32. Niedziela zwykła (B)

publikacja 05.11.2015 11:08

Sześć homilii

Ku bogactwu ducha

ks. Leszek Smoliński

Jezus, który naucza z mocą, krytykuje postępowanie uczonych w Piśmie. Zarzuca im, że działają na pokaz: chcą wyróżniać się przez swój strój, są spragnieni uznania i honorów, ich zarozumiałości towarzyszy chciwość i obłuda. Nie tylko objadają ubogie wdowy, ale również – powierzchownie i fałszywie pobożni – modlą się na pokaz. Przeciwieństwem zachowania uczonych w Piśmie staje się „uboga wdowa”, która stanowi wzór oddania i zaufania Bożej Opatrzności. To ona wykazuje się prawdziwą pobożnością i ofiarnością. Widzi to Jezus, który siedzi naprzeciw ostatniej, tzn. trzynastej skarbony na dziedzińcu, do której wrzucano dobrowolne ofiary na ofiary całopalne. Tak więc kobieta, która wrzuciła do skarbony „wdowi grosz”, przeznaczyła wszystkie swoje pieniądze na kult i chwałę Bożą.

Hojności zasiewu zależy od otwartości serca, a ta z kolei przyczynia się do obfitość zbiorów. I nie chodzi tu o wielkość inwestycji, ale o postawę człowieka, by nie dawać minimalistycznie i na pokaz, i tylko z tego, co nam zbywa. W swoim całkowitym zaufaniu ewangeliczna wdowa jest podobna do Jezusa. Na tym polega prawdziwa pobożność i wiara chrześcijańska. Jak zauważa kard. Karol Wojtyła, „Środki ubogie mają to do siebie, że są w pewien sposób najbogatsze, gdyż głównym środkiem ubogich jest ludzkie serce. Tylko trzeba do niego trafić. Bez tego środka wszystkie bogate środki są ubogie. Przestają działać”.

Słowo Boże wiedzie nas drogą do odkrycia duchowego bogactwa i umacniania go w swoim życiu. Podstawą rozwoju duchowego bogactwa jest żywy kontakt z Trójjedynym Bogiem i realizacja wskazań Kościoła. Na tej drodze pomocą mogą stać się dla nas pouczenia świętych. Św. Ignacy Loyola w słynnych „Ćwiczeniach Duchowych” zwraca uwagę, by żyć i postępować „na większą chwałę Bożą”. Jego inna zasada brzmi „więcej”  i pomaga dojrzewać duchowo, by przechodzić od „muszę” do „chcę”, od tego, co „dobre”, do tego, co „lepsze”; od tego, co „poprawne”, do tego, co „święte”.

Z wewnętrznego bogactwa wypływają, jak w przypadku ubogiej wdowy, starania o chwałę Bożą. Chodzi o świątynię i parafię, potrzeby diecezji i Kościoła powszechnego. Dobra te wymagają jednak ciągłej troski. Możemy włączyć się w te dzieła przez udział w konkretnych pracach (sprzątanie kościoła, porządkowanie cmentarza), jak i ofiary składane na tacę, a przeznaczone na różne potrzeby, zarówno świątyni (opłaty bieżące za prąd, sprzątnie, konserwacja), sal dla grup duszpasterskich, jak i diecezji (zbiórki żywnościowe czy inne akcje „Caritas”, ofiary na seminarium duchowne, cele misyjne). Dbałość o potrzeby parafii odnosi się również do troski o diecezję i cały Kościół. W ten sposób wspieramy nie tylko inicjatywy proboszcza, ale również przedsięwzięcia biskupa diecezjalnego czy samego ojca świętego, pomagamy budować kościoły, szpitale, szkoły w krajach misyjnych. Zawsze najważniejszy jest dar serca, autentyczna opieka duchowa i materialna dla potrzebujących rodzin, a nie danina wynikająca z przymusu czy ponaglania. Taka postawa prowadzi do bogactwa duchowego i przyczynia się do zdobywania świętości.

