17.07.2010

Czy dociekając swojej własnej sprawiedliwości, nie patrząc na skutki, brnę dalej tylko po to, by osiągnąć swój cel?

Po powrocie ze szpitala, gdzie leżała kilka miesięcy, czuła, że coś się między nimi zmieniło. Wieczorne telefoniczne rozmowy prowadzone ściszonym głosem, nagłe wyjścia. Była zaniepokojona coraz bardziej. W końcu powiedział jej, że zdradził ją podczas jej choroby. Tłumaczył, że sprawa jest zakończona i że bardzo żałuje. Miał poczucie winy, bo wiedział, że już nic nie będzie takie samo jak było wcześniej. Ona zraniona, oszukana wyrzuciła go z domu. Potem wysłała list do męża owej koleżanki, by lepiej pilnował swojej żony. Po jakimś czasie zadzwonił telefon – zadzwonił do niej raz jeszcze, by powiedzieć, że Anka popełniła samobójstwo. Czy zawsze cel uświęca środki?

Faryzeusze chcieli pochwycić Jezusa na jakiejś nieścisłości, można rzec, że szukali na niego „haka”. Po co? Pragnęli Go zgładzić, bo był dla nich niewygodny. Obawiali się, że pociągnie za sobą wielu ludzi. Nie pasował do ich wizji Mesjasza, poza tym często ich krytykował. Żeby zatuszować swoje prawdziwe motywacje, chcieli zdobyć dowody dla poparcia tego, że robią to w imię sprawiedliwości.  A Jezus przeciwstawia tym działaniom słowa proroka Izajasza: „Nie będzie się spierał ani krzyczał (…)Trzciny zgniecionej nie złamie ani knota tlejącego nie dogasi, aż zwycięsko sąd przeprowadzi.”  Mt 12,. Do której postawy jest mi bliżej? Czy dociekając swojej własnej sprawiedliwości, nie patrząc na skutki, brnę dalej tylko po to, by osiągnąć swój cel? Czy też próbuję rozeznać sytuację, by nikogo nie zranić swoim osądem czy też podjętym działaniem?