6. Niedziela Wielkanocna (A)

publikacja 18.05.2017 16:18

Siedem homilii

Otworzyć się na Ducha Świętego

ks. Leszek Smoliński

W czasie obrzędu bierzmowania biskup, kreśląc na czole kandydata znak krzyża olejem krzyżma, wraz z imieniem wypowiada następujące słowa: „przyjmij znamię Daru Ducha Świętego”. Przyjmujący sakrament odpowiada: „Amen”, czyli „niech się tak stanie”. Przez sakrament bierzmowania Duch Święty daje wierzącym moc, aby mogli „wiarę swoją wyznawać, bronić jej i według niej żyć”. Przychodzący Duch obdarza nas siedmioma swoimi darami, którymi są: mądrość, rozum, rada, męstwo, umiejętność, pobożność i bojaźń Boża. „Chrystus, Syn Dawida, posiada je w całej pełni” (KKK 1831). My również je otrzymaliśmy. Są one „trwałymi dyspozycjami, które czynią człowieka uległym, by szedł za poruszeniami Ducha Świętego” (KKK 1830). Dary te stają się również dla nas zadaniem, które mamy z radością wypełniać każdego dnia.

Sytuacja przekazania Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania przypomina wydarzenie, które znajdujemy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. „Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, którzy przy­szli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy więc nakładali apostołowie na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego”.

Podobnie dzięki namaszczeniu przez Ducha Świętego Jezus stał się Chrystusem. I każdy z nas przez chrzest, a zwłaszcza przez bierzmowanie uczestniczy w życiu Chrystusa dzięki Jego łasce, upodabnia się do Chrystusa. Każdy z nas, zwłaszcza gdy systematycznie uczestniczy w Eucharystii, pozwala, by życie Jezusa Chrystusa zakorzeniało się w nim coraz głębiej.

Miłość zobowiązuje do wzajemności. Jednak w życiu bywa bardzo różnie. Papież Benedykt XVI w zwraca uwagę na następujący problem: „Zdarza się, że po przyjęciu bierzmowania wielu młodych ludzi oddala się od wiary. Są też i tacy, którzy nawet nie przyjmują tego sakramentu. A przecież właśnie przez sakramenty chrztu i bierzmowania, a następnie nieprzerwanie przez Eucharystię Duch Święty czyni nas dziećmi Ojca, braćmi Jezusa, członkami Jego Kościoła, zdolnymi dawać prawdziwe świadectwo o Ewangelii i zaznawać radości, jaka płynie z wiary” (Orędziu na XXIII Światowe Dni Młodzieży).

Warto dziś zapytać siebie: Czy w środowisku, w którym żyję, jestem człowiekiem zdominowanym instynktami i emocjami, który chce więcej mieć, posiadać zamiast bardziej przemieniać siebie w duchu miłości? Czy dbam o duchową głębię, czas na modlitwę i wrażliwość na piękno serca? Czy szukam ciszy i skupienia, by wśród wielu głosów usłyszeć głos Boga i słowa, których potrzebuję?

Potrzebne jest nam nieustanne odwoływanie się do naszego „wewnętrznego nauczyciela”, którym jest Duch Święty. To On sprawia w nas, że głębiej poznajemy i rozumiemy słowa. To dzięki łasce Ducha słowo Pana przemienia nasze serca, czyniąc je miłym Bogu i otwartym na Jego przebywanie. Dlatego prośmy słowami św. Augustyna:

„Bądź mym oddechem Duchu Święty, ażebym rozważał to, co święte; bądź moją siłą Duchu Święty, ażebym czynił to, co święte; bądź mym pragnieniem Duchu Święty,
ażebym ukochał to, co święte; bądź moją mocą Duchu Święty, ażebym strzegł tego, co święte; strzeż mnie od złego Duchu Święty, ażebym nie stracił tego, co święte. Amen”.

