• Minerwa
    28.11.2017 11:43
    Minerwa
    Dzieci są nie tylko "sympatyczne", są dla przeżywania Adwentu cholernie potrzebne, i nie ma to nic wspólnego z emocjami. Ilu dorosłych ludzi nie ruszyłoby się o świcie, gdyby nie konieczność chodzenia z dzieckiem? W zeszłym roku młoda mnie regularnie zachwyciła. Mnie się nie chciało wyleźć spod kołdry, a ona wstawała, ubierała się, i nie było dnia, żeby się jej nie chciało. Leciałam po ciemku za jej lampionem jak za słupem ognistym, mełłam w zębach jakieś inwektywy pod adresem dzikiego świtu i własnej głupoty (bo kto mi wczoraj bronił wcześniej iść spać, kto?), ale jak już doleciałyśmy do kościoła, tam był mrok, i zapach wosku, i Tajemnica. Był Chrystus, i wszystko inne przestawało mieć znaczenie. Kurczę pieczone! Gdyby nie ten dzieciak, żadna siła żadna burza nie ściągnęłaby mnie tam! I jak podejrzewam sporo innych dorosłych ludzi.
  • Minerwa
    28.11.2017 11:47
    Minerwa
    P.S. Dlatego szanujmy i doceniajmy dzieciaki. Dają nam, starym koniom, lekcję wiary. One tam idą, bo chcą wziąć udział w Wielkim Czekaniu. I zmuszają nas, dorosłych leni, żeby nam też się chciało.
    • G.
      28.11.2017 12:42
      Piękne to, co napisała Minerwa. I takim normalnym, ludzkim językiem. Więcej tego! :) Dziękuję w imieniu wszystkich, których to pokrzepi, zachęci i doda sił.
  • Ojciec
    28.11.2017 14:56
    Potwierdzam, dzięki czwórce moich dzieci odzyskałem adwent. Na początku chodziliśmy z Żoną na zmianę. teraz dzieci już nie chodzą bo godzina za późna (6.30) i nie dały by rady dojechać na uczelnię. A ja z Żoną chodzę. I nie mogę się już doczekać kiedy się zacznie. Obecnie na 7000 ludzi w parafii, 2800 chodzących na msze, na roraty przychodzi 270 osób
  • Bezimienny
    28.11.2017 15:16
    Bezimienny
    Oj ludzie ludzie... Przecież nie chodzi o to, by Adwent zabrać dzieciom, ale by był to też czas dla dorosłych. I to nie dorosłych prowadzących do Kościoła dzieci i patrzących na wszystko z boku, ale dorosłych, dla których ten czas jest ważny też dla nich. Niezależnie od tego co robią ich dzieci. I czy je mają czy nie.
  • Minerwa
    28.11.2017 21:36
    Minerwa
    Znowu protestuję :) A kto nam każe stać z boku? Przeciwnie wprost, dla mnie to były regularne rekolekcje. Nie można przez iks dni zasuwać do kościoła dzikim świtem, żeby to człowieka nie przemieniło. Nie zbliżyło do Boga. Jakże miałabym stać z boku, kiedy On sam miał dla mnie miejsce w pierwszej ławce? Ale to było możliwe, kiedy dałam się wyciągnąć z domu :) zeszłoroczny Adwent zaowocował dla mnie porządnym nawróceniem i... odkryciem, że.
  • Minerwa
    28.11.2017 21:38
    Minerwa
    Odkryciem, że nie tylko my, rodzice uczymy dziecko wiary, ono nas też. Swo
  • Bezimienny
    01.12.2017 12:01
    Bezimienny
    Nie o to chodzi, że przy okazji pójścia z dzieckiem na roraty samemu nie można skorzystać. Chodzi o to, by nie traktować Adwentu czy rorat jako sprawy tylko dla dzieci.

