8. Niedziela zwykła A

publikacja 24.05.2008 07:37

Trzy homilie

Przegląd naszych zmartwień


ks. Tomasz Jaklewicz

W Ewangelii dzisiejszej jak refren powracają słowa: „Nie troszczcie się zbytnio”. O życie, o jedzenie i picie, o ciuchy, o jutro. Jako klucz do rozumienia tego tekstu narzuca się słówko „zbytnio”. Przyznam, że nie ufam zbytnio polskim tłumaczeniom Biblii, dlatego zajrzałem do oryginalnego tekstu. I co się okazało? Nie ma tam tego słowa! Jezus wcale nie mówi: „nie troszczcie się zbytnio”, mówi po prostu: „Nie martwcie się”. Trudno dociec, dlaczego tłumacz popularnej „tysiąclatki” złagodził słowa Jezusa. Może wydawały mu się nazbyt szokujące.

Słowo „martwić się” (merimnao) pojawia się w tym krótkim fragmencie aż 5 razy. Zdaniem biblisty Baumerta, słowo to oznacza nie tyle „troszczyć się”, co „brać pod uwagę”, „myśleć o” w znaczeniu „być pochłoniętym” lub „zaabsorbowanym”. Nie dajcie się pochłonąć doczesnym troskom – wzywa Jezus. One oczywiście są i trzeba się z nimi w życiu liczyć, ale materia łatwo przesłania ducha, zasłania nawet samego Boga. Troska o jakość życia staje się obsesyjnie wręcz zawężona do troski o jego materialną stronę. Problem nie tkwi w samej materii, ale raczej w iluzji, że jesteśmy w stanie dzięki naszym zabiegom „zapanować” w pełni nad swoim życiem.

Przypomina się ewangeliczna Marta. Chciała wszystko zrealizować po swojemu. Zapracowana, zagoniona, nie potrafiła cieszyć się spotkaniem z Jezusem. „Marto, Marto, troszczysz się (merimnao) i niepokoisz o wiele, a potrzeba tylko jednego…” – usłyszała trzeźwiące słowa Mistrza. Jezus zaprosił ją do krytycznego przeglądu swoich zmartwień. Tak często wydaje się nam, że wszystko musimy mieć pod kontrolą. Tak bardzo lękamy się kompromitacji. Boimy się, że się nie sprawdzimy. Jak Marta chcemy nawet Boga dopasować do naszych planów. Nasza emocjonalna i duchowa równowaga bywa taka krucha. Pomyślmy tylko, co nas rozwala. Oschła uwaga szefa, nieprzyjemny telefon, sprzęt za kilkanaście tysięcy, który odmawia posłuszeństwa, zupa wylana na nowe spodnie… Oczywiście zawsze winny jest świat, który nie chce uznać naszych wysiłków. Pisze kard. Martini: „Łatwiej zrezygnować z tego, co się posiada, i stać się ubogim, niż zrezygnować z niepokojów i trosk, bo troski są znacznie mocniej związane z naszym »ja« niż jakiekolwiek posiadanie materialne. Nasze troski to wyraz naszych dążeń do tego, żeby nie dać się pogrążyć, wysadzić z siodła, żeby nie odsłonić własnych braków. (…) Nasze troski są tym ostatnim, co posiadamy, tym, od czego najczęściej jesteśmy uzależnieni, oraz tym, co zastawia na nas najbardziej wyrafinowane sidła”. Tylko raz słowo „martwić się” pojawia się w dzisiejszym fragmencie Ewangelii jako pozytywne wezwanie. Mamy martwić się o jedno: o królestwo Boże, czyli o uznanie, że Bóg jest Bogiem. W moim życiu. Czy wierzymy w to, że kto Jego znajdzie, znajdzie wszystko, co potrzebne do życia?

Opatrzność i nasza nadzieja


Ks. Tomasz Horak

Boża Opatrzność
„Czyż życie nie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie? Nie troszczcie się więc zbytnio i nie mówcie: co będziemy jeść? co będziemy pić? czym będziemy się przyodziewać?” Jezus mówił także o ptakach. To powiedzenie utrwaliło się w codziennym języku. Ma negatywny wydźwięk – nieco pogardliwie mówimy o „niebieskich ptakach”, czyli o ludziach, którzy kosztem innych żyją z dnia na dzień. Ale nie o takich ludziach Jezus myślał i mówił. Ptaki – zauważyć to można i na wsi, i w mieście, są pracowite. Ileż musi się nalatać taka jaskółeczka, by wykarmić młode. A bocian – ile kilogramów mięsa musi przynieść do swego podniebnego gniazda. A nawet zwykły wróbel jak bardzo musi się krzątać, by ziarenek i okruszyn starczyło dla niego i piskląt. „Nie sieją ani żną i nie zbierają do spichlerzy” – to prawda. Ale pracują nawet więcej niż większość ludzi.

