13.01.2011

Można nie uwierzyć mimo znaków. Można nie uwierzyć własnym oczom i własnym uszom. Można odrzucić nawet głos serca, uczynić je bezwzględnym, nieprzepuszczalnym dla Boga.

Nie wierzę, potrzebuję cudu. Potrzebuję pewności. A gdy go ujrzę, pytam czy to był cud czy złudzenie? Właściwie…

Choćby umarli powstali, nie uwierzą – mówi gorzko na innym miejscu Ewangelia. I ma rację. Można nie uwierzyć mimo znaków. Można nie uwierzyć własnym oczom i własnym uszom. Można odrzucić nawet głos serca, uczynić je bezwzględnym, nieprzepuszczalnym dla Boga.

Można mieć przewrotne serce niewiary… Jego przyczyna jest jedna: grzech. Grzech, który ukochaliśmy tak bardzo, że nie chcemy odrzucić. Dla spokoju sumienia zatem zło nazywamy dobrem, a dobro złem. Albo przynajmniej poddajemy je w wątpliwość.

Powiedziałem: «Są ludem o sercu błądzącym i moich dróg nie znają». Przeto przysiągłem w gniewie, że nie wejdą do mojej krainy spoczynku – woła ze smutkiem Bóg.

I będzie wołał. Będzie uderzał w mur naszego serca słowem, obrazem, wydarzeniem. Wszystko po to, byśmy zechcieli zobaczyć swój trąd i zawołać: Jeśli chcesz możesz mnie oczyścić.

By z radością i ulgą (nie jest wolą Boga, by ktokolwiek zaginął) mógł powiedzieć: Chcę, bądź oczyszczony.