Przyjdę do was

Piotr Blachowski

Zapowiedź odwiedzin ekscytuje nas, bowiem czekamy wtedy na gości, z którymi lubimy przebywać, których lubimy słuchać. Znając termin wizyty, ogarniamy dom, sprzątamy, przygotowujemy specjały, odświętnie się ubieramy. A jak wyglądają nasze przygotowania do wizyty zapowiedzianej w dzisiejszych czytaniach i w Ewangelii?

Czy słowa zawarte w podtytule, a skierowane do nas poprzez Ewangelię świętego Jana, zmobilizują nas podobnie jak pierwszych chrześcijan? Można by pomyśleć, że im było łatwiej uwierzyć, bo widzieli cuda i uzdrowienia. A przecież Chrystus powiedział: Błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli. Dzieje Apostolskie opowiadają nam dzisiaj o wierze ludu Samarii, o tym, jak dzięki przyjęciu Słowa Bożego dokonywały się cuda uzdrowień, uwolnień od opętania. Słowo Boże ma wielką moc sprawczą.

Ktoś powie być może, iż nie trzeba by uzdrowień, gdyby nie było chorób, nie potrzeba by uwolnień, gdyby nie było opętań. Ale, niestety, tak nasze życie tu na ziemi jest skonstruowane i zaplanowane, że nie jesteśmy w stanie sami uwolnić się od problemów, chyba że tak, jak nam radzi święty Piotr w swoim Liście: „A z łagodnością i bojaźnią [Bożą] zachowujcie czyste sumienie, ażeby ci, którzy oczerniają wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznali zawstydzenia właśnie przez to, co wam oszczerczo zarzucają. Lepiej bowiem – jeżeli taka wola Boża – cierpieć dobrze czyniąc, aniżeli czyniąc źle.” (1P 3,16-17). To słowa, które warto przemyśleć, poddać pod rozwagę, bowiem nie brakuje ludzi, którzy kpią sobie z tych, którzy działają dla dobra innych.

Na koniec otrzymujemy Słowo Chrystusa. Słowo o miłości, wierności, ale także praworządności, bowiem czymże innym jest zachowywanie przykazań? Bądźmy wierni, praworządni i miłosierni, wtedy doczekamy życia, na które czekamy – życia wiecznego. Pan daje nam Słowo, które powinno być dla nas Słowem najważniejszym: „Kto ma przykazania moje i zachowuje je, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie”. (J 14,21). Myślę, iż w tym miejscu każde dodatkowe słowo jest zbędne.

Jezu Chryste Zmartwychwstały, pozwól, prosimy, abyśmy posługiwali się prawdą, miłością i wiarą. Pozwól nam wsłuchiwać się w Twoje Słowa. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Misja drugiego z siedmiu

ks. Zbigniew Niemirski

Głównie za sprawą drugiego dnia Bożego Narodzenia tak dobrze znamy los św. Szczepana. Pierwszy męczennik Kościoła, jeden z siedmiu diakonów, ukamienowany został w Jerozolimie.

Czasem wraca nam w pamięci scena, kiedy drugi z diakonów, Filip, toczył – zakończoną chrztem – debatę o proroku Izajaszu z urzędnikiem królowej etiopskiej Kandaki. Ale o wiele rzadziej uświadamiamy sobie kontekst tej działalności drugiego z diakonów. „Wybuchło wówczas wielkie prześladowanie w Kościele jerozolimskim. Wszyscy, z wyjątkiem apostołów, rozproszyli się po okolicach Judei i Samarii. A Szaweł niszczył Kościół” – napisał autor Dziejów Apostolskich, kończąc opowiadanie o męczeństwie Szczepana.

Filip stał się ewangelizatorem Samarii. Miasto Samaria, tożsame z nazwą krainy w środkowej Palestynie, to nie Sebaste, bo to było miastem pogan, a nie Samarytan. Ośrodkiem religijnym Samarytan było Neapolis, leżące w miejscu starotestamentalnego Sychem. To tutaj „tłumy słuchały słów Filipa, ponieważ widziały znaki, które czynił”. Z pozoru nic niezwykłego, ale kontekst kulturowy każe się tutaj zatrzymać. Samarytanie byli traktowani przez Żydów jako heretycy. Pięcioksiąg był ich całą Biblią. Mieli swą świątynię i własne ofiary. Za niechęć Żydów odpowiadali tym samym.

