16. Niedziela zwykła (A)

publikacja 12.07.2017 21:22

Sześć homilii

Trud modlitwy

ks. Leszek Smoliński

Świat domaga się od chrześcijan aktywności. Mówi o konieczności prowadzenia różnego rodzaju dzieł miłosierdzia, o przedszkolach i szkołach, o domach pomocy społecznej. Wiele takich form aktywności można by wymieniać. Stąd rodzi się często stwierdzenie, że chrześcijanie tracą czas na modlitwę, tracą pieniądze na kościoły i ich wystrój, tracą siły na liturgię i adorację. Złośliwi twierdzą, że modlitwa jest marnotrawstwem energii i czasu. A wiara przecież bez modlitwy usycha i staje się martwa, jak kwiat bez wody. Chrześcijanin, wbrew przekonaniom panującym we współczesnym świecie, ma być przede wszystkim człowiekiem głębokiej modlitwy. Z tego dopiero wypływa gotowość do działania i aktywności.

Dzisiejsza liturgia, zwłaszcza drugie czytanie, zachęca nas na nowo do tego, abyśmy uczyli się żyć modlitwą; byśmy stawali się świątynią Ducha Świętego, w której nieustannie rozbrzmiewa modlitwa. Św. Paweł doskonale zdaje sobie sprawę, że modlitwa nie jest dziełem prostym ani łatwym. Ale wtedy „[…] sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami” (Rz 8,26). A zatem, nie musimy obawiać się niedoskonałości naszych modlitw, gdyż Duch Boży, który mieszka w naszych sercach, sam wstawia się za nami. On uświęca trud naszej modlitwy i włącza ją w odwieczną modlitwę Syna Bożego.

Jeden z Ojców Pustyni wyznaje: „wydaje mi się nic nie wymaga takiego wysiłku jak modlitwa. Ilekroć bowiem człowiek chce się modlić, zawsze nieprzyjazne duchy starają się powstrzymać go od tego, wiedząc, że nic im bardziej nie stoi na przeszkodzie jak modlitwa płynąca do Boga. Każdy inny trud bowiem, który podejmuje człowiek o religijnym sposobie życia, choćby znoszony był długo i wytrwale, zakończony jest jakimś wytchnieniem. Modlitwa natomiast ma to do siebie, że wymaga wielkiego wysiłku i walki aż do ostatniego tchnienia” (Apoftegmaty).

Ludzie szukający Boga tęsknią za modlitwą. Kiedy uciekamy od modlitwy, zaniedbujemy ją, to pragnienie modlitwy łatwo oddala się od nas. Zostaje zdławione przez bujne chwasty życia, które je przytłaczają. Zaniedbywanie modlitwy rodzi opór i niechęć wobec niej. Im chętniej angażujemy się w modlitwę, tym szybciej topnieje opór i doświadczamy wewnętrznego zainteresowania sprawami duchowymi.

W życiu modlitwy pojawiają się również przeszkody. Co może być taką przeszkodą? Pewnie jest wiele zagrożeń, spójrzmy jednak krótko na trzy z nich. Pierwsze z nich to dobrze znana „dewocja”, czyli zamykanie Boga w uczuciowości. Nie ma uczuć, to nie ma Boga. Nie modlę się, bo nic nie czuję. Drugie zagrożenie to „dziwactwo”. Czy mam się więc udziwnić? Nie, mam stać się tym, kim Pan Bóg chce, żebym był. I wreszcie trzecie zagrożenie – „pycha duchowa”. Ja się modlę, mam swój schemat, a ty nie masz! Wobec tego ja jestem lepszy. Nie daj Boże, żeby ktoś skrytykował taką pobożność, bo wtedy zainteresowany wybucha jak wulkan. A pycha jest najlepszą drogą do szatana, który rozwija i podsuwa myśli: „Patrz, jesteś lepszy… Nie daj się!”.