Refleksja nad... miłością?

Piotr Blachowski

Dzisiejsze czytania zachęcają nas do refleksji nad naszym własnym postępowaniem. Będąc członkami Kościoła, mamy za zadanie dbać o Kościół, czyli również o nas samych. Z drugiej zaś strony nasuwa się pytanie, jak żyć w dobie postępu technicznego, w dobie postępu cywilizacyjnego, a jednocześnie być blisko Boga, blisko bliźnich, blisko samego siebie?

W naszych czasach powszechna jest pogoń za pieniądzem. Źródłem takiego „nerwicowego” dążenia do posiadania jest lęk przed zubożeniem, przed zależnością od innych, przed bezradnością, przed byciem lekceważonym. Jednakże żyć samemu się nie da. Przecież żyjemy wśród ludzi, pracujemy z ludźmi, współistniejemy z nimi, tylko czy rozumiemy ich potrzeby, ich problemy? Czy jesteśmy w stanie ofiarować im siebie, a przez to ofiarować im coś więcej niż przyjaźń, ofiarować miłość bezinteresowną, nie wymagającą rewanżu?

O tym, że jest to możliwe, mówi nam Liturgia Słowa. W Księdze Królewskiej wdowa dzieli się z Eliaszem jedzeniem, a Pan ich wspomaga zawsze pełnym dzbanem mąki na podpłomyki, zaś w Ewangelii inna wdowa daje w świątyni wszystko, co ma. Postawa ubogich wdów – i tej, dzielącej się ostatnim chlebem, i drugiej, wrzucającej do skarbony dwa pieniążki, czyli całe swe utrzymanie – powinna być dla nas przykładem. I nie tyle chodzi tutaj o datki, dary materialne, co o przyczynę tychże darów. W obu przypadkach dar był przejawem miłości do bliźniego, do drugiej osoby.       

Słowa te słyszymy w czasie szczególnym, bowiem razem z dzisiejszą pozostają tylko trzy niedziele poprzedzające najwspanialszy okres oczekiwania – Adwent. Czytania tych niedziel wprowadzają nas duchowo i mentalnie w stan, którym będziemy żyć za niecały miesiąc. To nie Tydzień Miłosierdzia winien zachęcać do bycia miłosiernymi, to nasza wiara i miłość powinny nas takimi uczynić. Spróbujmy się oswoić z darem (bo to jest dar) dawania innym. Tylko co, jak i komu? To trudne pytania, a jeszcze trudniejsze są odpowiedzi.

Powróćmy zatem do początku rozważania. Będąc członkami Kościoła, mamy za zadanie dbać o Kościół, czyli również o nas samych. W jaki sposób? Na to pytanie każdy musi sobie odpowiedzieć sam. Dzisiejsze Słowo Boże, adresowane przez Boga w Trójcy Jedynego właśnie do nas, ułatwia znalezienie odpowiedzi. Wgłębiając się w to Słowo, pomyślmy, co możemy jeszcze zrobić dla innych, dla nas, dla siebie?

Matko Boża, przez Twoje wstawiennictwo prosimy Ducha Świętego o pomoc w zrozumieniu nauk zawartych w Słowie Bożym. Przez Chrystusa, z Chrystusem i w Chrystusie.

Bez grosza przy duszy


Augustyn Pelanowski OSPPE

Oddać ostatni grosz to nie tylko zdać się na kogoś, ale po prostu pozby ć się złudzeń, że jesteśmy cokolwiek warci. Zanim staniemy się bezcenni w Bożych oczach, musimy pozbyć się złudzeń co do tego, że na coś nas stać, albo że jesteśmy lepsi od innych. Czasem trzeba nawet pozbyć się rzeczywistych darów, bo wyrzeczenie jest pomnożeniem. Wdowa z Sarepty, dopóki nie oddała ostatniego podpłomyka Eliaszowi, nie doznała codziennej obfitości mąki i oliwy, z której mogła czynić setki podpłomyków.

