33. Niedziela zwykła (A)

publikacja 15.11.2017 19:22

Sześć homilii

Pomnażać talenty

ks. Leszek Smoliński

Rafał Blechacz to jeden z najlepszych pianistów świata. Od wygrania w 2005 r. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. F. Chopina jego kariera artystyczna stała się pasmem wyjątkowych sukcesów. Występuje w najsłynniejszych i najbardziej prestiżowych salach koncertowych, jest zapraszany na najlepsze festiwale muzyczne. Jego koncerty bardzo często kończą się owacją na stojąco. A po nich ustawiają się gigantyczne kolejki miłośników muzyki, którzy czekają nawet dwie godziny, aby zdobyć jego autograf. W 2014 r. otrzymał nagrodę Gilmore, uznawaną za pianistycznego Nobla. Ma 32 lata i jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich artystów na świecie. Słynie z pracowitości i wykorzystywania czasu do maksimum. Zapytany, ile czasu poświęca na ćwiczenie grę na fortepianie, odpowiada, że każdego dnia średnio około 6 godzin. Artysta ma głęboką świadomość, że Pan Bóg jest najważniejszą płaszczyzną jego życia.

Tylko trwanie w łączności z Jezusem daje obfite owoce pomnażania talentów. W czasach Jezusa „talent” był jednostką wagi odpowiadającą mniej więcej trzydziestu kilogramom złota lub srebra. Współcześnie to słowo nabrało innego znaczenia – jest rozumiane jako „wybitne uzdolnienie specjalne do poczynań twórczych lub odtwórczych” (W. Kopaliński, Słownik mitów i tradycji kultury, 1165). Znawcy przedmiotu są zgodni, że Jezus nie mówi o talentach tzw. naturalnych, ludzkich, ale o darach szczególnych. Chodzi więc nie o to, co jest specyficzne człowiekowi, ale to, co jest właściwe Jezusowi, a co dotyczy „nowego” człowieka i co możemy nazywać darami Ducha Świętego. Te zaś są po prostu zadaniami powierzonymi człowiekowi. Te dary, ta odpowiedzialność właśnie stanowią o pełni życia, są miarą królestwa Bożego.

Usłyszane Słowo Boże udziela nam lekcji mądrości, pragnąc odpowiedzieć na pytanie: jak mam przeżyć ten czas. Dialog pomiędzy trzecim sługą a panem jest kluczem do odgadnięcia znaczenia całej przypowieści. Sługa ani myśli ponosić jakieś ryzyko, rozwijać jakąś inicjatywę, być aktywnym. Schował bezpiecznie to, co zostało mu powierzone, i czuje się usprawiedliwiony, bo odda tyle, ile otrzymał. Strach przed zdaniem sprawy z otrzymanego daru sparaliżował go, zabił w nim wszelką inicjatywę, fantazję i aktywność. Schował się jak żółw w skorupie i ani myśli się wychylać. Zabrakło mu maksymalizmu dla królestwa.

Życie i wszystko, co je stanowi, jest od początku darem, talentem. Dar zaś oznacza zaufanie, miłość do obdarowywanego. Gdy jednak zabraknie spojrzenia na Boga, nie będziemy w stanie uwolnić się od kompleksów, poczucia nienawiści, frustracji, gwałtownych reakcji. Gdy zniknie perspektywa daru, pozostaniemy na placu boju z niepokojącym nas pytaniem: Jestem lepszy czy gorszy od innych? I dopóki będziemy stawiać takie pytania, dopóty znajdować będziemy kogoś „gorszego”, aby go poniżyć, albo kogoś „lepszego”, aby go znienawidzić. Dlatego też uczeń Jezusa musi żyć miłością, która jest źródłem odwagi, hojności, wolności i nowych, twórczych inicjatyw.

Talent

Piotr Blachowski

Co to jest talent? W starożytności była to największa jednostka miary – zarówno wagi, jak i pieniądza. Dzisiaj tym słowem określa się wybitne zdolności w jakiejś dziedzinie. Talentu nie można zdobyć własnymi siłami. Talent jest darem, a dary są udziałem każdego człowieka i mogą być bardzo różne.  