Poznając drogi modlitwy konieczne jest, abyśmy znaleźli własną drogę i pozostali jej wierni. Dzięki temu modlitwa stanie się dla nas źródłem dobrych pragnień i mocą w czasie ich realizacji.

Głębia Dobrej Nowiny

Piotr Blachowski

Dobro i piękno sprawiają, że wiele problemów widzimy w nowym świetle, że życie staje się lżejsze. Sztuka życia polega, więc na tym, aby robić miejsce dla dobra, aby ono przeważało w naszym życiu. Jak szybko zło zagłusza dobro i jak wiele wyrządza szkód, często nie do naprawienia, wiemy aż zanadto z obrazów, jakie środki masowego przekazu prezentują nam z wydarzeń światowych.

Popatrzmy, na naszą codzienność. Czy, czynimy proste gesty miłości świadcząc pomoc potrzebującemu, cierpiącemu, zrezygnowanemu, czy zrozpaczonemu? Czy dzień po dniu dzielimy się skarbem naszego serca i dobrocią? Wprawdzie realizując dobroć nie wyeliminujemy całkowicie zła, tak, aby znikło z życia, ale przynajmniej będziemy je systematycznie usuwać.

Opowiadana dzisiaj przez Pana Jezusa przypowieść o wzroście Królestwa Bożego na ziemi, pozwala nam odkryć z wielkim realizmem, że jest ono uwikłane w walkę, jaką prowadzi przeciw niemu „nieprzyjaciel”, który „sieje” chwast między pszenicę. Jezus uczy nas patrzeć na świat z chrześcijańskim realizmem i podchodzić do każdego problemu przestrzegając przyjętych zasad, ale również w sposób roztropny i cierpliwy. Słowa Pana Jezusa odnoszą się do wszystkich pokoleń i czasów, a więc i nam współczesnych. Możemy, więc i my pozyskać dla siebie coś z mądrości tej przypowieści. „Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego.” (Mt 13,38-39.43).

Głębia Dobrej Nowiny jest niewyczerpana dla tego, kto wie, o co chodzi w życiu. Możemy drugiego człowieka ubogacić, udoskonalić, podnieść do góry, ale możemy go także zniszczyć, zepsuć. Dzisiaj sporo mówi się o wychowaniu, a mało o zgorszeniu. Ono jest odwrotnością wychowania. Zgorszenie jest niszczeniem w człowieku obrazu Boga. Stąd bardzo surowy sąd czeka każdego, kto zgorszył. On, bowiem ma „udział” we wszystkich czynach zgorszonego. Zło dąży do tego, by się zakorzenić w życiu, ono niszczy i marnuje wiele energii człowieka. Sami słyszymy, albo i mówimy, że pewne sprawy kosztują nas wiele nerwów, albo zdrowia. Dobro dodaje sił, cieszy, buduje i ożywia. Dobro i piękno sprawiają, że życie staje się lżejsze, nabiera pozytywnego znaczenia. Z tego powodu ze złem nie wolni nam rozprawiać się powierzchownie, lecz trzeba je zwalczać w bezpośredniej konfrontacji.

Trzeba być wrażliwym na zło, bo ono szybko zagłusza dobro i wyrządza wiele szkód, często nie do naprawienia. Mamy na to dużo przykładów z życia naszego i z sytuacji w świecie. Czyniąc dobro nie wyeliminujemy całkowicie zła, aby znikło z życia, ale przynajmniej będziemy go systematycznie usuwać, zaś każdy dobry uczynek będzie dodawał smaku naszemu życiu, będzie jego zaczynem. „Wiemy też, że Bóg z tymi, którzy Go miłują, współdziała we wszystkim dla ich dobra, z tymi, którzy są powołani według [Jego] zamiaru. Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi.” (Rz 8,28-29).

MATKO NAJŚWIĘTSZA – wspieraj nas w konsekwentnym usuwaniu zła z własnego życia i z otoczenia, w którym żyjemy.

