25. Niedziela zwykła (A)

publikacja 20.09.2017 21:56

Sześć homilii

Zazdrośnicy

ks. Leszek Smoliński

We fragmencie Ewangelii Łukasza, przeznaczonym na dzisiejszą niedzielę, Jezus Chrystus ostrzega nas przed dobrze znanym grzechem zazdrości. Jeden z właścicieli winnicy aż pięciokrotnie wychodzi na rynek, aby nająć robotników do pracy przy winobraniu. Chociaż robotnicy ci przystąpili do pracy w różnym czasie, to wieczorem, przy wypłacie wynagrodzenia, otrzymali tyle samo jak ci, którzy pracowali od rana. Spróbujmy wyobrazić sobie radosne twarze ze szczęścia jednych, a smutne od zazdrości twarze drugich. Chodziło tu o zbytnią hojność pana wobec tych, którzy później przystąpili do pracy w winnicy.

Czym zatem jest zazdrość? Z jednej strony jest to smutek z powodzenia bliźniego, a zarazem radość z jego nieszczęścia. Ktoś kupił taniej mieszkanie, inny otrzymał lepszą posadę – komuś udało się wygrać konkurs. A ktoś stojący z boku, taki na pozór niezainteresowany, na to nie może patrzeć, bo go bolą oczy i kłuje serce. Takie obrazki z życia dzieją się każdego dnia, wystarczy tylko trochę rozejrzeć się wokół siebie, by dostrzec złość, wrogość, nienawiść. W kategoriach moralnych jest to jeden z grzechów głównych, ponieważ rodzi inne grzechy. Ale czy ktoś jeszcze o tym pamięta? Czy to, że ktoś się dorobił, komuś się powiodło to coś złego? Dla zazdrośnika – jak najbardziej. I nie do zrozumienia. Zazdrośnik pragnie bowiem zła dla innych, a dla siebie pożąda cudzego dobra. Podłożem zazdrości jest stawianie siebie w centrum, niezdolność pragnienia dobra dla innych, niezdolność miłowania. Zazdrość polega więc na pragnieniu wciąż więcej i nieosiąganiu nigdy zadowolenia.

Współczesnych ludzi bardzo pobudza zazdrość i zachęca do niej, przedstawiając chore ambicje jako zdrowe współzawodnictwo. Jak więc odróżnić zdrowe ambicje, pozytywną motywację, pracowitość, od zazdrości? To chyba nie będzie trudne, jeśli dobrze znamy siebie. Jeśli realizujemy swoje pomysły, plany, marzenia, jeśli nasze działania są zgodne z naszym systemem wartości – nie grozi nam chora zazdrość. Po prostu szkoda nam będzie sił i czasu. Ale jeśli nagle zorientujemy się, że motywem naszych działań jest chęć dorównania komuś, pokonania go, zdobycia więcej – mimo że tak naprawdę wcale tego nie potrzebujemy, to już chora zazdrość.

Chrześcijańska tradycja duchowa zaleca tym, którzy pragną pokonać zazdrość, kilka ciekawych rozwiązań. Ktoś może na przykład zdobyć się na bezinteresowny gest i sprawić komuś przyjemność. Inny – czytać Nowy Testament oraz pisma Ojców Kościoła i biografie świętych, by zakosztować, jak piękna jest bezinteresowna miłość. Dla wytrwałych pozostaje modlitwa za tych, których nienawidzi i którym zazdrości, a także staranie o to, by budzić w sobie względem nich łagodność. Warto zrobić dziś sobie rachunek sumienia. A sięgając do treści Jezusowego nauczania zapytać: Czy nie smucę się, kiedy widzę moich najbliższych, kolegów, znajomych bardziej uzdolnionych ode mnie, bogatszych, lepiej ubranych i bardziej wysportowanych? Czy pamiętam o tym, że Dobry Bóg także mnie nie poskąpił mi swoich talentów i darów, które mam ciągle rozwijać z pomocą Jego wspierającej łaski?

Zysk czy strata?

Piotr Blachowski

Pracujemy, więc wypłata się nam należy; chcemy czegoś, płacimy za to, oczekując dobrego wykonania usługi. Oto umiera bogaty człowiek. Zgodnie z jego życzeniem żona dużą część ich majątku przeznacza na dobre cele. Rodzina zmarłego męża spogląda na to „złym okiem”. Szemrzą głośno, robią wymówki i awantury. Skoro mimo to nic nie zyskali, stają się zaciekłymi wrogami tak zmarłego, jak i jego żony. Liczyli, że na tej śmierci skorzystają, chociaż nie mieli prawa do ani jednej złotówki. Nasze wymagania rosną, żądania są wygórowane. Nie liczymy się z nikim i z niczym.