Arogancja ducha objawia się również w tym, że oczekujemy efektów w swoim postępie duchowym. Jezus powiedział do św. Katarzyny Sieneńskiej: „Czy wiesz, Córko moja, Kto Ja Jestem? A czy wiesz, kim ty jesteś? Ja Jestem Tym, Który Jestem, a ty jesteś tym, co nie jest. Tym poznaniem osiągniesz zbawienie”. Św. Jan Klimak napisał, że pyszni z powodu wielkiego pragnienia doznawania czci i szacunku i przywiązania do pochwał udają nieraz to, czego nie mają, na przykład wyższość intelektualną, erudycję, chwalą się dziełami, których nie dokonali, znajomościami słynnych ludzi, zaletami ducha i sumienia, majątkiem, pięknem ciała. Podobnie ci, którzy mają prawdziwą pokorę, niekiedy zachowują się jakby podobnie i dla większego poniżenia przypisują sobie wady, których nie mają, aby nie doznać szacunku lub uznania, o których dobrze wiedzieli, że są bardziej niebezpiecznymi pokusami niż pokusy zmysłowe. Św. Franciszek specjalnie wszedł gołymi stopami w błoto, brudząc je, byleby nie być zaproszonym na bogatą ucztę.

Dwa pieniążki to naprawdę niewiele, ale nawet tyle trzeba oddać Bogu. W przypowieści o talentach trzeci sługa nie potrafił oddać jednego talentu, choć inni oddali pięć i dwa, i to go właśnie zgubiło. Gdyby św. Albert Chmielowski nie oddał swojego talentu plastycznego Bogu, nie udałoby mu się nigdy odmalować w sumieniach tych, którym pomagał, podobieństwa do Chrystusa. Niekiedy Bóg daje nam talenty po to, byśmy wyrzekając się ich, mogli Mu oddać chwałę, a to coś wspanialszego niż zdobyć chwałę dla siebie! Wszystko, co jest w nas dobre, jest własnością Boga, sami z siebie nic nie mamy i niczym jesteśmy. „Czuwajmy, troszczmy się o drobiazgowe wady, dopóki są drobiazgami, ażeby nie urosły. I świętość, i grzech zaczyna się od rzeczy małych, a zdąża do większych i bądź dobrych, bądź złych” (św. Doroteusz).

Gdy już jesteśmy pokornie pozbawieni wszystkiego, stajemy przed ostatnią pokusą: podziwu za naszą pokorę i ubóstwo. „Pragnąć pochwał za pokorę nie jest cnotą, lecz przewrotnością i zniszczeniem pokory” – głosi święty Bernard. Wdowa została bez grosza, ta z Sarepty w pewnej chwili też już nie miała nawet garści mąki i nawet kropli oliwy. To jest moment przełomowy w życiu duchowym. Ogołocenie. Takiego samego dokonał Jezus, oddając ostatnią kroplę krwi za każdego z nas. Oddał też swoją chwałę, gdy został osądzony i uznany za najgorszego bluźniercę i opętanego. Nie walczył o swój prestiż. „Nie sądź, że postąpiłeś w dobrym, jeśli nie uważasz się za najgorszego ze wszystkich” (św. Tomasz ŕ Kempis).

Między prawdziwą i fałszywą pobożnością


ks. Stanisław Grzybek

Ona wrzuciła wszystko co miała, całe swe utrzymanie (Mk 12, 44)

1. Bardzo często Jezus mówił do uczniów, do faryzeuszów i do słuchających Go rzesz żydowskich: „Nie ten, który mi mówi Panie, Panie wejdzie do Królestwa niebieskiego, ale ten, który czyni wolę Ojca, który jest w niebiesiech” (Mt 7, 21). Można powiedzieć, że w tym stwierdzeniu zawiera się definicja prawdziwej pobożności. Zwykle określa się ją jako zgodność naszego życia z wiarą. Chrystus wzywał dawniej i wzywa nas także dziś do praktykowania tej, jakże bardzo potrzebnej nam cnoty. W religii swojej nie żąda od nas wielu pięknych słów, kwiecistej mowy, deklaracji naszych przekonań, On zna je wszystkie dobrze, ale żąda od nas ofiarnego chrześcijańskiego życia. Inaczej mówiąc żąda czynów, które by były stwierdzeniem prawdziwości tego, co mówimy.