Talent to nie tylko wybitne zdolności, lecz także zdolność do opieki nad innymi, umiejętność porozumiewania się z innymi i wzajemnego traktowania się bez krytykanctwa i zawiści, umiejętność słuchania, umiejętność…długo można by wymieniać różne dary. Nasze talenty rozwijamy i wzbogacamy przez miłość, radość i modlitwę. Czy jednak uświadamiamy sobie, że każdy „talent” jest wezwaniem i zobowiązaniem do pracy nad sobą samym i do pracy dla innych?

Dzisiejsza Ewangelia ukazuje typowe zachowanie leniwego sługi, człowieka, który nie dba o to, aby otrzymane dary pomnażały się i przynosiły owoc. Pozostawienie talentów bezowocnymi jest winą, która zasługuje na określenia typu biblijnego „płacz i zgrzytanie zębów” lub, jak powiedzielibyśmy dzisiaj: głupota i lenistwo. Wyciągnijmy morał z tej opowieści, morał uczący nas, na czym polega bojaźń Boża całkowicie różna od bojaźni fałszywej: bojaźń fałszywa opiera się na rachubie ludzkiej i nieufności wobec Boga, natomiast bojaźń Boża nie jest strachem, lecz jest darem Ducha Świętego, dzięki któremu człowiek boi się Boga obrażać, zasmucać i nie wypełniać Jego woli. Prawdziwą bojaźń Bożą ma ten, kto „chodzi drogami Pana” (Ps128), jak dwaj słudzy pochwaleni przez Pana słowami: „Dobrze sługo dobry i wierny... wejdź do radości twego pana” (Mt25,21 i 23).

Kto otrzymał więcej, ten ma dać z siebie więcej i chociaż wymaga to ze strony człowieka większego wysiłku, nagroda za to będzie niewspółmiernie większa. Taki wniosek wypływa z dzisiejszej przypowieści o talentach. Nie zazdrośćmy więc innym ich talentów, troszczmy się o własny rozwój, o to, aby nasze życie było twórcze, abyśmy pomnażali dary otrzymane od Boga. Po naszym przejściu z życia doczesnego do życia wiecznego będziemy zdawać relację z wykorzystania danych nam talentów. Może się wtedy okazać, że danym nam talentem była umiejętność wykonywania niezbędnych, prostych czynności, a sumienność w wypełnianiu codziennych obowiązków stała się naszą przepustką do szczęśliwości wiecznej.

MARYJO – MATKO świętej wytrwałości, Szafarko łask wszelkich, pomagaj nam nieustannie, abyśmy wykonali zadania, dla których zostaliśmy stworzeni.

Prawdziwa bojaźń Boża

Piotr Blachowski

Ciekawość życia, świadomość jego końca, nadzieje z tym związane – te uczucia towarzyszą nam przez znaczną część naszego życia. Chcielibyśmy przeżyć życie dobrze, godnie, zdrowo i szczęśliwie, umrzeć w domu, na własnym łóżku, w otoczeniu rodziny i przyjaciół. Ale czy  to realne? Czy to możliwe? Czy też to tylko nasze „pobożne życzenia”?

Zbliżamy się do końca roku liturgicznego. Kościół przypomina nam słowa Pana wzywające nas do czuwania w oczekiwaniu Jego powrotu. Powinniśmy przygotować się na to, dając zdecydowaną odpowiedź na wezwanie do nawrócenia, które Pan Jezus do nas kieruje. Nie dajmy się zwieść ludzkiej ciekawości, dociekając, kiedy „dzień Pański” nadejdzie. Bezużyteczne byłoby to dociekanie, bo chociaż pewnym jest, że przyjdzie niezawodnie, to jednak kiedy i jak – wie tylko Bóg. I chodzi tu nie tylko o ostateczne przyjście Pana, ale także o Jego nadejście przy końcu życia ziemskiego każdego człowieka.

