zmartwychwstania, jest dla nas równie doniosłe, co niezrozumiałe.

Różne myśli błąkają się po naszych głowach i nawet jeśli zaczynamy coś rozumieć, to fakt, że Jezus Chrystus poprzez śmierć, a potem Zmartwychwstanie nas zbawił, jest tak samo oczywisty, jak i nie do pojęcia. Nie da się opowiedzieć sztuki, której się nie widziało, nie da się rozkoszować potrawą, której się nie jadło. A dzisiaj mamy świętować, cieszyć się tak bardzo, jak bardzo smuciliśmy się trzy dni temu.

Obrazy, jakie podsuwa na wyobraźnia, można by uznać za objaw chorobowy, ale to nie choroba, to rzeczywistość, to nie ułuda, ale przekaz, tradycja, wiara, nadzieja. Przecież wiemy, nie tylko z autopsji, ale i z różnych dokumentalnych przekazów telewizyjnych i filmowych, że w dalszym ciągu istnieją miejsca, w których przebywał Zbawiciel. Czytamy o niepodważalnych faktach, słuchamy Słów wypowiedzianych przez Pana, a mimo to – może z racji upływu tylu lat – przyjmujemy  wszystko z pewną dozą ostrożności.

Łatwiej było Izraelitom przechodzącym z Mojżeszem przez Morze Czerwone, bo widzieli cuda zdziałane przez Boga. Ale cuda to nie wszystko. „Wszyscy prorocy świadczą o tym, że każdy, kto w Niego wierzy, przez Jego imię otrzymuje odpuszczenie grzechów” (Dz 10,43). Nie powinniśmy zatem oczekiwać na takie znaki, jakie widzieli Izraelici, bo przecież wystarczy uwierzyć Bogu i Jego sługom, współczesnym prorokom, których – niestety – często nie dostrzegamy.

Rozwój nauki i techniki przyczynił się do tego, że łatwiej jest  uwierzyć w neutrina poruszające się szybciej niż światło, aniżeli wykazać się codzienną wiarą w Ukrzyżowanego, a potem Zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa. W liście do Kolosan, na samym początku dzisiejszego tekstu, święty Paweł mówi również do nas: „Jeśliście więc razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze, gdzie przebywa Chrystus zasiadając po prawicy Boga.” (Kol 3,1). Skoro powstaliśmy z martwych, to wcześniej doznać musieliśmy śmierci, śmierci Krzyżowej, przez którą umarły nasze grzechy. Dzięki Zmartwychwstaniu otrzymujemy nowe życie.

Do pewnego momentu nawet najbliżsi uczniowie Jezusa nie zdawali sobie sprawy z tego, co oznacza Zmartwychwstanie. Świadczą o tym słowa św. Jana: „Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma [które mówi], że On ma powstać z martwych.”(J 20,8-9).  Jan uwierzył, bo zobaczył, my wierzymy, więc nie bójmy się głosić, że JEZUS ŻYJE.

Panie, pomóż nam wierzyć w życie wieczne darowane ludziom przez Twoje Zmartwychwstanie, byśmy nieustannie szukali tego, co w górze. 

Duch Zmartwychwstałego

ks. Zbigniew Niemirski

W pierwszym czytaniu - Choć to św. Pawła nazywa się apostołem pogan, to jednak św. Piotrowi przysługuje w tym względzie funkcyjne i czasowe pierwszeństwo.

Wizytacja, na którą wyruszył, by odwiedzić wspólnoty uczniów Chrystusa zakładane poza Jerozolimą, zaprowadziła go do Cezarei. A wszystko stało się z inspiracji Ducha Świętego. Cezarea, nadmorska twierdza zbudowana przez króla Heroda Wielkiego, była polityczną stolicą Judei. Tu bowiem, a nie w Jerozolimie, rezydowali rzymscy prokuratorzy. Tu też było najwięcej rzymskich żołnierzy, a wśród nich Korneliusz, centurion kohorty zwanej Italską. Ten poganin już od dawna lgnął do tego, co niosła ze sobą Biblia. I to właśnie on z całym swoim domem został ochrzczony przez Piotra. A gdy apostoł zakończył katechezę o Chrystusie, stanowiącą dzisiejsze pierwsze czytanie, „Duch Święty zstąpił na wszystkich, którzy słuchali nauki”.

Ten moment był przełomem w dziejach pierwotnego Kościoła. Dotąd bowiem wielu wyznawców Chrystusa głosiło Dobrą Nowinę jedynie Żydom. Co więcej, nawet nie brali pod uwagę wyjścia poza ten krąg. Ten religijny ekskluzywizm niósł ryzyko zamknięcia Kościoła do kręgu czegoś, co pozostałoby małą sektą w łonie judaizmu. „I zdumieli się wierni pochodzenia żydowskiego, że dar Ducha Świętego wylany został także na pogan” – napisał autor Dziejów Apostolskich. I, co szczególnie ciekawe, Piotr po powrocie do Jerozolimy musiał się gęsto tłumaczyć z chrztu udzielonego pogańskiemu domowi.

Robiącym mu wymówki, że „wszedł do ludzi nieobrzezanych”, wskazał na Ducha Świętego jako na Tego, który kierował jego krokami i działaniami: „Jakżeż ja mogłem sprzeciwiać się Bogu?” – pytał. I tu trzeba wrócić najpierw na Kalwarię, gdzie z wysokości krzyża konający Zbawiciel „tchnął Ducha”, i do Wieczernika, w którym ukazywał się swoim uczniom po zmartwychwstaniu. „Tchnął na nich i powiedział: »Weźmijcie Ducha Świętego!«”. Słowa i gesty proste, ale niosące totalnie nową treść. By je zrozumieć i wcielić w życie, apostołowie, z Piotrem na czele, musieli przewartościować tak wiele, porzucić stare religijne nawyki, przełamać uprzedzenia i iść z Ewangelią na cały świat, nie tylko geograficznie, ale też etnicznie i religijnie.

Dwa przepisy na święta

ks. Wojciech Węgrzyniak

W drugim czytaniu - Co jak co, ale święta bez dobrego jedzenia tracą połowę swojego smaku. Drugie czytanie z Niedzieli Wielkanocnej, wpisując się w rytm przedświątecznych przygotowań, proponuje dwa przepisy na Paschę.

Pierwszy przepis podaje List do Koryntian: „Odrobina kwasu całe ciasto zakwasza. Wyrzućcie więc stary kwas, abyście się stali nowym ciastem”. Zaczyn kwasowy znany był już w starożytności jako środek pozwalający na wyrośnięcie ciasta. Odrobinę ciasta zostawiano celowo do sfermentowania, a następnie wkładano do dużej masy ciasta, aby podnieść jej masę. Święty Paweł nawiązuje jednak przede wszystkim do tej jedynej nocy, podczas której naród wybrany opuścił Egipt w takim pośpiechu, że nie zdołano zakwasić chleba. Na tę pamiątkę w czasie świąt paschalnych spożywano tylko chleb przaśny i w nocy z 13 na 14 nisan każdego roku usuwano chleb kwaszony, tak, by jego okruchy nie zanieczyszczały domu. Paweł, ustaliwszy na poziomie metafory składniki, przechodzi do sposobu przygotowania: „Tak przeto odprawiajmy nasze święto nie przy użyciu starego kwasu, kwasu złości i przewrotności, lecz na przaśnym chlebie czystości i prawdy”.