Każdy jest wezwany do „budowania” świata w różny sposób, w różnych porach i różnych aspektach życia doczesnego. Chcemy żyć dobrze – i za to chwała, ale często nie liczymy się z kosztami tego dobrego życia. W świecie naznaczonym pogonią za pieniądzem z jednej strony, a ludzkimi lękami i dramatami z drugiej ciężko jest żyć, a jeszcze trudniej uwierzyć w bezinteresowną dobroć. A tutaj mamy przykład, jak gospodarz potraktował jednakowo – sprawiedliwie – zarówno tych, którzy w pocie czoła i spiekocie pracowali od rana do wieczora, jak i tych, którzy ledwo zdążyli rozpocząć pracę. Oczywiście, nie można mieć pretensji do tych ostatnich, że dopiero pod koniec dnia trafiła się im praca, choć może należałoby zapytać, gdzie byli rano i do południa. Ale słuszny był zarzut i oburzenie tych zmęczonych i przepracowanych robotników, którzy nie mieli czasu się lenić. To oni wykonali całą pracę i musiała ich mocno boleć owa "dobroć" gospodarza, który nie uwzględnił wkładu pracy. Tak ma się sprawa z czysto ludzkiego punktu widzenia.

Ale punkt widzenia Boga jest inny. I to wcale nie znaczy, że niesprawiedliwy. Bóg nie liczy naszych zasług według czasu; ani lat, ani dni, ani godzin. Bóg nagradza każdego, kto służy Mu dobrowolnie i z miłością, bez jakiegokolwiek przymusu. Każdemu daje szansę nawrócenia, obojętnie, czy w młodości, czy w sędziwym wieku. Nie ulegnie wpływom żadnej opinii. Jest kochający i sprawiedliwy. Wie o naszych trudnościach, zna „ciężar dnia i spiekoty”, jest Bogiem wiernym i z Jego strony nie zabraknie nam łask potrzebnych do wytrwania i szczęśliwej odpowiedzi na nasze życiowe powołanie. Bóg nikomu, nigdy nie wyrządza krzywdy. Wszystko otrzymujemy jako dar i za wszystko powinniśmy Mu nieustannie dziękować.

Przedmiotem tej przypowieści wcale nie są zasady sprawiedliwości społecznej czy też prawa ekonomii, ani nawet normy moralności ewangelicznej, nakazujące hojność wobec ubogich i pokrzywdzonych przez los. Głównym tematem przypowieści o robotnikach w winnicy jest Zbawienie. Bowiem Zbawienie jest darem Bożym, a nie zapłatą. Nie ma takiej opłaty, którą człowiek mógłby uiścić za życie wieczne. Nie należy więc liczyć na swoje zasługi, bo i tak ich nie starczy. Można jedynie pokładać nadzieję w miłosierdziu Boga, w tym, że On sam podaruje nam to, czego sami nigdy nie bylibyśmy w stanie kupić.

Dlaczego wypłata? A właśnie dlatego, byśmy nie myśleli jak faryzeusze, do których skierowana była ta Ewangelia, lecz byśmy miłością odwdzięczali się Bogu za wielką miłość – za Zbawienie.

SERCE JEZUSA, z którego pełni wszyscy czerpią, bądź uwielbione.

Dziękczynienie zbliża do Boga

Piotr Blachowski

Jak wysokie mogą być wymagania i oczekiwania, jak zróżnicowana może być ocena różnych sytuacji przez ludzi, możemy się przekonać, obserwując różne dziedziny gospodarki i życia. Każdy jest wezwany do „budowania” świata w różny sposób, w różnych porach i w różnych aspektach życia doczesnego.

Słuchając czytań, począwszy od Izajasza, poprzez List świętego Pawła do Filipian, a skończywszy na Ewangelii świętego Mateusza, możemy sobie uzmysłowić, że decyzje i działania Boga powinniśmy dostrzegać i akceptować jako sprawiedliwe i nieodwołalne. Bóg proponuje nam zatrudnienie w różnych dziedzinach życia i służby Bożej, aż do ostatniej godziny, a do nas należy nie „stać na rynku bezczynnie”, ale przyjąć ochotnie i dobrowolnie wolę Boga, bo On chce naszego dobra, co nie zawsze bierzemy pod uwagę. Pan Bóg nie liczy naszych zasług według czasu: ani lat, ani dni, ani godzin.