Słabość naszą siłą

Piotr Blachowski

Korzystając z urlopowych wędrówek, przebywając wśród przyrody, mamy niebywałą okazję przyglądania się walce przyrody o przetrwanie. A stąd już tylko krok do zastanowienia się nad postępowaniem ludzi: dlaczego jedni idą drogą prawą, nie zstępując z niej i prowadząc nią innych, zaś inni kluczą, szukają drogi na skróty bądź żyją jak pasożyty, korzystając z dokonań innych.

Dzisiaj, w kolejnej przypowieści, nasze życie i postępowanie zostało przyrównane do walki, jaka toczy się w przyrodzie. Chwast musi być silny, by przetrwać, ale czy to oznacza, że ziarna zboża są słabe? Nie.Pozorna siła chwastów jest krótkotrwała. Zbliża się pora zbiorów, a wtedy rolnik z przypowieści dokona selekcji: zniszczy to, co wydawało się silne, zachowa to, co wydawało się słabe.

Popatrzmy teraz na ten problem z punktu widzenia człowieka żyjącego w XXI wieku. Czy zawsze prawidłowo pojmujemy siłę i słabość? Czy zawsze wiemy, kiedy powinniśmy być silni, a kiedy przyznać się do słabości? W Księdze Mądrości czytamy:„Moc swą przejawiasz, gdy się nie wierzy w pełnię Twej potęgi, i karzesz zuchwalstwo świadomych. Potęgą władasz, a sądzisz łagodnie i rządzisz nami z wielką oględnością, bo do Ciebie należy moc, gdy zechcesz.” (Mdr 12,17-18). Bóg nadał nam prawa, lecz wyznaczył również obowiązki. W zależności od tego, jak zrozumiemy te prawa i jak będziemy wypełniać  obowiązki, tak będziemy postrzegani przez naszych bliźnich, ale przede wszystkim przez Pana naszego.

Sami nie bylibyśmy zdolni odnaleźć się w Boskim planie działania, ale Bóg i to przewidział – dał nam Pomocnika, Ducha Świętego. Możemy zmagać się z własną słabością, możemy wątpić we własne siły, ale zaufajmy Bogu, bo „…Duch przychodzi z pomocą naszej słabości. Gdy bowiem nie umiemy się modlić tak, jak trzeba, sam Duch przyczynia się za nami w błaganiach, których nie można wyrazić słowami.” (Rz 8,26). Pozostaje tylko pytanie, czy jesteśmy w stanie pojąć ogrom Bożego Miłosierdzia?

Przejdźmy do sedna dzisiejszych rozważań ewangelicznych. Przypowieści, które dzisiaj przekazuje nam Jezus Chrystus, dotyczą naszej wiary. Ziarno (Słowo Boże)  zasiane na dobrej glebie (w naszym sercu) wyda obfity plon w postaci ufnej wiary w Boga, w Jego Królestwo, w Paruzję, w sąd i przyszłe życie. Słowa Jezusa Chrystusa powinny nam zapaść głęboko w serce, tak jak dobre ziarno w dobrą glebę, bo tylko wtedy wykiełkuje i urośnie kłos wiary, nadziei  i miłości. «Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala ogniem, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia i tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego.”(Mt 13,37-43)

Boże Wszechmogący, w Trójcy Świętej Jedyny, prosimy, daj nam zrozumieć Twe Słowa i pomóż wcielać je w życie, spraw, by wiara rosła w naszych sercach jak pełnekłosy na urodzajnej ziemi.

Życica roczna i wszelkie zło

 

ks. Tomasz Jaklewicz

Zło i dobro rosną na tym samym polu. Tę prawdę można odnieść zarówno do wspólnot, jak i pojedynczych ludzi. W Kościele tuż obok ludzi promieniujących świętością widzimy grzeszników, którzy drażnią, gorszą, a nawet bulwersują. Kiedy robimy przegląd swojego sumienia, widzimy także przemieszanie dobra i zła. Pisał św. Paweł: „Gdy chcę czynić dobro, narzuca mi się zło” (Rz 7,21). Jezus uczy realizmu. Do końca świata zło będzie nawiedzać pola obsiane dobrym ziarnem. Zło atakuje i będzie atakować dobrych ludzi, dobre parafie, dobre wspólnoty, dobre inicjatywy. Mesjasz nie oczyścił świata ze zła. Ono jest wciąż silne, choć jego kres jest pewny.

