29.05.2011

Niezgoda

„Dlaczego dawni mnisi gdzieś w rogach swoich ilustracji rysowali stojących na głowie błaznów?” – pytał retorycznie rekolekcjonista. „Bo chcieli choć kawałka normalnego życia, jak to mówią niby znawcy sztuki? Nie".

„Dlaczego dawni mnisi gdzieś w rogach swoich ilustracji rysowali stojących na głowie błaznów?” – pytał retorycznie rekolekcjonista. „Bo chcieli choć kawałka normalnego życia, jak to mówią niby znawcy sztuki? Nie. Chodziło o to, by przypomnieć, że zadaniem mnicha jest stawianie świata na głowie”.

Ładnie powiedziane. Stawiać świata na głowie. Być wiecznym rewolucjonistą, który nie zgadza się – nie, nie na wszystko, ale tylko na to, co nie jest zgodne z Ewangelią. Choć wszyscy wokół dawno już się do tego przyzwyczaili i nie widza w sprawie żadnego zła.

A Ewangelia dzisiejszego dnia jest wymagająca. „Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przyka­zania”. Jakie? Dziesięć wskazań dekalogu? Bynajmniej. Macie się miłować, jak Ja was umiłowałem – mówi Jezus. „Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” – przypomina gdzie indziej. A podczas Ostatniej Wieczerzy powie, że przełożeni powinni swoim podwładnym umywać nogi. Łatwo mówić na kazaniach czy na spotkaniach w kręgu biblijnym, że tak powinno być. Trudniej odrzucić utarte nawyki, przyzwyczajenia, konwenanse i naprawdę uznać, że trzeba inaczej.

Ale dopiero wtedy Jezus spełnia swoja obietnicę. Innego Pocieszyciela – Ducha Świętego. Obietnicę ciągłej zażyłej przyjaźni z Nim samym. Obietnicę miłości Ojca.