Drugi przepis na święta znajduje się w Liście do Kolosan: „Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi”. Szukać czy dążyć do tego, co w górze, było zwrotem znanym ówczesnym rabinom i nie oznaczało nic innego jak dążenie do nieba, czyli do Boga. Może jest tu jakaś daleka paralela z Platońską metaforą jaskini, gdzie widzialne cienie są tylko odbiciem prawdziwego świata idei. Bliżej zapewne Pawłowi do żydowskich pisarzy apokaliptycznych, którzy rozróżniali obszar niebieski i ziemski, podkreślając czystość Boskich sfer na wyżynach niebios. A już najprawdopodobniej św. Paweł nawiązuje do żydowskich mistyków w Kolosach, którzy stanowili prawdziwe zagrożenie, twierdząc, iż do wyższych sfer niebios dochodzi się przez mistyczne doświadczenie (por. Kol 2,18). Przepis Pawła jest inny. Skoro Chrystus zasiadł po prawicy Boga i znajduje się w niebie, trzeba szukać Go i dążyć do Niego. „Pójdź za mną”, skierowane do chrześcijan za ziemskiego życia Jezusa, nie kończy się na krzyżu. Skończy się dopiero po prawicy Ojca.

Dwa świąteczne przepisy św. Pawła są dosyć łatwe w przygotowaniu: odrzucić złość i przewrotność oraz kierować myśli i serca w stronę Jezusa. Przy takim posiłku święta będą na pewno udane, czyli po prostu smaczne.

Zwierciadło w trumnie

Augustyn Pelanowski OSPPE

W Ewangelii św. Łukasza czytamy, że Piotr po wejściu do pustego grobu „schyliwszy się, ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie, dziwiąc się” (Łk 24,12). Kiedy schylamy głowę? Doznając wstydu, lęku, upokorzenia, smutku. Ludzie zarozumiali nie schylają głowy, innych zmuszają do tego. Niewiara ma najczęściej swoje zatrute źródło w paraliżu zarozumiałości. Bohaterem powieści Bernanosa „Zakłamanie” jest ksiądz Cenabre, który traci wiarę na skutek samozadowolenia z własnej doskonałości. Staje się pustym futerałem po uśmierceniu duszy zarozumiałością. Ksiądz Cenabre udaje wierzącego, ponieważ przyznanie się do niewiary spowodowałoby utratę prestiżu.

Nie potrafi ugiąć karku, zawstydzony. Przypomniał mi się on, gdy zastanawiałem się nad tym Piotrowym schyleniem głowy. Podejrzewam, że ktoś taki jak ja może mieć największe skłonności, by nie schylać głowy ku spojrzeniu w pokorze do grobu Chrystusa, bo spadkobierca apostołów dziedziczy też ich słabości, nie tylko przywileje. Najczęstszym tematem krytycznych uwag, jakie kierował Jezus do swych najbliższych uczniów, była hipokryzja, czyli zakłamanie, którego początek ukrywał się w sporach o pierwsze miejsce. Żaden nie chciał schylić głowy przed drugim. Mam więc świadomość, że jestem taki jak oni: skłonny do udawania, o twardym karku i z wątłą wiarą.

Grecki tekst określił owe pochylenie się nad grobem słowem PARAKYPTO. Oznacza ono nie tylko schylać się, ale też wnikać w coś, usiłować coś pojąć z natężeniem wszystkich władz umysłowych i zmysłowych. Słowa tego używa św. Jakub, gdy pisze o tych chrześcijanach, którzy głęboko wejrzeli w prawo Ewangelii, pojęli jego ukrytą wolność. Przyrównuje ich do ludzi, którzy spojrzeli w zwierciadło i nie zapomnieli tego, co zobaczyli, wprowadzając poznane prawdy w życie.

Dekorowałem kiedyś grób Pański. Pośród białych kwiatów umieściłem autentyczną trumnę z lustrem ukrytym wewnątrz. Ludzie przychodzili pokłonić się Chrystusowi i ogarniała ich ciekawość z powodu tej trumny. Nachylając się, natrafiali na własne odbicie. Nikt nie chce zobaczyć siebie w trumnie, jak nikt nie przyjmuje oczywistości śmierci, która nas czeka. Jeśli jest coś takiego jak bezsens śmierci, to jaki sens ma życie? Po co się męczyć z dnia na dzień z tysiącami problemów, chorób, lęków, a tym bardziej jaki sens ma staranie się o dobrobyt, naukę, miłość, budowanie domu? Doprawdy śmierć stawia nas przed koniecznością wejrzenia o wiele głębiej w siebie w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, po co żyjemy? Tym bardziej śmierć Chrystusa wskazuje, że odpowiedź na to pytanie nie będzie łatwa. Piotr, zobaczywszy puste miejsce po zwłokach Chrystusa, wrócił do siebie. Wrócić do siebie samego to skończyć z egzystowaniem poza sobą samym, zacząć żyć prawdziwe, a nie udawać, że się żyje.

Bezradność przy grobie


Augustyn Pelanowski OSPPE

Trzy kobiety stojące przy pustym grobie z olejkami wonnymi w zaciśniętych dłoniach spoglądały po sobie ze zdziwieniem i bezradnością. Nie znalazły ciała Jezusa, i to właśnie wywołało ową bezradność. Kilka lat temu, będąc na pewnych rekolekcjach, zdarzyło mi się przeżyć coś podobnego. Chcąc udzielić Komunii świętej uczestnikom Mszy, podszedłem do tabernakulum, ale gdy je otworzyłem i zajrzałem do wnętrza, byłem zdziwiony, ponieważ okazało się puste. Ktoś po prostu na poprzedniej Mszy rozdał wszystkie komunikanty i chyba w pośpiechu zapomniał zatroszczyć się o uzupełnienie Świętego Pokarmu. Stałem więc bezradny, nie wiedząc, co uczynić.

Zapewne zarówno dla tych kobiet, jak i apostołów stojących przy grobie, brak ciała Jezusa musiał być faktem wstrząsającym. To, że ktoś umarł, można przeżywać, cierpiąc, ale to, gdy ktoś przestaje istnieć, gdy dematerializuje się jego ciało, albo znika w niewyjaśniony sposób, może doprowadzić do dezorientacji graniczącej z szaleństwem. W pierwszych chwilach tego odkrycia dramatem nie była już śmierć Jezusa, ale to, że On zupełnie zniknął, jakby Go nigdy nie było!

Nieobecność Boga jest przerażającym doświadczeniem. Każdy z nas byłby bezradny, gdyby pewnego dnia okazało się, że „Bóg nie umarł”, tylko Go naprawdę nigdy nie było. Kto wtedy wytłumaczyłby nam sens naszych bezsensownych nocy? Kto wynagrodziłby cierpienie zadane ręką niesprawiedliwą i nieukaraną? Kto wynagrodziłby szczęśliwszą nagrodą niż szczęście? Kto wydobyłby na jaw wszelkie ukryte zbrodnie i dał nadzieję na przyszłość sięgającą poza śmierć? Jaki cel i znaczenie miałoby wtedy w ogóle życie? Wydaje się, że owa niepokojąca bezradność mogła być wielką próbą, kuszeniem odbywającym się bez kusiciela. Bo obecność diabła, tak czy owak, jest jakimś dowodem obecności Boga, ale gdy kuszeniem staje się pustka, pozbawiona nawet demonicznego szeptu, wszystko, co dotychczas miało miejsce, wydaje się iluzją. Niepewność kobiet przy pustym grobie podobna jest do sytuacji, gdy ktoś zatrzymuje się na skraju przepaści i spoglądając w jej głębię, na próżno szuka dna; albo gdy ktoś patrzy w lustro i nie widzi odbicia swej twarzy; albo też budzi się w nocy i w ogóle nie czuje ciała. Podejrzewam, że potężniejszym ciosem niż śmierć kogoś, kto nadawał nam sens życia, jest zupełne zniknięcie tej osoby. Niewiasty były przerażone nie umarłym Jezusem, tylko brakiem jego ciała. W pierwszej chwili zmartwychwstanie mogło być postrzegane jako coś gorszego niż śmierć. Zdarzają się takie chwile, w których wszystko traci znaczenie. Jesteśmy bezradni i pozbawieni wytłumaczenia tego, co się z nami dzieje. Bóg nie tylko jakby znika z naszego życia, ale wydaje się być Wielkim Nieistniejącym. Nie zniechęcajmy się, jeśli coś nie dzieje się w taki sposób, jakbyśmy się spodziewali. Przetrwajmy zwątpienie i bezradność, oburzenie i strach. Nawet nie wiemy, jak takie chwile są nam potrzebne do uzupełnienia kształtów naszej wiary, by stała się na miarę wiary Abrahama, a może nawet jeszcze większej?