Problem tylko polega na odnalezieniu właściwej drogi, na odczytaniu znaków, na zrozumieniu tego, czego oczekuje od nas Pan. „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami – wyrocznia Pana. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje – nad waszymi drogami i myśli moje – nad myślami waszymi.”(Iz 55,8-9)

Lepiej nasze rozterki rozumie święty Paweł, bowiem pisząc do nas, opowiada o sobie, odpowiadając na nasze nie zadane pytania. „Jeśli bowiem żyć w ciele – to dla mnie owocna praca, co mam wybrać? Nie umiem powiedzieć. Z dwóch stron doznaję nalegania: pragnę odejść, a być z Chrystusem, bo to o wiele lepsze, pozostawać zaś w ciele – to bardziej dla was konieczne.” (Flp 1,22-24)

Bóg nagradza każdego, kto służy Mu dobrowolnie i z miłością, bez jakiegokolwiek przymusu. My jesteśmy jedynie zobowiązani do odczytania, zrozumienia i wykonania tego, co otrzymujemy od Boga. Zaś On każdemu daje szansę nawrócenia, obojętnie, czy w młodości, czy w sędziwym wieku. Wie o naszych trudnościach, zna „ciężar dnia i spiekoty”. Bóg nikomu nigdy nie wyrządza krzywdy. Wszystko otrzymujemy jako dar i za wszystko powinniśmy Mu nieustannie dziękować.

Jeśli czegoś, o co prosimy, nie daje, to nie dlatego, iż jest niesprawiedliwy. Ludzie, którzy czują się niesprawiedliwie traktowani przez Boga, mylą się. Bóg jest dla wszystkich dobry, ale dobroć ta nie może wywoływać w nas zazdrości, ani zawiści, jak to ma miejsce w dzisiejszej przypowieści, lecz powinna wywoływać radość, że wszyscy zostali obdarowani jednakowo. Wielu nie jest winnych tego, że w życiu stracili tak wiele. Problem polega tylko na zdobyciu umiejętności wyżej opisanych.

Dążmy do tego, aby w życiu kierować się bardziej miłością niż sprawiedliwością. Niech za naszymi czynami i decyzjami stoi więcej miłości, a mniej domagania się sprawiedliwości. Może wtedy będzie więcej pokoju w naszych sercach i w świecie całym. Cieszmy się z tego, co posiadamy, a nie smućmy się dlatego, że czegoś nie mamy. Dziękujmy za wszystko Bogu, bo to bardzo nas do Niego zbliża. I, co najważniejsze, o wszystko prosząc i za wszystko dziękując, MÓDLMY SIĘ.

Boże nieskończenie dobry i miłosierny, naucz nas modlić się do Ciebie w każdej sytuacji.

Wszyscy byliśmy bezczynni

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Kolejno najmowani robotnicy pracowali od coraz późniejszych godzin, jednak dostali tę samą nagrodę. Jezus opowiedział tę przypowieść prawdopodobnie pod koniec swej działalności, kiedy stało się jasne, że wybrany naród zostanie wzbogacony o pogan, a nawet ostatnich grzeszników.Widział zgorszenie swych rodaków, gdy otaczał się ludźmi dotychczas żyjącymi z dala od Tory: celnikami, grzesznikami. Ostatni stali się pierwszymi w Jego sercu.

Czy to jest niesprawiedliwe, że nawróceni dostają nagrodę nieba podobnie jak wiernie trzymający się religijnego stylu przez całe życie? Szemranie jest oznaką przeceniania siebie. Nawrócenie to jedyny rodzaj zajmowania się sobą, który nie jest samolubstwem. Praca nad sobą to praca nad swoją wiecznością, nad życiem duchowym, nad duchem skrytym w ciele. Nasz duch to winnica rozrastająca się na gruncie ciała. Winnica jest twoim rajem, a jednocześnie własnością Boga. Robotnicy pracują w winnicy Pana. Kształtowanie osobowości duchowej nie może się dokonywać w izolacji od innych i od świata, ani też w zatraceniu swojego „ja” w anonimowym tłumie.

