Wniebowstąpienie Pańskie (A)

publikacja 22.05.2020 23:03

Sześć homilii

Życie duchowe

Ks. Leszek Smoliński

Nasze życie jest nie tylko podążaniem naprzód, rozumianym jako postęp naukowy czy technologiczny. Ale przede wszystkim stanowi wędrówkę „ku górze”, ku pełnej realizacji człowieczeństwa, ku świętości. Wywyższenie człowieka, które dokonuje się w zmartwychwstaniu i wniebowstąpieniu Chrystusa, nie objawia jedynie tajemnicy naszego zmartwychwstania. Ale wskazuje także drogę życia duchowego, które dzięki posłannictwu Kościoła dociera do ludzkich serc. Jak naucza św. Jan Paweł II w encyklice „Dominum et Vivificantem”, w nich „właśnie właśnie zostaje zaszczepiony przez Ducha ów ‘korzeń nieśmiertelności’ (por. Mdr 15, 3), z którego wyrasta nowe życie: życie człowieka w Bogu. To życie, jako owoc zbawczego udzielania się Boga w Duchu Świętym, tylko pod Jego działaniem może rozwijać się i umacniać. (…) Dlatego też Apostoł modli się za swoich wiernych i pisze do nich: „zginam kolana moje przed Ojcem (...) Pod wpływem Ducha Świętego dojrzewa i umacnia się ów człowiek wewnętrzny, czyli „duchowy” (nr 58).

2. Życie duchowe, czyli życie z Ducha Świętego i pod Jego wpływem, jest więc całkowicie niezasłużonym i niezależnym człowiekowi wymiarem egzystencji, który tworzy „nowe życie” i „nowego człowieka”. Przez Ducha Świętego Ojciec i Syn przychodzą do człowieka i czynią u niego swoje mieszkanie (por. DeV 58). Papież Polak przypomina, że „to nowe przychodzenie Chrystusa za sprawą Ducha Świętego i Jego stała obecność i działanie w życiu duchowym dokonują się w rzeczywistości sakramentalnej” (DeV) i modlitewnej. Szczególne znaczenie dla życia duchowego mają sakramenty inicjacji chrześcijańskiej, spośród których najważniejszą rolę pełni chrzest, czyli „brama wejściowa życia duchowego” (EiA 34), dzięki której stajemy się członkami Chrystusa i członkami Kościoła. Natomiast włączenie się chrześcijanina w rytm roku liturgicznego, a tym samym owocne przeżywanie niedzieli sprawia, że jego życie kościelne i duchowe zostaje mocno osadzone w Chrystusie, z którego czerpie pokarm i inspirację (por. DD 78). Nie bez znaczenia dla duchowego pozostaje sakrament pokuty, a jego zaniedbanie przyczynia się do wielkich szkód w życiu duchowym wiernych i w świętości Kościoła (por. ReP 16). Podobnie ma się sprawa w odniesieniu do życia łaską sakramentu małżeństwa czy namaszczeniem chorych.

3. Życie duchowe zakłada nieustanną świadomość celu: jestem powołany/a do Nieba. Zakłada to czynne zaangażowanie z naszej strony. „Wiara nastawiona na uchwycenie znaków czasu w chwili obecnej, zobowiązuje każdego z nas, abyśmy stawali się żywym znakiem obecności Zmartwychwstałego w świecie. Współczesny świat potrzebuje dziś szczególnie wiarygodnego świadectwa tych, których umysły i serca oświecone są słowem Bożym i zdolni są otworzyć serca i umysły tak wielu ludzi na pragnienie Boga i prawdziwego życia, które nie ma końca” (Porta fidei, 15). Życie duchowe nie jest więc ucieczką od doczesnych i społecznych obowiązków. Wręcz przeciwnie, jego rozwój wzmacnia zaangażowanie ochrzczonych, którzy zapowiadają nadejście nowego człowieka, którego odnowicielem jest sam Chrystus. Nasze oczekiwanie na powrót Chrystusa przy końcu czasów jest związane z dawaniem świadectwa i troskliwą miłością do braci. „Gdzie miłość wzajemna i dobroć, tam znajdziesz Boga żywego”.