Wystarczy przypomnieć początek rozmowy Jezusa z Samarytanką z Janowej Ewangelii: „Jakżeż Ty będąc Żydem prosisz mnie, Samarytankę, bym ci dała się napić?”. A przecież misja diakona Filipa przyniosła zdumiewające owoce: „Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże”. Znakiem owego przyjęcia był chrzest, ale bez wylania Ducha Świętego. Tego otrzymywali ochrzczeni przez włożenie rąk apostołów. Tak stało się też w Samarii, gdy przybyli tu Piotr i Jan.

Ten fragment bywa przywoływany jako jeden z biblijnych argumentów za istnieniem sakramentów chrztu i bierzmowania. Dzieło Ducha Świętego stanowi całość, ale z perspektywy Kościoła, zanurzonego w doczesności, nie wszystkie aspekty Jego działania objawiają się jednocześnie.

Apologia apologii

ks. Wojciech Węgrzyniak

Szkoda, że w seminariach nie ma już apologetyki. To nie tylko opinia ks. Edwarda Stańka. Szkoda w ogóle, że nie tylko kleryków, ale i chrześcijan za mało przygotowuje się do obrony wiary.

Święty Piotr pisze w swoim liście wyraźnie: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest” (1 P 3,15). Początek tego fragmentu brzmi dosłownie: „Zawsze gotowi do apologii”. Greckie słowo apologia oznacza obronę, mowę obrończą, odpowiedź, i jest przeciwieństwem słowa kategoria, oznaczającego oskarżenie, orzeczenie. Podobnie czasownik apologeomai znaczy: bronić się, przemawiać w swojej obronie, występować w czyjejś obronie; przemawiać przeciwko grożącemu wyrokowi śmierci.

Każde z tych znaczeń zakłada, że apologia nie dziwi się atakom, nie ma pretensji, że ktoś pyta albo nie rozumie. Nie obraża się na tych, co mają inny punkt widzenia. Ona wie, że spotkanie z tymi, którzy są przeciw, to codzienność. Dlatego św. Piotr podkreśla „Zawsze gotowi do apologii”. Nie wiadomo, kiedy i w jaki sposób zrodziło się w Kościele przekonanie, że ideał polega na tym, by nikt nie miał wobec nas żadnych zarzutów. Święty Piotr, opoka Kościoła, jest bliżej Ewangelii, gdzie realizmem jest fakt bycia atakowanym, a ideałem właściwa odpowiedź.

Zakres stosowania apologii był niezwykle szeroki. Nierzadko była częścią składową procesu sądowego. Weszła do tytułu wielu dzieł starożytnej Grecji (np. „Apologia” Platona czy Ksenofonta). W ciekawy sposób użył tego słowa Lizjasz, który w mowie przeciw Alkibiadesowi oskarża ateńskiego polityka, że ten zamiast „swym życiem uprawiać apologię win ojca”, był przyczyną wzburzenia innych (14,29).
W Biblii słowo apologia zostało użyte oprócz Pierwszego Listu św. Piotra jeszcze 8 razy (Mdr 6,10; Dz 22,1; 25,16; 1 Kor 9,3; 2 Kor 7,11; Flp 1,7.16; 2 Tm 4,16). A kiedy Biblia zamknęła ostatnią swą księgę, zaczęły powstawać pierwsze apologie chrześcijańskie, jak chociażby Arystydesa z Aten, św. Justyna czy Melitona z Sardes.

Zachęcając do apologii, nie można jednak zapomnieć, że Piotr wzywa do obrony tej nadziei, która jest w nas. Dlatego warto najpierw zadać pytanie, co z Ewangelii jest już w nas, czego jesteśmy w stanie bronić aż po śmierć.

