13. Niedziela zwykła A

publikacja 26.06.2017 20:41

Trzy homilie

Wysokie wymagania

ks. Leszek Smoliński

Nie lubimy zazwyczaj ludzi, którzy od nas dużo wymagają. Uczniowie, studenci boją się nauczycieli i profesorów, którzy są surowi, wymagający na egzaminach. Nie lubimy wymagających dyrektorów i przełożonych. Przez świat przelewa się wręcz fala łatwizny. Sprzyjają temu społeczne prądy młodzieżowe, liberałowie głoszący hasła, że człowiek do niczego nie jest zobowiązany; że może robić, co mu się chce, co mu się podoba, bo jest wolny. Dzisiaj rzeczy, którymi się człowiek posługuje, są coraz lepsze, i oczekiwania człowieka wobec przedmiotów codziennego użytku też są coraz wyższe, lecz sam człowiek dzięki nim wcale się lepszym nie staje. Być lepszym, to w trudzie pracować nas sobą, stawiać sobie wymagania, nie iść na uproszczenia. Gdyby sportowiec nie trenował na stadionie, nie mógłby startować w igrzyskach sportowych i swoimi wyczynami nie zachwycałby widowni. Gdybyśmy leżeli na tapczanie przed szklanym ekranem, nie pracowali, nie przesiadywali w bibliotece, w laboratorium zapewne dzisiaj jeszcze ludzkość nie wyszłaby z epoki kamienia gładzonego.

Św. Jan Paweł II nauczał Polaków: „Nie chciejcie Polski, która by was mało kosztowała”. A do młodzieży często powtarzał: „Musicie od siebie wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali”. I to dużo więcej, bez obawy uszczerbku na zdrowiu. A jest odwrotnie, w wielu środowiskach postępowi nauczyciele życia lansują hasła wyzwolenia od wszelkiego trudu, wysiłku, wszystko zdobyć jak najłatwiej, bez zobowiązań. Postuluje się, by rodzice od swoich dzieci za wiele nie wymagali. Zaleca się wychowanie bezstresowe, czyli kształtowanie takiego człowieka, który w przyszłości potknie się o najmniejszą nierówność. Bo nie będzie przygotowany do tego, by omijać napotkane przeszkody.

W dzisiejszej Ewangelii Chrystus staje przed nami jako Ten, który stawia nam bardzo wysokie wymagania: „Kto miłuje ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze krzyża swego, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien”. Chrystus chce być pierwszy od twojej matki, od twego ojca, od twojego kochanego dziecka, syna i córki. A więc wymagania jakby wbrew naszej naturze. Co więcej, mówi o tych, co nie biorą krzyża, a idą za Nim, że nie są Go godni. Są również tacy ludzie, którzy idą za Chrystusem, ale bez wymagań. Przyklaskują Chrystusowi, przyklaskują papieżowi. Ale już te trudniejsze wymagania Ewangelii podają w wątpliwość, zostawiają na boku, nie chcą o nich słyszeć.

Czy warto poddać się Bożym wymaganiom? Warto. Nigdy się wtedy nie przegrywa. Ceńmy sobie również tych ludzi, którzy dużo wymagają od siebie. Bez wymagań do niczego się nie dochodzi. Tak łatwo uciekać nam od naszych obowiązków, od trudnych ludzi, od spotkań. Tak łatwo buntować się wobec bólu, cierpienia. Patrząc na Jezusa w Ewangelii widzimy, jak straszna jest samotność człowieka cierpiącego, który do końca i mimo wszystko kocha. Pokusa pójścia za Nim bez krzyża, bez obciążenia jest silna. Odpowiedzią na letnie chrześcijaństwo jest Duch Święty, Duch Jezusa. On napełnia nas mocą Chrystusa, umacnia naszą wiarę, by odkryć radość Ewangelii.

Umebluj Bogu mieszkanie

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Gościnna Szunemitka otworzyła drzwi swego domu Elizeuszowi. Jej gościnność została wynagrodzona: bezdzietne małżeństwo ucieszyło się narodzinami dziecka.