W naszej tradycji od wieków znane jest pojęcie Bożej Opatrzności. W ewangelii nie znajdziemy tego terminu – ale głębokie przekonanie o obecności Boga w naszym życiu, o Jego zatroskaniu losem świata, o Bożej pomocy jest głębokie w całej Biblii. Ileż psalmów – także ten śpiewany dzisiaj – zrodziło się z wiary w Bożą Opatrzność. Jezus – tych słów także słuchaliśmy przed chwilą – z wielkim żarem mówił o Bożej opiece nad człowiekiem. A wśród świętych postawa bezgranicznego zaufania Bogu we wszystkich sprawach, także tych codziennych, bytowych, jest powszechnie spotykana. Mało tego – święci w rachunek swego życia Bożą pomoc wliczali z całą świadomością i dziecięcą ufnością. I z jakimi skutkami! Dzięki tej wierze i ufności dokonywali rzeczy niemożliwych. I dokonują – bo nie brak i dziś ludzi o tak żywej wierze.

Nasze grzechy
Nasz grzech wobec Bożej Opatrzności ma dwa oblicza. Pierwsze – to nadmierna zapobiegliwość. Drugie oblicze – to lekkomyślne lub nawet przewrotne nadużywanie Bożej pomocy.

Jezus powiedział: „Nie troszczcie się zbytnio”. „Zbytnio” – to słowo ma tu szczególne znaczenie. Bo jednak powinniśmy się troszczyć – jak ptaki, nie szczędząc sił i codziennego trudu. Jak ptaki – od rana do wieczora. Ale nie zamartwiać się, nie krzywdzić innych, nie odkładać wielkich zapasów, środków, skarbów na długie lata. Dlaczego? Przede wszystkim, by nie stać się niewolnikiem tego, co choćby i najuczciwszą pracą zostało zgromadzone. A tak bywa. Więcej mam – bardziej się martwię. A przecież jutro nic się nie kończy, pojutrze i za rok wypracuję środki potrzebne dla mnie, moich bliskich, dla potrzebujących. Wspomnę o jeszcze jednym niebezpieczeństwie. Otóż zbytnia zapobiegliwość o materialne dobra może wykrzywić sumienie człowieka. Uczciwe sposoby mogą nie wystarczać, a pokusa bywa silna. I naciski ze strony innych stają się z czasem coraz większe. To, co miało służyć dobru, zaczyna być skażone złem, grzechem, nieuczciwością. To jedna skrajność.

Druga skrajność i drugie oblicze grzechu przeciw Opatrzności Boga to czekanie, że wszystko spadnie mi gotowe z nieba. Albo od ludzi, których Pan Bóg do mnie pośle. Można się więc zająć sprawami nie wymagającymi wysiłku, niezobowiązującymi, przyjemnymi, błyskotliwymi. Albo można po prostu leniuchować nie przejmując się niczym. Ani ludzie, ani Pan Bóg nie pozwolą mi umrzeć z głodu i zimna.
Gdy tak rozejrzeć się wokoło, to bez trudu można dostrzec i jednych, i drugich – zapracowanych ponad miarę i żyjących kosztem innych. Ale jeśli popatrzyć na samego siebie, to też można dostrzec jedną i drugą pokusę tkwiącą gdzieś tam w naszym wnętrzu. Jedną i drugą – bo choć wydają się sprzeczne, to obie potrafią w nas działać równocześnie. Skutek – to człowiek rozbity, niesłowny, niewiarygodny, nieuczciwy, często egoista.