Faryzeusze swoim życiem zaprzeczali prawdziwej pobożności. Teoretycznie ją zawsze wychwalali, podkreślali publicznie jej zalety, nawoływali do jej praktykowania, ale jak mówi dzisiejsza ewangelia, czynili to wszystko dla pozoru (w. 40). Modlili się, aby ich ludzie widzieli. Praktycznie mówiąc nie było zgodności między tymi, co mówili a tym co czynili. Dlatego Chrystus tak często ganił ich pobożność. W dzisiejszej ewangelii daje nam lekcję na czym teoretycznie i praktycznie powinna opierać się prawdziwa pobożność.

2. Przede wszystkim musi to być pobożność wewnętrzna, zakotwiczona w sercu i wypływająca z potrzeby serca. Religia chrześcijańska bowiem nie polega na zewnętrznych manifestacjach, na uroczystych procesjach, na girlandach wieńców, na naręczach niesionych kwiatów. Wszystko to jest dobre, nawet czasami bardzo dobre, ale to nie stanowi o istocie prawdziwej pobożności. Chrystus tego rodzaju pobożność nazywa pobożnością „na pokaz”.

Praktykowali ją prawie zawsze faryzeusze. Wszystko czynili po to, aby byli widziani przez ludzi. Czasami przyczyną takiej pobożności była ich osobista pycha lub nawet kryła się za nią chęć otrzymania materialnych korzyści. Wspomina o tym niedwuznacznie dzisiejsza ewangelia: „lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów” (w. 39 n). Jakkolwiek dziś ocenimy ich postępowanie trzeba powiedzieć, że powodowała nimi nie chęć uwielbienia Boga, oddania Mu należnej czci, ale osobiste zyski. Intencja ich pobożności nie była szczera. Trudno by taka pobożność mogła spodobać się Bogu. Wiele razy piętnował ją Chrystus, akcentując jedno, że bez wewnętrznej przemiany w człowieku nie może być mowy o autentycznej pobożności.

Dążąc do praktykowania prawdziwej pobożności, zapytajmy samych siebie, jakimi w tym względzie kierujemy się intencjami, albo inaczej jakie naszą pobożność rodzi serce? Chodzi tu przede wszystkim o serce wrażliwe, o serce czułe, serce przede wszystkim kochające Boga. Takie serce zawsze będzie się modliło słowami hymnu św: Ambrożego: „Nie nam Panie, nie nam ale imieniowi Twemu niech będzie chwała”. Niech dla nas w tym względzie naczelną ideę naszej pobożności będą słowa św. Augustyna: „Kiedy się modlicie w hymnach i pieśniach, niech usta wasze wypowiadają to, co mieści się w waszym sercu, czym wy na co dzień żyjecie”. Prawdziwa pobożność zatem wypływa z serca szczerze oddanego Bogu.

3. Musi to być również pobożność poparta całym naszym ż y c i e m. Pobożności chrześcijańskiej nie mierzy się bowiem ilością zmówionych pacierzy, ani długością odprawianych nabożeństw, ale mierzy się ją głębokością naszego serca, mierzy się ją naszą zdolnością do ofiary. Tę klasę pobożności zaprezentowała uboga wdowa z dzisiejszej ewangelii. Chrystus pochwalił jej pobożność publicznie, kiedy wobec swoich uczniów oświadczył: „Zaprawdę powiadam wam, ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, bo... ona dała ze swego niedostatku wszystko, co posiadała, całe swoje utrzymanie” (w. 43 n). Nie chodziło tu Chrystusowi o wielkość ofiary, wobec Boga to nie jest najważniejsze, ale o szczerość intencji. Jej intencją było nade wszystko uwielbić Boga. Dokonała tego skromnym ale jakże znaczącym gestem.

