03.03.2011

Syn Tymeusza zadziwia. Nie tylko wiarą, że ten, o którym słyszał, może go uzdrowić. Zadziwia gotowością na zmianę. Na wysiłek.

- Po co mnie wołałaś? Czego ode mnie oczekujesz? – pyta Jezus. Czego może oczekiwać żebrak – można zapytać. Wiadomo przecież: żeby przeżyć potrzebuje pomocy. Bardzo wymiernej pomocy. Konkretu. Pieniędzy, chleba, okrycia chroniącego przed chłodem nocy… Takie były oczekiwania wielu ludzi, których kiedyś spotkaliśmy. Łatwo sobie wyobrazić, że takie byłyby nasze oczekiwania, gdybyśmy znaleźli się w jego sytuacji. Przede wszystkim przeżyć. I przecież nie ma w tym nic złego.

Syn Tymeusza zadziwia. Nie tylko wiarą, że ten, o którym słyszał, może go uzdrowić. Zadziwia gotowością na zmianę. Na wysiłek. Zdrowe oczy przecież nie nakarmią. Nad zdrowym nikt się nie ulituje, nie da chleba, pieniędzy, płaszcza. W pewnym sensie zdrowie jest groźne. A jednak Bartymeusz biegnie do Jezusa i chce tylko tego jednego. Widzieć. Chce naprawdę, całym sobą, bez wahania.

Jezus żyje. Przechodzi codziennie. Jego moc nie osłabła. Wołam za nim: ulituj się. Ale gdy pyta, co chcę, by mi uczynił, milknę. Ze zdrowymi oczami nie będzie już wymówki, by iść daleko…