Ewangelia dzisiejsza mówi o talentach, aby uświadomić nam, że tych, którzy należą do Chrystusa w wierze i żyją aktywnie w oczekiwaniu Jego powrotu, można porównać ze „sługą dobrym i wiernym”, który w sposób rozumny, sprawnie i owocnie zarządza dobrami nieobecnego Pana. Co oznacza talent? Talent to jednostka wagi, która w wielu krajach starożytnych została przyjęta za podstawę systemu pieniężnego, ale w kontekście ewangelicznym oznacza „dary”, które są udziałem każdego człowieka. To nasze zdolności, w które, po ludzku mówiąc, wyposażyła nas natura. Obserwacja życia pokazuje wielkie bogactwo tych talentów. Czy jednak uświadamiamy sobie, że każdy „talent” jest wezwaniem i zobowiązaniem do określonej pracy nad sobą samym i do pracy dla innych?

Postępowanie sługi gnuśnego, człowieka, który nie dba o to, aby otrzymane dary  pomnażały się i przynosiły owoc, może nam się wydać znajome z naszych własnych doświadczeń. A jednocześnie pokazuje problem, z którym każdy z nas musi się zmierzyć – konieczność odróżnienia bojaźni Bożej od bojaźni fałszywej. Fałszywa opiera się na rachubie ludzkiej i nieufności wobec Boga, natomiast bojaźń Boża nie jest strachem, lecz darem Ducha Świętego, dzięki któremu człowiek boi się Boga obrażać, zasmucać i nie wypełniać Jego woli. Prawdziwą bojaźń Bożą ma ten, kto „chodzi drogami Pana” (Ps 128), czyli postępuje tak, jak dwaj słudzy pochwaleni przez Pana słowami: „Dobrze sługo dobry i wierny... wejdź do radości twego pana” (Mt 25,21 i 23).

Każdemu z nas na przejście drogi naszego ziemskiego życia Bóg udzielił pewnych talentów: daru życia, zdolności rozumienia i chcenia, kochania i działania, różnych łask, miłości, osobistego powołania. Rozdzielił te talenty w różny sposób, ale nie jest to niesprawiedliwe, bo każdy dostał tyle, ile jest mu potrzebne do zbawienia. Nie jest ważne, czy dostało się dużo czy mało, ale ważne jest gorliwe używanie tego, co się otrzymało.  Problem powstaje w momencie, gdy sami nie wiemy, jak ich używać, jak je rozwijać, jak z nimi żyć.

Czasami nasze talenty wymagają rozwinięcia poprzez pracę, a czasami same wypływają na wierzch, ale to tylko od nas zależy, czy je właściwie wykorzystamy, czy też zagrzebiemy w głębokim, dobrze ukrytym (także przed nami) schowku. I tylko wypada się zastanowić, czy to fałszywa pokora, czy też małoduszność i lenistwo, by nie używać darów Bożych. Bóg wymaga, aby to, czego każdemu z nas udzielił, zostało spożytkowane na służbę dla Niego i dla bliźnich. Kto otrzymał więcej, ma dać z siebie więcej – wprawdzie wymaga to większego wysiłku, ale nagroda  będzie niewspółmiernie większa. Nie zazdrośćmy innym ich talentów, troszczmy się o własny rozwój, nie tylko fizyczny, ale także, a może przede wszystkim, o rozwój intelektualny i duchowy, aby nasze życie było twórcze, abyśmy pomnażali DARY otrzymane od Boga i abyśmy zdołali  zrozumieć, po co zostały nam dane.

NAJŚWIĘTSZA MARYJO, pomóż nam tak rozwijać nasze talenty duszy i ciała, abyśmy podążali śladem Jezusa Chrystusa.

Uff, ciężkie te talenty

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Czy twoje życie jest pomnażaniem talentów czy zakopywaniem ich? Zakopać – to zachować tylko dla siebie, nie oddać Bogu i nie służyć ludziom, mieć dar tylko na swój użytek i dla własnej satysfakcji. Wszystkim obdarowanym jest ciężko. Czasem aż tak bardzo, że ukrywają swoje dary nie tylko dla siebie, ale nawet przed sobą. Jak zamierzasz sobie poradzić z tym, z czym ci ciężko? Talent to przecież ciężar od 21 do 68 kg według miary babilońskiej!