Ile razy dajemy w naszym życiu wyraz naszej przynależności do Chrystusa, ile razy modlimy się, wykonujemy uczynki miłosierdzia, pomyślmy o tym, co nami w tym wypadku powoduje? Co leży w zakamarkach naszego serca? Jakie są nasze najskrytsze myśli i pragnienia? Jeśli czynimy to wszystko z myślą o Bogu, ofiara nasza będzie mile przyjęta. Ale jeśli robimy coś „na pokaz”, pamiętajmy, że za to już tu na ziemi dostaniemy zapłatę. Nie liczmy na wyróżnienie nas przez Chrystusa w niebie.

Na niebo człowiek zarabia tylko i wyłącznie bezinteresownymi czynami. Takich czynów potrzeba nam w życiu jak najwięcej. One są ozdobą nie tylko jednostki, która te czyny wykonuje, ale również dodają blasku i chwały całemu Kościołowi. Im więcej nas te czyny kosztują, im trudniej przychodzi nam je wypełniać, tym są w oczach bożych wartościowsze. Mogą ludzie ich nie uznać, mogą ich nawet nie dostrzec, ale uzna je i dostrzeże Wszechmogący Bóg. On jeden jedyny nas za nie obiektywnie wynagrodzi.

Próbujmy zatem naszą pobożność zsynchronizować z naszym życiem. Próbujmy naśladować w tym względzie świętych Wincentych a Paulo, ojców Bejzymów, braci Albertów i tylu tylu innych, którzy tak wspaniale zapisali się w dziejach naszego Kościoła jako wierni naśladowcy Chrystusa. Próbujmy w pobożności naszej doszukiwać się tych cech, które nas upodobnią do Chrystusa i z nim na zawsze zjednoczą.

4. Niech przykład ubogiej pobożnej wdowy, tak dziś w ewangelii podziwianej przez Chrystusa, otworzy nam szeroko oczy i pozwoli spoglądnąć inaczej na naszą pobożność. Niech to nie będzie pobożność bezmyślna, oparta na rutynie życia, ale niech stanie się pobożnością żywą, pokorną, sięgającą swoimi korzeniami do najgłębszych pokładów ludzkiego serca. Taka pobożność, która Bogu przysporzy chwały a nam ludziom przybliży nasze zbawienie. Amen.


(Tekst pochodzi z książki "Wierzcie w Ewangelię. Homilie na rok B" wydanej przez Polskie Towarzystwo Teologiczne)

Miłość Boża jest cudowna!


Noel Quesson

Dzisiaj Pismo święte daje nam przykład dwóch wdów, które ofiarują wszystko... są one obrazem Boga: w ofierze krzyża. Jezus przecież dał swoje życie, raz na zawsze, mówi nam List do Hebrajczyków. Przypomnijmy sobie, że w ostatnią niedzielę Jezus powtórzył nam SHeMa Israel z tym samym wymaganiem miłości: „Będziesz miłował Pana Boga całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem” (Mk 12,30). To słowo CAŁY, powtarza nam dzisiaj Ewangelia.

„Nie lękaj się! Ofiaruj wszystko!” (1 Krl 17,10-16)