Nadzieja
Jak w tym wszystkim ma odnaleźć się chrześcijanin? Chrześcijanin – a więc ktoś przekonany, że Bóg stał się człowiekiem, aby ludzi wyzwolić od zła, od grzechu, od niewoli wszystkich ziemskich, materialnych i cielesnych uwikłań. Otóż chrześcijanin, a tak po prawdzie każdy człowiek powinien umieć zachować złoty środek. Troszcząc się o wiele, podejmując każdego dnia wysiłek zmierzający do zapewnienia sobie, bliskim i potrzebującym wszystkiego, co potrzebne do godnego życia. Dlatego w całej tej krzątaninie i nieraz pełnej wysiłku pracy musi pamiętać, że „życie znaczy więcej niż pokarm, a ciało więcej niż odzienie”. Musi też pamiętać o nakazie Jezus: „Starajcie się naprzód o królestwo Boga i o Jego Sprawiedliwość”. A więc zarówno w ufności wobec Boga, jak i we własnej zapobiegliwości należy zachować właściwą kolejność celów i hierarchię wartości – na pierwszym miejscu królestwo Boga, a jest nim dobro, sprawiedliwe dobro, na drugim miejscu życie, dopiero potem potrzebne dobra materialne – a reszta w dalszej kolejności. Oczywiście, na co dzień problem bywa bardziej złożony, nieraz trudny, gdy trzeba wartościować i oceniać, co ważniejsze. Ale zasada zawsze obowiązuje ta sama.

I jeszcze jedno ważne spojrzenie na oba tematy: nadzieja. Zbytnio zatroskani – to zwykle ludzie małej nadziei. Przysłowiowe „niebieskie ptaki” – to ludzie fałszywej nadziei. Chrześcijanie powinni być ludźmi prawdziwej nadziei. Nie chodzi o nadzieję, która ogłasza prognozy na temat kiedy będzie lepiej, lub wbrew rozsądkowi powtarza, że „jakoś to będzie”. Chodzi o głębokie, zakorzenione we wierze w Chrystusowe zwycięstwo przekonanie, że warto być dobrym, bo Bóg nie tylko widzi każdy okruch dobra naszych czynów, ale go potrzebuje. Bo przecież bardzo często to my sami jesteśmy narzędziami Bożej Opatrzności. A z drugiej strony patrząc, każdy dobry czyn, nawet najmniejszy, jest naszą odpowiedzią na różnorakie dobro, jakim jesteśmy obsypani. Nawet wtedy, gdy cierpienie nas dotyka. Dlatego nie troskajcie się zbytnio – zachęca nas Jezus. Ale z nadzieją budujcie w sobie i wokół siebie Boże Królestwo dobra i miłości.


Za stroną www.tohorak.opole.opoka.org.pl

Nie troszczcie się zbytnio


Noël Quesson

Istnieje możliwość przejścia obok „dobrej” nowiny, „wspaniałej” nowej Ewangelii, to znaczy można pozostać tylko na zewnątrz bez wnikania w jej treść. To wykrzywienie myśli Jezusa kończy się na obiekcjach tego rodzaju: „Jeśli dobry Bóg karmi małe ptaki, to dlaczego pozostawia miliony głodnych ludzi bez środków do życia?” Albo: „Czyż to nie jest obelgą dla matek rodzin ubogich, którym się mówi, aby nie czyniły zapasów ani nie oczekiwały ubrań od tych, którzy mają ich nadmiar?”

Jeżeli mamy nieco lepsze rozeznanie wartości duchowych i poszanowanie dla Jezusa, będzie dla nas czymś jasnym, że nie to Jezus chciał powiedzieć. To prawda, że Jezus aż sześć razy powtarza: „Nie troszczcie się zbytnio”. Niewątpliwie chce uwolnić nas od tego, co dla nas nie jest dobre. On doskonale wie, że grozi nam niebezpieczeństwo z powodu kłopotów, problemów, trudności, stresu (modne słowo, ponieważ jest to postępująca choroba w świecie bez Boga).

Jaka jest prawdziwa odpowiedź Jezusa? Ale najpierw posłuchajmy, co odpowiedział Stary Testament na aktualne dla wszystkich czasów pytanie.