Nadzieja na niebo

ks. Leszek Smoliński

Liturgia Słowa uroczystości Wniebowstąpienia daje nadzieję na niebo. Pierwszym i najważniejszym gwarantem tej nadziei jest Chrystus, który „został wzięty do nieba”. Dał też Apostołom wiele dowodów, że żyje. Po swoim zmartwychwstaniu ukazywał się im wielokrotnie. W momencie wniebowstąpienia aniołowie zapewnili uczniów: „Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba”.

Nadzieja chrześcijańska, jak wskazuje psalmista, jest połączona z radością i oddaniem Bogu chwały, uwielbieniem. Przedmiotem tej nadziei jest niebo – przebywanie w chwale Trójcy, której zasiadł Syn Boży. To On ma władzę nad wszystkim, jest Głową Kościoła. Jak zauważa papież Franciszek: „Kiedy Jezus wstąpił do nieba, zaniósł do Ojca Niebieskiego człowieczeństwo – nasze człowieczeństwo – które przyjął w łonie Matki Dziewicy, i nigdy już go nie porzuci. Jak kotwicę, utkwijmy naszą nadzieję w tym człowieczeństwie umieszczonym w niebie po prawicy Ojca (por. Ef 2, 6). Niech ta nadzieja będzie dźwignią życia nas wszystkich! Nadzieja, która wspiera nas zawsze, aż do ostatniego tchnienia” (Fatima, 13.05.2017).

Każdy człowiek potrzebuje nadziei, by posiadać Boga. Chrześcijanin, dla którego sytuacja nigdy nie jest beznadziejna, wezwany jest do tego, aby „wypłynąć na głębię” i, poznając oblicze Chrystusa, ciągle na nowo „przekraczał próg nadziei”. W tym kontekście znamienne jest stwierdzenie św. Jana Pawła II: „Jest rzeczą bardzo ważną, ażeby przekroczyć próg nadziei, nie zatrzymywać się przed nim, ale pozwolić się prowadzić” (Przekroczyć próg nadziei, Lublin 1994, s. 163.). W ujęciu biblijnym nadzieja jest więc pragnieniem, które kieruje nas ku szczęściu. Nadzieja zawiera w sobie odwagę istnienia i działania, połączoną z akceptacją ryzyka w życiu, z cierpliwym znoszeniem trudu i bólu, niecofaniem się nawet przed śmiercią. W świetle Biblii nadzieja realizuje się więc w trzech krokach, jakby w trzech wątkach: obietnicy, próby i spełnienia.

Wydaje się, że dziś nadzieja jest z jednej strony najbardziej nieodzowna, ponieważ stanowi dla człowieka moc pośród cierpień, doświadczeń i przeciwieństw. Gwarantem tej nadziei jest Jezus Chrystus, który do końca umiłował, czemu dał wyraz w Eucharystii. Z drugiej jednak strony nadzieja wydaje się najbardziej zagrożona przez odrzucanie Jezusa Chrystusa i Jego dzieła zbawczego: obojętność wobec Zmartwychwstałego, słowa Bożego, brak modlitwy, życia sakramentalnego i stanu łaski uświęcającej. Zamknięcie na Jezusa powoduje zamknięcie na niebo.

Nadzieja na niebo, do którego nikt z nas nie może wejść wyłącznie o własnych siłach, wynika z przyjęcia w swoim życiu Jezusa, który „jak Brat starszy nas prowadzi do radości swego Ojca”. Nie jest to ucieczka od świata, ani jego odrzucenie. Tej nadziei nie można sprowadzić wyłącznie do aktywności w porządku doczesnym. Pozwala natomiast iść do tych, „którzy się źle mają” i być wśród nich apostołami Bożej, uzdrawiającej miłości. Może nas też pobudzić do dawania w codziennym życiu godnej odpowiedzi na niezmierzoną miłość Boga, zarówno przez „święty niepokój”, jak i realizm.