Radość i wiara



ks. Tomasz Horak

Pogrzeb dwunastoletniego Roberta. Utonął na wakacjach. Na swój sposób ów dramat przeżywał jego brat, mały Konradek. Na maminych rękach bacznie obserwował wszystko. Gdy na trumnę zaczęły padać pierwsze grudy ziemi, mama nie zdołała uciszyć pytania. Konradek zawołał głośno: „Dlaczego oni go zakopują!”. To nie było pytanie. To był pełen zdumienia protest. Konradek nie rozumiał... Czy my, dorośli, rozumieliśmy więcej? Nie pytaliśmy, bo nie spodziewaliśmy się odpowiedzi...

Nie rozumiemy też Lourdes, Fatimy – i nie tylko. Bo niech no ktoś o kontaktach z „zaświatami” zacznie mówić. Jedni sceptycznie się uśmiechną. Inni znacząco przewrócą oczyma, taktownie rezygnując z gestu puknięcia się w czoło. Tak potraktowano Bernardetę w Lourdes i trójkę dzieci w Fatimie. „Przywidzenia” – brzmiał werdykt. „Kłamstwo”, to brzmiało ostrzej. „Propaganda” – tak też próbowano. A jest to typowa reakcja nie tylko ludzi niewierzących. I ci, którzy w codziennym pacierzu powtarzają „wierzę w życie wieczne”, skłonni są puknąć się w pewnych okolicznościach w czoło.

Tak, i grób, i życie jest tajemnicą. Co więc powiedzieć o zmartwychwstaniu? Nie, nie dziwię się, że dla większości mieszkańców Jerozolimy dziwna wieść dotycząca Nauczyciela z Galilei była niedorzecznością. Nie dziwię się, że Paweł na ateńskim Areopagu, rozbawił słuchaczy mówiąc o zmartwychwstaniu. Najbardziej taktowni powiedzieli: „Posłuchamy o tym innym razem” (Dz 17, 32).

Obydwaj biegli do grobu. Dlaczego biegli? Bo nie rozumieli. Choć ON zapowiadał. Słowa Marii Magdaleny wydawały się niedorzecznością, wywarły jednak zniewalający wpływ. Musieli tam pobiec. Tak, pobiec. Tajemnica paliła ogniem. Nie można było myśleć – bo jak myśleć o czymś, co jest niedorzecznością? Pusty grób nie wyjaśnił niczego. Zagadka stała się bardziej zagadkowa...

A ON nie wykorzystał swej potęgi i nie powalił w proch swych wrogów. A mógł. Gdybyśmy byli Jego doradcami! „Idź na świątynny dziedziniec – usłyszałby. Otoczony tłumami pójdziesz do Kajfasza. Arcykapłan ulegnie. Pójdziecie do Piłata rzucić całe Imperium do swych stóp...” A ON nie wykorzystał swej potęgi! Ukazał się tylko „wybranym świadkom, nie całemu ludowi”. Bo ON, i Zmartwychwstały, i przemawiający z ognistego krzewu, i błogosławiący Jakubowi, i pytany jak osiągnąć życie wieczne, nieodmiennie czeka na wolną decyzję człowieka. Mówi: „Jeśli chcesz!” (Mt 19,21). Uczniowie byli gotowi na niepojęty realizm: zgodzić się na niemożliwe. Nie rozumieli jednak. Bo zmartwychwstanie jest poza kategoriami ludzkiego rozumienia. Bo przekracza uproszczone przez ludzką myśl wymiary czasoprzestrzennego świata. Bo, jeśli zostać przy fizykalnym języku, zmartwychwstanie jest przejściem do innego wymiaru (wielu wymiarów). To, co swymi zawiłymi równaniami przedstawiają matematycy, tłumaczy wiele zagadek wszechświata. Śmieszne byłoby się upierać, że ich teorie ogarnęły wszystko. One tylko otwierają spojrzenie na to, czego wzrokiem zobaczyć się nie da. Stąd krok do wiary – choć ona z innych źródeł płynie. Ale też jest „widzeniem niewidzialnego” (Hbr 11,1).

„Świadkowie...” Nie, oni nie byli świadkami zmartwychwstania. Bo zmartwychwstanie jest nie tyle faktem, który dokonał się w trójwymiarowej przestrzeni, co raczej rzeczywistością tę czasoprzestrzeń przekraczającą. Oni, Uczniowie, są świadkami Zmartwychwstałego. Oni z „Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu”. Z tego samego powodu rzymscy żołnierze pilnujący grobu nie są świadkami czegokolwiek. I dlatego można im było zamknąć usta garścią srebrników. To, co się wydarzyło, działo się ponad tamtą chwilą i ponad tamtym zakątkiem Jerozolimy. Żołnierze nie są świadkami. I, być może, wcale nie kłamali, mówiąc „spaliśmy”, ale też cała sprawa ma drugie oblicze: dziś możemy spotkać świadków Zmartwychwstałego równie dobrze jak wtedy.

Świadectwem jest radość chrześcijan. Ta radość, która nie potrzebuje sztucznego śmiechu produkowanego przez komediantów, śmiechu karmionego alkoholem i haszyszem. Święta to od wieków nieodmiennie składane świadectwo: radość wierzących, radość tych, którzy widzą obok siebie Zmartwychwstałego. Nie, nie pukaj się w czoło. Można widzieć niewidzialne. Nie jak w bajkach – ale umysłem, sercem, duszą wznosząc się ponad ciasną czasoprzestrzeń naszej planety. Dlatego „jeśli z Chrystusem powstaliście z martwych, szukajcie tego, co w górze”. A przez waszą radość staniecie się świadkami Zmartwychwstałego. Świat was potrzebuje...

Zmartwychwstanie i zdumienie


ks. Jan Kochel

Tajemnica Zmartwychwstania budzi przede wszystkim wielkie zdumienie, które jest początkiem wiary. To pierwsze i podstawowe doświadczenie stało się udziałem uczniów Jezusa „[owego] pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem”. Odczucie zdumienia, zdziwienia, zachwytu nad tajemnicą paschalną towarzyszy później wszystkim wyznawcom zmartwychwstałego Pana. Jednakże ulotność i urok tego doświadczenia sprawia, że jego opis, a tym bardziej przekaz, najlepiej oddać w ręce artystów pędzla i pióra.