Dwa talenty są jak dwie belki krzyża Chrystusa. Co jest twoim krzyżem, jest twoim talentem! Pozbyć się problemów, czy wykorzystać je dla chwały Bożej? Jak konkretnie zamierzasz wykorzystać swoje problemy dla chwały Bożej? Pięć talentów jest jak pięć ran Jezusowego ciała! Czy twoje zranienia oddałeś dla chwały Boga? Najbardziej utalentowani jesteśmy wtedy, gdy jesteśmy podobni do Chrystusa ukrzyżowanego.

Pewien artysta malował wspaniale obrazy. Jeden mu się wyraźnie nie udał. Ze złości mokrym pędzlem przekreślił płótno i schował go na górę, na strych. Po jakimś czasie przyszedł do niego handlarz dziełami sztuki i kazał sobie przedstawić obrazy. Zakupił kilka, ale chciał jeszcze zobaczyć coś szczególnego. Kazał sobie przynieść wszystkie prace i, ku zdziwieniu artysty, zakupił najbardziej nieudane i przekreślone dzieło. Zrobiło ono furorę, ponieważ wyraźnie rzucało się w oczy. Przedstawiało dziecko w zniekształconych proporcjach ciała. Cała postać była przekreślona dwoma pociągnięciami farby. Obraz wydawał się do niczego nie nadawać. Kupił go jakiś książę do swej galerii. Napisano interesujące recenzje na jego temat. Ten artysta z dnia na dzień stawał się coraz sławniejszy.
Nie patrz, czy twoje życie jest przekreślone, czy bez proporcji, tylko czy swoje życie oddajesz w „obieg” Panu Bogu i czy żyjesz dla Jego chwały? Czy twoje dzieło życia pozwoliłeś Jezusowi zakupić do Jego galerii? Sam jesteś talentem Jezusa, wartościowym skarbem, który On odkupił i zniósł, choć było Mu ciężko! Co zrobiłeś ze swoim życiem? Co zrobiłeś ze swoim powołaniem w ciągu tego roku? A twoja największa łaska tego roku? Co z nią uczyniłeś w ciągu tego czasu? Jakimi darami dysponujesz i jak obdarowałeś swoją wspólnotę lub rodzinę? Czy widzisz rozwój w świecie swojej modlitwy? Nad czym pracowałeś i jak ci się udały twoje wysiłki? Czy udało ci się „zainwestować” w swoją wspólnotę lub rodzinę coś z Bożej łaski? Czy widzisz, że bardziej kochasz, że łatwiej wychodzisz z konfliktów? Czy nie pozwalasz na obłudne zachowanie, czyli udawanie, że wszystko jest w porządku, gdy tymczasem nie są uporządkowane twoje relacje z innymi? Może powinieneś napisać teraz listę swych najważniejszych talentów i opisać, jak je wykorzystałeś dla chwały Boga? Tylko nie przekreślaj tej listy na krzyż, bo może to wszystko okazać się dziełem, które zakupi jakiś handlarz sztuki z nieba?

Co jest twoim krzyżem, jest twoim talentem! Pozbyć się problemów, czy wykorzystać je dla chwały Bożej? Jak konkretnie zamierzasz wykorzystać swoje problemy dla chwały Bożej?
 

 

Druga homilia na następnej stronie

Dzień Pański przyjdzie...