Czekanie na burzę

 

ks. Arkadiusz Wuwer

Letnie burze przychodzą nagle. Człowiek nawet nie zauważa, że blade od skwaru niebo gwałtownie granatowieje. Dostrzega zagrożenie wtedy, gdy dopada go pierwszy podmuch pachnącego deszczem wiatru i basowy pomruk dochodzący z ciemnych wnętrzności nieba.

Gdy zbliża się burza, nie można biernie się jej przypatrywać. Dopiero wraz z pierwszymi kroplami deszczu przychodzi radość, jeśli udało się zdążyć przed żywiołem.

Szum wiatru i ognisty piorun wymogły na ludziach działanie i przyniosły stokrotny owoc. Ponagleni przez niebo stali się sobie bliżsi…

Pozostajemy w oczekiwaniu na Zesłanie Ducha Świętego, który zstąpi w podobnej, gwałtownej nawałnicy i nie pozostawi nikogo obojętnym. „Biednych rozsądzi sprawiedliwie, pokornym wyda słuszny wyrok, ubogim ogłosi dobrą nowinę, chorym opatrzy rany, jeńców i więźniów uwolni, wszystkim okaże łaskę”. Jak w Samarii, gdzie „(Apostołowie) wkładali na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego”.
Oczekiwanie na ognisty wicher Ducha nie może jednak być bierne, wymaga czujności, otwarcia, działania całego Kościoła i każdego wierzącego. Św. Piotr woła więc: „Bądźcie zawsze gotowi do obrony wobec każdego, kto domaga się od was uzasadnienia tej nadziei, która w was jest”, „zachowujcie czyste sumienie”, „lepiej (…) cierpieć dobrze czyniąc, aniżeli czyniąc źle”.

Moc Ducha Świętego pozostaje w jakiś tajemniczy sposób uzależniona od wolnej woli człowieka, który może, ale nie musi, otworzyć swoje serce i umysł na Jego działanie. Pycha i egoizm, obojętność i pogarda, którą okazują wobec Ducha ci, którzy „mają uszy, ale nie słyszą”, sprawia, że „świat (Go) przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna”.

Tymczasem Duch Święty nieustannie zstępuje na Kościół i wiernych, na cały świat przez siebie stworzony i podtrzymywany w istnieniu. „Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy”. Odnowa ziemi w Duchu Świętym polega na umiłowaniu Prawdy. Tej Największej, jaką jest sam Bóg Wcielony, Ukrzyżowany i Zmartwychwstały i tej najmniejszej, prawdy o swoim codziennym upadaniu i z grzechów powstawaniu.

Już drży wiosenne powietrze od śladów skrzydeł Ducha Świętego, który jak gołębica podczas potopu za czasów Noego, i nam dzisiaj przynosi do arki Kościoła gałązkę oliwną na znak Bożego przebaczenia, pojednania i pokoju. „Wy Go znacie – mówi do nas Jezus – ponieważ u was przebywa i w was będzie”.
Chcę Go poznawać ciągle na nowo, pragnę być Jego narzędziem, znakiem Bożego miłosierdzia. Niech przeze mnie Duch Jezusa jednoczy rozproszone i odnawia oblicze ziemi, aby „wielka radość panowała w (naszym) mieście”.

 

Uczestnicy wielkanocnej nadziei

 

ks. Roman Kempny

Stworzenie, Wcielenie i Zmartwychwstanie – to trzy najbardziej decydujące wydarzenia w dziejach całego stworzenia. Wszystkie miały charakter kreacyjny, twórczy, rewolucyjny i wyjątkowy. Będzie jeszcze jedno wydarzenie o podobnie rewolucyjnym charakterze, ale na nie jeszcze czekamy. To Paruzja, czyli powtórne przyjście Pana w chwale u końca czasów. Wszystkie te wydarzenia przyjęte i przeżywane z wiarą mogą rozświetlić tajemnice naszej codzienności. Światło Objawienia ukazuje nam nowość sytuacji człowieka po Zmartwychwstaniu Pana. Spróbujmy jeszcze raz oczyma wiary spojrzeć na to wydarzenie.