Zauważmy moment działania nieprzyjaciela. Przyszedł w nocy, tuż po dobrym zasiewie. Czy to nie odpowiada naszemu doświadczeniu? Czy najgorsze pokusy nie przychodzą tuż po rekolekcjach, po udanej modlitwie czy zakończonym poście?

Perfidia działania nieprzyjaciela polega na tym, że sieje taki chwast, który jest bardzo podobny do zboża. W przypowieści mowa jest o gatunku trawy, zwanym życicą roczną. Wschodzi ona równocześnie z pszenicą i jest do niej tak podobna, że aż do pojawienia się kłosów trudno je rozróżnić. Pszenica i życica mają splątane korzenie, dlatego wyrwanie chwastu mogłoby spowodować zniszczenie zboża. Chwast, choć podobny do pszenicy, zawsze pozostaje chwastem. Zło, choć przemieszane z dobrem, jest zawsze złem. Chwast kiedyś zostanie wyrwany i zniszczony. Zło nie ma przyszłości. Tylko dobro ma przyszłość. Pszenica zostanie zebrana do spichrza. Granica między dobrem a złem jest czymś obiektywnym, tak samo jak różnica między chwastem a pszenicą. Trudność polega na tym, że my nie zawsze potrafimy dobrze rozeznać: gdzie jest chwast, a gdzie pszenica. Wiedzę pewną ma tylko Bóg. Dlatego Jezus zaleca cierpliwość i ostrożność w ocenianiu. Przestrzega przed rewolucyjną gorliwością, która domaga się natychmiastowego egzekwowania sprawiedliwości. Przypomina się tutaj ewangeliczna zasada: „Po owocach ich poznacie”.

Wobec tajemnicy zła działającego w świecie, w Kościele i w nas samych trzeba zachować realizm i nadzieję. Tak odczytuję sens Jezusowej przypowieści. Muszę liczyć się ze złem. Kościół nie jest wspólnotą ludzi idealnych, bez skazy. Nigdy nie był i nie będzie. I ja sam w tym Kościele jestem jako grzesznik, któremu okazano miłosierdzie. Byłem i jeszcze będę nieraz zaskoczony dorodnością chwastów na moim poletku. Liczenie się ze złem nie może jednak prowadzić ani do obojętności w stylu „i tak nic nie mogę”, ani do porywania się z motyką na słońce, że niby ja sam zrobię porządek (z sobą lub z innymi). Do Boga należy i sprawiedliwość, i miłosierdzie. W najwłaściwszych proporcjach. Ta nadzieja pomaga robić swoje. Pokornie i cierpliwie.

 

Inne królestwo

 

ks. Roman Kempny

Wczytuję się w przypowieść o królestwie niebieskim i na myśl przychodzą mi słowa prośby z modlitwy Pańskiej: „Przyjdź królestwo Twoje...”. Prosimy w niej o przyjście Chrystusowego królestwa: królestwa miłości, świętości i łaski, sprawiedliwości i pokoju, prawdy i życia, królestwa harmonii i ładu, uśmiechniętych dzieci i szczęśliwych rodzin. Trzeba o to prosić, bo ziemia, na której żyjemy, nie jest ziemią świętą. Za dużo na niej wojen i głodu, spalonych miast i ludzkich łez, bezrobotnych i zakłamanych, za dużo na niej nienawiści i pogardy, przemocy i strachu, drobnych wykroczeń i wielkich zbrodni, pijanych ojców i płaczących matek...