Papież poeta w Tryptyku rzymskim, wkroczywszy do wnętrza Kaplicy Sykstyńskiej w Watykanie, tak ujmuje w słowa swoje doświadczenie: „Wchodzimy, żeby odczytać, / od zdumienia idąc ku zdziwieniu”. Tam papieskie „zdziwienia” dotyczą spraw ostatecznych, zarówno tajemnicy stworzenia świata i człowieka, jak i ich przeznaczenia. W innym jednak miejscu Papież opisuje swoją drogę „od zdumienia ku zdziwieniu” w kontekście tajemnicy paschalnej.

Miało to miejsce podczas spotkania z przedstawicielami świata kultury w Teatrze Narodowym w Warszawie (8 czerwca 1991). Papież podzielił się wówczas bardzo osobistym doświadczeniem: „Dziś (...) czujemy potrzebę zmartwychwstania, czujemy imperatyw zmartwychwstania (...). Kiedy znalazłem się tam [na poligonie pod Koszalinem] wśród Wojska Polskiego śpiewającego Bogurodzicę (...), modlącego się, zanim przyjechał papież, na całonocnym czuwaniu, przecierałem oczy (...), wtedy zrozumiałem zapis zmartwychwstania w Ewangeliach (...) [Ów zapis] zawiera naprzód stwierdzenie, że niewiasty poszły rano do grobu, żeby namaścić Chrystusa, którego spodziewały się znaleźć martwego. Bały się tylko jednej rzeczy: kto im odwali kamień grobowy. Pierwsze zdziwienie: kamień grobowy odwalony. Drugie zdziwienie jeszcze większe: grób pusty. A dopowiedzenie już nie słowem ludzkim, bo słowo ludzkie by tego nie potrafiło wypowiedzieć. Mówi istota nadludzka: nie ma Go tu, zmartwychwstał. Te niewiasty biegną do apostołów i apostołowie nie wierzą. Nie wierzą! I wtedy ja, należący do następców apostołów, zrozumiałem moich wielkich poprzedników (...). Zmartwychwstanie i zdumienie”.

Przejmujące jest to doświadczenie i wyznanie Jana Pawła II, z którym nie mógł i nie chciał wyjeżdżać ze swojego ukochanego kraju. Pod wpływem tego świadectwa możemy przekonać się, że to właśnie zdumienie stoi u początków wiary w tajemnicę Zmartwychwstania. Kto bowiem nie potrafi się zdziwić, zdumieć i zachwycić porankiem „pierwszego dnia”, ten nigdy nie uwierzy w Zmartwychwstałego!

Świadek Zmartwychwstałego - Paweł z Tarsu - woła więc do tych, którzy uwierzą: „Bracia: Jeśliście razem z Chrystusem powstali z martwych, szukajcie tego, co w górze (...). Dążcie do tego, co w górze, nie do tego, co na ziemi” (Kol 3,1-2). A w innym miejscu doda: „Tak i wy rozumiejcie, że umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga w Chrystusie Jezusie” (Rz 6,10). Oderwanie się od tego, co przyziemne i grzeszne, przenosi człowieka w inny wymiar życia, przepojony pięknem, dobrem, harmonią, wiecznością... Wielkie zdumienie prowadzi do przebudzenia: „umarliście dla grzechu, żyjecie zaś dla Boga”.

U progu XXI wieku chrześcijanie mogą jeszcze zdumieć się nad orędziem paschalnym, a „słowa [tego orędzia] nie mogą wydawać się im czczą gadaniną i nie mogą nie dać im wiary” (por. Łk 24,11). Tak wielu bowiem świadków oddało życie za wiarę, i tak wielu czeka jeszcze na świadectwo współczesnych chrześcijan. Potrzeba zatem w kolejny poranek wielkanocny wybrać się do grobu - jak Piotr i Jan - pobiec, schylić się i zobaczyć; potrzeba doświadczyć wielkiego zdumienia: „ujrzeć i uwierzyć”, że „nie ma Go [tu], bo zmartwychwstał”. Alleluja!

Zobaczyć zmartwychwstanie


Augustyn Pelanowski OSPPE

Uczniowie, wchodząc do ciemnego grobu, zobaczyli coś, co ich przekonało o zmartwychwstaniu. Sam widok pustego grobu to za mało, by przekonać się o pokonaniu śmierci. Musieli zobaczyć coś wyjątkowego. Ujrzeli leżące płótna oraz oddzielnie zwiniętą chustę, która była na Jego głowie. Nie chodziło o to, że idea życia zmartwychwstała w ich świadomości i zdali sobie sprawę z tego, że w ich pamięci Jezus nigdy już nie umrze. Ani o to, że Jezus przetrwał letarg, ani o jakiś sprzeczny z zasadami logiki etap reinkarnacji. Musieli zobaczyć coś dokumentującego autentyczne zmartwychwstanie!

Przypomnijmy, że Łazarz, po wskrzeszeniu, nie mógł się uwolnić od tkanin, którymi był szczelnie obwiązany i które go krępowały – potrzebował pomocy świadków wskrzeszenia. Jezus nie przebudził się z powodu zimna albo z powodu silnej struktury organizmu. Po śmierci Jezusa Nikodem przyniósł 100 funtów wonności – mieszaniny aloesu i mirry (ówczesny 1 funt to około 325 gramów miary współczesnej). Każdy zwój był posypany sproszkowanymi wonnościami. Gdyby płótna zostały odwinięte i zrzucone, wonności rozsypałyby się. Płótna byłyby rozwinięte, chusta z głowy byłaby rozwiązana.

Tekst grecki delikatnie sugeruje, że płótna pozostały nierozwiązane – ciało z nich po prostu… wypromieniowało. Właśnie to od razu zauważyli uczniowie! Ciało znikło, nie naruszając szczelnie i dokładnie zawiniętych płócien. Uczniowie zobaczyli też syndarion – chustę zwiniętą, co można zrozumieć, że zachowała kształt głowy, pozostając jakby pustym „opakowaniem”! To musiało zrobić na nich ogromne wrażenie. Było to tak jednoznaczne, że nie analizowali znaleziska, tylko po prostu uwierzyli. Wszystko, co zastali, wskazywało na cud.

Mamy więc autentyczną relację z tamtego wydarzenia, która przemawia do nas i do naszej wiary w zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa. Jest też zapowiedzią naszego powstania z grobów.

Zmartwychwstania możemy doświadczać już dziś, gdyż wiemy, że ceną grzechu jest śmierć. Pozbawiając się grzechów w demaskującej spowiedzi, już pokonujemy krępujące nas, jak owe płótna, konsekwencje śmierci, z któ-rych możemy sie wyzwolić. Dzieje się tak tylko dzięki temu, że On, Światłość tego świata, wyszedł z grobu bez przeszkód.

Zaraz po narodzeniu Jezus był owinięty w pieluszki, w białe płótna, zapewne tak ściśle przylegające do ciała, że dziecko było nieruchome. Porównanie wydaje się niestosowne, ale w rzeczywistości jest pomostem do nowych refleksji: śmierć, dzięki Chrystusowi, stała się nowymi narodzinami, życie będzie przebiegać dalej, ważne jest tylko, gdzie się znajdziemy po otworzeniu się trumiennych drzwi. Kluczem do nieba jest wyznanie grzechów, kluczem do piekła – zachowanie ich dla siebie!

Z Nim żyć będziemy


Wiesława i Andrzej Macurowie

"Chrystus zmartwychwstał. Co ty na to?". Takie słowa wypowiedział jeden z kaznodziejów w Wielkanocny Poranek. Wydarzenie to jest tak niezwykłe, że przerasta naszą wyobraźnię. Tamten niedzielny poranek sprzed prawie dwóch tysięcy lat to najważniejszy dzień w historii ludzkości. A co my na to?