Krzyk nieszczęśliwych. Bóg na nich czeka jak matka na swe dzieci

Wspominając dawne beztroskie życie, Izajasz wsłuchuje się w tragiczne narzekanie Jerozolimy z czasów siedemdziesięcioletniej niewoli Izraela w Babilonii. Podczas długiego wygnania ci więźniowie wołają do Boga lamentując: „Pan nas opuścił, Pan o nas zapomniał”. Jest to tragiczny krzyk, który powtórzy Jezus na krzyżu w czasie swego poniżenia: „Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił?”
Nie! W Ewangelii Jezus nie chce pouczać nas beztroską, naiwnością. Na ten naturalny krzyk zrozpaczonych odpowiedział już Bóg w Starym Przymierzu: „Czy może matka zapomnieć o swym dziecku? I nie kochać syna swego łona?” W encyklice o roli kobiety Jan Paweł II mówi, że miłosierdzie Boga ma coś z kobiecości, macierzyństwa. Hebrajskie słowo „rahamin”, które tłumaczy się jako „miłosierdzie”, oznacza także „żywot”, „łono”.

Bóg jest moim zbawieniem, moją skałą, mocą i ucieczką (Ps 62)

To, co powiedział Izajasz i co powie Jezus, jest podsumowane w Psalmie 62. Aby wyrazić swoją niezachwianą ufność w Bogu, „modlący się” w Starym Testamencie szeptali rodzaj litanii powtarzanych obrazów: „Boże mój, jesteś moim wytchnieniem, zbawieniem, skałą, mocą, chwałą, ucieczką... pokładam ufność w Tobie”. Jeżeli macie chwile załamania, powtarzajcie z ufnością tę modlitwę. Ona uspokoi was w waszych trudnościach i obdarzy tajemniczym pokojem. Zapełni miejsce pogłębiających się depresji... środków nasennych, narkotyków.

Macie wybór dwóch panów: służyć Bogu lub Mamonie (Mt 6,24)

Dzisiaj kończymy lekturę Kazania na Górze. Propozycje Jezusa nie mogą być zrozumiałe bez kontekstu kulturowego i religijnego profetycznej nauki Izraela i poza jego modlitwą... Jezus przyszedł „wypełnić", a nie „zmienić", jak to wielokrotnie zaznaczył w pierwszej mowie.

Jak zmniejszyć albo ograniczyć nasze „bardzo wielkie kłopoty”? Czy jesteśmy gotowi usłyszeć, że to On przychodzi dać nam odpowiedź? I co robimy, aby podnieść się z naszego przygnębienia?

Nie możecie być sługami dwóch panów: Boga i Mamony

Przykłada się wagę do ważnych wiadomości: słuchaj radia, oglądaj telewizję, patrz na spustoszenie, jakie sprawia bóg-pieniądz. Złoty cielec jest ciągle na czele - śpiewa Gounod w swoim Fauście. Tak, szatan jest doskonałym insynuatorem, mocnym w tej „tajemnicy”, w winie, w blasku pieniądza, w narkotykach, we „wszechmocnym pieniądzu"... Wybierajcie swego nauczyciela - mówi Jezus. Nie uspokoicie się w waszych sytuacjach nerwowych, jeśli zostaniecie niewolnikami tego „dobrego sługi”, którym jest pieniądz!

Wasz Ojciec niebieski wie, czego wam potrzeba

Przyjmij radę Izajasza i Psalmu zachęcającą do złożenia „ufności” w Bogu. „Jeśliby nawet kobieta zapomniała o synu swego łona, Ja nigdy nie zapomnę o tobie — mówi Pan wszechmogący”. „Nie mam innego spoczynku, jak tylko w Bogu samym”.

Szukajcie najpierw królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a reszta będzie wam dana

Istnieje pewien sposób deformowania Ewangelii, mianowicie przez usprawiedliwianie beztroski i przez lenistwo. W programie ŚWIĘTOŚCI, jaki kreśli Jezus, nie ma nad to nic gorszego. Jezus nie jest dobrotliwym nauczycielem, chociaż jest rozkochany w Bogu. Jest „zatroskany” aż do ostatniej kropli krwi w zbawczym planie swego Ojca! Jeśli chcielibyśmy podsumować dzisiejszą Ewangelię, to trzeba by bez wątpienia powiedzieć: Bądźcie zatroskani o królestwo Boże, a to zachowa was od takich kłopotów, które prowadzą do utraty pokoju i szczęścia! Ponadto Jezus dodaje z prawdziwym wyczuciem pedagogicznym i leczniczym: „Odrzućcie z serca kłopoty i troski każdego dnia... i nie troszczcie się o jutro, które być może nie nadejdzie!” On chce nam powiedzieć: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. Dziękuję, Jezu! Jak dobrą nowiną jest Twoja Ewangelia!

(tekst pochodzi z książki "Cztery myśli na niedziele rok A")