Piękna historia ubogiej wdowy z Sarepty ukazuje nam po raz kolejny, doniosłosłość ciągłości Starego Testamentu w porównaniu z ostatecznym objawieniem w Nowym Testamencie. Jezus zresztą podkreśla tę piękną historię: „Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza... a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej” (Łk 4,25). W czym dokładnie owa wdowa jest przykładem? Otóż jak wdowa z Ewangelii ofiarowała wszystko! Chodzi więc o posłuszeństwo, które wiedzie aż do kwestii życia lub śmierci. Prorok żąda od wdowy tego, co jej pozostało, „odrobiny mąki i trochę oliwy”. Tylko Bóg ma prawo dać tak krańcowy rozkaz. A Bóg doskonale wie, jak niesłychanie trudno być posłusznym takiemu nakazowi, stąd rozpoczyna mówiąc „Nie bój się!” To zwykła formuła w Piśmie św., przez którą Bóg dodaje odwagi każdemu, kogo przeraża spotkanie z tym co święte, Boskie, z transcendencją Boga. Uboga wdowa, która zresztą pogodziła się ze swoją rozpaczliwą sytuacją, uspokaja się i ufa, przez co staje się wzorem WIARY. Ofiaruje wszystko! Ryzykuje swoje życie i życia swojego syna. Przedstawiwszy w ten sposób całkowite, heroiczne posłuszeństwo, na drugim miejscu, pamiętajmy o tym, Bóg obiecuje nadmiar obfitości: zapasy wdowy zostaną pomnożone. To główna myśl Ewangelii: „Nikt nie wyrzeka się drogich rzeczy z powodu Królestwa, by nie otrzymał stokroć więcej”. To również zasada paschalna: „Kto umiera dla Boga, zmartwychwstanie”.

Ona oddała wszystko, co miała całe swe utrzymanie (Mk 12,38-44)

Historyjka pozornie bez znaczenia, w istocie opowiadanie o wdowie, która wrzuciła „dwa pieniążki” do skarbony świątyni, jest punktem kulminacyjnym Ewangelii. Ta uboga wdowa jest ostatnią osobą, którą Jezus spotyka przed rozpoczęciem mowy o końcu świata i tuż przed swoją męką. Jezus podkreśla, że owa kobieta nie ofiarowała tego, „co jej zbywało”, ale „wszystko, co miała, całe swe utrzymanie”. Jeśli byśmy przetłumaczyli dosłownie tekst grecki... brzmiałby: „ofiarowała całe swe życie”. Uboga kobieta jest obrazem Boga... który daje wszystko! „Bóg będąc bogatym, dla was stał się ubogim, aby was... ubogacić” - ośmiela się pisać święty Paweł (2 Kor 8,9). Miejmy w pamięci drugie stwierdzenie: „Jezus istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być z Bogiem, lecz ogołocił samego siebie” (Flp 2,5). I jeszcze: „Nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J 15,13). Tak, Bóg jest podobny do tej kobiety: nie kalkuluje... daje wszystko... Ponieważ Bóg jest miłością.

Czyn wdowy z Ewangelii idzie nawet dalej niż tej ze Starego Testamentu. Żadne słowo nie zostało zamienione między nią a Jezusem. Ofiaruje swój dar spontanicznie, nikt ją o to nie prosi. A ponadto Jezus w przeciwieństwie do Eliasza, nie obiecuje jej rekompensaty tego gestu. To dar całkowity, absolutny!

Jezus „jeden raz” wylał krew aż do ostatniej kropli (Hbr 9,24-28)

Drugie czytanie nabiera ogromnej głębi, jeśli czyta się je w świetle innych tekstów. Arcykapłan izraelski „ofiarowywał Bogu krew, która nie jest jego". Jezus wylał ją raz za wszystkich, aż do ostatniej kropli. „Umiłowawszy swoich, którzy byli na świecie, do końca ich umiłował” (J 13,1). Hans Urs von Balthazar dodaje: „Poza darem, który sam Jezus daje z siebie, widzimy ofiarę Ojca i możemy ją porównać do tej, jaką złożyła wdowa z Ewangelii. On także wrzucił do skarbony ofiarnej to, co było Mu najdroższe... „Tak Bóg umiłował świat, że Syna Swego Jednorodzonego dał...” (J 3,16).

Rozważając tę hojność, ten całkowity dar, jakże moglibyśmy zamknąć się w sobie?

Panie, daj nam nowe serce.