Chociaż nie widzieliśmy pustego grobu, wierzymy, że "umęczon pod Ponckim Piłatem, ukrzyżowan, umarł i pogrzebion, zstąpił do piekieł, trzeciego dnia zmartwychwstał, wstąpił na niebiosa, siedzi po prawicy Boga Ojca wszechmogącego i powtórnie przyjdzie w chwale sądzić żywych i umarłych, a królestwu Jego nie będzie końca"... Nasza wiara opiera się na świadectwie ludzi, którzy widzieli Zmartwychwstałego, którzy "z Nim jedli i pili po Jego zmartwychwstaniu" - jak wyznaje św. Piotr w dzisiejszym pierwszym czytaniu.

Ci, którzy "pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem", ujrzeli pusty grób, w pierwszej chwili zapewne też nie mogli uwierzyć. Maria Magdalena przestraszyła się, kiedy zobaczyła, że grób, w którym złożono ciało Jezusa, jest otwarty, a ciało Mistrza znikło. Ewangelista nie informuje, co po wejściu do grobu pomyślał Piotr. Jan natomiast uwierzył, że jego Mistrz, Jezus z Nazaretu, jest tym, za którego się podawał: Mesjaszem, Synem Boga, Zbawicielem świata. Jasnym się stało, dlaczego przyjął cierpienie, niósł krzyż i pozwolił się przybić do niego. Uczniowie w nowym świetle zobaczyli wymagania, jakie im stawiał... My wierzymy dzięki ich świadectwu. Co to dla nas znaczy?

W świetle pustego grobu powinniśmy - tak jak Apostołowie - zacząć poważnie traktować naukę Jezusa. Nawet wtedy, gdy jej nie rozumiemy albo gdy wydaje się niewygodna. Ten, który uczył, że Bóg jest dobry, który sam siebie uważał za Boga, który od swoich uczniów domagał się radykalnego pójścia za Nim i naśladowania Go, pokonał śmierć. W ten sposób potwierdził, że zawsze mówił prawdę: gdy uczył o konieczności przebaczania, dystansu wobec dóbr materialnych, że mamy karmić się Jego Ciałem i przyjmować odpuszczenie grzechów z rąk Apostołów.

Przede wszystkim jednak zmartwychwstanie Jezusa jest dla nas znakiem nadziei: szatanowi nie udało się zwyciężyć. Nasze grzechy zostały zgładzone. Po śmierci nie czeka nas kara, ale wieczne szczęście... Chrystus, który zmartwychwstał jako pierwszy, wskrzesi kiedyś także nasze śmiertelne ciała i będziemy mogli cieszyć się nieprzemijającą radością. Śmierć - największy wróg człowieka - już nie panuje nad nami. Czy ktoś ofiarował nam kiedyś lepszą nowinę?

Od dziś nie musimy zaprzątać sobie zbytnio głowy sprawami tego świata. Nasza ojczyzna jest w niebie. Możemy - jak nasz Zbawiciel - żyć pięknie i szlachetnie. Możemy przebaczać, mimo dotykającej nas nienawiści, radować się mimo smutków i służyć mimo oskarżeń o słabość. Przyjmując chrzest i stając się chrześcijanami umarliśmy dla grzechu. Zmartwychwstaliśmy, a nasze życie ukryte jest z Chrystusem w Bogu. Gdy przyjdzie powtórnie, aby sądzić ziemię, wtedy i my razem z Nim ukażemy się w chwale. Bo przecież "jeśli z Nim umieramy, z Nim też żyć będziemy"...

Krew na drzwiach


Augustyn Pelanowski OSPPE

W noc paschy Izraela zabijano baranka i jego krwią naznaczano odrz-wia domów, aby Anioł Niszczyciel mógł ominąć je i nie zniszczyć pierworodnych dzieci, tak jak to działo się z dziećmi egipskimi. Ominięcie w hebrajskim to pesach. Krew baranka sprawiała, że śmierć omijała dzieci Izraela. Według jednego z komentatorów żydowskich, baranek był zabijany, gdyż Egipcjanie czcili zwierzęta jako bogów, wśród nich baraniogłowego bożka Chnum. Zabicie bożka, czyli zerwanie z bałwochwalstwem, staje się warunkiem wyjścia z niewoli grzechu. Jezus Chrystus nadał zupełnie nowe znaczenie śmierci baranka, ponieważ On sam stał się barankiem, umierającym z miłości dla swego ludu, broniąc własną krwią przed śmiercią wieczną tych, którzy schronili się w Jego sercu. Jezus jest pierwszym, który pokonał śmierć, Człowiekiem zapoczątko-wującym generację tych, których śmierć wieczna ominie.

W dzień poprzedzający noc paschalną Izraelici mieli obowiązek wyrzucić z domu wszelki chleb kwaszony, tak zwany chemec. Każdy okruch był skrupulatnie wyszukiwany, aby dom był oczyszczony z wszelkiego kwasu, który symbolizował niewolę egipską. Jezus nadał nowe znaczenie tej czynności. Ostrzegał uczniów przed kwasem faryzeuszy, przed obłudą religijną, czyli pojmowaniem religijności magicznie i jurydycznie. Faryzeuszy cechował duch oskarżenia, czerpiący siłę z przekonania o poprawności rytualnej. Wielu chrześcijan wpada w tę zasadzkę, nawet nie wiedząc, że „zakwaszają” swoją duchowość niebezpiecznym wirusem. Zdarza się przecież, że ktoś, kto zachowuje ściśle wszelkie przepisy religijne, wiele się modli, przestrzega postów, wyrzeczeń, mnoży nowenny, jednocześnie jest skwaszony oskarżaniem. To jest zakwaszona religijność magiczna, budująca poczucie wartości na pogardzie słabszych.

Pascha była nie tylko ominięciem przez Anioła Niszczyciela, ale też wyjściem z ciemności Egiptu, ze zniewoleń i uzależnień, w jakie popadli Izraelici w kraju faraona. Grób Chrystusa jest bramą nowej paschy – ominięcia śmierci wiecznej i wyjścia z ciemności oraz ciemnoty duchowej. Piotr i Jan przybiegli do grobu, aby zobaczyć, że tam, gdzie jest Jezus Chrystus, życie się nie kończy. Przybiegli, ponieważ uciekli przed krzyżem i śmiercią Baranka Bożego. Żydowski komentator Tory, Raszi, zauważa, że każdy, kto w chwili zabijania baranka znajdował się za progiem świątyni lub nie trzymał rąk na głowie baranka był rochaka (odległy, obojętny). Nie przeżywał uczuciowej straty i dlatego nie mógł poczuć zranienia serca, a zarazem zerwania z przeszłością zniewolenia, by otworzyć się na wolność w przyszłości. Uczniowie uciekli spod krzyża i dlatego byli rochaka, czyli według żydowskiej tradycji nie zaliczyli tej paschy. A jednak żaden z nich nie został dotknięty aniołem śmierci, jak Judasz. Ponieważ żaden z nich nie uciekł z Ostatniej Wieczerzy, jak Judasz. Eucharystia chroni nawet tych, którzy nie wytrwali pod krzyżem.

Ujrzał i uwierzył


ks. Artur Stopka

Życzenia. Na przykład takie:

Życzę Wam Wszystkim i Każdemu z osobna:
dotknięcia chwały Zmartwychwstałego Chrystusa,
udziału w Jego radości i pokoju,
przyszłego przebywania z Nim.

