11. Niedziela zwykła (B)

publikacja 09.06.2015 12:23

Pięć homilii

Ludzie siewu

ks. Leszek Smoliński

„Ziarnem jest słowo Boże, a siewcą jest Chrystus…” – czytamy we fragmencie Ewangelii przeznaczonym na dzisiejszą niedzielę. Skoro jesteśmy uczniami Jezusa, to znaczy, że zostaliśmy wezwani do tego, abyśmy stawali się ludźmi siewu. W ten sposób rozwijamy Królestwo Boże na ziemi. Jezus pragnie, by Jego królestwo rodziło się w sercu każdego człowieka i rozpowszechniało w całym świecie, aż do chwili, kiedy Pan przyjdzie powtórnie i zostaną wypełnione wszystkie Jego obietnice.

Aby dobrze zrealizować misję, zleconą nam przez Boga, potrzebna jest cierpliwość. Pewna historia opowiada o człowieku, który dobrze przygotował swoje poletko, nawodnił je obficie i na nim posadził nasionka. Po kilku tygodniach zobaczył pierwsze roślinki. Dziwił się: gdyż u sąsiada wszystko było większe. Z dnia na dzień tracił cierpliwość. Z troski o przyszłe zbiory nie mógł spać po nocach. Aż którejś takiej bezsennej nocy wpadł na genialny w swoim mniemaniu pomysł: pobiegł szybko na pole i zaczął wyciągać i naciągać każdą roślinkę, aby jej pomóc w szybkim wzroście. Była to bardzo mozolna i uciążliwa praca. Gdy ją skończył, był bardzo zmęczony. Poszedł spać, a gdy wstał, udał się do sąsiada, powiedzieć mu, czego to on dokonał, w jaki to sposób pomógł swoim roślinkom. Gdy przyszli obaj na pole ujrzeli, że rośliny zginęły: wszystko było zniszczone. Cała wioska śmiała się długo z tego człowieka, który nie umiał czekać.

Każdy z nas po zasianiu ziarna nie powinien zapominać, że ono „samo rośnie i wydaje plon”. Dlatego ufając Bogu i zdając się na Jego Opatrzność, mamy rzucać ziarno w ziemię, a potem pozwolić, by tam obumarło, wzrosło i wydało plon. Powinniśmy dawać Bogu swoje zdolności, swoje życie i ufać mocy Jego miłości oraz sile modlitwy. Kiedy jesteśmy w bliskości Boga i troszczymy się o sprawy królestwa, to Bóg troszczy się o nasze sprawy codziennego życia.

Dom rodzinny jest początkiem owego zasiewu ziarna, a więc kształtowania człowieka w wierze, czystości i innych wartościach życia chrześcijańskiego, a także wychowania. Rodzina chrześcijańska powinna przyczyniać się do sprawiedliwości społecznej. Na szczególną pochwałę zasługuje pomoc pomiędzy rodzinami.

Wierność Ewangelii wymaga, aby rodzina była gotowa również na przyjęcie nowego życia, na dzielenie się swoimi dobrami i bogactwem z ubogimi, na otwarcie się i gościnność wobec innych. Czasami rodzina dzisiaj jest zobowiązana do wyboru dla siebie takiego sposobu życia, który sprzeciwia się panującej kulturze i mentalności. Wobec grzechu i upadku ta rodzina daje świadectwo stałości ducha chrześcijańskiego, wtedy, gdy dostrzega we własnym życiu i innych takie wartości, jak: pokuta i przebaczenie win, pojednanie i nadzieja. W swoim życiu daje ona również świadectwo owocom Ducha Świętego i Błogosławieństwom. Praktykuje styl życia pełen prostoty i realizuje wobec innych dzieło prawdziwie ewangelicznego apostolstwa. Rodzina ma pokazywać, jak przez uczciwe życie, odpowiedzialne postępowanie, sumienną pracę, czy troskę o zdrowie i życie innych rzucać kolejne ziarna, oczekując na wzrost.

Zrozumienie tekstów

Piotr Blachowski

Wszystko, co słyszymy w Ewangeliach, ma nam pomóc w zrozumieniu tego, co Jezus Chrystus chciał przekazać zarówno ludziom Sobie współczesnym, jak i przyszłym pokoleniom. Jesteśmy dziećmi Bożymi, dlatego słowa przypowieści często brzmią tak, jakby były skierowane do dzieci. I nadal są tak aktualne, jak były 2000 lat temu.