Zawsze będę z wami

Piotr Blachowski

Obietnica zawarta w podtytule może nam wydać się nierealna, bo jakże zrozumieć te słowa, skoro w naszym życiu niejednokrotnie doświadczamy odejść. Ileż razy spotykamy ludzi, którzy obiecują nam przyjaźń, czasami nawet miłość na wieki. I co? Najczęściej na obietnicach się kończy. Tymczasem ta konkretna obietnica powinna nam utkwić w głowie jako realna, rzeczywista, bo to, że wstąpił w Niebo, jest dla nas jej potwierdzeniem.

Nie pytajmy, czy, nie pytajmy, w jaki sposób, lecz zadajmy sobie pytanie, czy w to wierzymy, czy otworzyliśmy się na fakt stałej obecności. Bo właśnie to, że Chrystus wstąpił w Niebo, daje nam nadzieję, iż – jeśli uwierzymy – pozostanie z nami, będzie nam towarzyszył, będzie nami kierował i prowadził nas w taki sposób, byśmy ciągle z Nim pozostawali. My zaś mamy świadczyć o Jego obecności, o Jego życiu i Ofierze, która stała się dla nas początkiem nowego życia. Nie dociekajmy, jak się to spełni, lecz – wierząc – bądźmy Jego świadkami, gdyż On tego chce: «Nie wasza to rzecz znać czasy i chwile, które Ojciec ustalił swoją władzą, ale gdy Duch Święty zstąpi na was, otrzymacie Jego moc i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi». (Dz 1,7-8)

Działania i zamiary Chrystusa doskonale tłumaczy nam w Liście do Efezjan święty Paweł, mówiąc, że to sam Bóg „wskrzesił Go z martwych i posadził po swojej prawicy na wyżynach niebieskich, ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad wszelkim innym imieniem wzywanym nie tylko w tym wieku, ale i w przyszłym. I wszystko poddał pod Jego stopy, a Jego samego ustanowił nade wszystko Głową dla Kościoła.” (Ef 1,20-22). Sam zaś Pan, Jezus Chrystus, poprzez ustanowienie Eucharystii pozostawił nam po sobie pamiątkę, którą każdorazowo przeżywamy podczas Mszy Świętej. Wniebowstąpienie zaś tylko uświadamiać nam powinno, że On, będąc Bogiem, pozostał z nami, codziennie się ofiarowuje za nas na krzyżu cierpienia, by przebłagać Boga Ojca za nasze winy i grzechy i prowadzić nas do Niego.

My, w ramach Kościoła Chrystusowego, otrzymaliśmy ostatnią naukę: co dalej robić, jak żyć i jak oczekiwać na ponowne przyjście, czyli Paruzję; «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata». (Mt 28,18b-20).  Skąd wiemy o ponownym przyjściu? Skąd mamy czerpać tę naukę i jak oczekiwać Tego, który tak nas ukochał? Powróćmy do lektury Dziejów Apostolskich, gdzie w ostatnim fragmencie dzisiejszego czytania znajdują się słowa, które nie są skierowane tylko do Apostołów obecnych przy Wniebowstąpieniu, ale również, a może przede wszystkim do nas: «Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, wzięty od was do nieba, przyjdzie tak samo, jak widzieliście Go wstępującego do nieba». (Dz 1.10-11).

Jezu Chryste w Niebo Wstępujący, daj nam wiarę, wytrwałość i miłość, byśmy mogli innym głosić Twoje Słowa i przygotowywać się do Twego powtórnego przyjścia. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Jest z nami czy nie?