Albo takie:
Na ten czas świąteczny życzę spokoju i odpoczynku od codziennych problemów, odpoczynku od pracy, życzę ciepła rodzinnego i dobrego przeżycia duchowego świąt wielkanocnych.

Mogą być też takie:
Mocnej WIARY,
nieustającej NADZIEI,
prawdziwej RADOŚCI,
płynących ze Zmartwychwstania Jezusa.

Lub po prostu:
Wesołych świąt. Smacznego jajka. Mokrego dyngusa.

Dlaczego składamy sobie życzenia? Dlaczego posyłamy je pocztą, mailem, SMS-em, przekazujemy telefonicznie lub twarzą w twarz? Jakaś okazja musi być. No i jest. Przecież to Wielkanoc. Czyli co? Czyli uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego. Czyli co? Co to właściwie jest to zmartwychwstanie?

Na pozór odpowiedź jest prosta. Zmartwychwstanie polega na tym, że Jezus, który umarł, znów żyje. Jezus Zmartwychwstały nawiązuje z uczniami bezpośredni kontakt przez dotyk i wspólny posiłek. Pokazuje w ten sposób, że nie jest duchem, ale przede wszystkim uświadamia im oraz nam, że zmartwychwstałe ciało, w którym się im ukazuje, jest tym samym ciałem, które zostało umęczone i ukrzyżowane, ponieważ nosi On jeszcze ślady swojej męki.
A jednak nie jest to takie proste. Zmartwychwstanie Chrystusa nie było powrotem do życia ziemskiego, jak to miało miejsce w przypadku wskrzeszeń, których dokonał Jezus przed swoją śmiercią. Wskrzesił córkę Jaira, wskrzesił młodzieńca z Naim, Łazarzowi kazał wyjść z grobu i Łazarz wyszedł. Te fakty były wydarzeniami cudownymi, ale osoby cudownie wskrzeszone mocą Jezusa powróciły do „zwyczajnego” życia ziemskiego. A to znaczy, że w pewnej chwili znów umrą.
Zmartwychwstanie Chrystusa jest zdarzeniem zdecydowanie różnym. W swoim zmartwychwstałym ciele Jezus przechodzi ze stanu śmierci do innego życia poza czasem i przestrzenią. Ciało Jezusa zostaje w Zmartwychwstaniu napełnione mocą Ducha Świętego. Jezus uczestniczy w Boskim życiu w stanie chwały, tak że św. Paweł może powiedzieć o Nim, że jest „człowiekiem niebieskim”.
Autentyczne i rzeczywiste ciało Zmartwychwstałego Jezusa posiada równocześnie nowe właściwości ciała uwielbionego. Nie zajmuje już określonego miejsca w czasie i przestrzeni, ale może uobecnić się na swój sposób, gdzie i kiedy chce, ponieważ Jego człowieczeństwo nie może już być związane z ziemią i należy wyłącznie do Boskiego panowania Ojca. Z tego powodu Jezus Zmartwychwstały jest całkowicie wolny w wyborze form ukazywania się. Może się pojawić w postaci ogrodnika lub „w innej postaci” (Mk 16,12) niż ta, jaką znali uczniowie, by w ten sposób wzbudzić ich wiarę. Może się pozwolić rozpoznać lub nie pozwolić.

Zmartwychwstanie Chrystusa pod każdym względem jest wydarzeniem wyjątkowym i nie mającym w historii ludzkości precedensu. Nie da się pogodzić z grecką ideą nieśmiertelności, czy różnymi koncepcjami wieczności, które wszystkie religie proponują człowiekowi. Nie ma nic wspólnego z reinkarnacją, w którą wierzą niektórzy. Dlaczego? Ponieważ Zmartwychwstanie Jezusa jest zdecydowanym zwycięstwem nad śmiercią. Pierwszym takim zwycięstwem. Jest spełnieniem najgłębszych ludzkich pragnień. Jest dowodem, że człowiek naprawdę został stworzony do życia wiecznego. Że choć podlega przemijaniu na ziemi, to jednak nie przestaje istnieć. Jest podstawą wiary głoszonej przez chrześcijan i ich nadziei, że jak Chrystus prawdziwie zmartwychwstał i żyje na zawsze, tak również sprawiedliwi po śmierci będą żyć na zawsze z Chrystusem Zmartwychwstałym i że On wskrzesi ich w dniu ostatecznym.

Zmartwychwstanie Jezusa jest faktem. Faktem wobec którego można przyjąć bardzo różne postawy.
Można przede wszystkim udawać, że nigdy nie miał miejsca. Ludzie są dobrzy w udawaniu, że pewne fakty nie miały miejsca. Myślą, że jak będą wobec niektórych wydarzeń okazywać obojętność, że nie będą o nich mówić i myśleć, to te fakty przestaną istnieć. Całkiem sporo ludzi na świecie myśli, że historia jest zbiorem faktów dla nich wygodnych i że mogą ją dowolnie kształtować. Tak postąpili owi faryzeusze, którzy rzymskim strażnikom grobu Chrystusa dali pieniądze i kazali rozpowiadać, że ktoś wykradł ciało Jezusa. I w pewnym sensie odnieśli sukces. Bo nie brak i dziś, dwa tysiące lat później ludzi, którzy nie przyjmują faktu zmartwychwstania do wiadomości.
Można też na zmartwychwstanie zareagować tak, jak to zrobiła w pierwszej chwili Maria Magdalena. Odkryć, że coś się stało, ale zamiast stwierdzić, co naprawdę zaszło, od razu zinterpretować po swojemu i biegając wokół budzić niepokój różnych ludzi. Maria Magdalena zareagowała tak bardzo po ludzku, przyziemnie, bez odniesienia do wiary. Nie ma ciała Jezusa? To znaczy, że ktoś je zabrał, przeniósł, schował. Na szczęście dla niej, Maria Magdalena nie zatrzymała się na tym poziomie.
Można też wobec zmartwychwstania postąpić tak, jak ów drugi uczeń, który razem z Piotrem biegł do grobu. Można się zaciekawić i biec, aby się czegoś dowiedzieć, ale w bliskości zmartwychwstania nagle się zatrzymać, jakby tuż przed metą. Można nawet zajrzeć, zobaczyć i... czekać co zrobią, co powiedzą inni. Znów bez odniesienia do wiary. Znów przyziemnie.
Można wreszcie postąpić tak, jak postąpił Piotr. Spokojnie, ale też z odwagą nie tylko przybiec do pustego grobu, nie tylko zajrzeć do niego nie przekraczając progu, ale również wejść i przekonać się osobiście, że to, co zapowiadał wielokrotnie Jezus i Pismo święte właśnie nastąpiło.

Nie ma Go tu. Zmartwychwstał. Ale żeby w to uwierzyć, trzeba nie tylko zajrzeć, trzeba osobiście wejść do grobu. Tak, jak ów drugi uczeń towarzyszący Piotrowi, który uwierzył dopiero, gdy wszedł do grobu.

Wejść do grobu. To nie tylko może być problem. To jest problem.