Moc Boga, Jego władza i Jego miłosierdzie to temat pierwszego czytania. Bóg może każdego pokornego wywyższyć i każdego pewnego siebie poniżyć: „wszystkie drzewa polne poznają, że Ja jestem Pan, który poniża drzewo wysokie, który drzewo niskie wywyższa, który sprawia, że drzewo zielone usycha, który zieloność daje drzewu suchemu. Ja, Pan, rzekłem i to uczynię.” (Ez 17,24). Skąd Prorok Ezechiel, żyjący przecież przed narodzeniem Chrystusa, posiadł tę wiedzę? To Duch Święty, pod którego natchnieniem pisał, kieruje te słowa nie tylko do tych, którzy byli urodzeni przed Chrystusem, ale i do nas, do tych, którzy teraz i tutaj je słyszą. Naszym zadaniem jest wzrastać w Panu z miłością i pokorą, bez jakiegokolwiek wywyższania się nad innych.

Jezus, znając nasze ograniczenia, stara się wytłumaczyć istotę królestwa Bożego. I znowu w przypowieści daje nam wskazówki, jak mamy żyć, bowiem jak żyć będziemy, tak będziemy wzrastać w wierze, jak będziemy traktowali wiarę, tak będziemy odkrywali Królestwo Chrystusa i tak też będziemy oceniani przez Boga przy spotkaniu ostatecznym.

Mamy żyć jak to ziarenko gorczycy, które „gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane wyrasta i staje się większe od jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak, że ptaki powietrzne gnieżdżą się w jego cieniu” (Mk 4, 31-32). Nasza wiara to podatny grunt, na którym ma się dobrze rozwijać nasze życie, a równocześnie nasze życie to podatny grunt, na którym ma wzrastać nasza wiara.

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy o Łaskę Ducha Świętego, abyśmy mogli zrozumieć to, co do nas mówi Twój Syn, Jezus Chrystus. Abyśmy jak to ziarno gorczycy wzrastali w wierze, miłości i prawdzie.

Kochaj i pracuj

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Przez całe życie odbywa się sąd nie-ostateczny. Bóg nieustannie ingeruje w nasze wzrastanie, abyśmy w końcu osiągnęli właściwe rozmiary duchowe. Jesteśmy jak drzewa. On zaś, jak orzeł wszechmogący i współczujący, oderwie nas pewnego dnia od pnia doczesnego rozwoju i zasadzi na górze wieczności. Życie jest wzrastaniem, a Boski Ogrodnik troszczy się o każde istnienie. Wywyższa poniżonych, poniża wywyższających się. Dokonuje się promocja dusz najmniejszych, jak ziarnko gorczycy, łamanie gałązek wyniosłości, odbieranie dolarowej zieleni chciwym, a także okrywanie szmaragdową zielenią uschłych od żalu i skruchy. Wynagradza gościnność i życzliwość obecnością aniołów, jak ptaki powietrzne gnieżdżących się w cieniu tych, którzy rosną bez splendoru zarozumiałości. Aniołowie umiłowali zresztą cień uniżenia i wszystkich, którzy żyją w szarości innych.

Starajmy się podobać Panu, bo jeśli teraz tak bolesny jest trybunał, który poniża pychę i wywyższa skromność, to jak trudny będzie trybunał ostateczny. Po owocach poznaje On każdego z nas. Chciwy nie potrafi przecież przebaczać, kłamca złośliwie reaguje na prawdomównych, fałszywy nie może się ukryć i ciągle się demaskuje, zazdrosny zdradza się obmowami i pretensjami, niewierny Bogu, długo też nie będzie wierny w swym małżeństwie. Ciernie nie rodzą fig! Syrach mówi: „Nie oddawaj siebie na wolę swych żądz, liście zmarnujesz, owoce zniszczysz i pozostaniesz jak uschłe drzewo” (Syr 6,3). Kiedy Jezus wędrował na Golgotę, niósł drzewo na swych ramionach jak Ezechielowy orzeł. Wiele osób płakało nad nim i wtedy odwrócił się do nich, mówiąc: „Jeśli z zielonym drzewem to czynią, to co stanie się z suchym?” (Łk 23,31). Po tym przypomnieniu łatwiej nam szukać źródeł, które nie pozwalają nam uschnąć duchowo ani wynosić siebie zbyt dumnie. W psalmie pierwszym Duch Święty odsłania nam obraz drzewa, które zawsze rodzi owoc i nigdy nie usycha. Jest to człowiek, który nieustannie rozmyśla nad słowami Boga, dniem i nocą. W tym, co pojmuje i jest dla niego jasne, i w tym, co jest dla niego niepojęte, ciemne jak mistyczna noc, zapuszcza korzenie w potoki mądrości płynącej w słowach Boga. Jego owoce to miłość, którą karmi innych, a liście jego nie więdną: co uczyni, pomyślnie wypada.
Dziennikarze zapytali kiedyś Freuda, jaki jest ideał zdrowia umysłowego i ideał ludzkiej realizacji. Odpowiedział słowami: Kochać i pracować! Owocować i rosnąć, być wciąż zielono-żywym. Nie jest to możliwe bez korzeni czerpiących soki z potoków mądrości Boga.