 

ks. Wacław Depo

Zbliżający się koniec roku liturgicznego i kalendarzowego skłania nas do myślenia... o przyszłości. Jednym z najtrudniejszych artykułów wiary i znaków historii zbawienia jest Dzień Powtórnego Przyjścia Jezusa Chrystusa i związany z nim Sąd Boży nad światem i każdym człowiekiem. Święty Paweł ostrzega nas, że „Dzień Pański przyjdzie jak złodziej w nocy”, a więc niespodziewanie i bez wcześniejszego uprzedzenia. Dlatego trzeba nam w liturgii Kościoła umieć odszukiwać takie teksty modlitwy, które uczą nas właściwej perspektywy wiary. Oto przykłady: „Prosimy Cię, Boże, niech Twoja łaska zawsze nas uprzedza i stale nam towarzyszy, pobudzając naszą gorliwość do pełnienia dobrych uczynków”; „Wszechmogący Boże, uprzedzaj swoim natchnieniem nasze czyny i wspieraj je swoją łaską, aby każde nasze działanie od Ciebie brało początek i w Tobie znajdowało dopełnienie”. Z kolei czytana dzisiaj Jezusowa przypowieść o talentach, poucza nas, jak mamy przeżywać próby wiary, kiedy po ludzku biorąc Pan Bóg „spóźnia się” ze swoją ingerencją i swoimi wyrokami. Postawa uczniów Jezusa, którzy dzięki Niemu są „synami światłości i synami dnia” ma się objawiać nie tyle w nadzwyczajności i czekaniu na cud, co w normalności codziennych obowiązków wobec Boga i drugiego człowieka. Bardzo trafnie określa to łacińskie przysłowie: Quidquid agis prudenter agas et respice finem (Cokolwiek czynisz, czyń roztropnie i patrz końca). Albowiem ów koniec, który rozpocznie się wraz z Powtórnym Przyjściem Chrystusa, w dużej mierze zależy od naszej codzienności, osobistych zmagań i wyborów, których już nie da się wymazać i powtórzyć... Jak nam wszystkim i każdemu potrzeba normalności, i to nie tylko w układach politycznych czy gospodarczych, ale przede wszystkim – w sercu i mowie każdego z nas. Ujawnia to bardzo drastycznie dyskusja i głosowanie nad ustawą „o ochronie życia ludzkiego”, nie tylko w Parlamencie czy Senacie Rzeczypospolitej, ale w naszych domach...

Uczciwość i rzetelność w pracy dla wspólnego dobra, odpowiedzialne myślenie o przyszłości połączone z poszanowaniem ludzi starszych, sprawiedliwość i miłość społeczna – nie mogą być „stanami” od czasu do czasu, ale winny stać się codzienną rzeczywistością... Dopiero wtedy nasze chrześcijaństwo – czyli osobista więź z Chrystusem – nie będzie tylko „wystrojem świątecznym”, ale będzie – jak pisał Roman Brandstaetter „chrześcijaństwem chwil powszednich, z których składa się, wieczność...”

Wówczas również lepiej będziemy rozumieli prawdę słów Chrystusa wypowiedzianych w Mateuszowej wizji Sądu Ostatecznego: „Zaprawdę powiadam wam, wszystko, co uczyniliście jednemu z braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili... I wszystko, czego nie uczyniliście... Mnieście nie uczynili” (25,40–45). Widzimy więc oczyma wiary, że obecność i sąd Boży nad światem dokonuje się nie tyle w mocy nadzwyczajnych i zatrważających znaków: trzęsień ziemi, zarazy, głodu, wojen czy przewrotów, ale również w prostocie codziennych spraw człowieka, które przychodzi mu przeżywać. Przez te zwyczajne sprawy dojrzewamy do tych najtrudniejszych spotkań życia ludzkiego, dla których progiem jest śmierć...

Świadomość „ostatecznych spraw człowieka”, na które składają się: śmierć, sprawiedliwy sąd Boży, wspólnota życia z Bogiem w niebie lub wiekuiste oddalenie się od Boga w piekle – winna być dla nas inspiracją i motywem dobrego życia. Wówczas bowiem, kiedy „przyjdzie Dzień Pański” nie będzie on dla nas rodzajem „publicznego śledztwa w zaświatach”, lecz osobistym i radosnym spotkaniem z Bogiem. Powinno nas to napełniać radością, że Chrystus obiecuje nam nie tylko „zbawienie duszy”, ale całego człowieka, z wszelkim dobrem, które w tym życiu wybrał, ukształtował i do „którego przyłożył swoją rękę”. Pamiętajmy więc na słowa zapisane na jednej z bram cmentarnych w parafii Szewna koło Ostrowca Świętokrzyskiego, słowa, które niech nie odbierają nam radości życia, lecz niech pobudzają do większej odpowiedzialności: „Bóg widzi, czas ucieka, śmierć blisko, wieczność czeka...”.
 