Zakrawa na paradoks, że ludzie, którzy niezależnie od wyznawanej lub niewyznawanej wiary tęsknią w głębi serca do życia wiecznego, gdy stają wobec prawdy o zmartwychwstaniu, zaczynają się bać i nie chcą wierzyć. W zmartwychwstanie nie uwierzyło przecież wielu z tych, którzy miesiącami chodzili za Jezusem, słuchali Jego nauczania i oglądali Jego cuda. W zmartwychwstanie nie uwierzyli mieszkańcy Aten, którzy słuchali św. Pawła z zaciekawieniem dopóki nie zaczął im mówić, że Jezus wyszedł z grobu. Powiedzieli - posłuchamy cie innym razem.
Jak pokazują badania, także dziś wielu ludzi, którzy nazywają siebie chrześcijanami, katolikami, tu, w Polsce, nie wierzy w zmartwychwstanie. Nie wierzą ani w zmartwychwstanie Jezusa, a więc także w swoje zmartwychwstanie. Dlatego żyją tak, jakby ich istnienie kończyło się tu, na ziemi, z chwilą śmierci. Dlatego żyją w ciągłym strachu przed śmiercią.

W ostatnich dniach rozważaliśmy mękę i śmierć Jezusa. Odprawialiśmy Drogi Krzyżowe. Uczestniczyliśmy w liturgii Wielkiego Piątku. Uczyliśmy się na nowo, że nie ma chrześcijaństwa bez krzyża.
To prawda. Nie ma chrześcijaństwa bez krzyża. Ale to nie cała prawda. Bo dzieło Jezusa nie kończy się w Wielki Piątek. Gdyby tak było, trwalibyśmy w nieustannej Wielkiej Sobocie. I wielu rzeczywiście w niej trwa.
Życie przypomina czasem
długą i smutną Wielką Sobotę.
Wszystko wydaje się skończone,
wydaje się, że zły zwycięża,
że zło jest silniejsze od dobra.

Wielki Piątek to dzień ciemności,
dzień bezrozumnej nienawiści,
dzień zabicia Sprawiedliwego!
Ale Wielki Piątek, to nie ostatnie słowo:
ostatnim słowem jest Wielkanoc,
triumf życia,
zwycięstwo Dobra nad złem.

Wielka Sobota to dzień pustki,
dzień lęku i zagubienia,
dzień, w którym wszystko wydaje się skończone!
Ale Wielka Sobota nie jest ostatnim dniem:
ostatnim dniem jest Wielkanoc,
światło, które na nowo rozbłyska,
Miłość, co wszelką nienawiść zwycięża.
(Droga Krzyżowa w Koloseum 2006)

Zarówno Wielki Piątek, jak i Wielka Sobota nie trwają wiecznie. One minęły. Nadeszła niedziela. Nadeszła Wielka Noc. Nadeszło Zmartwychwstanie. Śmierć, cierpienie, ból, smutek zostały pokonane.
Nie biegajmy więc z niepokojem wokół grobu Jezusa. Nie stójmy trwożliwie na jego progu. Wejdźmy do środka. Zobaczmy, że jest pusty. Zobaczmy i uwierzmy. Jezus żyje. A wraz z Nim i my żyć będziemy. Tylko z Nim.

Grób miłością rozsadzony


ks. Wacław Depo

Bóg, miłość, śmierć – to są trzy tajemnice, wokół których organizuje się ten świat. Każda z nich – w sobie właściwy sposób – jest przebudzeniem i nowym życiem. Kluczem do zrozumienia tych tajemnic jest miłość Boga, objawiona w Krzyżu Jednorodzonego Syna. W nim możemy dostrzec wypełnienie trudnych „spraw Ojca” i objawienie się całej Ewangelii życia. Dramat Golgoty – wraz z niezrozumiałym po ludzku krzykiem: „Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił?” – nie jest bezsensownym finałem „spraw Ojca”, lecz zaproszeniem każdego człowieka do współuczestnictwa w życiu Boga, który jest Ojcem Wszechmogącym i który jest Panem Życia i Śmierci. Dlatego światło Krzyża Jezusa nie zostaje przesłonięte przez mrok śmierci, ale „na jego tle Krzyż jaśnieje coraz mocniej i wyraźniej, jawi się jako centrum, sens i cel całej historii i każdego ludzkiego życia” (Evangelium Vitae 50). Dla głębszego zrozumienia tajemnicy Boga, a zarazem zagadki życia człowieka, nie wystarczy samo spotkanie z Ukrzyżowanym. Wiemy dobrze – choćby z relacji św. Mateusza – że ci, którzy przechodzili obok Jezusa wiszącego na krzyżu, przeklinali Go mówiąc: „Ty, który burzysz przybytek i w trzech dniach go odbudowujesz, wybaw sam siebie, jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża” i „Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje” (Mt 27,40.43).

Spotkanie z Ukrzyżowanym domaga się aktu wiary w miłość potężniejszą od śmierci i „rozsadzającą grób”. Dlatego też zmartwychwstanie Jezusa nie może być ukazywane tylko jako pobożne życzenie uczniów Chrystusa czy owoc ich sfrustrowanej wyobraźni. To jest fakt historyczny i wydarzenie zbawcze. Dobitnym tego dowodem jest postawa arcykapłanów i faryzeuszów, którzy zebrali się u Piłata i mówili: „Panie przypomieliśmy sobie, że ów oszust powiedział jeszcze za życia: Po trzech dniach powstanę. Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli Jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi: Powstał z martwych. I będzie ostatnie oszustwo gorsze niż pierwsze. Oni poszli i zabezpieczyli grób, opieczętowując kamień i stawiając straż” (Mt 27,63–64.66).

Zmartwychwstanie Jezusa Chrystusa nie tylko warunkuje sens życia tych, którzy w Niego wierzą, ale również obraz samego Boga, którego On objawia. Pomylić się co do prawdy o Ukrzyżowanym Jezusie, który jest Zmartwychwstałym Mesjaszem, oznacza pomylić się co do samego Boga. Od owego poranka „pierwszego dnia po szabacie” Bóg jest Bogiem Zmartwychwstania, „Tym, który ożywia umarłych i to, co nie istnieje, powołuje do istnienia” (Rz 4,17), „Tym, który wskrzesił Jezusa z martwych” (Rz 8,11). Klasycznym tekstem orędzia wielkanocnego są słowa św. Pawła, zapisane w Pierwszym Liście do Koryntian: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest także nasza wiara. Okazuje się bowiem, żeśmy byli fałszywymi świadkami Boga, skoro umarli nie zmartwychwstają, przeciwko Bogu świadczyliśmy, że z martwych wskrzesił Chrystusa” (15,14–15).

Od wydarzenia pustego grobu Chrystusa, który „rozsadzony został miłością Boga”, pojawiła się nowa optyka patrzenia, myślenia i wiary chrześcijańskiej. Opiera się ona zawsze na centralnej tezie, że w Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa spotykają się w nieprzenikniony sposób – „czas i wieczność, śmierć i nieśmiertelność, świat obecny i świat przyszły, człowiek z Bogiem. Zmartwychwstanie – będące świadectwem miłości Boga Ojca ku Synowi w Duchu Świętym – jest niejako w prostej linii spełnieniem się Wcielenia Syna Bożego w Jezusa”. Te dwa wydarzenia zbawcze w sposób niepowtarzalny objawiają nam bliskość i miłość Boga, który wybrał nas i umiłował w swoim Synu, a którego nam dał jako „pierworodnego wszelkiego stworzenia”, jak również jako „pierworodnego spośród tych, którzy umarli” (Kol 1,18; 1 Kor 15,20). Ta miłość promieniuje na każdego człowieka i cały świat doczesny. Jest nie tylko cudownym działaniem Boga, ale czymś „nieskończenie więcej niż cudem” – sięgając w nieskończoność życia i miłości Trójjedynego Boga: Ojca i Syna, i Ducha Świętego. To On Sam – przez Krzyż i Zmartwychwstanie Syna – wzywa nas dzisiaj razem i każdego z osobna do współuczestnictwa w tym życiu i miłości.