Nasza refleksja jest już skompletowana. Potrzebujemy medytacji, czyli odkrywania Bożej woli i czerpania siły w korzeniach ciągłego rozmyślania. Potrzebujemy pracy, która jak gałęzie i liście wznosi się coraz wyżej i rozwija. Wreszcie potrzebujemy kochać i być kochanymi, czyli dawać się innym jak owoce. Mamy więc trzy najważniejsze elementy naszego udanego życia: medytacja, praca i miłość. Jesteśmy przecież stworzeni na obraz Trójcy Świętej.

 

Zróbcie Mu miejsce

 

ks. Tadeusz Czakański

„Zróbcie Mu miejsce”. Pierwsze słowa znanej pieśni eucharystycznej wypowiedziane przez Ojca Świętego w czasie powitania na lotnisku we Wrocławiu na rozpoczęcie pielgrzymki do Ojczyzny w roku 1997 od razu wskazały na Tego, który jest Jedynym Zbawicielem człowieka – Jezusa Chrystusa. Jak bardzo korespondują one z wielkim wołaniem Papieża rozlegającym się na początku Jego pontyfikatu: „Otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi”. Spotkania z Piotrem naszych czasów raz jeszcze ukazały jedną z tajemnic królestwa Bożego: „Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy nasienie kiełkuje i rośnie, on sam nie wie jak”.

Wpatruję się w pożółkłą fotografię zamieszczoną w pięknie wydanym „Modlitewniku Pielgrzyma” liturgicznym informatorze na czas pielgrzymki Jana Pawła II w archidiecezji krakowskiej w tymże samym roku. Fotografia przedstawia uśmiechniętą matkę trzymającą małe dziecko – Karola przyszłego papieża. A potem zdjęcie Błoni Krakowskich i setki tysięcy ludzi, które On w imię Jezusa Chrystusa zgromadził. Te dwa zdjęcia to szczególny komentarz do dzisiejszej Ewangelii: „Z królestwem Bożym dzieje się tak...”. Rozwój ziarna jest obrazem rozwoju królestwa Bożego – dokonuje się powoli, stopniowo, w ukryciu i czasem nie wiadomo jak – według praw łaski Bogu tylko wiadomych i Jego mocą.

Większość pielgrzymów przybywających na spotkania z Ojcem Świętym w czas jego kolejnych apostolskich podróży to zorganizowane grupy parafialne, także członkowie rozmaitych wspólnot, stowarzyszeń, organizacji i ruchów odnowy Kościoła – owoc cichej i mozolnej pracy duszpasterskiej wielu kapłanów i wiernych świeckich. Nie chcemy być anonimową masą, lecz ludem Bożym świadomym nowych wyzwań i zagrożeń, ale też otwartym na działanie Ducha Świętego. Widok tak wielu trwających na jednym miejscu na wspólnej modlitwie umacniał wiarę wszystkich i budził nadzieję, której zmarnować nie możemy. Budził też refleksję i konkretne pytania co czynić, abyśmy byli bardziej zjednoczeni, bardziej solidarni. Co czynić, aby zachować radość i entuzjazm tamtych dni, aby w ten sposób stawać się wiarygodnymi świadkami królestwa Bożego. Faktem jest, że Kościół żyjący w rodzinach – wspólnotach domowych i w coraz bardziej braterskich i wspólnotowych parafiach dzięki ożywiającym je małym grupom, komórkom ewangelizacyjnym – zakwita na nowo. Są to wyraźne znaki czasu zwiastujące „nadchodzącą wiosnę chrześcijaństwa” u progu trzeciego tysiąclecia, o jakiej mówi, wbrew głosom proroków pesymizmu, przekraczający „progi nadziei” Jan Paweł II.

Kiedyś Prymas Polski kardynał Józef Glemp powiedział: „W tłumie człowiek może się nawrócić, może doznać wielkich przeżyć, pogłębić wiarę, ale nauczyć się życia może tylko w małych zespołach... Nasze parafie ciągle czekają mimo stałej wyczerpującej pracy duszpasterzy na przebudzenie. Czekają na nowe inicjatywy duszpasterskie. Trzeba nam wspólnym wysiłkiem nieustannie odkrywać i rozeznawać wizję Bożą dla Kościoła i parafii. U progu trzeciego tysiąclecia chrześcijaństwa trzeba nam szczegółowego programu nowej ewangelizacji – nowej w swoim zapale, metodach i w swym wyrazie”.