 

ks. Tomasz Jaklewicz

Czytamy w Dziejach Apostolskich: „Uniósł się w ich obecności w górę i obłok zabrał Go im sprzed oczu”. A w Ewangelii św. Mateusza słyszymy zapewnienie Jezusa: „A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata”. To jak to w końcu jest? Wstąpił do nieba, czy nadal z nami jest? Nie można przecież przebywać w dwóch miejscach naraz.

Jesteśmy niewolnikami wyobraźni przestrzennej. Trzeba uruchomić wyobraźnię serca. Owszem, rzecz nie może być w dwóch miejscach naraz, ale człowiek może. W jaki sposób? Trzeba zauważyć różnicę między obecnością osobową i rzeczową. Pralkę czy lodówkę stawiamy w jednym miejscu i cześć. Rzecz zajmuje jakąś przestrzeń i tam po prostu jest. A osoba? Ktoś może fizycznie siedzieć w kościelnej ławce, ale wewnętrznie być zupełnie gdzie indziej. Ileż to razy mamy poczucie, że ktoś fizycznie jest obok nas, ale duchem daleko. I odwrotnie, można być fizycznie daleko od kogoś, ale wewnętrznie pozostawać blisko. Mówimy nieraz do kogoś: „jesteś w moim sercu”. Nie, to nie jest pusty, sentymentalny zwrot. Obecność osobowa ma miejsce tam, gdzie dochodzi do autentycznego spotkania; tam, gdzie powstaje więź między osobami. Jestem w sercach tych, którzy mnie kochają. Noszę w sercu tych, których kocham. Obecność osobowa jest silniejsza, większa niż przestrzeń i czas.
Obecność osobowa ma jeszcze i to do siebie, że można być bardziej lub mniej. Można mówić o pewnej intensywności obecności, o jej jakości. Lodówka czy pralka nie może więcej być. Osoba może być bardziej lub mniej.

Jezus jako człowiek mógł fizycznie być tylko w określonym miejscu przestrzeni, czasu. Wniebowstąpienie oznacza definitywne zakończenie ziemskiej misji. Nie mamy już szans oglądać Go i słuchać tak jak Apostołowie. Obietnica „Jestem z wami” dotyczy obecności osobowej, a nie rzeczowej. To obecność duchowa, wewnętrzna. Obietnica obecności towarzyszy nakazowi misyjnemu: „Idźcie i nauczajcie… udzielając chrztu”. Jezus nakazuje uczniom podtrzymywanie swojej obecności w Kościele. To się dokonuje przez Słowo, przez sakramenty, przez wspólnotę. Ciągle nowi ludzie noszą w sercu Jezusową obecność. Jezus nosi w swoim sercu nowych ludzi.

Chrystus wstąpił do nieba nie tylko jako Bóg, ale i jako człowiek. W tym sensie Wniebowstąpienie pokazuje, że właściwym „miejscem” człowieka jest sam Bóg. Los Jezusa jest zapowiedzią naszego losu. Wniebowstąpienie pokazuje prawdziwy kierunek ludzkiego rozwoju: intensyfikacja Bożej obecności w nas, aż po jej najwyższą „gęstość”, czyli niebo. Bo niebo to nie coś, ale KTOŚ. Niebo, czyli Bóg dojrzewa w nas. We Wniebowstąpieniu nie chodzi o przestrzenie kosmiczne, ale o prawdziwe wymiary człowieczeństwa.

 

Idźcie na cały świat

 

ks. Simon Faivre

„Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu!”

Prawie 2000 lat temu ten apel został ogłoszony na palestyńskiej ziemi, gdy Jezus opuszczał w sposób widzialny swoich uczniów.

Pamiętamy jak papież Paweł VI przybywając do siedziby ONZ i pozdrawiając reprezentacje narodów świata przywołał na pamięć to historyczne wydarzenie sprzed dwóch tysięcy lat, skierowane przez Jezusa z Nazaretu do narodów świata. Był to zapewne jeden z etapów tego wydarzenia.