Zmartwychwstały Chrystus - „mimo drzwi zamkniętych” staje pośród Apostołów, dołącza się do wędrowców na drodze do Emmaus, wyjaśnia im Pisma i daje się poznać przy łamaniu chleba. Jako Zmartwychwstały znajduje się już w innym wymiarze. Zalęknionych Apostołów obdarza pokojem, w którym zawarte jest męstwo i odwaga, tak bardzo potrzebne w posłannictwie, do którego ich zobowiązuje: „Jak Ojciec mnie posłał, tak i Ja was posyłam” (J 20,21). Udziela daru Ducha Świętego i władzy odpuszczania grzechów. Chrystus Zmartwychwstały jest jakby bardziej ludzki, bardziej miłosierny, bardziej rozumiejący człowieka, jego los, słabości, zwłaszcza chwiejność w wierze. Do Tomasza, któremu trudno było uwierzyć w zmartwychwstanie i ukazywanie się żywego Pana, przychodzi jeszcze raz i pozwala się dotknąć. To dotknięcie ran Zmartwychwstałego jest wydarzeniem niezwykłym, przejmującym, a jednocześnie tak bardzo bliskim dla nas.

Apostołowie zobaczywszy Zmartwychwstałego Pana i otrzymawszy moc Jego Ducha, stają się zupełnie innymi ludźmi. Piotr odważnie głosi prawdę o śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa. Inni są pełni radości, mocy i odwagi, męstwa i entuzjazmu. Cieszą się, że mogą cierpieć i znosić trudy dla Ewangelii. Są pewni że trzeba bardziej słuchać Boga niż ludzi. Czynią „wiele znaków i cudów” (Dz 2,42).

Pierwsi chrześcijanie. Wszyscy trwali w nauce Apostołów, na modlitwie, gromadzili się na łamanie chleba. Dobra materialne rozdawali każdemu według potrzeby. Jeden duch i jedno serce ożywiały wszystkich wierzących. Wszystko czynią w atmosferze modlitwy, nawet posiłek przyjmują „z radością i prostotą serca”. Wielbią Boga, „a cały lud odnosi się do nich życzliwie” (Dz 2,42-47). Diakon Szczepan oddając życie modli się za prześladowców. Paweł podejmuje podróże misyjne. Pan zaś przymnażał im codziennie tych, którzy dostępowali zbawienia.

My. Zmartwychwstanie jest doświadczalnym dowodem Bóstwa Chrystusa i Jego posłannictwa jako Mesjasza: „Abyście wierzyli, że Jezus Chrystus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc mieli życie w Jego imię” (J 20,31). Z wiary w Zmartwychwstanie rodzi się w człowieku życie Boże i moc Boża dla zbawienia, gotowego objawić się w czasie ostatecznym” (1P 1,5). To wydarzenie jest źródłem i gwarancją naszej nadziei. W świetle tej wiary i nadziei chrześcijanin rozumie sens cierpień i doświadczeń. Wszystko po Zmartwychwstaniu prowadzi do jednego celu – do zbawienia i objawienia się chwały synów Bożych. Dlatego św. Paweł wypowie dramatyczne słowa: „Gdyby Chrystus nie zmartwychwstał daremna byłaby nasza wiara i przepowiadanie” (1Kor 15,17).