Jak zobaczyć zmartwychwstanie?


Augustyn Pelanowski OSPPE

Leżące w pustym grobie płótna. Ten obraz wstrząsnął Piotrem i Janem tak bardzo, że spowodował przebudzenie się w nich wiary jeszcze większej niż ta, którą mieli dotychczas. Cóż szczególnego było w tych płótnach, że obaj już nie mieli wątpliwości, że ich Nauczyciel zmartwychwstał?

Owe prześcieradła (keimena) leżały niczym jakiś kokon płócienny. Nie zostały rozwinięte ani przez Zmartwychwstałego, ani przez kogokolwiek innego. Podobnie było z chustą na głowę (soudarion), która była ciągle w formie owiniętej (enthylisso). Zachowała kształt głowy, nie ukrywając już jednak niczego poza pustką wewnątrz. To właśnie wstrząsnęło apostołami.

Jezus, wydobywając się z owych chust, musiał w jakiś sposób „wyparować” albo prześwietlić tkaniny niczym światło. Ewangeliści zapisali, jak przechodził przez zamknięte drzwi albo nagle znikał, np. na oczach uczniów z Emaus. Zmartwychwstanie nie było więc reanimacją trupa, jak w przypadku Łazarza. Zmartwychwstanie nie jest kontynuacją życia, lecz przemianą. Chrystus jest dotykalny, o czym przekonał się Tomasz, nawet zajada rybę z uczniami, ale jest to Chrystus inny. Marek pisze o „innej postaci” (Mk 16,2). Maria Magdalena też nie mogła Go od razu poznać. Ten Nowy Jezus wymyka się czasowi i przestrzeni, choć w tych wymiarach się pojawia. Jest obecny i nieobecny zarazem. Jest tu i jednocześnie gdzie indziej.

Dlaczego Zmartwychwstały objawia się tylko wierzącym w Niego, choć ciągle niedowierzającym w zmartwychwstanie? Dlaczego nie pokazał się Kajfaszowi albo Piłatowi? Dlaczego pomija tysiące ateistów i wyśmiewających się z Niego? Dlaczego nie zobaczył go Richard Dawkins? Odpowiedź jest prosta: z szacunku dla ludzkiej wolności. Zmartwychwstały nie narzuca się, nie zmusza do uznania Go za zwycięzcę śmierci. Nie prowadzi kampanii reklamowej królestwa niebieskiego. Nie organizował wieców, nie pisał manifestów. Kto chce, ten wierzy, kto nie chce, nie wierzy. Nie ukazał się cezarom z Rzymu, ani filozofom z Aten, tylko tym, którym już dał zalążek wiary. Ukazywał się tym, którzy już wierzyli, co prawda niedoskonale, ale Bóg nie wymaga od nas doskonałości, tylko gotowości, oddania, zawierzenia. Zmartwychwstanie nie przymusza do wiary, to raczej wiarą dostrzega się Zmartwychwstałego. Wiara jest jedyną możliwością dostrzeżenia Chrystusa zmartwychwstałego. Jeśli wierzysz choć trochę, to zobaczysz.

Sakramenty są również skromne jak zmartwychwstanie. Kto chce, ten wierzy. Kto wierzy, ten dostrzega w nich Chrystusa. Są cichym głosem Boga, wołającego nas po imieniu. Sakrament Eucharystii daje nam łatwy dostęp do Jego życia i zmartwychwstania, silniejszego niż śmierć. Nie trzeba wspinać się na Himalaje ani lecieć na Marsa, by przezwyciężyć śmierć i dostąpić udziału w życiu Boga. Wystarczy spożyć kawałek chleba, wyznawszy uprzednio swoje grzechy.

We wnętrzu grobu


Augustyn Pelanowski OSPPE

Bóg przede wszystkim jest życiem, a dopiero potem miłością, miłosierdziem czy mądrością.
Ani puste skorupy jajka po wykluciu się pisklęcia, ani puste więzienie po ogłoszeniu amnestii nie wzbudzają takich nadziei jak ujrzenie pustego grobu. Zobaczyć pusty grób, to przekonać się o bezradności śmierci wobec życia, jakie w sobie nosił Jezus. To życie w najradykalniejszym znaczeniu tego słowa. Życie wieczne, które udziela życia, a nawet wzbudza oryginalne życie z zepsucia śmierci. Jan pisze w swoim liście o współuczestnictwie w życiu wiecznym, jakie objawiło się w Jezusie.

Pisze z taką wiarą, na jaką może zdobyć się tylko ktoś przekonany nie tylko intelektualnie, ale doświadczający pełnią swego jestestwa potęgi życia udzielającego się ludzkości wprost z wnętrza Syna Bożego. Bóg przede wszystkim jest ŻYCIEM, a dopiero potem miłością, miłosierdziem czy mądrością. A tymczasem, paradoksalnie, oczywistość tego życia wiecznego można ujrzeć jedynie wtedy, gdy równie przenikliwie jak ci dwaj uczniowie spojrzymy w głąb śmierci, w jej pustkę podobną do pustego grobu. Przyglądając się śmierci, ujrzymy życie wieczne poza nią.
O czym przekonuje cię śmierć?

Cokolwiek osiągniesz, na pewno to stracisz. Pewnego dnia twoje życie doczesne stanie się tylko historią. Czym jest twoja historia – tylko przemijaniem czy aż stawaniem się? Pewnej godziny wydasz ostatni grosz, pewnej minuty ktoś obok ciebie umrze, nawet jeśli kochałeś tę osobę ponad własne życie. W pewnej chwili sam upadniesz na podłogę lub chodnik i poczujesz zimny beton na policzku. Może będzie to ostatnie twoje wrażenie? Zamkniesz oczy i nawet nie wiesz, czy za powiekami cokolwiek jeszcze zobaczysz. Nie myślimy o godzinie śmierci, bo obawiamy się, że poza nią już nic nie ma. Apostołowie dobrze przyjrzeli się śmierci, weszli do wnętrza grobu i zobaczyli to, co można zobaczyć za zamkniętymi powiekami.

Życie Jezusa jest silniejsze. Przez wiele lat możesz podtrzymywać swoje życie w świetnym zdrowiu, ale i tak dopadnie cię nowotwór albo cukrzyca. Śmierć, jej nieuniknioność, jest jednak wyśmienitym pedagogiem. Jej pusty bezsens przymusza do wpatrzenia się poza nią, w horyzont wieczności. W Polsce 53 proc. ludzi nie przyjmuje faktu własnej śmierci, a jedynie 35 proc. jest jej świadomych. Wolimy o niej nie myśleć i dlatego rozmijamy się z nadzieją wiecznego życia. Po co o wszystko się staramy, skoro i tak umrzemy?

Ponieważ wszystko, co przynosi to życie, jest brzemienne w możliwość uwiecznienia naszego istnienia. Wszystko też może ukąsić człowieka jadem grzechu, śmiertelnie, na wiele lat przed śmiercią. Dlatego, gdy w spowiedzi wyciskam z siebie wyznanie moich win, niczym ktoś ukąszony przez węża wysysa jad z zarażonej rany, doświadczam powrotu życia wiecznego. Nie grób mnie przeraża, bo poza nim widzę życie w Bogu, ale grzech, bo może mnie pozbawić współuczestnictwa właśnie w tym wiecznym życiu Boga