Mamy już sporo doświadczeń. Trzeba się nimi dzielić, nawet jeśli nie zawsze są pozytywne, przecież i na błędach można i trzeba się uczyć. Entuzjazm i zapał jaki ogarniał nas w czasie wszystkich pielgrzymek Ojca Świętego, trzeba przełożyć na język codziennej wytrwałej pracy apostolskiej. Jeden z kapłanów, który miał łaskę pielgrzymowania wraz z Ojcem Świętym po polskiej ziemi powiedział: „Ojciec Święty prowadzi nas w ramiona Kościoła w którym żyje, naucza i działa jedyny Zbawiciel człowieka – Jezus Chrystus”.

 

Przez klęskę do szczęścia

 

Augustyn Pelanowski OSPPE

Prawdziwe szczęście zbliża się do tych, od których oddala się złudne powodzenie.
Opuścić ciało i stanąć w obliczu Pana; być zerwanym jak maleńka gałązka cedrowa z drzewa, z którego dotychczas ciągnęła soki; być jak ziarno, które wrzucone prosto w dół, w ziemię, wyrasta jednak ponad nią, wzbijając się ku niebu. Zanim ziści się to niepojęte przeznaczenie, człowiek boleśnie przeżywa wrzucenie w ziemię, raniące oderwanie od drzewa, dotkliwe opuszczenie tego, co cielesne. Nawet ten świat Bóg stwarzał, odrywając światło od ciemności. Nawet chcąc nas zbawić, wrzucił się jak przeczyste ziarno z nieba w brudną glebę ludzkiego ciała. Nawet w niebo wstępując, oderwał się jak gałązka cedrowa od drzewa ludzkiego rodu. To nie jest łatwe, gdy przychodzi na nas kolej zrealizować ów Boży program, mający na celu wyniesienie naszej natury ludzkiej. Bywa, że oznacza to oderwanie od własnych marzeń opuszczenie pragnień ciała, wyrzucenie z rąk powodzenia. Naiwność musi upaść bardzo nisko, jak ziarno, by wyrosła w drzewo gorczyczne mądrości.

Dopóki jesteśmy na terenie metafor i symboli, niewiele z tego rozumiemy. Jezus tylko swoim uczniom objaśniał wszystkie te sekrety. Dlaczego? Bo trzeba być Jego prawdziwym uczniem, by pojąć, że pozorne niepowodzenie w tym świecie jest tak naprawdę zapowiedzią niepojętego szczęścia nie z tego świata. Kto kurczowo trzyma się wersji udanego życia na ziemi, mógłby poczuć się zraniony oczywistą prawdą, że nic na tym świecie nie jest trwałe i wcześniej czy później wszystko się skończy. Zanim więc ziarno uschnie we wnętrzu dłoni, a gałązka cedrowa zwiędnie na drzewie, albo duch zmarnieje w ciele, oby siła ramienia Boga nas oderwała i obdarzyła NOWĄ SZANSĄ NIEPRZEMIJANIA!

Cóż oznacza, że ziarno musi być wrzucone do ziemi, albo gałązka cedrowa oderwana od drzewa? Może to, że kiedyś zostaniemy porzuceni przez ręce, które nas przytulały, albo oderwani od kochającej rodziny i porwani przez samotność. Kto może się na to zgodzić bez frustracji, gniewu i rozpaczy? Frustracja to nieznośne odczucie pustki po kimś, lub po czymś, albo brak spełnienia, którego spodziewaliśmy się. Być może szukasz męża, albo żony, ale nikt taki ci się nie przydarza. Może ktoś, komu się ufałeś, zdradził cię perfidnie i zostawił, wrzucił cię jak ziarno nic niewarte w glebę smutku. Być może nie masz żadnej sensownej propozycji na spełnienie swych marzeń i aspiracji życiowych. Czy nie to jest właśnie znakiem zwiastującym coś piękniejszego? Gdy nie nadajemy się do tego świata, to do którego świata jesteśmy przeznaczeni? Prawdziwe szczęście zbliża się do tych, od których oddala się złudne powodzenie. Jednak dla kogoś, dla kogo BÓG jest tylko BOZIĄ, oderwanie, wrzucenie, opuszczenie to słowa koszmarne, gdyż poza tym światem nie wyobraża sobie szczęścia i może rzeczywiście bezpieczniej do niego jest mówić w przypowieściach?