Nieraz jesteśmy smutni, przygnębieni, nie potrafimy się szczerze uśmiechnąć, cieszyć. To znak, że nadal o własnych siłach próbujemy wieść życie, że jeszcze iluzja samowystarczalności nam rysuje drogi, że jeszcze nie poznaliśmy Zmartwychwstałego i nie przylgnęliśmy do Niego całym sercem. Potrzeba wciąż na nowo odkrywać Zmartwychwstałego, obecnego w Kościele jako wspólnocie świętych i grzeszników, męczenników i upadających. Świętość i grzech każdego wierzącego są obliczem Kościoła wobec świata. Trzeba odkryć na nowo niezwykłą obecność Zmartwychwstałego w Eucharystii i jej moc. Ktoś zwierzył się po wyjściu z kościoła: „Kiedy pomyśli się, że tak blisko człowieka jest Bóg, to aż ciarki przechodzą”...

 

Osierocone przykazania

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłość naszego Pana do uczniów zdumiewa rozmiarem troski. Jego słowa niosą pociechę i zapewnienie o wypełnieniu ich opuszczonych serc Pocieszycielem, Duchem Świętym. Niedługi będzie czas ich opuszczenia. Ci, którzy zaufali Panu, nigdy nie czują się sierotami. Nigdy nie doznają osamotnienia. Nie cierpią na depresję. Nie są przerażeni brakiem kogoś, kto by ich kochał. Nie zostawił ich sierotami, ponieważ oni nie „osierocili” Jego przykazań. Nie wolno pominąć tej wyjątkowej troski uczniów o przykazania, które przecież nie są miłymi pochlebstwami dla naszej pychy.

Zwykle z miłością traktujemy tylko tych, którzy są wobec nas mili i schlebiają naszym upodobaniom. Ostre słowa Jezusa, które były dla apostolskiej chciwości, pychy i żądzy jak ciasne przejścia w murze, przez które można się przecisnąć, jedynie zostawiwszy wszystko za sobą. Uczniowie ukochali przykazania Jezusa i strzegli ich jak największego skarbu serca! Dla tego, kto nie „osierocił” najtrudniejszych i najsurowszych przykazań Boga, Zbawca ma najsłodsze pocieszenie i najczulszą miłość.

Jak zrozumieć słowa: „Nie zostawię was sierotami”? Sierota (horfanos) to także ktoś opuszczony, zaniedbany, pozbawiony czegoś lub kogoś, ubogi, doznający braków. Osierocenie – to najtrafniejsze określenie egzystencjalnej pustki człowieka współczesnego. Większość ludzi w cywilizacji zachodniej żyje w strachu, nieufności, w samotności, a im wyraźniejsze staje się ich oblicze ateizmu – porzucenia Boga – tym częstsze stają się rozwody i porzucenia własnych dzieci. Im bardziej opustoszałe są świątynie chrześcijańskie, tym bardziej pusto się robi w domach Europejczyków. Brakuje czułości i wierności między ludźmi, ponieważ zaczęliśmy dyskutować o tym, czy Bóg umarł, czy nigdy Go nie było. W Europie pojawia się coraz więcej domów dziecka wypełnionych po brzegi sierotami, ponieważ Bóg został przez nas odsunięty jak niepotrzebne dziecko. Europa choruje na chrystoalergię i jest czymś poprawnym w oczach wielu europejskich parlamentarzystów być homoseksualistą albo aborcjonistą, ale koniecznie trzeba być obrońcą wyrzuconych psów i użalać się nad zwierzętami futerkowymi. Zamiast słuchać dogmatów Kościoła, trzeba słuchać dyktatorów mody. Jeszcze pół wieku temu tematem tabu był seks, teraz tabu stało się chrześcijaństwo, a rolę inkwizytora przejął Parlament Europejski.

Chrystus nie zostawi sierotami tych, którzy nie osierocą Jego przykazań, nawet jeśli będą one nie tylko niemodne, ale i zakazane. Granice moralności stworzył Bóg. Jeśli je znosimy, skazujemy się na moralne tsunami. Granicą są przykazania. Kiedy zniesione zostaną granice moralne, nic nie zatrzyma granic natury. Jezus mówi więc i do Ciebie: Strzeż przykazań, strzeż granic moralności, i brzmi to tak, jakby Ci powiedział: „Strzeż granic ziemi i oceanu!”.