Gościnność zaowocowała nowym życiem. Kto przyjmuje Jezusa, otrzymuje nowe życie w Bogu. Kiedy On do Ciebie przychodzi, uczyń przynajmniej tyle, ile uczyniła Szunemitka prorokowi: przygotuj izbę na górze. Niech Pan zamieszka na stałe w Twoim wnętrzu na najwyższym miejscu. Niech to będzie mieszkanie obmurowane, ponieważ miejsce dla Boga trzeba obmurować swoją modlitwą i opanowaniem. Napisano przecież: „Miastem odkrytym, bez murów, jest człowiek nieopanowany” (Prz 25,28). A Bóg nie zamieszka w sercu nieopanowanym.

Szunemitka wstawiła Elizeuszowi łóżko. Dla ciebie to znak, że nie wolno ci zasnąć, jeśli nie spotkałeś się w ciągu dnia z Bogiem. „Nie wejdę do mieszkania w moim domu, nie wstąpię na posłanie mego łoża, nie użyczę snu moim oczom, powiekom moim spoczynku, póki nie znajdę miejsca dla Pana, mieszkania” (Ps 132,3–5). Był tam również stół, który oznacza możliwość spożywania z Panem nie tylko uczty miłości w Eucharystii, ale też najdrobniejszych okruszyn Jego cudownych uzdrowień. Niech w twoim życiu duchowym znajdzie się dla Jezusa i krzesło, czyli tron, abyś nie uległ pokusie pychy i faryzejskiej hipokryzji. O nich Biblia mówi: „Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach” (Mt 23,6). Wreszcie wstaw do swego serca lampę słowa Bożego, aby świeciła ci w ciemną noc zwątpień i zawahań. Przygotuj swoją duszę na odwiedziny w ten sposób, a na pewno nagroda nowego życia nie ominie ciebie jeszcze w tym życiu. Kiedy człowiek wstępuje do Boga – drzwi nieba otworzy kluczem skruchy. Gdy Bóg wstępuje do domu człowieka, wystarczy pełna miłości gościnność serca. Gościnność jest wewnętrznym uporządkowaniem ducha, które umożliwia Duchowi Boga zamieszkanie w nas.

Pewnego dnia rano siedziałem w celi i czytałem Pierwszą Księgę Królewską, fragment o sprowadzeniu Arki przez Salomona do Jerozolimy. Natrafiłem na dziwne zdanie: „…Pozostają one tam do dnia dzisiejszego” (1Krl 8,8). Chodziło o osprzęt Arki Przymierza, o drążki, cheruby i wszystko, co służyło kapłanom do umieszczenia Arki w świątyni. Tego ranka słowa te zabrzmiały dla mnie wyjątkowo: to, co czynimy dla Boga, pozostaje na zawsze, nigdy nie mija. Byłem nimi olśniony. Dosłownie rozświetliły one poświatą zrozumienia mroki mojego umysłu. Byłem szczęśliwy, że zrozumiałem niezmienność i wieczystość każdego, nawet najmniejszego gestu, jaki czynimy dla Boga. Pomyśl tylko: jakieś drążki drewniane, uczynione z drewna akacjowego, zostały wniesione do świątyni i ten gest pozostał na zawsze w pamięci Boga! Czy to nie piękne?!

 

 

 

Druga homilia na następnej stronie

 

 

Prorok naszych czasów

 

ks. Tomasz Horak

Przeglądałem wczoraj zdjęcia z wizyty Ojca św. w czerwcu roku 1999. Uderza to, że na spotkaniach z papieżem było bardzo wielu ludzi młodych, więcej – tak mi się zdaje – niż w latach poprzednich. A na pewno o wiele więcej, niż w czasie pierwszej pielgrzymki przed 20 laty. Postać papieża – niemłodego już człowieka, schorowanego – kontrastowała bardzo z tymi tysiącami młodych ludzi. Dlaczego oni go słuchają?

