21.04.2010

Cóż z tego, że Jezus otwarł niebo, a tym samym umożliwił nam zobaczenie Boga, skoro ta prawda nie wyzwala w nas radości i tęsknoty za Nim.

„To bowiem jest wolą Ojca mego, aby każdy, kto widzi Syna i wierzy w Niego, miał życie wieczne. A ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym.” J 6,40

Przywykliśmy już do faktu zmartwychwstania tak bardzo, że rzadko zastanawiamy się nad tym, co to wydarzenie wniosło w nasze życie. Cóż z tego, że Jezus otwarł niebo, a tym samym umożliwił nam zobaczenie Boga, skoro ta prawda nie wyzwala w nas radości i tęsknoty za Nim. Cóż z tego, że pokonując śmierć wyzwolił z niej również nas, skoro nie żyjemy nadzieją zmartwychwstania. Śpiewamy radosne Alleluja, mówimy o życiu wiecznym, ale czy ta prawda wpływa na nasze postępowanie? Czy nie żyjemy tak, jakby to ziemskie życie było celem samym w sobie? Czy nie zatrzymujemy się jedynie na zewnętrznym świętowaniu prawdy, która dała nadzieję na szczęście wieczne, na wieczną radość? Czy jesteśmy wdzięczni za to wydarzenie?

Żyć nadzieją na swoje własne zmartwychwstanie to przylgnąć do Jezusa i odważnie przyznawać się do Niego. Wyznawać wiarę tam, gdzie mieszkam, żyję i pracuję. To ufać, że On chce dla mnie jak najlepiej, że tęskni za mną i pragnie spotkać się ze mną w wieczności, by już bez końca tam obdarzać mnie swoją miłością.