 

Trzecia homilia na następnej stronie

Kłopotliwe talenty

 

o. Augustyn Pelanowski OSPPE

Dla jednych talentem jest zdrowie, dla innych choroba.
Wszystko jest talentem, tylko my nie umiemy w takich kategoriach spojrzeć na to, co nas spotyka. Regułą jest oddawanie „bankierom” tego, co otrzymujemy od losu. Bóg jest panem losów wszystkich ludzi i każdemu człowiekowi daje zupełnie inne przeżycia: ciężkie i lżejsze, miłe i przykre, budzące zachwyt i budzące wstyd. Zdarzają się nam zarówno piękne czyny, jak i grzeszne upadki. Ale wszystko może być talentem zdobywającym pochwałę w oczach Boga i prowadzącym do nagrody, jeśli nic nie zataimy.
„Bankierami” są wszystkie te czynności, w których powierzamy Bogu to, co otrzymujemy od losu, począwszy od modlitwy pogodzenia, a skończywszy na spowiedzi. Dla jednych talentem jest choroba, dla innych zdrowie, jedni otrzymali bezsilność, lęk, opuszczenie, niepowodzenie, nieatrakcyjne ciało, ale wszystko to oddali Bogu, przez „bankierów” swych modlitw. Inni może otrzymali pieniądze i powodzenie w interesach, ale potrafili pamiętać o ubogich i wspomagać nieszczęśliwych. Ich postawa, pełna miłosierdzia i wsparcia dla bliźnich, stała się „bankierem” gwarantującym pochwałę Pana.

Ale bywa tak, że ktoś ma tylko jeden mały problem i być może wstydliwy. Trudno zgodzić się na los człowieka, który ma wadę zazdrości albo przechowuje urazę do kogoś, kto go w przeszłości zranił, albo ciąży mu upokarzający nałóg. Niełatwo przyjąć talent upokorzeń, które przeżyliśmy w przeszłości. Czy to, co było poniżeniem lub ograniczeniem naszej wolności, może być talentem? Oczywiście. Ten trzeci sługa, w konfrontacji z panem, wykazuje duży stopień złości, pretensji, buntowniczej niezależności, a nawet żalu. Nie wiemy, dlaczego wszedł w taką postawę, ale wiemy, że łatwo o taką opcję, gdy zdarza się w naszym życiu jakieś poważne ograniczenie losowe, na przykład gdy nie spełniły się nasze marzenia i otrzymaliśmy talent nieudanego, w naszym mniemaniu, losu. Wielu z nas go doświadcza i stoi przed wyborem: pogodzić się i uczynić z tego talent albo przez całe życie podtrzymywać w sobie złość i żal, bunt i obwinianie zarówno Boga, jak i bliźnich, a jednocześnie wypierać się tego doświadczenia.

Robert Bly, amerykański myśliciel, nazywa takie zachowanie „workiem na śmieci”. Za każdym razem, gdy tłumimy w sobie wspomnienie jakiegoś przykrego doświadczenia albo niewygodne uczucie, czy też trudne cechy charakteru, upychamy nasz „worek”. Mówiąc językiem tej przypowieści, zakopujemy talent niezadowolenia w niepamięci, niczym ten trzeci sługa w ziemi. Dopatrujemy się w tym wszystkim śmieci, a przecież to też talent. Robert Bly twierdzi, że właśnie dlatego niektórym jest tak ciężko w życiu, choć nie wiedzą, dlaczego. Można odzyskać wszystko, co zakopaliśmy, wydobyć to, od czego się odcięliśmy, ale wymaga to pokory, przebaczenia i oczywiście cierpliwości.