(Tekst pochodzi z książki "Cztery myśli na niedziele rok B" wydanej przez Wydawnictwo Archidiecezji Warszawskiej)

Bogactwo ubogich
o. Augustyn Pelanowski

Bogactwo oddala od Boga, bo nie da się na dłuższą metę służyć Bogu i mamonie

Bóg kocha ubogich. Wdowa z Sarepty żyła w skrajnym ubóstwie, miała już tylko garść mąki i trochę oliwy, zbierała drwa, by upiec sobie i dziecku ostatni posiłek, gdy przyszedł do niej Eliasz i poprosił o poczęstunek. Podzieliła się z nim, a każdego dnia pokarm się mnożył. W krytycznym momencie, gdy jej syn zachorował i umarł, Eliasz wskrzesił chłopaka. Czytając o tym, jesteśmy skłonni podejrzewać, że albo jest to zmyślona historia, albo jakaś alegoria. Tak nie jest. Tak było naprawdę. Bóg wynagradza nie tylko ubóstwo, ale też jałmużnę. Czy może być większe szczęście dla samotnej matki, niż wskrzeszenie syna? Czy jakieś bogactwo mogłoby jej zrekompensować śmierć dziecka?

To przedziwne, ale to właśnie ubodzy potrafią uczyć dzielenia się ostatnim kęsem. Żeby tego dokonać, trzeba mieć wiarę w Opatrzność Boga, czyli w Jego przychylną troskę o człowieka. Bogaty nie ma szans tego doświadczyć. Wiara jest możliwa wtedy, gdy nie mamy żadnego zabezpieczenia oprócz ufności, które pokładamy w dobroci Boga. W języku hebrajskim bogaty to ASZER. Tak samo brzmi słowo szczęśliwy. Różnica polega na tym, że słowo BOGATY ma na początku inną literę. SZCZĘŚCIE zaczyna się od ALEF, a BOGATY od AIJN! Jedna litera sprawia, że jednak BOGACTWO nie jest tym samym słowem co SZCZĘŚCIE! Bogactwo jest tylko podobne do szczęścia, ale zamiast nas pozbawiać trosk, staje się powodem kłopotów, często przyczyną cierpienia i zawsze oddala od nas prawdziwych przyjaciół, pozostawiając przy nas interesownych klakierów. Ubóstwo zbliża ludzi w prawdziwych relacjach.

Wdowa, po wskrzeszeniu syna i doświadczeniu obfitości w swej opustoszałej spiżarni, zapewne cieszyła się przyjaźnią z prorokiem, który w pierwszym spotkaniu sprawiał wrażenie żydowskiego włóczęgi. Bogactwo oddala też od Boga, bo nie da się na dłuższą metę służyć Bogu i mamonie. Czy jest możliwe, aby miliarder uniknął wyzysku? Świadomość bycia wyzyskiwaczem potrzebuje zagłuszenia, ucieczki od wyrzutów sumienia. Ktoś taki jest zmuszony oddalać się od prawdy o źródle swej fortuny. Człowiek oddalony od prawdy i swego sumienia przestaje być sobą. Może jest wtedy KIMŚ, ale nie jest SOBĄ!

Bogactwo jest też przyczyną nieufności, wyrzutów sumienia i lęków przed jego stratą. Nieufność i lęk nakazują być podejrzliwymi i nikogo zbyt blisko do siebie nie dopuszczać, dla nikogo nie być kimś bliskim. Bogaty jest tak naprawdę najbardziej osamotnionym człowiekiem. Liczyć na Boga, to jakby liczyć na względy Właściciela Banku, jakim jest wszechświat. Uboga wdowa wrzuciła ostanie dwa pieniążki nie z powodu samobójczej desperacji, ale mając zaufanie do Boga, bo mocno wierzyła w Jego dobroć. Czyż nie lepiej żyć w przyjaźni ze szczodrym Właścicielem skarbony, niż posiadać jedynie dwa grosze? Jezus komentując czyn tej kobiety, podkreślił jej ufne powierzenie Bogu swego utrzymania.