    Nie mam dzieci (nad czym boleję). Jeśli roraty stają się msza dla dzieci, ja się na niej nie tylko nudzę. Jestem wręcz zdegustowany tym wszystkim co słyszę. U mnie w parafii był (bo nie wiem czy jest, omijam msze dla dzieci szerokim łukiem) zwyczaj, ze się z dziećmi rozmawia. Odpowiedzi dzieci zasadniczo na poziomie, że czerwone z rudą kitą skaczące po drzewach to powinna być wiewiórka, ale jak pyta ksiądz na Mszy, to na pewno będzie to Pan Jezus. Przepraszam, ale to do mnie zupełnie nie trafia. I nie trafia tez nastrój oczekiwania na Boże Narodzenie. Bo Adwent, przynajmniej do połowy, jest poświęcony przygotowaniu na Paruzję, a nie na Boże Narodzenie. O tym są czytania liturgiczne, o tym są pieśni śpiewane podczas rorat. A jak słyszę pytanie dotyczące cieszenia się na święta to mnie skręca. Mniej alergicznie reaguję na figurkę Pana Jezusa konsekwentnie od początku Adwentu schodzącą do stajenki po schodach, ale to kompletnie nie jest to, o co w Adwencie chodzi.

    Nikt Ci Minerwo nie zabrania chodzić z dzieckiem na roraty. Jeśli Ci to coś daje - bardzo dobrze. Ale ja z dzieckiem na roraty nie pójdę bo dziecka nie mam. A jak wszystko jest tam dla dzieci, to znaczy że nie dla mnie. Jestem tam widzem, którego lada moment ktoś zapyta po co w ogóle, on stary koń przyszedł. Tymczasem Adwent jest też dla mnie. I chciałbym być w kościele zauważony jako wierny, nie jako rodzic, który tylko przyszedł przypilnować dziecko
  • Minerwa
    07.12.2017 09:52
    Minerwa
    To wypada jedynie współczuć – takie pożal się Boże duszpasterstwo oczywiście w parafiach się zdarza, i infantylnie prowadzone dialogowane kazanie, i msza, na której rodzice są tylko by „pilnować” dzieci. Nie widzę jednak powodu by nomen omen wylewać dziecko z kąpielą i biorąc patologię za normę oceniać całość przedsięwzięcia według tego, co się widziało, albo – częściej – według tego, co się sobie na dany temat wyobraża. Bo przyznaj, czcigodny Przedmówco, że Twoje opinie o uczestniczeniu dzieci we mszy świętej to nie tylko doświadczenia :)
    U nas roraty prowadzone są według propozycji Gościa Niedzielnego – w tym roku przyglądamy się różnym aspektom postaci świętego Józefa. I rozmowa księdza z dziećmi zmierza do pokazania roli świętego Józefa w historii zbawienia: jako oblubieńca Maryi, przybranego ojca Jezusa, głowy Świętej Rodziny, strażnika Bożych skarbów. To nie jest ple ple o świętach, żłóbku, szopce i Mikołaju. To są bardzo ważne sprawy, znane dzieciom z Pisma Świętego, ale i z własnego doświadczenia rodziny, z tego, kim w domu jest tata. A dla nas, rodziców (którzy nie przychodzimy „pilnować” dzieci, lecz wraz z nimi uczestniczyć we mszy świętej) okazja do refleksji nad historią zbawienia i nad własną rodziną.
    Dzieci mają na roratach mnóstwo roboty – najpierw wprowadzają księdza w procesji na wejście, oświetlając drogę lampionami, później zapalają świece przed ołtarzem, później ze światłem asystują czytaniu Ewangelii – ale nie wydaje mi się, by komuś z dorosłych miało to w czymś przeszkadzać. Tym bardziej, że jest ich garstka. Na mszy o 6.30 było sześcioro, w tym jeden mały ministrant.
    Może więc warto przezwyciężyć „dzieciofobię”, nie zakładać w ciemno, że roraty są tym samym, co niedzielne msze „dla dzieci” (na których, przyznaję, czasem potrafią się dziać rzeczy straszne, zarówno od strony liturgii jak i zachowania, co zresztą wynika głównie z liczby małoletnich uczestników) i że dorosły nic na nich nie skorzysta. Skorzysta, skorzysta. Musi tylko trochę przydeptać własną pychę i zawiesić na chwilę swój protekcjonalny stosunek do tych, których nasz Pan stawiał nam za przykład właściwego przyjęcia Królestwa Bożego.
Dyskusja zakończona.
Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg
« » Marzec 2024
N P W Ś C P S
25 26 27 28 29 1 2
3 4 5 6 7 8 9
10 11 12 13 14 15 16
17 18 19 20 21 22 23
24 25 26 27 28 29 30
31 1 2 3 4 5 6
Pobieranie... Pobieranie...