Rozesłanie uczniów w dzień Wniebowstąpienia odbywa się właściwie w warunkach, na pierwszy rzut oka, raczej dosyć żałosnych. Uczniowie ciągle jeszcze pytają Jezusa, kiedy przywróci On królestwo Izraela! Czytając w Ewangelii św. Marka kilka wcześniejszych wersetów widzimy, że autor Ewangelii podkreśla po trzykroć niedowiarstwo Apostołów. Nie tyle niedowiarstwo dotyczące tego, kim jest ich Mistrz, ale głęboką wątpliwość co do możliwości spełnienia Jego misji.

W rzeczywistości, cóż to za szef przedsiębiorstwa, który wysyła tuzin robotników, bez szkoły, bez kwalifikacji, bez budżetu i bez centrali zarządzania, na wielkie przedsięwzięcie na miarę całego świata, a nawet całego stworzenia? Żadnej pewności, żadnego zabezpieczenia. Wszystko spoczywa na dynamice obietnicy: na Duchu, który ma przyjść. Wszystko zatem jest przed nimi.

Rozumiemy więc, że ta prawie niemożliwa misja jest przedstawiona pod znakami nie do uwierzenia, pod znakiem utopii, sytuacji niespotykanych: „brać węże do rąk, pić śmiertelną, truciznę, która nie będzie szkodzić”.

A czyż wielki prorok Izajasz nie w taki właśnie sposób zapowiadał nowe czasy: wół i lew razem na tym samym pastwisku, niemowlę igrające w gnieździe kobry i żołnierze przekuwający miecze na lemiesze?

Misja Apostołów, przyszłość nowego świata, zbawienie narodów ma związek z czymś, co jest nieprawdopodobne, co jest utopią.

O jaką utopię tu chodzi? Wierzyć wbrew i na przekór wszystkiemu, że siła miłości i przyjaźni może stanowić zaporę wobec pokus, jakie roztacza sprawowanie władzy, wiedza, potęga pieniądza, chęć dominowania, itd. Wierzyć, że ta miłość o najwyższej wartości, ta sama, jaką Bóg nas miłuje, może doprowadzić człowieka do poziomu Chrystusa uwielbionego.

Taka jest stawka i wymiar tajemnicy Wniebowstąpienia: jest to święto całej ludzkości, święto człowieka w całym swoim jestestwie.

Ktoś spośród nas, mieszkańców Ziemi, odpowiedzialny za cały rodzaj ludzki, wyprzedza nas i zasiada po prawicy Boga. Cóż za promocja i wyniesienie! A można się było przecież tego spodziewać. Pewnego razu Jezus przecież powiedział: „gdy będę podniesiony, przyciągnę wszystko do siebie”.

Zmartwychwstanie nie jest metą, końcem wszystkiego, lecz jest kluczowym wydarzeniem, które daje początek nowemu etapowi historii. Mają rację wysłannicy ze sceny Wniebowstąpienia, gdy przypominają tym twardym Galilejczykom, że nie ma co ciągle stać i wpatrywać się w niebo. Nie jest na to czas, ponieważ rozpoczął się czas Człowieka, czas Ziemi, czas Kościoła. Nigdy jeszcze historia nie była tak przepełniona nadzieją i skutecznością pod przewodnictwem Ducha Świętego.

Obłok, w którym znika Jezus, nie jest znakiem pogody, tylko teologii, która ukazuje Jezusa jako miejsce obecności Boga w świecie.

Wniebowstąpienie nie jest fantastycznym końcowym rozwiązaniem wyjątkowego przeznaczenia, lecz jest prawdą o historii ludzi wszystkich czasów, wszystkich ras i wszystkich kultur.