Winnicą na pewno jest ogród Biblii. Słynny komentator Raszi mawiał, że kto nie przedłuża swojego dziennego studiowania Tory o nocne czuwanie, straci swoje życie. Pewna przypowieść jeszcze wyraźniej podkreśla niezmierną wartość czasu, jaki został nam dany na zdobycie mądrości ukrytej w winnicy Biblii. Król powiedział swojemu słudze: przelicz te sztuki złota od teraz do jutra, a ile uda ci się policzyć, będzie twoje. Jakże mógł sługa zasnąć? Każda chwila przeznaczona na sen kosztowałaby go fortunę. Podobnie Mojżesz, kiedy był na Horebie i rozmawiał z Bogiem twarzą w twarz przez czterdzieści dni, nie zasnął ani przez moment, lecz wykorzystał każdą chwilę spędzoną z Najwyższym.
Tymczasem Jezus mówi, że nawet ci, którzy przez większość życia nie zajmowali się Bogiem ani troską o własne życie i dość późno sięgnęli do słów Bożych, dostaną swoją nagrodę. Zwróćmy na to uwagę, że właściciel winnicy najął wszystkich robotników. Na początku wszyscy byli bezczynni! Na początku każdy z nas nie zajmuje się troskliwie swoim zbawieniem. To jest tajemnicza wola Boga, że każdy z ludzi, w zupełnie innym momencie, jest przekonywany do nawrócenia, które zostało przedstawione jako praca w winnicy. Ci, którzy najpóźniej przybyli, być może byli najgorliwsi, bo chcieli nadrobić stracony czas. W greckim słowniku możemy ze zdumieniem przeczytać, że słowo argos, jakim zostali określeni ci bezczynni, ma podwójne znaczenie. Może też oznaczać kogoś szybkiego, rączego, gorliwie spełniającego swoje zadanie. Znana jest wszystkim gorliwość prozelitów, ludzi nawróconych, i aroganckie lenistwo duchowe tych, którzy mniemali, że już nie muszą się starać o miejsce w niebie, gdyż im się zawsze należało.
 

 

Druga homilia na następnej stronie

Robotnicy ostatniej godziny

 

ks. Antoni Dunajski

Ewangeliczna przypowieść o robotnikach w winnicy, którzy o różnej porze rozpoczynając pracę taką samą otrzymali zapłatę, zawsze budziła kontrowersje. Dla jednych był to przykład społecznej niesprawiedliwości, odejście od żelaznej reguły: jaka praca, taka płaca. Dla innych – przeciwnie, był to przykład trafnego rozwiązywania trudnych kwestii społecznych, zwłaszcza bezrobocia.

Wprawdzie wszyscy otrzymali po denarze, ale z zupełnie odmiennych tytułów: dla jednych była to zapłata za wykonaną pracę, dla innych – raczej zasiłek dla bezrobotnych, którzy mieli szczerą wolę pracować. Czy musieli otrzymać po tyle samo? Teoretycznie nie. Według naszego powszechnego odczucia pensja powinna być znacznie wyższa od zasiłku. Gdy jednak uświadomimy sobie, że w tamtych czasach jeden denar stanowił minimum socjalne, niezbędne do wyżywienia rodziny przez jeden dzień, wiele wątpliwości się wyjaśnia. Człowiek pragnący pracować powinien otrzymać jakieś środki do życia nawet wtedy, gdy pracy dla niego nie ma. To prawda, że ci, którzy od rana pracowali, mieli prawo spodziewać się, że więcej dostaną. Otrzymali jednak tyle samo, by także inni mogli przeżyć.

A więc nawet rozpatrywana z czysto społecznego punktu widzenia ewangeliczna przypowieść o robotnikach w winnicy jakoś się broni. Z pewnością bardziej, niż najnowszy pomysł prezydenckiej specjalistki od spraw społecznych, aby bezrobotny przeprowadzający dzieci szkolne przez jezdnię zarabiał więcej niż nauczyciel.

Ale przypowieść o gospodarzu, który „wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swojej winnicy” w istocie swej nie dotyczy ani spraw społecznych, ani ekonomicznych. W każdym bądź razie nie dotyczy ekonomii ziemi, lecz nieba, a ściślej mówiąc – ekonomii zbawienia. Chodzi tu Królestwo niebieskie, do urzeczywistniania którego wezwani są wszyscy ludzie wszystkich czasów. Skoro – jak sądzili Ojcowie Kościoła – Chrystus jest „w środku czasów”, to znaczy, że z każdego miejsca historii jest do Niego równie daleko i równie blisko. Nie decyduje o tym sama tylko chronologia, lecz osobista świętość i szczera wola włączenia się w zbawcze dzieło Jezusa Chrystusa: „czy to przez życie, czy przez śmierć” – jak napisał Apostoł ostatniej godziny – święty Paweł.

