01.08.2010

Na końcu życia zostaniemy zupełnie sami, totalnie ogołoceni. I nieważny będzie nasz wygląd, ilość ukończonych uczelni, poznanych ludzi, zgromadzonych dóbr.

Zadajcie więc śmierć temu, co jest przyziemne w waszych członkach: rozpuście, nieczystości, lubieżności, złej żądzy i chciwości, bo ona jest bałwochwalstwem (Kol 3,5)

Stąd bierze się ten ogromny smutek i niepokój w duszy człowieka, który zagłusza się seksem, gromadzeniem wszelakich dóbr, przesadną troską o ciało, o zdrowie: życie człowieka nie należy do niego. Człowiek naprawdę tylko niewiele potrzebuje, by żyć: musi oddychać, trochę pić i trochę jeść. I ten minimalizm się człowiekowi nie podoba, bo przecież we własnych oczach jest wart dużo więcej. Ale jak o własnej wartości przekonać innych? I zaczyna się rywalizacja, kto ma więcej (władzy, pieniędzy, domów, ważnych znajomych), kto piękniej i młodziej wygląda, kto więcej wie, kto więcej potrafi i może załatwić. Pól rywalizacji jest mnóstwo.
Ale to nic nie pomoże. Na końcu życia zostaniemy zupełnie sami, totalnie ogołoceni. I nieważny będzie nasz wygląd, ilość ukończonych uczelni, poznanych ludzi, zgromadzonych dóbr. Staniemy przed jedynym i prawdziwym Bogiem i zdamy rachunek z tego, komu całe życie służyliśmy. Ile było w naszych czynach, słowach i myślach wychwalania i służenia różnym bałwanom (gdy często bałwanem jestem ja sam dla siebie), a ile było w nich wychwalania i służenia Bogu.