Jezus po prawicy Ojca objawia nam prawdziwy wymiar naszego człowieczeństwa, nasze prawdziwe powołanie. Ta nadzieja znajduje się odtąd w centrum wszelkich zmagań ludzkich, wszelkich wysiłków, gdy człowiek pracuje nad swoją godnością i nad nadejściem świata, w którym będzie sprawiedliwość i pokój. Człowiek nie może o tym zapominać. Jego wzrok powinien sięgać daleko.

za ks. Simon Faivre, Homilie, Wrocław 2004

 

Pomieszane z poplątanym

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Miłość naszego Pana do uczniów zdumiewa rozmiarem troski. Jego słowa niosą pociechę i zapewnienie o wypełnieniu ich opuszczonych serc Pocieszycielem, Duchem Świętym. Niedługi będzie czas ich opuszczenia. Ci, którzy zaufali Panu, nigdy nie czują się sierotami. Nigdy nie doznają osamotnienia. Nie cierpią na depresję. Nie są przerażeni brakiem kogoś, kto by ich kochał. Nie zostawił ich sierotami, ponieważ oni nie „osierocili” Jego przykazań. Nie wolno pominąć tej wyjątkowej troski uczniów o przykazania, które przecież nie są miłymi pochlebstwami dla naszej pychy.

Zwykle z miłością traktujemy tylko tych, którzy są wobec nas mili i schlebiają naszym upodobaniom. Ostre słowa Jezusa, które były dla apostolskiej chciwości, pychy i żądzy jak ciasne przejścia w murze, przez które można się przecisnąć, jedynie zostawiwszy wszystko za sobą. Uczniowie ukochali przykazania Jezusa i strzegli ich jak największego skarbu serca! Dla tego, kto nie „osierocił” najtrudniejszych i najsurowszych przykazań Boga, Zbawca ma najsłodsze pocieszenie i najczulszą miłość.

Jak zrozumieć słowa: „Nie zostawię was sierotami”? Sierota (horfanos) to także ktoś opuszczony, zaniedbany, pozbawiony czegoś lub kogoś, ubogi, doznający braków. Osierocenie – to najtrafniejsze określenie egzystencjalnej pustki człowieka współczesnego. Większość ludzi w cywilizacji zachodniej żyje w strachu, nieufności, w samotności, a im wyraźniejsze staje się ich oblicze ateizmu – porzucenia Boga – tym częstsze stają się rozwody i porzucenia własnych dzieci. Im bardziej opustoszałe są świątynie chrześcijańskie, tym bardziej pusto się robi w domach Europejczyków. Brakuje czułości i wierności między ludźmi, ponieważ zaczęliśmy dyskutować o tym, czy Bóg umarł, czy nigdy Go nie było. W Europie pojawia się coraz więcej domów dziecka wypełnionych po brzegi sierotami, ponieważ Bóg został przez nas odsunięty jak niepotrzebne dziecko. Europa choruje na chrystoalergię i jest czymś poprawnym w oczach wielu europejskich parlamentarzystów być homoseksualistą albo aborcjonistą, ale koniecznie trzeba być obrońcą wyrzuconych psów i użalać się nad zwierzętami futerkowymi. Zamiast słuchać dogmatów Kościoła, trzeba słuchać dyktatorów mody. Jeszcze pół wieku temu tematem tabu był seks, teraz tabu stało się chrześcijaństwo, a rolę inkwizytora przejął Parlament Europejski.

Chrystus nie zostawi sierotami tych, którzy nie osierocą Jego przykazań, nawet jeśli będą one nie tylko niemodne, ale i zakazane. Granice moralności stworzył Bóg. Jeśli je znosimy, skazujemy się na moralne tsunami. Granicą są przykazania. Kiedy zniesione zostaną granice moralne, nic nie zatrzyma granic natury. Jezus mówi więc i do Ciebie: Strzeż przykazań, strzeż granic moralności, i brzmi to tak, jakby Ci powiedział: „Strzeż granic ziemi i oceanu!”.