W tym kontekście zastanawiające są słowa Chrystusa: „Królestwo Boże w was jest” (Łk 17,21). Królestwo Boże we mnie? Tak, mimo moich słabości królestwo Boże jest i we mnie! Chociażby tylko przez wiarę, którą zachowałem, nawet jeśli jest mała jak ziarnko gorczycy. Przez niepokój serca i sumienia... Przez wrażliwość na piękno i pragnienie szczęścia... Przez poszukiwanie Prawdy i dążenie do sprawiedliwości. On nigdy nie cofnął swej miłości, którą mnie obdarzył. Nie mogę jednak pozwolić, bo czekał zbyt długo! On buduje tu i teraz, i przez każdego! Więc do mnie należy, by przyłożyć rękę do pługa i wstecz się nie oglądać.

Nie wolno nam się obrażać, uskarżać na czasy, na ludzi, na ten etap historii zbawienia... To nie przypadek, ślepy los, że Opatrzność wyznaczyła każdemu z nas ten czas łaski i zbawienia! Do każdego z nas i dziś odnosi się zdanie: „Błogosławione oczy, które widzą to, co wy widzicie” (Mt 13,16). Efektywność Chrystusowego królowania zależy od każdego z nas.

Musimy jednak przyjąć Jego reguły i prawa, które są tak różne od królestw tego świata. „Kto chce być wielkim, ten niech będzie sługą wszystkich” (Mt 20,26). A jeden szczerze nawracający się grzesznik przyniesie więcej radości niż 99 sprawiedliwych. Postawił Chrystus przykład małego dziecka, a kto by stał się powodem zgorszenia jednego z tych małych, temu biada. Zaś u początku swojego nauczania wołał: „Nawracajcie się, bo przybliżyło się do was królestwo Boże” (Mt 4,17). Zaznaczył też: „Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie, wejdzie do królestwa niebieskiego” (Mt 7,21). Swoim uczniom nakazał: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego sprawiedliwość, a to wszystko będzie wam dodane” (Mt 6,33).

Królestwo Boże jest podobne do maleńkiego ziarnka gorczycy, do kwasu, do człowieka poszukującego drogich pereł, do skarbu ukrytego w roli, do kupca, do sieci, do króla, który zaprasza na ucztę. Królestwo Boże wzrasta, czy ktoś śpi, czy czuwa. I ważny jest w nim każdy. Liczą się sprawy wielkie aż po świadectwo krwi, ale i sprawy pozornie drobne, jak kubek zimnej wody podany bliźniemu, który nie pozostanie bez nagrody. Liczy się każdy odruch dobra i nawrócenie serca.

Usłyszy sprawiedliwy, który pełnił czyny miłości, który głodnych nakarmił, spragnionych napoił, chorych i więźniów odwiedził, nagim postarał się o odzienie: „Weź w posiadanie królestwo przygotowane od założenia świata” (Mt 25,34). Ale też Chrystus przestrzega, że bogatemu bardzo trudno będzie wejść w bramy nieba. A nawet celnicy i nierządnice wyprzedzą tych, którzy uważali samych siebie za sprawiedliwych. I może królestwo Boże być zabrane tym, którzy uważają samych siebie za sprawiedliwych, a powierzone narodowi, który wyda godne owoce nawrócenia. Jest też i przerażające: „Idźcie precz ode mnie, przeklęci...” (Mt 25,41). Szczególnie uprzywilejowane miejsce w tym królestwie ma chory i cierpiący brat, opuszczony, samotny, znoszący ciężar dnia i spiekoty. I wbrew temu, co mówi świat, jego udział w budowaniu tego królestwa jest szczególnie cenny.

