Wielki Post 2006 - Opowieści na temat

publikacja 02.03.2006 14:47

Większość z tych historii zdarzyło się naprawdę...

NIOSĄCY NADZIEJĘ

Ojciec Bogdana zawsze mówił: „Bóg dał ci dwie ręce, radź sobie”. No i Bogdan pracował rękami, to znaczy ciągle bił, czasami tak, że płynęła krew. Zdarzały mu się nie kontrolowane ataki agresji, kiedy, nie wiedzieć czemu, rzucał się z pięściami na obcych ludzi. Był prostym człowiekiem. Słownik miał ubogi. Kiedy nie umiał wyrazić czegoś słowami, robił to... pięściami. Nie potrafił siedzieć i rozmawiać z ludźmi, nie umiał nawet słuchać. Za to jego - wszyscy słuchali, bo się bali.
Po zawodówce rozpoczął pracę. Większość czasu spędzał w delegacjach. Handlował złotem, kradł. Miał wszystko: pieniądze, dziewczyny, alkohol, posłuch i fart - nigdy nie wpadł. Kumple szli siedzieć, a on zawsze był na wierzchu. Był „szczęśliwy”. Wziął się za poważniejsze sprawy. Napady.
Bogdan lubił muzykę, więc wybrał się na koncert zespołu muzycznego z Kanady. Grali tradycyjną amerykańską muzykę religijną. Przez kilka dni po koncercie nie wychodził z domu. Czuł straszną pustkę wokół siebie. Był samotny jak nigdy.
Któregoś wieczora zapłakał. Płakał pierwszy raz w życiu. Nie zdarzyło mu się to nawet w dzieciństwie, kiedy tłukli go rodzice. Tak zasnął.
Kiedy rano się obudził, poczuł, że tej nocy stało się coś niezwykłego. Jakiś pokój zapanował w jego sercu. Pożyczył Biblię i zaczął czytać. Poszedł do kolegów. Powiedział im, że poznał Chrystusa, że już tak żyć nie będzie i że ich życie też może się zmienić. Mówili, że zwariował, śmiali się, kpili, wytrącali Pismo święte z rąk, poszturchiwali. Czasami jednak słuchali. Koledzy kusili go wódką - odmawiał. Bóg wcale nie kruszył kieliszków w jego rękach, po prostu nie ciągnęło go do alkoholu. To wszystko przyszło bez jego wysiłku.
Z dawnych ofiar przeprosił, kogo mógł. Do niektórych chodził kilka razy. Jeden mężczyzna twierdził, że Bogdan go z kimś pomylił, ale Bogdan dobrze pamięta: szedł za nim do domu i pod drzwiami napadł, pobił i obrabował. Teraz chciał oddać mu te pieniądze, ale ów człowiek ich nie przyjął, dostał więc kieszonkową Ewangelię.
Teraz pracuje w kopalni, mieszka w hotelu robotniczym. Dziwi się postępowaniu ludzi mieszkających w hotelu, bo przecież prawie wszyscy oni chodzą do kościoła.
Większość wolnego czasu spędza „na melinach”, wśród ludzi, którzy są na samym dnie, nie wstają ze swoich barłogów, tylko piją i czekają na śmierć. Kiedyś wpadał tam, żeby się napić, teraz mówi im o Chrystusie. Nie jest misjonarzem - jak podkreśla - tylko sługą, który niesie nieszczęśnikom nadzieję.

oceń artykuł Pobieranie..