A co papież ma im do powiedzenia? Rzeczy najprostsze – widać, że najpotrzebniejsze: mówi o miłości, o Bogu który jest ojcem i miłością, mówi o sprawach codziennych. Wspomina kremówki i swoje koleżanki z gimnazjum, wspomina wadowickich Żydów, ogłasza świętymi bardzo zwyczajnych a jednak niezwyczajnych ludzi. Czy warto dla tych spraw najprostszych organizować taką i tak kosztowną imprezę? – zarzucają nam niewierzący. Odpowiedź dało owych ponad 10 milionów ludzi, w większości młodych, którzy w tym „referendum” podjęli trud pielgrzymowania. Odpowiedź brzmi: tak, warto było.

Szczególne wyznanie złożyli mieszkańcy Górnego Śląska, którzy w ciągu kilku godzin potrafili przybyć w liczbie pół miliona na niespodziewaną, krótką wizytę Jana Pawła II w Gliwicach. Kogo witali? Odpowiedź odnajdujemy w czytaniach dzisiejszej Mszy. Witali proroka: „Pewnego dnia prorok Elizeusz przechodził przez Szunem...” 1 czytanie to migawka z bogatej historii proroka Elizeusza (IX wiek przed Chr.) – jednego z wielu posłanych przez Boga. Byli wśród nich ludzie bardzo różni: wykształceni – i analfabeci. Arystokraci – i prości pasterze. Związani od dzieciństwa ze świątynią – i oderwani w dojrzałym wieku od prozaicznych zajęć. Posłani, by gromić i karcić – posłani, by nieść pociechę i budzić nadzieję. Wielcy cudotwórcy – i ci, co to mieli za oręż jedynie słowo.

Czy Jezus jest prorokiem? – Tak. Istotą prorockiego posłannictwa jest przemawianie w imieniu Boga. A On to właśnie czynił: „walczył” słowem. I zadziwiał nie tylko cudami, ale i słowem: „Tłumy zdumiewały się, uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak ich uczeni w Piśmie” – opowiada ewangelista (Mt 7,28).

Uczniowie Jezusa podjęli posłannictwo swego Mistrza – proroka nad prorokami. Treść głoszonego przez nich orędzia była tak nowa, inna, zaskakująca – że stare słowo „prorok” stało się za ciasne. Dlatego przylgnął do nich tytuł apostołów. Odeszło z tego świata Dwunastu, ale Ewangelia głoszona jest dalej. Głosi ją Kościół – wspólnota tych, którzy uwierzyli Jezusowi i w Jezusa: Chrystus powstał do nowego życia, a więc i my „umieramy dla grzechu, aby żyć dla Boga” – to słowa apostoła Pawła z 1 czytania.

„Umrzeć dla grzechu” – z tego nakazu wyrasta moralna nauka Kościoła. – Nauka? Więcej niż nauka – stawianie wymagań, formułowanie zasad i norm moralnych. Nazywanie zła grzechem, dobra zaś cnotą. „Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje. Kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał” - mówi Jezus. W innym miejscu Ewangelii Jezus mówi: „Kto was słucha, mnie słucha. Kto wami gardzi, mną gardzi” (Łk 10,16). Słuchać, słuchać... i usłyszeć – to nie to samo. Usłyszeć, zrozumieć, pojąć i dostosować swoje sumienie, swoje życie – to jeszcze co innego.

Ojca świętego słuchały miliony. Ilu pojęło jego wołanie? Ilu z nas przyjęło jego napomnienia i zachęty? Prorok naszych czasów – Ojciec święty. Nie dlatego, że jest naszym rodakiem. Dlatego, że pełni posłannictwo Kościoła, a Kościół pełni posłannictwo Boga samego. W samym centrum orędzia Kościoła odnajdujemy nadzieję, która nie jest tanią obietnicą „jakoś to będzie”. Nadzieja Ewangelii i Kościoła jest nadzieją wymagań – trudnych, choć zwyczajnych i codziennych. Także takiej codziennej dobroci i gościnności, jaką wykazała się owa niewiasta z czasów proroka Elizeusza. Gdy nie braknie posłuszeństwa wobec napomnień proroka wszystkich czasów, gdy nie braknie dobroci i miłości na codzień, wtedy i nas Bóg zaskoczy swoimi darami. Jak ową szunemitkę.