W budowaniu królestwa Bożego nie potrzeba wielkich środków: „Nie bierzcie na drogę torby, ani dwu sukien” (Mt 10,10). „Nie troszczcie się zbytnio i nie zabiegajcie o to, co będziecie jeść i pić, w co się będziecie przyodziewać” (Mt 6,31). I trzeba „darmo rozdawać” (Mt 10,8), bo cóż masz, czego byś nie otrzymał. Do budowania takiego królestwa został wezwany każdy. I tym większa odpowiedzialność, im bardziej zajmuje się eksponowane miejsce. Kto więcej otrzymał, więcej od niego zażądają. Należy też zachować zawsze świadomość kontynuacji i współudziału w budowaniu królestwa Bożego, potrzeby działania wspólnego, nawet z tymi, którzy dopiero w ostatniej chwili zostali zaproszeni i odkryli Prawdę Ewangelii. Muszę stale pamiętać, że królestwo wewnętrznie skłócone się nie ostanie. A Bóg wybrał to, co nieraz głupie i małe w oczach świata.

 

Płonący pot aniołów

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Przypowieść o chwastach trudno byłoby uznać za poradę dla rolników. Chwastów się nie toleruje. Z punktu widzenia życia duchowego, istnienie przeszkód może jednak okazać się pomocą. Chrześcijański punkt widzenia jest zupełnie odległy od Jungowskiego ujęcia, że zło uzupełnia dobro, a Lucyfer jest ciemną stroną Boga.

Nieprzyjaciel przyszedł nocą i zasiał złe nasienie między dobre. Ciemność próbuje się wcisnąć między nasiona miłości Boga. Dlaczego jednak Pan pozwolił kąkolowi rosnąć aż do żniwa? Pieśń nad pieśniami podpowiada: „Jak lilia pośród cierni, tak przyjaciółka ma pośród dziewcząt”(2,2). Szlachetność serca jest otoczona przez przewrotne dusze.

Żyjemy wśród niepokoju, nerwowego napięcia, niesprawiedliwości i dezorientacji moralnej. Wzrastamy więc w rywalizacji z potomstwem nieprawości, by tym wyraźniejsza stała się moc dobra. Chwasty zwykle przerastają szlachetne rośliny. Gdzie jednak nauczyć się bojaźni Bożej, jak nie w cieniu panoszącego się zła? Podstawowym odczuciem duszy jest bojaźń, ale może się ona stać albo bojaźnią przed grzechem, albo bojaźnią uległą złu.

Albo uklękniemy się popełnienia grzechu, albo z obawy przed dezaprobatą otoczenia zaczniemy czynić to, co inni.

Dawid w psalmach mówi o tym wyraźnie: „Możni prześladują mnie bez powodu, moje zaś serce odczuwa lęk przed Twoimi słowami” (119, 161). Był otoczony przez ludzi złych i przerastających go siłą i możliwościami. Był zachęcany do naśladowania nieprawości, a mimo to bardziej obawiał się słów Boga ostrzegających go przed naśladowaniem niegodziwych uczynków. Dlatego w końcu stał się królem!

Królem jest ten, kto panuje nad sobą. Dopiero taki człowiek ma prawo panować nad innymi! W Talmudzie zapisano, że źródłem strumienia ognia w niebie jest pot świętych stworzeń, czyli bojaźń aniołów przed Bogiem (Chagiga 13b). Nasz świat zagubił lęk przed grzechem, a nauczył się bezczelności wobec Boga. To jest najfatalniejsze zachwaszczenie naszych umysłów. Raban Jochanan ben Zakaj na łożu śmierci dał zaskakującą naukę swym uczniom: „Obyście się tak bali Boga jak ludzi!”. Zdumieni pozorną bezbożnością nauki, uczniowie zapytali go o wyjaśnienie tej uwagi. Umierający mędrzec wyjaśnił: „Ludzie wstydzą się popełnić grzech w obecności innych ludzi, ale wcale się nie wstydzą popełniać go w obliczu Boga, bo gdy są sami, Bóg jest ich świadkiem. Obyście tak się bali popełnić zło, jak wstydzicie się upaść w skalanie w obecności ludzi”.

To, że w jakimś miasteczku, gdzie żyje stu mieszkańców, jest 99 złodziei, wcale nie znaczy, że setna osoba też musi kraść. Ona tym bardziej będzie cenna, jeśli się do tego nie skusi! Będzie jak lilia między cierniami, jak pszenica w chwastach.