Bóg, który jest poza czasem, daje każdemu człowiekowi szansę zbawienia, dając czas na nawrócenie. Wezwanie proroka Izajasza jest jednocześnie pokrzepiającą obietnicą: „Szukajcie Pana, gdy się pozwala znaleźć, wzywajcie Go, dopóki jest blisko. Niechaj bezbożny porzuci swą drogę i człowiek nieprawy swoje knowania. Niech się nawróci do Pana, a ten się nad nim zmiłuje, i do Boga naszego, gdyż hojny jest w przebaczaniu”.

Aby jednak tej szansy nie przegapić, trzeba stanąć blisko Winnicy Pana, blisko Chrystusa i Jego Kościoła. Takie czekanie, czy raczej twórcze czuwanie, też jest pracą, i to ciężką. Jest to oczywiście przede wszystkim praca wewnętrzna, ale przecież od wewnątrz buduje się Królestwo niebieskie.

 

Za denara do nieba

 

o. Augustyn Pelanowski

Jest to przypowieść o firmie, w której szef każdemu daje zarobić. Założycielka firmy Mary Kay Cosmetics rozpoczynała swoją działalność, mając 5 tys. dolarów. Po dwudziestu latach jej firma posiadała kapitał 323 milionów dolarów, a pracownicy rocznie mogli dorobić się do 50 tysięcy dolarów. Sekret polegał na tym, że pani Mary Kay Ash miała wiarę w swych pracowników. Pewnego dnia powiedziała: „Chciałam stworzyć firmę, która pozwoli kobietom osiągnąć wszystko, na co je tylko stać. Chcemy, żeby wchodzący do nas ludzie zrozumieli, że jesteśmy firmą dla ludzi”.

To swoista ilustracja tego, co czyni w nieporównanie wspanialszym stopniu Jezus z nami, gdy wchodzimy do Jego winnicy. On nie tylko pozwala ludziom czuć się potrzebnymi, wartościowymi, dostrzeżonymi, ale nade wszystko kochanymi. I szanse mają nie tylko ci, którzy są wyjątkowo gorliwi, ale nawet ci, którzy nawrócili się w ostatniej chwili. Jest to FIRMA z najlepszymi zarobkami. Jeden denar każdy z nas otrzymuje na Eucharystii. Cieszę się, że komunikanty mają formę małego pieniążka, denara! Nikt nie otrzymuje dwóch Komunii, każdy bierze jedną. Niebo jest za jednego eucharystycznego denara! Można je zdobywać przez całe życie, ale można też w jedną godzinę! W żydowskim traktacie mistycznym Awoda Zara mowa jest o ludziach, którzy zdobywają niebo w jedną godzinę.

Rabin Dessler, komentując ten tekst, mówi o dwóch rodzajach ludzi: takich, którzy całe życie wspinają się, pokonując kolejne wady, i takich, którzy zdobywają się na doskonałą skruchę w jedną godzinę, dostając się do nieba. Dessler porównuje drogę duchową do drabiny. Sprawiedliwi wspinają się po niej z mozołem, pokonując kolejne przeszkody. Są nastawieni na walkę ze złem i mocno trzymają się miłości Boga. Są jednak i tacy, którzy nawykli do zła, nie mają siły pokonać swych nałogów. To duchowe kaleki, ledwo mające siłę tęsknić za tym, by stać się dobrymi ludźmi, zawsze im nie wychodzi. Ich serca są nieczyste, duchowe siły zablokowane, i nie mają siły uczynić choćby kroku w stronę nieba. Cóż mają uczynić? Mogą wołać do Boga w skrusze, a On zabierze ich sam do siebie.

Ta tradycja duchowa ma swoje odbicie w nauczaniu Teresy z Lisieux. Znamy jej małą drogę. Kiedy pisze o swym pragnieniu świętości, wyznaje, że zdobycie jej wydawało się niemożliwe, gdyż widziała w sobie tylko same grzechy i wady. Mówi o windzie: „Chciałabym znaleźć taką windę, którą mogłabym się dostać do samego Jezusa, gdyż jestem za mała, by piąć się do góry po stromych schodach doskonałości”. Wybrała drogę bycia jeszcze mniejszą, drogę rzucenia się w ramiona Jezusa w ofierze miłości i pozwoleniu Mu na wszystko. Kiedy zastanawiam się nad tym, kto z otoczenia Jezusa stał się zdobywcą nieba w jedną godzinę, to przychodzi mi na myśl ów złoczyńca z krzyża, który poprosił w skrusze o raj wiszącego obok.